Ostatnia podróż głowy

Trzy trumny podskakują na saniach, na których suną w stronę miejsca straceń w Tyburn. W pobliżu szubienicy zebrał się już wielotysięczny tłum gapiów. Obok stoi szeryf Middlesex odpowiedzialny za wykonanie specjalnego rozkazu izb Gmin i Lordów. Polecenie sformułowano niejasno. Urzędnik nie wie, czy na szubienicy mają zawisnąć trumny, czy znajdujące się w nich zwłoki. W końcu zdaje się na własną intuicję. Nakazuje wyciągnąć ciała z trumien i powiesić je jedno koło drugiego. Skazańcy zmarli od 2 do 10 lat wcześniej i – choć szczątki dwóch z nich zostały starannie zabalsamowane – nad miejscem straceń unosi się potworny fetor. Jak donosił „Mercurius Publicus” zwłoki „wisiały do zachodu słońca, następnie obcięto im głowy, a ich nienawistne korpusy wrzucono do dołu pod szubienicą”. Kupiec Samuel Sainthill zanotował, że aby odciąć głowę od ciała jednej z ofiar, potrzeba było aż 8 ciosów topora, gdyż korpus znajdował się w grubym całunie. 30 stycznia 1661 roku w 12. rocznicę ścięcia Karola I tłum święcił pohańbienie odpowiedzialnych za jego śmierć – Henry’ego Iretona, Johna Bradshawa i lorda protektora Olivera Cromwella. To właśnie jego szczątkom kat poświęcił najwięcej czasu… Głowy dawnych prominentów zatknięto na 6-metrowych drewnianych tyczkach nad południowym dachem Westminster Hall. Czaszka Cromwella spędziła tam ok. 25 lat, zanim w tajemniczych okolicznościach zniknęła…

Oliver Cromwell pozbawił Karola I i tronu, i głowy. Jednak to głowa Cromwella musiała tułać się po Anglii przez 300 lat

299 lat później, 25 marca 1960 roku przed kaplicą Sidney Sussex College w Cambridge zgromadziła się grupka osób. Obecny jest dziekan David Thomson, kapelan, kilku studentów. Za chwilę będą świadkami niezwykłej ceremonii. W kaplicy kolegium złożą mały pojemnik z nietypową zawartością: głową Olivera Cromwella. Tym razem pochówkowi lorda protektora nie towarzyszy iście królewska pompa, z którą odbył się jego „pierwszy” pogrzeb jesienią 1658 roku. „Kapelan odmówił kilka modlitw – opowiada „Focusowi Historia” jedyny żyjący świadek tych zdarzeń prof. Derek Beales. – I głowę złożono w miejscu, którego usytuowania nikt dokładnie nie zna”. Choć na ceremonię zaproszono wszystkich studentów – wtedy ok. 30, przyszło zaledwie kilku. „Pewnie dlatego, że były wakacje – sugeruje Beales. – A poza tym impreza miała być cicha. Rodzina, do której przez lata należała głowa, nie życzyła sobie rozgłosu”. Na ścianie dopiero 2 miesiące później zawieszono skromną tabliczkę, informującą o wydarzeniu. W ten sposób zakończyła się około 300-letnia peregrynacja głowy najpotężniejszego niegdyś człowieka w Anglii.

POJAWIA SIĘ I ZNIKA

 

Czaszka, która zniknęła z Westminsteru gdzieś pod koniec panowania Jakuba II (z całą pewnością wisiała na dachu jeszcze w 1684 r., gdy do szczątków królobójców dołączyła głowa Sir Thomasa Armstronga), w 1710 roku pojawiła się w domu drukarza Claudiusa Du Puy. Ten zamożny londyńczyk prowadził prywatne muzeum naturaliów i okazów, które zajmowało 4 pokoje. Znajdowały się tam m.in. modele z wosku, instrumenty muzyczne, monety, egzotyczne rośliny, stworzenia morskie, a także… nietypowe obuwie. 1 lipca muzeum zwiedził młody podróżnik Zacharias Conrad von Uffenbach. „Pan Du Puy pokazał nam również jako najciekawszą rzecz w swoich zbiorach głowę Cromwella (…)” – zanotował we wspomnieniach z podróży. Du Puy był pewien jej autentyczności; gdy goście zaczęli w nią wątpić, zapewnił ich, że „mógłby za nią dostać 60 gwinei” (ok. 7231 dzisiejszych funtów). Drukarz zmarł bezpotomnie w 1738 r., a głowa lorda protektora ponownie zniknęła z kart historii.

Pojawiła się kilkadziesiąt lat później w rękach lubiącego zaglądać do kieliszka aktora Samuela Russella. Gdzieś w latach 1765–1775 odwiedził on dr. Elisstona, dziekana Sidney Sussex College, w którym Cromwell pobierał nauki. Jak opowiedział później uczony pewnemu pastorowi z Cambridgeshire, aktor „pokazał głowę Olivera Cromwella, gdyż sądził, że dziekan może zechcieć ją kupić, jako że Oliver był z tego kolegium”. Elisston odmówił – Oliver ciągle uważany był za zdrajcę i królobójcę – a Russell zabrał swe zawiniątko i odjechał.

Obecność głowy przywódcy wojska „okrągłych głów” (określenie pochodzi od fryzury zwolenników parlamentu; rojalistów podczas wojny domowej zwano „kawalerami”) u podrzędnego aktora musiała wydać się rektorowi co najmniej dziwna. Sam Russell tłumaczył, że „po tym jak głowy przez jakiś czas wisiały na pikach, porywisty wiatr złamał tę, do której przymocowano głowę Olivera”. Rano pod Westminsterem przechodził żołnierz, który – nie zastanawiając się specjalnie – zabrał ją ze sobą. Brak głowy nad Westminsterem nie pozostał długo niezauważony. Władze, sądząc, że potworne trofeum wykradł ktoś z dawnych zwolenników Cromwella, ustanowiły nagrodę dla tego, kto wskaże złodzieja. Żołnierz przestraszył się i nie pisnął słowa o znalezisku. Gdy zmarł, głowę otrzymali jego potomkowie. Aktor poślubił wnuczkę żołnierza, której Cromwell… przypadł w posagu. To tylko jeden – choć najwcześniejszy – z wariantów opowieści, wyjaśniającej w jaki sposób głowa trafiła w ręce Russella. John Crunch, autor tekściku z przełomu XVIII i XIX w. udowadniającego jej autentyczność, twierdził, że głowę podniósł ktoś rozczarowany powrotem na tron Stuartów i przekazał ją rodzinie Russellów. Z kolei Josiah Henry Wilkinson, jeden z kolejnych właścicieli głowy, dowiedział się (m.in. od osób znających Samuela), że czaszkę podniósł wartownik. Podobnie jak żołnierz wziął ją do domu i przestraszył się plakatów nakazujących wydanie zguby. Dopiero na łożu śmierci powiedział o znalezisku żonie i córce. Obrotny zięć, usłyszawszy historię, sprzedał głowę Russellom. Tak więc pewne jest tylko to, że głowę z piki zerwał wiatr…

CIEKAWOSTKA NA SPRZEDAŻ

We wszystkich opowieściach brakuje wzmianki o zbiorach Claudiusa Du Puy. Czyżby kolekcjoner miał inny egzemplarz? Niekoniecznie. Brytyjscy naukowcy Karl Pearson i G.M. Morant, zajmujący się kwestią autentyczności czaszki w latach 30. XX w., doszli do wniosku, że nowy właściciel odsprzedał głowę nie Russellom, lecz właśnie zamożnemu kolekcjonerowi Du Puy. W jaki sposób później trafiła ona w ręce Samuela, nie wiadomo. Prawdopodobnie niezbyt chwalebny, skoro aktor każdemu opowiadał inną historię…

Od tego momentu historia głowy jest dobrze udokumentowana. Russell okazjonalnie wystawiał szczątki lorda protektora na zdezelowanym straganie w okolicach londyńskiego Clare Market. Nie porzucił jednak pomysłu sprzedania głowy. Według relacji Crancha ok. 1780 r. aktor poprosił poznanego wówczas Jamesa Coksa o pomoc finansową. Ten „częściowo z ludzkich pobudek, a częściowo (jak sam przyznaje), z myślą o przejęciu tak wielkiej ciekawostki” od czasu do czasu wspierał Samuela. W końcu 30 kwietnia 1787 r. doszło do podpisania umowy, na której mocy za 118 funtów (101 już przekazanych i 17 dodatkowych, równowartość dzisiejszych 12 tys. funtów) Russell zrzekł się praw do głowy. Nowy właściciel udostępniał nabytek jedynie wybranym osobom, poleconym przez przyjaciół. Oczywiście nie za darmo…

W 1799 r. Cox odsprzedał głowę za 230 funtów trzem braciom Hughes. Nowi właściciele zamierzali zarobić na szczątkach lorda protektora i zaczęli przygotowania do wystawy cromwellianów, której główną atrakcją miała być właśnie głowa. Zarzucili miasto ulotkami, zapraszającymi na pokaz „szczątków prawdziwej zabalsamowanej głowy potężnego i znanego uzurpatora Olivera Cromwella”. Wstęp: 2 szylingi i 6 pensów. Mimo akcji marketingowej tłumy nie waliły drzwiami i oknami pod nr 5 Mead Court na Old Bond Street. Klapa przedsięwzięcia była na tyle dotkliwa, że panowie Hughes nawet nie zapłacili Johnowi Cranchowi, u którego zamówili pracę udowadniającą autentyczność głowy. Wkrótce potem bracia zmarli. W 1815 r. córka jednego z nich odsprzedała głowę Josiahowi Henry’emu Wilkinsonowi. Nabywca nie chciał marnować pieniądzy, więc dołożył wszelkich starań, by uwiarygodnić zakup. Dotarł do Coksa i Crancha, a także wspomnianego odpisu opowieści pastora z Cambridgeshire. Wilkinson nie miał zamiaru organizować wystaw dla szerszej publiczności – pokazywał głowę jedynie wybranym znajomym. I tak w marcu 1822 r. zabrał ją w małym drewnianym pudełku na śniadanie do szwagra. Po posiłku biesiadnicy po kolei asystowali Josiahowi, trzymając w ręce kawałek piki, która wystawała z czaszki, a sam „szczęśliwy właściciel – jak wspominała obecna wtedy Maria Edgeworth – wygłaszał o niej wykład z cyrklem w ręce (…)”. Głowa robiła piorunujące wrażenie. Obciągnięta skórą czaszka nosiła ślady po igle, którą po autopsji przyszyto sklepienie czaszki. W dalszym ciągu można było rozpoznać włosy. Przez żuchwę Cromwella przechodziła drewniana tyczka, wystająca przez prawą kość ciemieniową (w sumie na zewnątrz czaszki znajdowało się ponad 20 cm piki). Ponadto do czaszki przylegały 4 kręgi – pamiątka po niewprawnym kacie.

Zakupiona przez Josiaha głowa zostałaby pewnie na długo w rodzinie Wilkinsonów, gdyby nie to, że wokół osoby Cromwella zaczęła się zmieniać atmosfera. Przyczyniła się do tego z pewnością publikacja listów i mów lorda protektora zebranych przez Thomasa Carlyle’a w 1845 r. Cromwell przestał być postrzegany wyłącznie jako fanatyk i królobójca, a zaczął urastać do rangi wybitnego męża stanu. Na potęgę reprodukowano obrazy przedstawiające Cromwella, stawiano mu pierwsze pomniki. Na fali tego zainteresowania w kwietniu 1911 r. członkowie Royal Archeological Institute przekonali Wilkinsonów, aby pokazać głowę na zamkniętej wystawie i poddać ją obdukcji. Fotografia z sesji naukowej ukazała się w „Daily Mail”. Poruszeni czytelnicy chcieli zorganizować zbiórkę i odkupić szczątki lorda protektora. O interwencję proszono nawet premiera Herberta Asquitha. Bez rezultatu. Po wystawie głowa wróciła w prywatne ręce.

MORALNA PEWNOŚĆ

 

W latach 30. XX w. do pracy na poważnie zabrali się badacze. Dostęp do szczątków Cromwella uzyskali: specjalista od eugeniki Karl Pearson i antropolog Geoffrey M. Morant z Biometric Laboratory z University College w Londynie. Zbadali nie tylko samą głowę, ale także – zgodnie z modą epoki lubującej się w pomiarach czaszek – próbowali dopasować do niej portrety i maski pośmiertne Olivera. Werdykt? Ostrożny, jak przystało na Anglików. Nie ma pewności, że zbadany okaz to głowa Cromwella, ale żadne fakty tego również nie wykluczają. Co więcej, niektóre spostrzeżenia wydają się to potwierdzać. Głowa wystawiona była na długotrwałe działanie czynników naturalnych – odpowiadające ponad 25-letniemu „pobytowi” na szczycie Westminsteru. Pośmiertne pęknięcie potylicy mogło powstać w wyniku upadku z dużej wysokości. Ponadto szczątki przekazane przez Wilkinsonów zabalsamowano w „sposób zgodny z historycznymi realiami”, a „głowę oddzielono od ciała już po zabalsamowaniu”. W dziejach Anglii tylko dwie osoby spotkał ten los – Cromwella i młodszego od niego Henry’ego Iretona. Co najważniejsze – nie ma mowy o fałszerstwie, gdyż przed 1799 rokiem nie opublikowano opisu, w jaki sposób zhańbiono ciało Cromwella w Tyburn. Ewentualny fałszerz nie mógł więc wiedzieć, że kat spudłował. A poza tym, komu opłacałoby się w kosztowny sposób balsamować zwłoki tylko po to, by potem odciąć w bestialski sposób głowę? Uczeni stwierdzili więc, że istnieje „moralna pewność”, że głowa od Wilkinsona to głowa Cromwella.

W XX wieku Cromwell na dobre powrócił do łask: jego imieniem ochrzono setki ulic, a nawet typ czołgu. W plebiscytach na najbardziej wpływowego Brytyjczyka ubiegłego tysiąclecia regularnie zajmuje miejsce w pierwszej dziesiątce, a cromwelliana cieszą się niesłabnącą popularnością. W lutym tego roku pośmiertną maskę lorda protektora sprzedano za 1550 funtów, a – jak powiedział „Focusowi Historia” Roy Butler z domu aukcyjnego Wallis and Wallis – aukcja „wzbudziła wielkie zainteresowanie wśród kupców”. Jednak wbrew dawnym obawom dworu Cromwell nie odbiera czci należnej męczennikowi republiki. Do miejsca spoczynku głowy nie zjeżdżają zwolennicy obalenia monarchii. Potwierdza to Nicholas Rogers, archiwista z Sidney Sussex College, w rozmowie z „Focusem Historia”: „Choć kaplicę odwiedza sporo turystów, wątpię, czy jest wśród nich wielu prawdziwych »pielgrzymów«”.

A co z resztą?

Miłośnicy teorii spiskowych nie wierzyli, że ciało Cromwella pogrzebano w Tyburn. Według jednej z legend Oliver tuż przed śmiercią miał poprosić, aby pogrzebano go na polach Naseby, gdzie odniósł świetne zwycięstwo nad rojalistami. Z kolei inna legenda głosi, że republikanie, przeczuwając, jaki los spotka ich przywódcę po restauracji, wrzucili trumnę z jego ciałem do Tamizy. Podobno sam lord protektor przepowiedział wydarzenia w Tyburn, szepcząc na łożu śmierci słowa modlitwy: „I wybacz im [rojalistom – przyp. AU] chęć podeptania prochu marnego robaka, bo także i oni są Twymi stworzeniami”.

Kilka legend związanych jest z córką lorda protektora Mary Cromwell. Kobieta miała przekupić strażnika pilnującego ciała po ekshumacji w pubie Red Lion w Holbron, gdzie czekało na wykonanie wyroku. Tak więc w Tyburn zhańbiono by nie Olivera, ale anonimowego nieszczęśnika. Druga wersja tej historii mówi, że Mary skorumpowała strażników już po egzekucji i wydobyła ciało ojca z dołu spod szubienicy. Następnie bezgłowe zwłoki przewiozła do posiadłości męża Thomasa Bellasisa, II wicehrabiego Fauconberg w Newburgh Priory w Coxwold. W dachu jednego ze skrzydeł domu ukryto pomieszczenie, w którym ma spoczywać lord protektor. Odkryto je, gdy podwyższano dach budynku. Nad zamurowanym wejściem znaleziono kopię maski pośmiertnej Olivera. Spadkobiercy nie chcą się przekonać o prawdziwości legendy i nie planują eksploracji pomieszczenia. Zmienić ich decyzji nie udało się nawet Edwardowi VII…

Więcej:czaszka