Nie szata zdobi kata

Nazwisko Pierrepoint budzi zarówno szacunek, jak i odrazę. Jedno jest pewne: Henry, Thomas i Albert niewątpliwie ciężko na to zapracowali. W końcu wysłali na tamten świat około 800 osób

W czerwcu 1932 r. Albert Pierrepoint po powrocie z pracy do domu znalazł na kominku list. Kiedy spojrzał na matkę, odwróciła wzrok. Mary Pierrepoint dobrze wiedziała, że wydrukowane na kopercie cztery litery OHMS (On His Majesty’s Service) nie wróżą niczego dobrego. W swoim życiu widziała dziesiątki identycznych przesyłek zaadresowanych do swojego męża. Podczas gdy Mary resztkami sił powstrzymywała się od płaczu, Albert nie mógł opanować radości. Otrzymanie oficjalnego zaproszenia na rozmowę kwalifikacyjną do więzienia Strangeways było spełnieniem jego marzeń.

RZEMIOSŁO DLA ODPORNYCH

Na zdjęciu Albert Pierrepoint ( Fot: East News)

„Zawsze chciałem pana poznać, panie Pierrepoint, ale nie w takich okolicznościach” – wyznał trzynaście lat później skazany za zdradę John Amery. Były to jego ostatnie słowa. Albert kulturalnie uścisnął mu dłoń, po czym obie ręce związał mu za plecami. Następnie bez chwili namysłu przełożył dźwignię. Dzięki pamiętnikom ojca, dobrym radom wuja i własnemu doświadczeniu wiedział, że Naczelny Kat Zjednoczonego Królestwa ani na moment nie może stracić kontroli nad swoimi emocjami. Mimo że ostatnia publiczna egzekucja odbyła się w Anglii w 1868 roku, to na te organizowane za więziennymi murami zapraszano zazwyczaj nobliwych gości. „Wieszamy o ósmej, śniadanie o dziewiątej” – zachęcał slogan słynnego londyńskiego więzienia Newgate, w którym 18 listopada 1901 roku stawił się jako asystent Henry Pierrepoint. Wraz z głównym katem Jamesem Billingtonem obejrzał z ukrycia skazanego Marcela Faugerona, a po uzyskaniu informacji na temat jego wzrostu i wagi zabrał się za testowanie szubienicy. Aby rozciągnąć linę i pozbawić ją elastyczności, przyczepił do niej wór piasku, który swoim ciężarem przypominał wagę skazańca. Tymczasem Billington ustalił odpowiednią do jego wzrostu długość liny. W obecności naczelnika więzienia wspólnie przeprowadzili próbną egzekucję, zostawiając linę na noc w głębi zapadni. Zwinęli ją dopiero następnego dnia o siódmej rano. Za dwie minuty ósma, wraz ze strażnikami, naczelnikiem więzienia, lekarzem i wiceszeryfem Londynu ustawili się przed celą śmierci, a punkt ósma weszli do środka. Przerażony Faugeron został zaprowadzony na miejsce egzekucji. Henry związał skórzanym pasem jego kostki, a Billington założył mu na głowę białą płachtę i zarzucił pętlę. Zapadnia otworzyła się. Po stwierdzeniu zgonu zgromadzeni poszli na śniadanie, pozostawiając skryte w czeluściach zapadni ciało Faugerona. Zgodnie z przepisami mogło być ono zdjęte z liny dopiero po upływie godziny. Mimo że była to jego pierwsza egzekucja, Henry czuł się spokojny. „Dasz radę” – powiedział przy śniadaniu lekarz, trzymając przegub ręki Henry’ego i badając jego puls. Od tamtej chwili nazwisko Pierrepoint widniało na oficjalnej liście angielskich katów przez następne pół wieku. Było to grono elitarne. W sprawie kandydatów przeprowadzano wywiad środowiskowy, każdy z nich musiał też przejść teoretyczny i praktyczny egzamin. Dawniej, kiedy przyczynę śmierci na stryczku stanowiło uduszenie – egzekucja nie była przedsięwzięciem wymagającym szczególnych zdolności. Zmieniło się to jednak w latach osiemdziesiątych XIX wieku; wówczas to eksperymentując, wypracowano nową technikę. Wydłużono linę i odkryto, że umieszczanie węzła nad lewym uchem skazańca powoduje, że w momencie spadania głowa odskakuje do tyłu. Skutek? Przerwanie rdzenia kręgowego i natychmiastowa śmierć. Kaci, czyli „Numer Jeden” i jego asystent (w systemie angielskim egzekucję wykonywało zazwyczaj dwóch katów), musieli wykazać się umiejętnością szacowania – dobierając długość liny do wagi i siły karku więźnia. Błąd oznaczał męczarnie skazańca.

ŚMIERĆ W RYTMIE ZEGARA

Henry, Thomas i Albert jako ostatni patrzyli w oczy mordercom, szpiegom, czasem jednak niewinnie skazanym, a szczegóły ich ostatnich chwil zapisywali w prowadzonych przez lata pamiętnikach egzekucyjnych. Ot, taka rodzinna – zapoczątkowana przez Henry’ego – tradycja. Trudno powiedzieć, dlaczego ten urodzony w 1878 roku w wiosce Normanton on Soar syn pracownika kopalni zapragnął zostać katem. Być może dlatego, że staż w rzeźni w mieście Bradford nie spełniał jego oczekiwań? A może zainspirował go przeczytany w gazecie tekst o mianowaniu katem Jamesa Berry’ego? Prawdopodobnie i jedno, i drugie. Pewne jest, że Henry Pierrepoint w wieku 22 lat zaczął namiętnie pisać listy do ministra spraw wewnętrznych z prośbą o przyjęcie jego kandydatury na stanowisko kata. W końcu dostał się na dwutygodniowy kurs, który zwieńczył śpiewająco zdanym egzaminem. To on wieszał między innymi słynne seryjne morderczynie Amelię Sach i Annie Walters oraz bojownika o wyzwolenie Indii Madar Lal Dhingra. Henry, nadzwyczaj elegancki dżentelmen w cylindrze na głowie i z fajką w ustach, zasłynął jako perfekcjonista – jedyny z całej trójki zamieszczał w swoich pamiętnikach opis stanu karku denata. Zaprojektował specjalny pas, żeby związać jednorękiego Williama Hancocksa, i zachował zimną krew, gdy oskarżony o morderstwo Abel Atherton ze stryczkiem na szyi powiedział mu prosto w twarz: „Wieszasz niewinnego człowieka”. Przede wszystkim jednak wypracował technikę. „Mój ojciec potrafił wysłać człowieka na tamten świat w czasie, kiedy więzienny zegar wybijał ósmą” – pisał w swoich wspomnieniach Albert. „Wyprowadzał go z jego celi wraz z pierwszym uderzeniem i wieszał w chwili ostatniego”.

KATA BRAT KAT

 

Kiedy w 1911 roku krewni zmarłej nagle Elizy Barrow dowiedzieli się, że zapisała cały swój majątek rodzinie Seddonów, posta nowili zawiadomić Scotland Yard. Śledztwo, ekshumacja zwłok i odkrycie w nich śladów trucizny doprowadziły do postawienia zarzu tu morderstwa agentowi ubezpieczeniowemu Frederickowi Seddonowi. Został skazany na śmierć. Trwającą 25 sekund egzekucję wykonał rywal Henry’ego John Ellis. Asystował mu zaś świeżo upieczony kat Thomas Pierrepoint. Starszy brat Henry’ego pojawił się w branży w szczególnym momencie. Dominujący w niej dotychczas ród Billingtonów chylił się ku upadkowi. Henry nie miał złudzeń – był to wymarzony moment, aby Pierrepointowie przejęli pałeczkę. Bez trudu przekonał brata, aby spróbował swoich sił w nowym fachu, i zaczął go osobiście szkolić. W szopie za prowadzonym przez żonę Toma sklepem Henry przy pomocy worków z piaskiem pokazał mu wszystko, czego nauczył się przez cztery lata praktyki. Pracujący wówczas w kamieniołomach Thomas okazał się pojętnym uczniem. W 1909 roku mianowano go katem i już w 1913 roku wykonał wszystkie swoje egzekucje jako „Numer Jeden”. W czasie drugiej wojny światowej został wyznaczony przez armię amerykańską do wykonania 13 z 16 egzekucji skazanych za morderstwa i gwałty amerykańskich żołnierzy w wojskowym więzieniu Shepton Mallet. Znany był ze swojej niechęci do instytucji ułaskawienia – nic nie denerwowało go bardziej niż odwołana egzekucja.

Henry i Thomas mieli świadomość, że obejmując stanowisko kata, na co dzień muszą być dyskretni, opanowani i powściągliwi, nie mogą obnosić się ze swoją tożsamością, kontaktować się z prasą. Zdarzało się jednak, że zabierali głos w publicznych debatach. Tak było w 1922 roku. Tego samego dnia ułaskawiono oskarżonego o morderstwo, ale dobrze sytuowanego Ronalda True, i odrzucono wniosek o ułaskawienie osiemnastoletniego chłopca z dołów społecznych, który nieumyślnie spowodował śmierć damy z wyższych sfer. Będący wówczas na emeryturze Henry ostro skrytykował szerzącą się wokół kary śmierci niesprawiedliwość. Kiedy na początku lat trzydziestych rozgorzała pierwsza zakrojona na szeroką skalę dyskusja na temat kary śmierci, także Thomas zabrał głos: „Dlaczego morderca miałby być niańczony do końca swojego życia? Myślę, że zniesienie kary śmierci będzie zachęceniem ludzi do popełniania morderstw” – żalił się dziennikarzowi „Yorkshire Observer”. Najwięcej kontrowersji miał jednak wzbudzić Albert, przedstawiciel kolejnego pokolenia Pierrepointów: „Mam nadzieję, że już nikt w moim kraju nie będzie musiał wykonywać kary śmierci”. Swoje poglądy ujawnił dopiero w latach siedemdziesiątych wraz z opublikowaniem autobiografii: „Działałem w imieniu państwa i jestem przekonany, że to, co robiłem, było najbardziej ludzkim i godnym sposobem, w jaki człowiek mógł spotkać się ze śmiercią (…). Wykonałem więcej egzekucji niż jakikolwiek inny brytyjski kat. Fakt ten nie jest źródłem mojej dumy, ale miarą mojego doświadczenia. Jego owoc ma jednak gorzki posmak: nie wierzę dziś, że chociaż jedna z setek egzekucji, które wykonałem, w jakikolwiek sposób przyczyniła się do powstrzymania kogokolwiek przed przyszłymi morderstwami. Według mnie kara śmierci nie osiągnęła nic oprócz zemsty”.

PODWÓJNE OBLICZE ALBERTA

„To jest mój najstarszy syn, który w przyszłości zostanie katem” – powiedział kiedyś o Albercie Henry. Los chciał, że zmarł na 10 lat przed pierwszą wykonaną przez syna egzekucją. Śmierć ojca jeszcze bardziej zbliżyła Alberta do stryja Toma, u którego od dzieciństwa spędzał wakacje, potajemnie wertując jego pamiętniki. Kiedy w szkole nauczycielka języka angielskiego zadała wypracowanie na temat „Kim zostanę, gdy dorosnę”, jedenastoletni Albert napisał: „Kiedy skończę szkołę, chciałbym zostać Naczelnym Katem”. W autobiografii tłumaczył, że wybierając ten zawód, chciał kontynuować rodzinną tradycję i skorzystać z możliwości podróżowania po kraju. „Jaką długość liny przeznaczyłbyś dla grubego cyrkowca?”, „Jaką dla więźnia bez nogi?”, „Jak krok po kroku wygląda przeprowadzenie podwójnej egzekucji?” – na żmudnym szkoleniu w londyńskim więzieniu Pentonville Albert odpowiedział na setki podobnych pytań, w kółko ćwicząc poszczególne warianty na Old Billu, czyli więziennym manekinie. Mimo że w 1932 roku nazwisko Pierrepoint po raz trzeci zostało wpisane na listę katów, Albert nie zrezygnował z dotychczasowej pracy
w hurtowni. Wiedział, że jego nowa praca ma charakter dorywczy i że brak ciągłości zleceń i stałej pensji to w tym fachu codzienność. Pierwsza egzekucja, w której wziął udział, odbyła się w Dublinie 29 grudnia 1932 roku. „Twój ojciec byłby z ciebie dumny” – usłyszał wtedy od stryja, któremu asystował.

Gangster Tony Mancini był z kolei pierwszym delikwentem powieszonym przez Alberta występującego w roli głównego kata. „Na razie!” – krzyknął do niego skazaniec na sekundę przed śmiercią 17 października 1941 roku. „Jako wykonawca kary śmierci to ja byłem tym, który przeżywał ostatnią konfrontację ze skazanymi. (…) Zgodnie z naukami Chrześcijaństwa stał przede mną mój brat albo moja siostra, którym za chwilę miało stać się coś strasznego, dlatego zawsze starałem się być wobec nich delikatny i nadać ich śmierci jak najwięcej godności” – pisał po latach. W 1943 roku Albert ożenił się z niejaką Annie Fletcher. O tym, jak znosiła życie z katem, można dowiedzieć się z zamieszczonej w jego autobiografii dedykacji: „Annie, mojej żonie, która przez czterdzieści lat nie zadała ani jednego pytania, dedykuję tę książkę z wielkimi podziękowaniami za lojalność i dyskrecję”.

Zwycięstwo aliantów w drugiej wojnie światowej rozpoczynało bardzo pracowity okres w życiu zawodowym Alberta. Powiesił 200 nazistowskich
zbrodniarzy wojennych. To wtedy wytropiony przez dziennikarzy Albert stał się rozpoznawalny i zyskał publiczną sympatię. Prestiż, sława i wdzięczność wielu osób nie zdołały jednak powstrzymać Alberta przed jego decyzją o rezygnacji ze stanowiska Naczelnego Kata w 1956 roku. Oficjalnie za powód jego odejścia uchodzi nieporozumienie w sprawie wynagrodzenia za niedoszłą egzekucję Thomasa Bancrofta. Został uniewinniony na 12 godzin przed planowanym straceniem, kiedy Pierrepoint rozpoczął już standardowe przygotowania. Nie dostał pełnej wypłaty, co podobno uraziło jego dumę. Nieoficjalnie mówiło się jednak, że na jego decyzję wpłynęły dwie powieszone wcześniej osoby – Ruth Ellis i James Corbitt. Ruth była ostatnią straconą w Wielkiej Brytanii kobietą i mimo że przyznała się do zamordowania swojego kochanka, duża część opinii publicznej stanęła w jej obronie. „Jak to jest powiesić kobietę?” – krzyknął do Alberta chwilę po egzekucji jeden z dziennikarzy. „Kiedy rok wcześniej wieszałem nikomu nieznaną starszą panią w Manchesterze, nikt z was się tym nie zainteresował” – odparł rozeźlony Albert. Z kolei James Corbitt to stracony
pięć lat wcześniej znajomy Alberta. Corbitt był regularnym bywalcem przejętego przez Pierrepointa pubu w Oldham. Z zazdrości o kochanka zabił swoją dziewczynę. Albert w noc morderstwa śpiewał wraz z nim przy barze piosenki. Wiedział, że Corbitt nie działał z premedytacją. Jego śmierć miała Albertowi uświadomić, że najsurowsza kara nie powstrzyma nikogo przed działaniem w afekcie.


ZMIERZCH KARIERY ALBERTA

Z „wielkiej trójcy” tylko Albert zrezygnował ze stanowiska na własne życzenie. Zmarły w 1992 roku kat powiesił 433 mężczyzn i 17 kobiet. Nigdy nie dowiemy się, dlaczego człowiek, który potrafił powiesić skazańca w siedem sekund od momentu wprowadzenia go do celi, nagle stał się przeciwnikiem kary śmierci. Nie dowiemy się też, czy stał się nim naprawdę, czy może deklaracja o zmianie frontu miała być jedynie marketingowym chwytem gwarantującym dobrą sprzedaż jego autobiografii. On sam ucinał tego typu insynuacje: „Zawsze uważałem, że zostałem powołany do tego, żeby być katem, tak samo jak do tego, żeby przestać nim być”.

Więcej:kat