Atlantyda Sahary

Dzięki niewolnikom, sieci irygacyjnej i handlowi starożytni Garamantowie wznieśli na libijskiej pustyni miasta i zamki. Kiedy opustoszały, kolejne pokolenia o nich zapominały. Upadek reżimu Kadafiego da szansę naukowcom, by zbadać to zaginione królestwo.

W Mauretanii, na terenie Sahary Zachodniej, badacze zaobserwowali niezwykłą okrągłą strukturę mającą prawie 50 km średnicy. Przypomina gigantyczne miasto złożone z koncentrycznych kręgów – niczym mityczna Atlantyda, opisana przez Platona. Miejsce to nazwano Okiem Sahary. Ale to nie żadna starożytna metropolia, lecz geologiczna struktura, pozostałość po wybuchu wulkanu lub krater powstały po uderzeniu meteorytu. I Platon nigdy nie miałby szans w pełni podziwiać jej piękna, bo to widoczne jest dopiero z góry: na zdjęciach lotniczych i satelitarnych.

Ale Sahara ma swoją „Atlantydę” – w innym miejscu. Dzięki wysokiej rozdzielczości zdjęciom z lotu ptaka udało się odkryć pozostałości zapomnianej starożytnej cywilizacji w prowincji Fazzan w południowo-zachodniej Libii, w gminie Wadi al-Hajat niedaleko stutysięcznego miasta Marzuk. Zespół brytyjskich archeologów z Uniwersytetu w Leicester, badający ten rejon od lat, odkrył tam ponad 100 ufortyfikowanych miejsc z założeniami przypominającymi zamki. Powstały między I a V w. n.e. „To tak, jakby ktoś przyjechał do Anglii i nagle odkrył wszystkie średniowieczne zamki. Za reżimu Kadafiego założenia te nie zostały zauważone i odnotowane” – wyjaśniał mediom w 2011 r. kierownik projektu prof. David Mattingly.

Z budowli tych do dziś zachowały się resztki murów z suszonych cegieł z mułu, a w pobliżu m.in. pozostałości systemów irygacyjnych, kopce grobowe i inne ślady osadnictwa. Choć nie są to tak monumentalne budowle jak związane z Kartagińczykami i Rzymianami pozostałości Leptis Magna czy Sabraty na północy Libii, to i tak zasługują na miano zaginionego i zapomnianego królestwa…

Królestwo rolników i handlarzy

Kto mógł wznieść „zamki” na piaskach Sahary? Zapewne lud, o którym wspominał jeszcze „ojciec historii” Herodot w „Dziejach”, napisanych w V w. p.n.e.: „Od Augila [oaza na Pustyni Libijskiej – przyp. red.] znowu o dziesięć dni marszu odległy jest inny pagórek soli i woda, a są tam liczne owoconośne drzewa daktylowe, podobnie jak przy innych pagórkach. Mieszkają tu ludzie zwani Garamantami, lud bardzo wielki, którzy na sól nawożą ziemię i potem ją obsiewają”. Zdaniem naukowców Garamanci zaczęli tworzyć swoje ośrodki miejskie w I tysiącleciu przed naszą erą. Nic więc dziwnego, że wieści o nich dotarły do greckiego historyka. Słyszał też, że Garamantowie hodują „woły, które pasą się w tył” i „polują na mieszkających w jaskiniach Etiopów” (czyli na czarnoskóre plemiona), choć są wśród nich też tacy, „którzy unikają każdego człowieka i przestawania z kimkolwiek, nie posiadają też żadnej wojennej broni i nie umieją się bronić”.

Rolnicy, handlarze niewolników, nomadzi – taki obraz Garamantów wyłania się z opisu Herodota. „To jest tajemniczy lud. Niewiele o nim wiadomo. Zostały po nich tylko malowidła skalne, ewentualnie inskrypcje pisane ich pismem i systemy sztucznego nawadniania – mówi „Focusowi Historia” Krzysztof Kęciek, historyk specjalizujący się w historii Kartaginy, a więc sąsiada Garamantów. – Byli pośrednikami w handlu znad jeziora Czad. Najpierw sprzedawali złoto, niewolników i kość słoniową Kartagińczykom, potem Rzymianom”.

Niewykluczone, że zależnie od okoliczności Garamantowie albo walczyli z Kartagińczykami, albo byli wykorzystywani jako najemnicy w kartagińskiej armii. Później, za czasów wczesnego Cesarstwa Rzymskiego, ok. 19 r. p.n.e. przeciw Garamantom wyprawił się – jak pisał Pliniusz Starszy w „Historii naturalnej” – prokonsul Lucjusz Korneliusz Balbus Młodszy. Dotarł do oaz właśnie w rejonie Fezzanu. „Garamantowie mieli własne autonomiczne państewko, które zostało wprawdzie podbite przez Rzymian, ale jako państwo klienckie Rzymu przetrwało, i trwało aż do najazdu arabskiego. Jednak tak jak dokładnie nie wiemy, kiedy państwo Garamantów powstało, tak nie wiemy, kiedy przestało istnieć” – podkreśla Krzysztof Kęciek.

 

Figi, wino i miasta

Choć doniesienia brytyjskich badaczy o „zamkach” w piaskach Sahary były dla opinii publicznej wielką sensacją, nie zaskoczyły aż tak bardzo samych naukowców, zajmujących się tematem. Magazyn „Archaeology” w 2004 r. pisał: „Archeologowie odsłonili częściowo ruiny stolicy Garamantów Garamy już w latach sześćdziesiątych. Tyle że do czasu ostatnich badań większość uczonych wciąż myślała o Garamantach jako o niewiele więcej niż pustynnych barbarzyńcach, żyjących w jednym miasteczku, kilku wioskach i porozrzucanych obozowiskach”. Także reżim Kadafiego niespecjalnie był zainteresowany pogłębianiem przez naukowców wiedzy o zamierzchłej cywilizacji, dlatego „zamki” odkryto dopiero niedawno.

Założenia znalezione przez brytyjskich archeologów pochodzą z czasów wpływów rzymskich, jeszcze przed opanowaniem tych terenów przez islam. Zdaniem badaczy około 150 r. n.e. królestwo zajmowało obszar 180 tys. km kw. Garamę zamieszkiwało około 4 tys. mieszkańców. Kolejnych kilka tysięcy żyło w podmiejskich wioskach, rozsianych w obrębie 5 km od centrum stolicy. A były i inne miasta i wsie, całe królestwo mogło liczyć 50–100 tys. mieszkańców. To pierwsze tak duże osiedla na pozbawionych rzek obszarach Sahary. „Garamantowie byli bardzo cywilizowani, mieszkali w dużych ufortyfikowanych osadach, głównie uprawiając ziemię. To było zorganizowane państwo z miastami i wsiami, w którym używano pisma i najnowszych technologii. Garamantowie byli pionierami w tworzeniu oaz i prowadzeniu handlu transsaharyjskiego” – zwracał uwagę prof. Mattingly.

„Garamantowie żyli w uporządkowanych miastach, żywili się lokalnie uprawianymi winogronami, figami, sorgo, roślinami strączkowymi, jęczmieniem i pszenicą, a także takimi luksusowymi towarami z importu jak wino i oliwa” – podkreślano na łamach „Archaeology”.

W odkrytych blisko stu wioskach centralną rolę pełniły ceglane „zamki” (przekątna największego z nich wynosiła ok. 30 m), z których zostały w tej chwili już tylko kopce cegieł, czasem zachowały się kilkumetrowe ściany w miejscu wież, ślady po bramach; niekiedy widoczny jest rozkład komnat. Wokół „zamków” znajdowały się domy (niektóre z własnymi dziedzińcami), magazyny, place itp. Największe z wiosek, wielkości miasteczek, otoczone były murem z wieżami.

To państwo opierało się na dwóch filarach: niewolnikach i nawadnianiu. Niewolników wykorzystywano przy kopaniu studni i tworzeniu sieci irygacyjnej. Dzięki temu Garamantowie mogli uprawiać ziemię, handlować i rozwijać rzemiosło (m.in. zajmowali się wyrobem tkanin i metalurgią), a przede wszystkim: wyżywić swoje rodziny. Królestwo upadło prawdopodobnie dlatego, że zabrakło wody. Rosnące na nią zapotrzebowanie, spowodowane dynamicznym przyrostem naturalnym wśród Garamantów i powiększaniem się miast, przekroczyło możliwości jej pozyskiwania z wód gruntowych. Źródła, wynajdywane przez Garamantów i eksploatowane przy użyciu niewolniczej siły roboczej, wyschły. Po ich wyczerpaniu przyszedł kryzys.

 

Wykopaliska a polityka

Niestety, nie dość że dawny dyktator Muammar Kadafi nigdy poważnie nie zainteresował się spuścizną po Garamantach, to wojna domowa w Libii (która wybuchła w 2011 r.) przegoniła stamtąd naukowców. Tym bardziej że w okolicy pojawiła się Al-Kaida, która wespół z walczącymi o własne państwo Tuaregami (notabene do pewnego stopnia potomkami Garamantów) zdestabilizowała m.in. sąsiednie Mali.

W tej sytuacji burza medialna w sprawie „zamków” na Saharze miała też aspekt polityczny. Prof. Mattingly z nadzieją mówił, że po upadku Kadafiego Libijczycy w końcu będą mogli dowiedzieć się więcej o swojej niedocenianej wcześniej historii, a dzieci w szkołach poznają korzenie sięgające nawet głębiej niż czasy Greków i Rzymian.

Jednak i po wygaszeniu walk w Libii i w Mali okolica nie jest bezpieczna dla naukowców i podróżników. Nie dziwi się temu dr Adam Rybiński, etnolog z Uniwersytetu Warszawskiego. „Nie będzie dużo łatwiej. Niby Al-Kaida pokonana, ale struktury zostały. Kilka lat temu terroryści porwali turystów nawet z południowej Tunezji. Sahara jest terenem niebezpiecznym także z innych względów. W południowej Libii wciąż trwają walki między Arabami a plemieniem Teda. A ja sam spotkałem parę lat temu na północy Mali przemytników jeżdżących z GPS-ami, przewożących narkotyki transportowane z Ameryki Południowej dalej, do Egiptu” – mówi „Focusowi Historia”.

Jego zdaniem Sahara w tej okolicy – niedaleko pogranicza Libii, Nigru i Czadu – może jeszcze kryć niespodzianki, nieznane zagadkowe obiekty. „Wątpię, żeby zostało dużo takich śladów, ale mogły się zachować na uboczu wielkich szlaków. Dla przykładu, kiedyś w Tenere w Nigrze rosło legendarne drzewo, całkiem osamotnione na trasie karawan. Było umieszczane na mapach jako punkt orientacyjny. W latach 70. jakiś pijany libijski kierowca rozbił się o nie autem – na takim pustkowiu! Wydawało się, że to niepowetowana strata. Ale nieoczekiwanie jakiś czas temu odkryto gdzieś niedaleko drugie nieznane dotąd drzewo” – mówi dr Rybiński.

Drzewo to oczywiście nie zamek, ale piaski pustyni nie takie rzeczy przykrywały (vide zasypany kiedyś po szyję Wielki Sfinks z Gizy). Żeby jednak je odkryć, naukowcy muszą wrócić do pracy. „Prace terenowe na razie pozostają w zawieszeniu ze względu na kwestie bezpieczeństwa” – wyjaśnia „Focusowi Historia” szef brytyjskiej ekipy prof. David Mattingly. Zastrzega jednak, że nie oznacza to, że naukowcy odłożyli sprawę zagadkowych budowli Garamantów na półkę. „Kontynuujemy prace nad zdjęciami satelitarnymi i analizę zebranych materiałów, co cały czas przynosi nam nowe istotne informacje” – zapewnia profesor. Na rezultaty tych badań przyjdzie jednak jeszcze poczekać.