Naukowcy rozwikłali zagadkę Przełęczy Diatłowa. „Hipoteza wytrzymuje każdy kontrargument”

W styczniu 1959 roku grupa dziewięciu młodych wspinaczy z Rosji wyruszyła na Martwą Górę. Nigdy nie powrócili z wędrówki, a ich ciała znaleziono rozrzucone wokół obozowiska. Od 60 lat nie ustają spekulacje, co naprawdę wydarzyło się na zboczu. Teraz po raz pierwszy przeprowadzono w tej sprawie profesjonalne badania naukowe.
Naukowcy rozwikłali zagadkę Przełęczy Diatłowa. „Hipoteza wytrzymuje każdy kontrargument”

Siedmiu mężczyzn i dwie kobiety wyruszyło wspólnie w góry Uralu, i zatrzymało się na zboczu zwanym przez lokalnych mieszkańców Martwą Górą. W śniegu wykopali komorę, w której ustawili namiot, aby przeczekać zamieć przed wyruszeniem w dalszą drogę. Nigdy jednak nie udało im się dotrzeć do celu, a od czasu tragedii miejsce to określa się jako Przełęcz Diatłowa, od nazwiska jednego z uczestników wyprawy. 

Prawie miesiąc zajęło śledczym znalezienie wszystkich dziewięciu ciał rozrzuconych pośród śniegu, drzew i wąwozów Martwej Góry. Niektórzy wspinacze zginęli na wpół ubrani, tylko w skarpetkach i bieliźnie. Niektórzy mieli złamane kości i popękane czaszki, innym brakowało oczu,  a jedna z kobiet straciła język. W namiocie, do połowy zakopanym w śniegu i najwyraźniej rozciętym od wewnątrz, nadal znajdowały się starannie złożone ubrania i na wpół zjedzone zapasy.

Sekcje zwłok wykazały, że wszystkich dziewięciu turystów zmarło z powodu hipotermii. W aktach rosyjskiego śledztwa napisano, że zostali zmuszeni do wyjścia na zimno „pod wpływem nieodpartej siły natury”, ale nigdy nie sprecyzowano, czym ta siła miałaby być. Sprawa rozbudziła ciekawość opinii publicznej na całym świecie i doczekała się teorii takich, jak ingerencja kosmitów, halucynacje po spożyciu środków psychoaktywnych czy ucieczka przed funkcjonariuszami rosyjskiego wywiadu. Niektóre z nich przedstawiono w książkach i filmach. 

Część grupy Diatłowa przed wspinaczką / Fot. domena publiczna

Jednak lawina

Jedną z najczęściej podnoszonych hipotez było zejście lawiny. Jednak obrażenia znalezione u zmarłych, nietypowe miejsce znalezienia ciał, a także ukształtowanie i wygląd terenu w momencie przybycia na miejsce śledczych nie potwierdzały tej tezy. 

Mimo to właśnie na niej swoje badania oparli naukowcy, którzy 28 stycznia opublikowali wyniki swojej pracy w czasopiśmie Nature Communications Earth & Environment. W artykule Johan Gaume i Alexander M. Puzrin dostarczają pierwszego naukowego dowodu na potwierdzenie tej hipotezy. Mała lawina, wywołana w nietypowych warunkach, uderzyła wspinaczy podczas snu, a następnie zmusiła ich do ucieczki z namiotu w zimną, ciemną noc.

Akcja poszukiwawcza / Fot. domena publiczna

– Nie twierdzimy, że udało nam się rozwiązać zagadkę Przełęczy Diatłowa, ponieważ nikt nie przeżył, aby opowiedzieć tę historię. Ale my po raz pierwszy pokazujemy wiarygodność hipotezy lawinowej – mówi Johan Gaume, szef Laboratorium Symulacji Śniegu i Lawin w Szwajcarskim Federalnym Instytucie Technologii w Lozannie.

– Teoria lawiny została skrytykowana z powodu czterech głównych kontrargumentów. Analiza wykazała, że hipoteza lawinowa wytrzymuje każdy z nich – dodaje ekspert. 

Hipotezę lawinową jako najbardziej prawdopodobną wskazano także w dwóch rosyjskich dochodzeniach, które zakończyły się w 2019 i 2020 roku. Stwierdzono, że wspinaczy najprawdopodobniej wypędziła z namiotów lawina płytowa, czyli nietypowa lawina mająca miejsce wtedy, gdy płyta śniegu z powierzchni odrywa się od głębszych pokładów śniegu i zsuwa w dół. W takiej sytuacji śnieg spada w dół w blokowych fragmentach. 

Ta teza nie została zaakceptowana przez opinię publiczną, ponieważ w śledztwie nie dostarczono dowodów naukowych – uznali badacze i przywołali najważniejsze wątpliwości. 

 

Cztery punkty krytyczne 

Pierwszym kontrargumentem przemawiającym przeciwko hipotezie lawinowej jest fakt, że na miejscu nie zauważono śladu lawiny, gdy ratownicy przybyli na miejsce obozowania, co miało miejsce 26 dni po zaginięciu turystów. 

Po drugie – zbocze, na którym wędrowcy zbudowali swój obóz, miało nachylenie mniejsze niż 30 stopni, co jest zwykle uważane za minimalny kąt, pod jakim może wystąpić lawin.

Po trzecie – istnieją dowody na to, że wędrowcy uciekli ze swoich namiotów w środku nocy, co oznacza, że lawina została wywołana kilka godzin po wydarzeniu o najwyższym ryzyku lawinowym. Wydarzeniem tym był moment, kiedy turyści budowali swój obóz – musieli wciąć się w zaśnieżone zbocze, aby rozbić namiot na płaskiej powierzchni. 

I po czwarte – część ze zmarłych odniosła obrażenia głowy i klatki piersiowej, których lawiny zwykle nie powodują.

Pomnik upamiętniający zmarłych wspinaczy / Fot. domena publiczna

W swoim artykule Gaume i Puzrin, badacz z Instytutu Inżynierii Geotechnicznej w Zurychu, przeanalizowali zapisy z 1959, aby odtworzyć warunki środowiskowe i pogodowe, z którymi  najprawdopodobniej mieli do czynienia wspinacze w noc swojej śmierci. Następnie naukowcy wykorzystali cyfrowy model, aby sprawdzić, czy lawina płytowa mogła wystąpić w tych warunkach i prześledzić jej przebieg. 

Naukowcy dowiedzieli się m.in., że nachylenie zbocza w pobliżu obozowiska było w rzeczywistości większe, niż wskazywały poprzednie raporty. Kąt nachylenia wynosił 28 stopni w porównaniu ze średnim kątem nachylenia terenu wynoszącym 23 stopnie. Badacze stwierdzili, że opady śniegu w tygodniach po wypadku mogły „wygładzić” ten kąt sprawiając, że zbocze wydawało się mniejsze. Jednocześnie wielotygodniowe opady śniegu zakryły oznaki zejścia lawiny.  W ten sposób badacze odpierają pierwszą z wątpliwości. 

Druga, mówiąca o minimalnym kącie zejścia lawiny, może być wytłumaczona tym, że przyjęcie normy 30 stopni nie jest „złotą zasadą”, a znane są nawet przypadki lawin na zboczach o nachyleniu zaledwie 15 stopni. W przypadku lawin płytowych kluczowym czynnikiem jest wartość tarcia pomiędzy górną warstwą płyty, a warstwą bazową – czyli górną i dolną warstwą śniegu. Z badań wynika, że podstawa pokrywy śnieżnej na Przełęczy Diatłowa  składała się ze szronu głębinowego lub „cukrowego” – ziarnistego, skrystalizowanego lodu, który często zwiększa ryzyko lawin. Ta ziarnista warstwa mogła umożliwić zejście lawiny płytowej nawet przy nachyleniu 28 stopni.

Model pokazujący zejście lawiny płytowej w obozie Diatłowa / Fot. za Nature Communication

Do rozwikłania zagadki nr 3 naukowcy musieli wykorzystać lawinowe modele komputerowe. Dlaczego lawina zeszła dopiero kilka godzin po tym, jak wspinacze naruszyli śnieżną pokrywę? Badacze twierdzą, że można to wytłumaczyć silnymi wiatrami, które stopniowo nawiewały coraz więcej śniegu na szczyt stoku w pobliżu obozowiska. Na górze panowały wyjątkowo wietrzne warunki, a śnieg mógł gromadzić się nad namiotem od 9,5 do 13,5 godziny, zanim górna płyta ostatecznie ustąpiła i zaczęła spadać – wykazały modele. 

Opóźnienie lawiny oraz charakterystyka lawin płytowych mogą też wyjaśniać charakter obrażeń części turystów. Pęknięte żebra i czaszki bardziej przypominały obrażenia, do jakich dochodzi w wyniku wypadku samochodowego, niż na skutek zetknięcia się z lawiną. W tym przypadku jednak wędrowcy spali, a więc leżeli na drodze lawiny, kiedy ciężkie bloki zmarzniętego śniegu spadły na namiot, miażdżąc go. 
„Dynamiczne symulacje lawin sugerują, że nawet stosunkowo niewielka warstwa śniegu mogła doprowadzić do poważnych, ale nie śmiertelnych obrażeń klatki piersiowej i czaszki, o czym informowano w sekcji zwłok” – napisali naukowcy.

Igor Diatłow kochał górskie wyprawy, miał doświadczenie i był dobrym narciarzem / Fot. domena publiczna

Płaty śniegu spadły na namiot, a ich ciężar mógł doprowadzić do złamań kości u niektórych przebywających w namiocie. Ci, którzy nie doświadczyli poważnych obrażeń, próbowali ratować rannych towarzyszy, odciągając ich jak najdalej od lawiny. Prawdopodobnie próbowali przetrwać noc pod gołym niebem, jednak im się to nie udało. 

– Chociaż ten artykuł nie wyjaśnia każdego aspektu tajemnicy Przełęczy Diatłowa, dostarcza pierwszego naukowego dowodu na to, że przynajmniej jedna popularna hipoteza – hipoteza lawinowa – jest wiarygodna – podsumowali autorzy. 

– Kiedy wędrowcy zdecydowali się uciec do lasu, zaopiekowali się rannymi przyjaciółmi – nikt nie został w tyle. Myślę, że to wspaniała historia o odwadze i przyjaźni w obliczu brutalnej siły natury – powiedział Gaume.