Narkotyki i doping w starożytnej Grecji

Wstrząsające współczesnym sportem afery dopingowe nie są niczym nowym. Atleci już w dawnej Grecji próbowali pokonywać ograniczenia ludzkiego ciała za pomocą niedozwolonych metod.

Na początku był doping. Mityczny Ojnomaos notorycznie wygrywał wyścigi rydwanów, zaprzęgając do nich nadzwyczajne konie, które dostał od boga wojny Aresa. Nie były to zresztą zwykłe wyścigi, bo stawką w nich była ręka Hippodamei, córki Ojnomaosa, przypadająca temu, kto pokona jego rącze rumaki boskiego pochodzenia. Ojnomaos za każdym razem doganiał niedoszłych zięciów i zabijał. W ten sposób zginęło dwunastu pretendentów. Dopiero Pelops, syn Tantala, utarł nosa Ojnomaosowi. Nie tylko wygrał z nim wyścig, ale też zabił go i odjechał w siną dal z Hippodameją.

Tę gonitwę ojca – Ojnomaosa – za niedoszłym zięciem – Pelopsem – tradycja grecka uznaje za pierwsze zmagania sportowe w dziejach. Jedno ze starożytnych podań nazywało Pelopsa twórcą igrzysk olimpijskich, a przy jego grobie w Olimpii odbywały się zawody.

Istnieje kilka wersji wydarzeń, które doprowadziły do jego zwycięstwa w wyścigu rydwanów. Według jednej z nich vzakochana Hippodameja poprosiła woźnicę ojca, by wyjął zatyczki z osi kół rydwanu Ojnomaosa, który musiał się przez to wykoleić. Inny przekaz mówi natomiast, że Pelops lepiej karmił konie, które stały się silniejsze niż rumaki rywala.

Doping czy podstęp leżą zatem u zarania igrzysk olimpijskich? Wbrew powszechnej opinii greckie olimpiady nie były zawodami fair play. Dzięki starożytnym przekazom wiemy o stosowaniu przez atletów substancji pozwalających zwiększyć wydolność organizmu. Sofista Filostratos w dziele „Gymnasticos” pisze, że zawodnikom przygotowującym się do rywalizacji olimpijskiej medycy podawali wywar z grzybów lub chleb z przyprawami i wyciągiem z maku, zawierające stymulujące organizm alkaloidy. Pliniusz Młodszy wspominał z kolei w I wieku p.n.e., że sportowcy spożywali wywar roślinny zwiększający ponoć masę mięśniową i tężyznę. Starożytni sportowcy często wykorzystywali również pobudzające właściwości atropiny występującej w korzeniu mandragory. W Grecji powszechnie wierzono również w moc jąder byka i olimpijczyków z pewnością poddawano tej bogatej w testosteron „byczej” kuracji.

Według Andrzeja Pokrywki, dyrektora Instytutu Sportu i specjalisty od dopingu, starożytni zawodnicy nie zdawali sobie sprawy z tego, że robią coś zakazanego. „Znamy opisy diet. Składały się z roślin, które dzisiaj uznalibyśmy za nielegalne. Nie znam świadectw, które dowodziłyby, że istniała wówczas jakaś lista zabronionych substancji” – wyjaśnia Pokrywka. Wyjątkiem było wino. Starożytny lekarz Klaudiusz Galeniusz z Pergamonu wspomina o kontroli dopingowej przed igrzyskami w Tebach. Kapłan stał przy wejściu na stadion i sprawdzał, czy zawodnicy mają „świeży” oddech.

W roku 393 naszej ery chrześcijański cesarz Teodozjusz zakazał olimpiad, uważając je za pogański obyczaj. Masowe imprezy sportowe wróciły na arenę dziejów dopiero w XIX wieku. Wraz z nimi pojawiły się znów substancje stymulujące, które Anglicy zaczęli określać słowem dope, a ich stosowanie nazwali dopingiem.

Końska ślina

Wyraz doping przebył długą drogę, zanim wzbogacił język angielski. Językoznawcy wiążą go ze słowem „dop(e)”, używanym przez południowoafrykańskie plemiona, które nazywały w ten sposób napój alkoholowy pity podczas ceremonii religijnych lub wino ze sfermentowanych skórek winogron, spożywane przed walką przez Zulusów. Burowie przywieźli to określenie do Niderlandów, gdzie funkcjonowało jako nazwa wszystkich napojów odurzających. W 1889 roku hasło doping pojawiło się po raz pierwszy w angielskim słowniku – jako określenie opisujące mieszankę zawierającą opium, podawaną koniom wyścigowym.

Już starożytni Rzymianie karmili wierzchowce stymulantami. W epoce nowożytnej powrócono do tej praktyki. Zachowały się przekazy z końca XVIII wieku o czterech dżokejach skazanych przez sąd w Cambridge na śmierć przez powieszenie za dodawanie koniom wyścigowym do jedzenia pobudzającego arsenu. W XIX wieku faszerowanie koni stymulantami stało się na tyle powszechne, że podjęto próby przeciwdziałania tej praktyce.

 

Pionierem badań antydopingowych u koni był polski farmaceuta Alfons Bukowski z Uniwersytetu Warszawskiego. Obserwując wyścigi na Służewcu, wpadł na pomysł pobierania i badania próbek śliny zwierząt W 1910 roku Bukowski opracował sposób analizy chemicznej śliny pod kątem występowania substancji stymulujących. Metodę Bukowskiego pierwsi wykorzystali organizatorzy gonitw w Wiedniu i Budapeszcie, ograniczając nieco plagę końskiego dopingu w Austro-Węgrzech. Walka z dopingiem ograniczała się w tamtym czasie do zwierząt. Ludzie niekontrolowani przez nikogo zażywali środki, które wraz z postępem medycyny i nauk chemicznych pozwalały zmniejszyć zmęczenie organizmu i uzyskać lepszy wynik.

Maratończycy na amfetaminie

Pierwsza wzmianka o zażyciu stymulantów pojawia się w 1865 roku w związku z wyścigami pływackimi w Amsterdamie. Więcej wiadomo o dopingu stosowanym podczas rowerowego Wyścigu Sześciodniowego w 1879 roku. Kolarze pili wtedy napój zawierający mieszankę sporządzoną na bazie kofeiny i alkoholu, a także przyjmowali cukier zmieszany z eterem i nitroglicerynę, rozszerzającą naczynia krwionośne. Pobudzająca na krótką metę mikstura w dłuższej perspektywie okazała się zabójcza. W 1896 roku umarł na tyfus brytyjski kolarz Artur Liton. Organizm zawodnika był zbyt wycieńczony dopingiem, aby zwalczyć infekcję. Liton należał do podopiecznych trenera Jamesa „Choppy” Warburtona, który aplikował swoim zawodnikom koktajl ze strychniny i arsenu. Szkoleniowiec wykończył w ten sposób prawie wszystkich swoich zawodników, w tym brata Toma, Artura Litona.

Strychnina – środek używany do produkcji trutki na szczury – w niewielkich ilościach pobudza układ oddechowy. Na przełomie XIX i XX wieku zawodnicy popijali strychninę alkoholem i stawali do zawodów. Tak jak Thomas Hicks, pierwszy olimpijczyk, któremu udowodniono doping. Amerykański maratończyk podczas igrzysk w Saint Louis w 1904 roku nie wytrzymywał upału i szybko tracił siły. Na wzmocnienie dostał koktajl z surowego jaja, brandy i strychniny. Na strychninie biegł również Pietro Dorando podczas maratonu na igrzyskach w Londynie w 1908 roku. Kamery filmowe zarejestrowały, jak włoski biegacz słania się na nogach w bramie stadionu olimpijskiego, myli kierunki i dociera do mety podtrzymywany przez sędziów. Rywale złożyli protest i Dorando stracił tytuł. Na pocieszenie Artur Conan Doyle, autor powieści o Sherlocku Holmesie, zafundował zawodnikowi okazały puchar. Wkrótce lekarze stwierdzili w organizmie biegacza strychninę, lecz nie istniały przepisy, które pozwalałyby ukarać sportowca.

Strychninę wypiera po I wojnie światowej kokaina, później pojawia się amfetamina. Substancje te przez dziesięciolecia nie noszą piętna groźnego narkotyku i stosuje się je nagminnie. Dopiero śmierć kolarza Knuda Jensena podczas igrzysk w Rzymie w 1960 roku zmusza MKOl do podjęcia walki z dopingiem. Jensen spadł z roweru podczas jazdy drużynowej na czas na 100 km i umarł na skutek urazu czaszki. Lekarze stwierdzili jednak w jego organizmie obecność amfetaminy, która mogła spowodować omdlenie. W latach 60. następuje cała seria śmierci sportowców na dopingu. W roku 1967 na trasie wyścigu Tour de France kończy życie jadący na „amfie” Tom Simpson. Rok wcześniej organizatorzy wyścigu wprowadzili obowiązkowe testy antydopingowe, ale, jak widać, nie zapobiegły one tragedii.

MKOl jest gotowy do przeprowadzenia pierwszej kontroli antydopingowej w roku 1968. Podczas igrzysk w Meksyku bada 254 próbki pobrane od sportowców w poszukiwaniu śladów niedozwolonych substancji. Pierwszy na stosowaniu dopingu wpada szwedzki pięcioboista Hans-Gunnar Liljenwall, w którego krwi stwierdzono 0,8 promila alkoholu. Większość międzynarodowych federacji sportowych wprowadza w następnych latach badania antydopingowe.

Ciągle udoskonalane metody analityczne zmuszają nieuczciwe ekipy sportowe i koncerny farmaceutyczne do wymyślania wciąż nowych wyrafinowanych sposobów oszukiwania. Do perfekcji sztukę tę opanowały władze Niemieckiej Republiki Demokratycznej, poddając według skromnych szacunków terapiom hormonalnym 10 tysięcy dorosłych sportowców, a także dojrzewających chłopców i dziewczęta. Była to bezpośrednia reakcja na decyzję MKOl, który w 1976 roku wciągnął na listę zakazanych substancji sterydy anaboliczne.

 

Tylko ryba nie bierze

„Biorą wszyscy. Od dawna żaden z medalistów olimpijskich nie był czysty” – to zdanie, wypowiedziane w 1993 roku przez zdyskwalifikowanego mistrza olimpijskiego lekkoatletę Bena Johnsona, wiele mówi o poziomie fair play we współczesnym sporcie. W 2011 roku w 34 akredytowanych laboratoriach WADA (Światowej Agencji Antydopingowej) pobrano od sportowców dyscyplin olimpijskich i nieolimpijskich 243 tysiące próbek. Dwa procent z nich dało pozytywny wynik.

„Większość przypadków dopingu wynika z ignorancji” – uważa dr Jarosław Krzywański z Centralnego Ośrodka Medycyny Sportowej. „Zawodnikami zajmują się osoby nieposiadające odpowiednich kwalifikacji medycznych”. Zdaniem Krzywańskiego bezwzględna walka z dopingiem przynosi jednak efekty. Wprowadzane właśnie do użytku tzw. paszporty biologiczne pozwalają długofalowo kontrolować wskaźniki krwi sportowców.

„Zawodnicy mają teraz świadomość, że przez lata wisi nad nimi miecz Damoklesa i w każdej chwili ich kariera może się zakończyć” – uważa z kolei prof. Jerzy Smorawiński, szef Komisji ds. Zwalczania Dopingu w Sporcie, i zapewnia, że wciąż wierzy w sport bez chemii.