O dwóch takich, którzy nie zbili kokosów

Dwaj melanezyjscy hodowcy kokosów odwrócili bieg historii. Gdyby nie ich morskie wycieczki między Wyspami Salomona, przyszły prezydent USA John Fitzgerald Kennedy być może podzieliłby los Robinsona Crusoe

Dla Eroni Kumany i jego przyjaciela Biuku Gasy lato 1943 roku było okresem pomyślnych łowów. Melanezyjscy wyspiarze codziennie wyprawiali się swoją dłubanką w labirynt malowniczych koralowych wysepek archipelagu Wysp Salomona. Normalnie można by się rozpływać nad rajskimi widokami okolicy, ale w sierpniu 1943 roku ważyły się tam losy wojny na Pacyfiku. Kumana i Gasa wiosłowali w okolicach cieśniny Blackett. Przebiegał tamtędy osławiony Tokio Express, morski szlak transportowy, którym japońskie dowództwo dostarczało zaopatrzenie garnizonom cesarskiej armii, rozsianym na olbrzymich obszarach południowo-zachodniego Pacyfiku. Cieśnina Blackett była też ulubionym miejscem polowań alianckiej floty na japońskie transportowce. Superszybkie lekkie kutry torpedowe PT siały postrach wśród imperialnych jednostek.

W swojej dłubance tubylcy mieli pełne ręce roboty; plądrując wraki okrętów obu stron, ogołacali je ze wszystkiego, co miało jakąkolwiek wartość. Tego dnia Biuku i Eroni powiosłowali w okolice wysepki Nauru, gdzie widzieli wcześniej uszkodzony japoński transportowiec. – Byliśmy wtedy niemal nadzy, spodziewaliśmy się znaleźć coś do ubrania – wspominał wiele lat później jeden z nich. We wraku znaleźli kilka worków ryżu i paliwo. Gdy pakowali skarby do czółna, usłyszeli krzyki z pobliskiej plaży. Na piasku stał jakiś człowiek i próbował zwrócić ich uwagę. – Myśleliśmy, że to japoński rozbitek, więc zostawiliśmy go – powiedział Biuku Gasa. Wyspiarze popłynęli na sąsiednią wysepkę Olasana. Nie mieli pojęcia, że ten, którego zostawiali na pastwę losu na Nauru, to przyszły prezydent Stanów Zjednocznonych JFK.

PŁYŃ NA BUDYŃ ŚLIWKOWY!

Gdyby nie koligacje, młody absolwent Harvardu nigdy nie dostałby się do marynarki. Wniosek o przyjęcie do US Navy został odrzucony wiosną 1941 roku z powodu problemów z kręgosłupem JFK. Na szczęście Kennedy senior, który był wieloletnim ambasadorem USA w Wielkiej Brytanii, pociągnął za kilka sznurków i John Fitzgerald dostał ciepłą posadkę w sztabie.

Po ataku na Pearl Harbor młody Kennedy przeszedł szkolenie w dowodzeniu kutrami torpedowymi i został wysłany na Pacyfik. Kutry torpedowe PT były już wtedy legendarnymi jednostkami amerykańskiej floty. Miały lekki, ale bardzo wytrzymały mahoniowy kadłub 24-metrowej długości, napędzany trzema 12-cylindrowymi silnikami lotniczymi Packarda. Ten pływający pocisk był idealną bronią na płytkich, pełnych wysp wodach Pacyfiku. Takim kutrem w 1941 roku uciekł z Filipin generał Douglas MacArthur.

2 sierpnia1943 roku porucznik John F. Kennedy, dowodzący 12-osobową załogą PT-109, wyruszył z bazy kutrów torpedowych Randova na Wyspach Salomona. Płynąc nocą przez cieśninę Blackett, PT-109 został staranowany przez niszczyciel cesarskiej floty Amagiri. Potężne zbiorniki paliwa PT eksplodowały, zginęło dwóch marynarzy. Japończycy popłynęli dalej, a rozbitkowie przetrwali noc, trzymając się resztek kutra. Prądy zniosły ich w okolice wysepki zwanej wówczas Budyń Śliwkowy. Porucznik Kennedy, w czasach studenckich znakomity pływak, zdecydował, że jedyny ratunek to ukrycie się na koralowym atolu. Marynarze dryfowali na szlaku uczęszczanym przez okręty floty cesarskiej i tylko kwestią czasu było, zanim któraś z japońskich jednostek znajdzie rozbitków. Marynarzy dzieliło od wyspy 6 km. Płynęli wpław, a Kennedy holował do brzegu jednego z rannych podkomendnych. Na wysepce nie było wody, znaleźli zaledwie kilka kokosów, którymi zaspokoili głód i pragnienie.

Po kilku dniach ukrywania się przed Japończykami rozbitkowie przedostali się wpław na sąsiednią wysepkę Olasana. Stamtąd porucznik Kennedy wypływał w poszukiwaniu wody na sąsiednie atole. Zapuścił się też na Nauru, licząc, że zwróci uwagę któregoś z alianckich okrętów, przepływających w pobliżu.

 

I KSIĘGOWI, I GÓRNICY

W tym czasie w bazie kutrów torpedowych w Rendova na nieszczęsnej załodze PT-109 postawiono już krzyżyk. Zderzenie kutra z niszczycielem Amagiri widział porucznik Reginald Evans z Australijskiej Straży Wybrzeża. Punkt obserwacyjny Evansa znajdował się na jednym ze wzgórz na wyspie Kolombangara. Rankiem 3 sierpnia Evans zauważył wrak PT, dryfujący na południe i wysłał kilku współpracujących z nim melanezyjskich zwiadowców na poszukiwania rozbitków. Poszukiwania nie przyniosły skutku, bo Kennedy i jego ludzie zdążyli ukryć się jednak na jednej z pobliskich wysepek. Zwiadowcy wrócili z niczym.

Posterunek Evansa był jednym ze 100 punktów tego typu, rozlokowanych na olbrzymim obszarze ponad 4 tys. kilometrów od zachodniego krańca Nowej Gwinei po Nowe Hebrydy (dzisiejsze Vanuatu). Sieć stworzono na początku wojny na Pacyfiku dla ochrony Australii przed ewentualną inwazją japońską. Ochotnicy, w większośći cywile, weterani I wojny światowej, księgowi i górnicy ostrzegali aliantów o ruchach japońskiej floty, organizowali też pomoc dla rozbitków. Ich wkład w zwycięstwo nad Japonią trudno było przecenić.

Strażnicy Wybrzeża korzystali z pomocy wyspiarzy, którzy przyłączali się do ruchu oporu, ryzykując tortury i pewną śmierć z rąk Japończyków. Ochotników takich jak Eroni Kumana i Biuku Gasa były setki. Nigdy żaden z nich nie wydał Japończykom alianckiego rozbitka. Oczywiście nie była to pomoc bezinteresowna. W zamian za dostarczanie meldunków i zwiad w terenie wyspiarze mieli wolną rękę w plądrowaniu japońskich wraków. Gasa i Kumana wrócili w okolice katastrofy PT-109 tylko dlatego, że widzieli tam wrak japońskiego transportowca.

Dostarczenie do wioski zagarniętego ze statku ryżu i paliwa było dla nich ważniejsze niż los jakiegoś nieszczęśnika, nawołującego z pobliskiej plaży. Powiosłowali więc na Olasana po zapas kokosów, nie wiedząc, że natkną się tam na kolejnych rozbitków. Marynarze z PT-109 byli wycieńczeni, wielu z nich miało rany i oparzenia. Po latach Biuku Gasa przyznał, że obaj nieźle się ich wystraszyli. – Kumana próbował użyć broni, ale źle załadował pocisk i karabin nie wystrzelił – mówił. Z wyspiarzami nie sposób było dogadać się po angielsku. Na Olasanę wrócił tymczasem porucznik Kennedy, który pokonał wpław kilkukilometrową cieśninę dzielącą wyspę od Nauru.

Amerykanie próbowali przekonać tubylców, by zabrali któregoś z nich ze sobą, ale ani Kumana, ani Gasa nie zamierzali pozbywać się cennych łupów, by ryzykować pływanie po patrolowanych przez Japończyków wodach z amerykańskim marynarzem. Kennedy chciał, by zwiadowcy zawiadomili bazę w Rendova. Tylko jak nieznający angielskiego wyspiarze mieli tego dokonać? W końcu Gasa kazał Kumanie zerwać zielonego kokosa, na którym porucznik Kennedy wyciął nożem wiadomość: „wsp nauro tubylec zna pozyc, może pilotować, 11 żywych potrzebuje małej łodzi kennedy”.

Kokos z wiadomością trafił do Reginalda Evansa, który przekazał meldunek do bazy w Rendova. W sześć dni po staranowaniu przez japoński niszczyciel przyszły prezydent USA był uratowany. Za bohaterską postawę John Kennedy został udekorowany Purpurowym Sercem i serią innych wojskowych odznaczeń. W 1959 roku pytany o to, jak został bohaterem wojennym JFK odpowiedział: – To było proste, zatopili moją jednostkę.

 

ORZECH W BIAŁYM DOMU

Porucznik Kennedy nie zapomniał, kto uratował mu życie w czasie wojny. W 1961 roku Eroni Kumana i Biuku Gasa zostali zaproszeni do Waszyngtonu na inaugurację prezydencką JFK. Nigdy nie dotarli jednak do USA. Władze Honiary – stolicy Salomonów – uznały, że półnadzy wyspiarze, którzy nie potrafią dogadać się po angielsku, nie będą godnie reprezentować archipelagu. Obaj zostali zawróceni do domu, a do Waszyngtonu pojechali rządowi dygnitarze. Dwa lata później Kennedy został zastrzelony w Dallas. Skorupa kokosa, zerwanego przez Eroni Kumanę stała na prezydenckim biurku w gabinecie owalnym przez cały okres prezydentury JFK, a obecnie jest cennym eksponatem prezydenckiej biblioteki.

Barwny epizod z czasów wojny na Pacyfiku zaczął popadać w zapomnienie. Przez lata jedynym jego śladem była nazwa geograficzna. Niewielką wysepkę o nazwie Budyń Śliwkowy, przy której doszło do staranowania PT-109, przemianowano na Wyspę Kennedy’ego. Życie dwóch głównych bohaterów tamtych wydarzeń toczyło się przez lata spokojnym torem.Biuku Gasa wychował sześcioro dzieci, utrzymując się z rybołówstwa i uprawy kokosów. Kumana osiadł na Ranongga koło Gizo, prowadząc równie proste życie. Spotkali się dopiero wiele lat po wojnie. 6 maja 2002 roku Eroni Kumana siedział w cieniu palmowych liści zadaszających jego dom, gdy nagle w drzwiach stanął wysoki Amerykanin. – Jestem Max Kennedy – powiedział. Bratanek JFK przyjechał na Wyspy Salomona, by wziąć udział w poszukiwaniach wraku PT-109, którym pływał jego stryj.

Przy tej okazji ściągnięto także Biuku Gasę a ekipa National Geographic zaprosiła do współpracy słynnego Roberta Ballarda, który odnalazł wrak Titanica.Max Kennedy do spółki z NG zafundował wyspiarzom po nowym domu i łodzi motorowej. To było wydarzenie, bo na Wyspach Salomona życie nie zmieniło się bardzo od czasów wojny. Tubylcy zrewanżowali się za spóźnione o pół wieku uznanie ich zasług dla dziejów Ameryki i świata. Wydłubali dla klanu Kennedych tradycyjne czółno, takie samo jak to, którym pływali w czasie wojny zwiadowcy.

Eroni Kumana nazwał jednego ze swoich synów John F. Kennedy, wzniósł dwumetrowy kamienny obelisk na wzgórzu koło swojego domu ku czci Kennedy’ego i mianował JFK honorowym wodzem wioski.Biuku Gasa zmarł w 2005 roku. Wiosną tego roku tsunami zniszczyło dom Eroni Kumany. W sierpniu na Wyspy Salomona przypłynął sekretarz Pentagonu ds. marynarki wojennej, który odwiedził na wpół ślepego i głuchego Eroni Kumanę. – Ten człowiek zmienił historię naszego kraju – powiedział Donald Winter, wręczając mu flagę USA i 1500 dolarów na naprawę zniszczonego przez tsunami dachu.