Paintball do upadłego. Poznaj 6 sposobów na odchudzanie ekstremalne

Wydaje wam się, że spróbowaliście już wszystkiego w walce ze zbędnymi kilogramami? Błąd! Pomysłowość ludzka i w tej dziedzinie nie zna granic. Oto sześć wyjątkowo dziwnych ale – być może- skutecznych metod odchudzających.

1. Paintball do upadłego

Ci, którym znudziły się już lekcje aerobiku, zumby czy wczasy odchudzające stylizowane na obozy dla rekrutów, powinni wziąć przykład z Brytyjczyków. Mieszkańcy Wysp próbują zrzucić zbędne kilogramy podczas rozgrywek paintballowych. Połączenie przyjemnego z pożytecznym polega na bieganiu po wyznaczonym terenie i unikaniu trafienia kulami z farbą, którymi zasypują nas trzej lub czterej trenerzy. Od tradycyjnego paintballu różni się to tym, że z pola treningowego usunięta zostaje część miejsc, w których łatwo się skryć przed strzałem, np. beczki po oleju silnikowym, powalone drzewa, ściany z opon czy prowizoryczne chaty. Pustawa przestrzeń wymusza szybsze i częstsze bieganie. Zajęcia dla osób z nadwagą trwają 10 tygodni i kosztują równowartość ok. 1000 zł. Organizatorzy twierdzą, że podczas jednej sesji można spalić 800–1000 kcal.

 

2. Seks bez opamiętania

Pauline Potter z Sacramento w Kalifornii w 2011 r. z wagą 292 kg trafiła do Księgi rekordów Guinnessa jako najcięższa kobieta na świecie. Po tym „sukcesie” nawiązała romans ze swoim byłym mężem Aleksem (rozwiedli się w 2008 r.) i dzięki temu straciła 45 kg w ciągu 12 miesięcy. Jak to możliwe? „Przez te trzy lata brakowało mi przede wszystkim seksu. Pierwszego dnia po moim powrocie do Pauline kochaliśmy się sześć razy” – oświadczył stęskniony kochanek, który, o czym warto wspomnieć, waży tylko 63 kilogramy – a więc mniej niż jedna noga jego partnerki. Podczas jednego maratonu łóżkowego z Aleksem 49-letnia Pauline traci ok. 500 kcal. To więcej niż osoby szczupłe, które w czasie seksu spalają średnio od 200 do 400 kcal w pół godziny. Para każdego dnia powtarza przyjemną czynność sześć lub siedem razy – co daje 3–3,5 tys. spalonych kalorii dziennie.

Telewizja CNN przeprowadziła wywiad z Pauline Potter

 

3. Sonda przez nos do żołądka

Ta idea trafiła do nas z USA. Chodzi o turboodchudzanie przed ważnymi uroczystościami, takimi jak np. ślub. Dr Oliver R. Di Pietro z Bay Harbor Islands na Florydzie opracował metodę dla zdesperowanych panien młodych – Ketogenic Enteral Nutrition Diet (odżywcza dojelitowa dieta ketogenna, w skrócie „K-E diet”). Polega ona na przyjmowaniu zaledwie 800 kcal dziennie za pośrednictwem sondy nosowo-żołądkowej instalowanej na 10 dni. W normalnych warunkach taki sposób podawania pokarmu stosuje się wyłącznie u osób, które nie mogą się normalnie odżywiać, np. u pacjentów po udarze czy ludzi nieprzytomnych. W przypadku turboodchudzania poprzez sondę do organizmu wprowadzana jest mieszanina białek, tłuszczów i wody, ale pozbawiona węglowodanów. Dieta wywołuje stan kwasicy ketonowej (ketozy), w którym organizm, pozbawiony podstawowego źródła energii, zaczyna spalać własne zapasy tłuszczu.

Dietetycy podkreślają, że dieta ta ma wiele skutków ubocznych, takich jak przykry zapach z ust, zaparcia, uszkodzenie nerek, spadek masy mięśniowej, a nawet zaburzenia psychiczne. 10 dni z rurką w nosie kosztuje ok. 4000 zł. 

fot. Vimeo 

 

4. Wszywka na języku

Kilkudziesięciu mieszkańców południowej Kalifornii poddało się bolesnej procedurze opracowanej przez dr. Nikolasa V. Chugaya z Beverly Hills, zwanej „cudowną łatką” (Miracle Patch). To ponoć ostatnia deska ratunku dla osób otyłych, u których wszystkie inne metody zawiodły. Operacja trwa niecałą godzinę i kosztuje ok. 6300 zł. Lekarz wszywa w język pacjenta kawałek tworzywa sztucznego (polietylenu) wielkości znaczka pocztowego.

Wszywka powoduje, że czynność żucia pokarmów stałych jest trudniejsza i wywołuje ból. Ma to nakłaniać do przyjmowania pokarmów przede wszystkim w formie płynnej. Podstawą diety osób z „łatką” są jogurty oraz przeciery z warzyw i owoców. Autor metody twierdzi, że dzięki zabiegowi miesięcznie można stracić 7–14 kg i wygrać ze swoją słabą wolą. Jeśli po miesiącu czy dwóch efekty będą zadowalające, wszywkę da się łatwo usunąć i przywrócić sobie przyjemność jedzenia. Zabieg jest ponoć pozbawiony skutków ubocznych, a następnego dnia po nim można wrócić do pracy.

fot. Vimeo

Lekarz wszywa w język pacjenta kawałek tworzywa sztucznego (polietylenu) wielkości znaczka pocztowego. Wszywka powoduje, że czynność żucia pokarmów stałych jest trudniejsza i wywołuje ból. (Fot. Materiały prasowe) 

 

5. Wysokogórskie wakacje

Podobno wystarczy tydzień na wysokości, by pojawiły się odchudzające efekty. Dowiódł tego eksperyment, w którym udział wzięła grupa 20 mężczyzn w średnim wieku, mających nadwagę i prowadzących siedzący tryb życia. Spędzili oni siedem dni na wysokości 2650 m n.p.m. Podczas pobytu w górach nie wolno im było wykonywać żadnych dodatkowych ćwiczeń ani chodzić na długie spacery, za to mogli jeść i pić wszystko, na co mieli ochotę.

Pomimo folgowania swoim zachciankom po tygodniu stracili średnio 1,5 kg. Co ciekawe, odczuwali mniejszy głód niż na nizinach i dzięki temu spożywali średnio o 730 kcal mniej niż normalnie. Naukowcy z wydziału gastroenterologii na Ludwig-Maximilians-Universität w Monachium wyjaśnili, że dzieje się tak, ponieważ na wysokości poziom leptyny (hormonu sytości) rośnie, a greliny (hormonu głodu) pozostaje niezmieniony.

Potwierdzono również, że u badanych wzrósł poziom metabolizmu – czyli w górach spalali więcej kalorii. Po miesiącu odrobili trochę zaległości, ale i tak trwały spadek wagi wyniósł u nich ok. 1 kg. Nie wiadomo tylko, czego im ubyło – tkanki tłuszczowej, mięśni czy po prostu zawartej w organizmie wody. Niestety, z tej metody nie można korzystać w nieskończoność – po sześciu miesiącach odchudzania się w warunkach wysokogórskich apetyt i metabolizm wracają do nizinnej normy.

 

6. Hipnotyczne obkurczanie żołądka

Radykalnym sposobem uporania się z otyłością jest zabieg chirurgiczny – założenie tzw. opaski gastrycznej, zmniejszającej objętość żołądka. Oczywiście taka operacja może mieć poważne skutki uboczne, a na dodatek słono kosztuje (ok. 20 tys. zł).

Jest jednak prostsza metoda – otyłego pacjenta można wprowadzić w stan hipnozy i wmówić mu, że ma założoną taką właśnie opaskę. Na ten pomysł wpadli Martin i Marion Shirran z hiszpańskiej Elite Clinic. Ich metoda zrobiła medialną karierę w USA – natychmiast pojawili się naśladowcy, a także współautorzy, bo za takich uważają się Armando M. Scharovsky z Argentyny i Sheila Granger z Wielkiej Brytanii. Granger przekonała nawet brytyjskie ministerstwo zdrowia do dofinansowywania jej sesji hipnoterapeutycznych dla otyłych pacjentów – wykształcała w nich wtedy przeświadczenie, że mają żołądki wielkości piłeczki golfowej. Hipnotyzerka twierdzi, że jej metoda ma 95-procentową skuteczność.

Podczas sesji wykorzystuje się nawet zapachy szpitalne, aby wmówić pacjentowi, że właśnie przeszedł zabieg. Pięć sesji hipnozy kosztuje ok. 4000 zł, po których pacjent jest w stanie dokładnie „odtworzyć” przebieg operacji. Pamięta podanie znieczulenia, odgłosy narzędzi chirurgicznych i rozmowy lekarzy, a następnie przebudzenie i ból.

W efekcie można stracić w cztery miesiące nawet ponad 20 kg i jeść mniejsze porcje, zaspokajając głód. Wiele firm oferuje dziś „wmówienie opaski” – m.in. Slim-Think, Hypno-Band, Gastric Mind Band oraz znany hipnotyzer Paul McKenna. Zdaniem dietetyków, nawet jeśli nie wyobrażamy sobie ciężkiej operacji, hipnoza pomaga zerwać ze złymi nawykami jedzeniowymi, gdyż tak działa na podświadomość, że przywraca do równowagi m.in. apetyt i aktywność fizyczną.