“Znika trupia bladość. Wygląda, jakby spał”. Balsamista o swojej pracy

W książce “Bez strachu. Jak umiera człowiek” Adam Ragiel, najsłynniejszy polski balsamista, zdradził kulisy swojej pracy.
“Znika trupia bladość. Wygląda, jakby spał”. Balsamista o swojej pracy

Adam Ragiel: Czasami ludzie mnie pytają, czy mogę z nieboszczyka mumię zrobić, czy bandażami będę owijał, woskował, smarował. Taką egipską mumię.

Magdalena Rigamonti: Może pan?

Gdybym się wdrożył szczegółowo w starożytne techniki balsamowania zwłok, to zrobię. Ale po co? Teraz się nie stosuje tych wszystkich ziół, wosków, żywic, olejków. Współczesna balsamacja to pełna dezynfekcja, konserwacja i kosmetyka ciała zmarłego. Takie współczesne mumifikowanie.

Po co?

Żeby zabezpieczyć, zakonserwować.

Ale po co?

Żeby rodzina mogła się z nami bezpiecznie i bez traumatycznych przeżyć z powodu naszego masakrycznego trupiego wyglądu pożegnać, a po mniej więcej siedmiu latach ciało rozpadło się w proch. Żebyśmy nie gnili, nie śmierdzieli, nie zatruwali środowiska (…).

Czytaj więcej: Jak umiera człowiek?

Ciało w proch się zamienia?

Zależy, w jakich warunkach leży. Albo się rozpadnie, albo zeszkieletuje, albo zmumifikuje. Po siedmiu latach można otwierać grób, ekshumować, zwolnić dla innego ciała. Nie trzeba czekać 20 lat. Pani musi zobaczyć, jak to się robi. Dzisiaj będę egzaminował studentkę z technik balsamacji. W starożytnym Egipcie balsamowali, po pierwsze, ze względu na to, by ciało bliskiej osoby było wciąż pośród żywych, a po drugie i w zasadzie przede wszystkim, ze względów sanitarnych. U nas nie przykłada się wagi ani do jednego, ani do drugiego aspektu. Moim zdaniem w naszej kulturze ciało jest po prostu bezczeszczone, bo niezabezpieczone wrzuca się do grobu, a ono tam gnije. Na zabalsamowanych zwłokach nie usiądzie żaden robak, żadna mucha. Płyny do balsamacji wydzielają substancję, która przenika przez tkanki i odstrasza robactwo. Nie ma szans, żeby w grobie grasowało coś, co zjada nieboszczyka.

Można się spalić i robaki też nie ruszą.

– Można. Ale niektórzy życzą sobie być skremowani tylko dlatego, że ta wizja gnicia ich przeraża. Teraz wiadomo, że mają wybór – zamiast się spalać, mogą po prostu wyschnąć. Proszę nałożyć ochraniacze na buty. Podwójne nawet. Po co pani ma buty pobrudzić.

Czym?

– Zawsze może coś prysnąć.

Muszę wchodzić? Niech pan zacznie opowiadać już teraz. Na czym ta balsamacja polega?

– Już pani wie, że nie na wcieraniu balsamów w zwłoki. To jest złożony proces przygotowania ciała do pochówku, od zabezpieczenia wszystkich otworów naturalnych, przez toaletę pośmiertną, aż do konserwacji zatrzymującej proces rozkładu. Wykonuje się ją z trzech powodów – są to względy sanitarne, a także konserwacja, czyli zatrzymanie procesu rozkładu, i wreszcie wygląd nieboszczyka. Współczesna technika balsamacji nie ma nic wspólnego z technikami mumifikacji stosowanymi w starożytnym Egipcie. Nie rozcina się ciała, ani nie wyciąga żadnych wnętrzności, wszystko pozostaje na swoim miejscu, tak jak w momencie śmierci. Szerzej opowiem o tym pani podczas wykonywania zabiegu.

Po balsamacji nieboszczyk wygląda lepiej?

– Lepiej. Znika trupia bladość. Wygląda, jakby spał. Balsamację wspomaga się też masażem – nakłada się krem, dzięki któremu nie obciera się naskórka, i masuje zwłoki. Najpierw, żeby ze wszystkich naczyń krwionośnych dobrze krew wyszła, a potem drugi raz, żeby płyny balsamujące się dobrze rozprzestrzeniły.

 

Układ krwionośny jest balsamowany?

– Całe ciało, ale przez układ krwionośny płyn dociera wszędzie, tak jak krew. [Wchodzi pani w fartuchu, masce na twarzy, białych gumowcach…]

Co ta pani robi?

– Musi przygotować zbiornik na płyny.

Z człowieka?

– Z ciała. A potem zbiornik z płynami, które zostaną wtłoczone.

Ile litrów?

– Myślę, że w tym wypadku trochę ponad dziewięć. Czasem wchodzi nawet dwanaście litrów.

Z czego ten płyn jest zrobiony?

– Receptury płynów do balsamacji są objęte tajemnicą produkcyjną. Podstawą są formaldehydy, czyli to, co konserwuje, zabezpiecza, dezynfekuje. Pozostałe składniki mają walory kosmetyczne, koloryzujące, dające skórze naturalny odcień. Jest jeszcze lanolina, która zmiękcza skórę. Mamy kilka kolorów płynów. Wszystkie z nich zatrzymują rozkład, niszczą bakterie, wirusy, grzyby, pleśnie, gazy gnilne, zabijają wszystkie zapachy, poprawiają wygląd zmarłego. [Na półce stoi kilka litrowych plastikowych butelek. Wszystkie z czymś w ciepłych słonecznych barwach].

Ile jest kolorów?

Sześć. Niewiele firm na świecie zajmuje się produkcją tych płynów. Są różne tony, w zależności od karnacji skóry, od tego, jakie są przebarwienia, ile czasu upłynęło od zgonu.

Czarnoskórego też by pan balsamował?

– Tak. Mam różne pigmenty. Na życzenie rodziny mógłbym mu też rozjaśnić albo przyciemnić skórę.

Jak to się wpuszcza?

– Zabieg balsamacji można porównać do transfuzji krwi. Do układu krwionośnego, zaczynając od tętnicy, wprowadzamy kaniulę, czyli metalową rurkę, i przez nią wpuszczamy płyn do balsamacji. A drugą kaniulę, tym razem żylną, wprowadzamy do układu żylnego i z niego wypompowujemy krew, która jest później utylizowana, bo to ona pośmiertnie przyczynia się do procesów gnilnych. W tętnicę wpuszcza się specjalnie dobrany do danego ciała płyn, który jednocześnie wypycha płyny fizjologiczne, a przy okazji dezynfekuje, rozpuszcza skrzepy, udrażnia, konserwuje i przywraca naturalny kształt ciała i koloryt skóry. Potrzebne są do tego specjalne pompy elektryczne. Cały proces balsamacji jest skomplikowaną techniką, której trzeba się porządnie nauczyć. Tu nie ma miejsca na pomyłki. Każdy źle wykonany zabieg może być potraktowany jako zbezczeszczenie ciała.

Grube ciało trudniej balsamować?

– Może nie trudniej, ale jest więcej pracy i więcej płynu trzeba zużyć. Przecież balsamuje się wszystkie tkanki.

Można też ręcznie pompować?

– Można. Ale ja już tego nie stosuję. Kiedy ciało jest po sekcji, dochodzą nowe trudności. Ciężej też się balsamuje zwłoki po wypadkach, bo tętnice i żyły są często poprzerywane. Jeśli tkanka skórna jest rozerwana, to też jest duży problem.

A po sekcji?

– Polacy wciąż są nieświadomi. W innych krajach w zakładach pogrzebowych balsamacja jest już standardem, a u nas są firmy, które wręcz ją odradzają.

Co mówią?

– Na przykład, że to kosztuje trzy tysiące złotych albo że cały proces trwa cztery dni. Widać po prostu, że nie mają o tym pojęcia. Nie edukują się, bo i po co.

 

Ile trwa balsamacja?

– Mniej więcej półtorej godziny.

Im szybciej się ją wykona, tym lepiej?

– Można tuż po wystawieniu aktu zgonu. Przecież proces rozkładu zachodzi zaraz po śmierci, bo już wtedy zaczynają się zmiany na poziomie komórkowym i należy jak najszybciej zabezpieczyć ciało przed rozwijaniem się bakterii i ewentualnym zagrożeniem, jakie niosą.

A do ilu dni po śmierci zabieg balsamacji można wykonać?

– W zasadzie nie ma ograniczeń, choć jeśli ciało jest już w stanie rozkładu, to procesu gnilnego nie da się cofnąć, można go wyłącznie zatrzymać. Wtedy takie zabalsamowane ciało może leżeć w chłodni, nie stanowi żadnego bakteriologicznego zagrożenia. Może też być w temperaturze pokojowej. Nic z nim nie będzie się dziać. Nastąpi tylko proces wysychania. [Widzę stopy leżące na metalowym łóżku. Chyba męskie. Sinożółte].

Rodzina tego człowieka zamówiła balsamację?

– Tak. Jego ciało już wysycha. Przecież składamy się w 60 procentach z wody, więc parujemy. Dlatego oczy się zapadają, obkurczają koniuszki palców. Niech pani spojrzy na usta, nie widać już nawet ich zarysu. Płyny ustrojowe z nas uchodzą. Balsamacja to przywraca, nawadnia ciało. To jest zlecenie, które rodzina złożyła w zakładzie pogrzebowym. Bo przecież ludzie z prosektorium z rodziną w zasadzie nie mają kontaktu. Są już firmy pogrzebowe mające w swojej ofercie zabieg balsamacji. Zatrudniają specjalistów albo mają podpisane umowy z balsamistami. Firmy pogrzebowe stąd współpracują z tym prosektorium, w którym pracują również balsamiści. A ten człowiek, który zaraz będzie balsamowany, chyba poważnie chorował. Rodzina zleciła, by wyglądał jak w czasach przed chorobą.

Ile miał lat?

– Nie wiem. Zaraz będzie identyfikacja. Potem studentka przystąpi do balsamacji. Będę musiał być blisko. Proszę za mną. [Nie idę, stoję. Odwracam głowę na chwileczkę, na ułamek sekundy. Widzę ciało mężczyzny. Może pięćdziesięcio-, może sześćdziesięcioletniego. Miejsca intymne przykryte są białym płótnem].

Co ta pani robi?

– Wyszukuje tętnicę, żeby wlać ten różowawy płyn, nasączyć nim tkanki.

Łatwo tętnicę znaleźć?

Jeżeli się zna jej prawidłowe położenie anatomiczne, to tak. Zobaczy pani, jak ciało zacznie się napełniać i wracać do pierwotnego wyglądu, a kolor z sinego zacznie się robić naturalny, jak za życia.

Do uszu też wejdzie? Nie będą sine?

– Wejdzie. Wszędzie wejdzie, tam gdzie była krew, tam teraz będzie cudowny płyn do balsamacji.

A teraz czym popsikała?

– Czystą lanoliną w płynie, żeby zmiękczyć ciało. Lanolinę stosuje się również w środkach do płukania tkanin. Przecież anatomicznie to bijące serce powoduje drenaż żylny. A w tym przypadku to my musimy udrożnić naczynia, wywoływać przepływ za pomocą pompy i wspomagać go masażem. [„Nie chce współpracować. Płyn się blokuje” – słyszę głos studentki. Widzę, że zaczyna masować zwłoki. Kawałek po kawałku.]

Ile jest teraz ciał w chłodni?

– Chyba dziesięć.

Ile będzie balsamowanych?

– Sześć. Tutaj ludzie mają świadomość. Wiedzą, że jest opcja, żeby robale nie zjadały. Proszę spojrzeć na palce u stóp, robią się naturalnego koloru. Uszy już też.

 

To ciało będzie jeszcze malowane?

– Niekoniecznie. Zobaczymy na koniec. Ale wydaje mi się, że nie. Balsamacja daje takie efekty, że zwykle kosmetyka jest już niepotrzebna.

A po południu też będzie balsamacja?

– Tak. Dwie. Ale normalnych ciał, niepociętych, nie z żebrami na wierzchu. Wiem, że to jest potrzebne, bo widziałem reakcje ludzi, rodzin, bliskich osób zmarłych. Trumna zostaje otwarta i słyszę: ale pięknie wygląda. O Jezu, jakby spała. Dla mnie to jest najważniejsze. To daje sens mojej pracy. [Wchodzi dziewczyna w fartuchu, mówi: „Adam, chodź, zerknij na tego chłopaka, co ma mieć irokeza zrobionego”].

Będzie balsamowany?

Już był. Powiesił się.

Rodzina chciała?

– Tak. Prosili, żeby nie było widać bruzdy wisielczej. Jak się sznurek zaciska na szyi, to potem zostaje ślad. Nie wszyscy wiedzą, że chłopak się powiesił, i ojciec poprosił, żeby nie było tego widać, miał wyglądać, jakby umarł śmiercią naturalną. Przyjdą jego koleżanki, koledzy. Trumna ma być otwarta. Nie ma być widać żadnych znamion śmierci. Dla nich on po prostu zgasł. Bruzdy wisielczej nie widać, szwów po sekcji nie widać, zasinień żadnych nie ma. Z twarzy też zeszło. Bo przy powieszeniu jest tak, że bruzda wisielcza zamyka ujścia krwi z głowy i twarz jest cała sina. A teraz jest diametralna różnica między tym, co było, a tym, co jest.

Widział pan zdjęcie tego chłopaka sprzed śmierci?

– Tak, rodzina przyniosła. Teraz wygląda niemal tak samo. Balsamacja jest OK. Polecam. (…) Ciała zabalsamowanego można spokojnie dotykać bez rękawiczek, wystawić w otwartej trumnie, aby rodzina, znajomi, sąsiedzi mogli ostatni raz pożegnać zmarłego – bliscy ostatnim pocałunkiem, a znajomi, sąsiedzi dotykiem dłoni, tak jak to bardzo często bywa.

Dotyka pan?

– Zdarza mi się. Ten pan, którego będziemy przygotowywać wieczorem, leżał kilka dni, więc należy zachować większą ostrożność.

Bezdomny?

– Niekoniecznie. Może rodzina pojechała na wakacje, on sam został. Często tak się zdarza. Młodzi pojadą. Ojciec umiera. Sąsiedzi znajdują. Trafia do mnie, rodzina nie przyjeżdża, bo „nie przerwiemy wczasów, trzymajcie dziadka, aż wrócimy”.

Naprawdę?

– I co, to ja mam się rozczulać nad śmiercią ich bliskiego człowieka, jak jego rodzina ma to gdzieś? Robię swoje i czekam cierpliwie, dziadek już nigdzie nie pójdzie, więc też będzie cierpliwie czekał w chłodni.

Ale trzyma pan zwłoki do pogrzebu?

– Tak, ale od razu balsamuję. Bez tego po tygodniu, dziesięciu dniach ciało byłoby w początkowym stanie rozkładu. Ja na to sobie nie mogę pozwolić ze względów sanitarnych. Potem rodzina przyjeżdża, a dziadek jak żywy. Nie mogą się nadziwić. Takich ludzi nie poważam zanadto. Oni nie mają szacunku do śmierci, do ciała i pewnie też do duszy. 


Adam Ragiel – technik tanatopraksji (czyli balsamista) i sekcji zwłok.  Jeden z najlepszych specjalistów w branży. Zaczynał pracę w zakładzie pogrzebowym, gdy miał 19 lat. Początkowo ubierał i malował zwłoki, ale zastanawiał się, co zrobić, by zwłoki wyglądały lepiej. Zainteresował się więc medycyną sądową i został technikiem sekcyjnym. Tajniki zawodu zgłębiał w prosektoriach przyszpitalnych. Obecnie prowadzi firmę, która wykonuje zlecenia dla zakładów pogrzebowych, także zagranicznych. Uzyskał dyplom Francuskiego Instytutu Tanatopraksji w Paryżu, założył Polskie Centrum Tanatopraksji  i Tanatokosmetyki, w którym prowadzi szkolenia z zakresu balsamacji, toalety i kosmetyki pośmiertnej. Przygotowuje około  140 ciał do pogrzebu miesięcznie. Nigdy nie bał się nieboszczyka, zmarli mu się nie śnią, nie odreagowuje pracy alkoholem, chodzi do kina na horrory.

Redakcja Focus.pl wybierze dla Ciebie najlepsze artykuły tygodnia. Zapisz się na nasz newsletter