Czy “Alicja w krainie czarów” powstała pod wpływem grzybków halucynogennych? Naukowa analiza

Wizje z książek Lewisa Carrolla przypominają te, które pojawiają się po zjedzeniu pewnych grzybów. Podróże do krainy halucynacji mogą być jednak groźne dla zdrowia

Nie jest jasne, czy Lewis Carroll podczas pisania obu części przygód „Alicji” miał jakiś kontakt ze środkami psychodelicznymi. Jednak druga połowa XIX wieku, kiedy te książki powstały, to czas eksperymentów bohemy artystycznej z substancjami zmieniającymi świadomość: od alkoholu przez laudanum (czyli nalewkę z opium) po grzyby zwane magicznymi. Carroll, a właściwie Charles Lutwidge Dodgson – brytyjski matematyk, pisarz, poeta i fotograf – niewątpliwie obracał się w kręgach chętnie czerpiących natchnienie z używek i narkotyków. Ale ani w jego pamiętnikach, ani we wspomnieniach współczesnych nie ma słowa o tym, że sam używał tych środków. Bez wątpienia jednak wiedział, jak działają substancje, dzięki którym można przejść na chwilę na „drugą stronę lustra”. W wiktoriańskiej Anglii działało wiele nielegalnych palarni opium, których stolicą w drugiej połowie XIX wieku był Londyn. Mieszkający w Oksfordzie Carroll musiał się zetknąć z tego typu przybytkami i ich gośćmi lub choćby z opowieściami o takich miejscach.

 

Muchomory: zmieniona rzeczywistość

Najbardziej wymownym przykładem na znajomość działania substancji psychoaktywnych przez Carrolla jest scena, w której Alicja na przemian staje się mała i wielka. To opis wizji typowych dla działania muscymolu, substancji wchodzącej w skład muchomora czerwonego. W powszechnej świadomości grzyb ten jest śmiertelnie trujący, co nie jest do końca prawdą. Owszem, zawarta w nim toksyna wywołuje silne zatrucia pokarmowe z mdłościami, bólami brzucha i wymiotami. Jednak od wieków wykorzystywany jest do zmieniania stanu świadomości. Nie ma działania halucynogennego, bo nie powoduje powstawania nowych obrazów, a tylko modyfikuje rzeczywistość, np. dodając otoczeniu nowe kolory, zmieniając rozmiary lub proporcje ciała.

Odczucia te mogą mieć charakter mistyczny, dlatego muchomor czerwony od wieków ceniony był przez szamanów. Na niezalesionych obszarach Syberii, gdzie rośnie z rzadka, jeden kapelusz był niekiedy wart tyle, co renifer. A szaman podczas jednej sesji potrafił zjeść aż cztery owocniki! Szamani wymyślili zresztą sprytną metodę na pozbycie się nieprzyjemnych efektów spożycia muchomora czerwonego. „Objawy żołądkowe neutralizuje przefiltrowanie tego grzyba przez organizm ssaka, co oznacza wypicie moczu osoby lub zwierzęcia, które wcześniej ten grzyb zjadło” – mówi dr Anna Muszewska, mykolog z Instytutu Biochemii i Biofizyki Polskiej Akademii Nauk.

„Dzieje się tak, ponieważ muscymol nie jest metabolizowany w organizmie. W muchomorach czerwonych gustują m.in. renifery, dlatego to ich mocz był wykorzystywany w szamańskich praktykach. Z jednej porcji mogło korzystać aż do ośmiu osób – każda z nich po kolei piła mocz poprzednika i przekazywała swój kolejnemu amatorowi muchomorowych wizji” – dodaje specjalistka.

Podobnie jak muscymol działają również inne substancje psychoaktywne zawarte w „magicznych grzybkach”, w tym kwas ibotenowy (obecny w niektórych muchomorach) i psylocybina.

 

Psylocybina: przyjemność albo paranoja

Tę ostatnią wytwarzają cieszące się obecnie dużą popularnością grzyby psylocybinowe. Psylocybina pomaga im bronić się przed konkurencją ze strony innych grzybów lub bakterii, które podbierają im pokarm, czyli martwą materię organiczną. W naszych organizmach te toksyny powodują uwolnienie substancji poprawiających nastrój – serotoniny i dopaminy. Dlaczego tak się dzieje? Psylocybina ma budowę podobną do neurotransmiterów obecnych w organizmach ssaków. Wskutek tego może się przyczepiać do receptorów serotoninowych, naśladując działanie serotoniny. Jednak nie wszyscy ludzie odczuwają przyjemność po spożyciu „magicznych grzybków”. Zdaniem dr Muszewskiej jedna trzecia zażywających reaguje na grzybowe toksyny paranoją, napadami paniki lub lęku.

Dlaczego tak się dzieje? Badacze z King’s College w Wielkiej Brytanii sprawdzali za pomocą funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI), jak na psylocybinę reaguje ludzki mózg. Okazało się, że za psychodeliczne doznania po grzybach odpowiadają zakłócenia sieci komunikacyjnej w mózgu. Aktywny mózg wykorzystuje na co dzień konkretne ścieżki neuronowe. Obrazy uzyskane w fMRI pokazały, że po psylocybinie obok utartych szlaków tworzą się zupełnie nowe, bardzo liczne połączenia. Większość z nich znika, kiedy mija działanie psychodeliku. Co ciekawe, nowo powstałe ścieżki łączą często te obszary mózgu, które na co dzień nie kontaktują się ze sobą. To dzięki temu po grzybach może pojawić się synestezja – zdolność widzenia dźwięków albo słyszenia kolorów.

 

Grzybowe terapie: nadal w fazie eksperymentu

Ciekawe wnioski płyną również z innych badań. Pokazały one, że oddziaływanie psylocybiny na mózg może trwać znacznie dłużej, niż się konsumentowi wydaje. Naukowcy z Johns Hopkins University School of Medicine odkryli, że nawet do 14 miesięcy po zażyciu grzybków mogą się utrzymywać zmiany osobowości, takie jak większa kreatywność czy optymizm. Jedno z badań pokazało nawet, że psylocybina może pomóc w rzucaniu palenia. Być może substancja ta mogłaby być skuteczna także w leczeniu lęków, depresji, uzależnień, klasterowych bólów głowy, migreny czy stresu pourazowego. Od 2001 roku psychiatra Francisco Moreno z University of Arizona eksperymentuje z zastosowaniem psylocybiny u osób z chorobą afektywną dwubiegunową (zwaną potocznie depresją maniakalną). Badania te są jednak tak kontrowersyjne, że nadal daleko im do zastosowań klinicznych. Tym bardziej że psylocybina może wywoływać m.in. psychozy u osób z grupy ryzyka zachorowania na schizofrenię, a także zmiany postrzegania kształtów i kolorów, które mogą się utrzymywać przez kilka lat.