“Olej kokosowy to czysta trucizna”. Poznaj ten i inne ekotrendy, które okazały się niewypałami

Jeżeli chcesz coś sprzedać znacznie drożej – przyklej mu łatkę “eko”, “wegański” albo “organiczny”. W ciągu ostatnich lat ekotrendy pojawiały się jak grzyby po deszczu, a ich twórcy przekonywali nas, że znaleźli sposób na uratowanie świata. Niestety, wiele z tych pomysłów okazało się stekiem bzdur albo nietrafną prognozą.
“Olej kokosowy to czysta trucizna”.  Poznaj ten i inne ekotrendy, które okazały się niewypałami

Prezentujemy listę zielonych niewypałów. Choć sami jesteśmy całym sercem za ekologią i poszukiwaniami jak najlepszych rozwiązań dla środowiska trzeba niestety być czujnym na zjawisko “greenwashing”. 

Na czym polega? Firmy, celebryci, koncerny chętnie wykorzystują łatki eko, bio i organic by promować swoje produkty, wcale niekoniecznie ekologiczne. 

Przykład? Energooszczędne świetlówki, które owszem zużywają znacznie mniej prądy, ale produkowane są ze znacznie bardziej niebezpiecznych materiałów. Następny przykład z Polski: Komisja Etyki Reklamy swego czasu pogoniła firmę Enea, która chwaliła się hasłem „Potęga wiatru. Siła wody. Czysta energia. Czysty biznes”. Hasło ładne, ale tylko 5% zasobów energetycznych firmy pochodziło ze źródeł odnawialnych, a tylko 1% z wiatru. 92% energii w zasobach firmy pochodzi z węgla kamiennego i brunatnego. Rzeczywiście czyściutko. 

1. Olej kokosowy

Jeszcze niedawno można było przeczytać wszędzie o jego zbawczych właściwościach. Wspiera odbudowę i wzmacnianie włosów, doskonale sprawdza się w gotowaniu, dodawany jest do kosmetyków, poprawia działanie tarczycy, a nawet zapobiega chorobie Alzheimera. Można by powiedzieć – białe oleiste złoto. 

Z tym, że jednak nie do końca. Zdaniem amerykańskiej organizacji kardiologów American Heart Association (AHA) jest on równie niezdrowy co tłuszcze pochodzenia zwierzęcego i może prowadzić do miażdżycy, chorób serca i udaru mózgu. 

 

Niezależnie od tych ekspertyz profesor Karin Michels z Institute for Prevention and Tumor Epidemiology na Uniwersytecie we Fryburgu przekonuje, że jest to “czysta trucizna i najgorsza rzecz jaką możecie jeść”. Przypomina, że nie ma udokumentowanych badań potwierdzających zdrowotne działanie tego oleju, za to powszechnie wiadomo jaki ma skład, a w nim około 82% tłuszczów nasyconych – więcej niż w maśle czy smalcu wieprzowym. 

Badania dietetyków nie sugerują jednak zupełnego odstawienia tłuszczów. Jak mówi angielskie przysłowie: “to dawka tworzy truciznę”, zatem rozsądne używanie tłuszczów w kuchni nie jest niebezpieczne. Jednak z pewnością nie przyniesie cudów obiecywanych na wielu stronach internetowych głoszących wyższość oleju kokosowego nad innymi. 

2. Olej palmowy

Zajdziecie go praktycznie we wszystkich produktach spożywczych, naprawdę trudno jest wypatrzyć coś bez niego w składzie. W przeciwieństwie do innych tłuszczów badania wskazują na jego dobry wpływ na zdrowie, w formie nieutwardzonej. 

Problem w tym, że rozwijające się gigantyczne plantacje palm, z których się go pozyskuje, nie są już dobre dla zdrowia – ani naszego, ani naszej planety. 

Jeśli nie widzieliście jeszcze przerażających zdjęć niszczonych lasów deszczowych, umierających zwierząt i wysiedlanych tubylców, warto to nadrobić. Te obrazy pokazują cenę 62 milionów ton oleju palmowego, która trafia do przemysłu spożywczego każdego roku. 

3. Eko gwiazdy grają w zielone

Gwiazdy estrady, wybiegów i ścianek z wielką chęcią opowiadają o swojej smykałce do ekologii. Na przykład Madonna, która w 2008 roku była gwiazdą okładki ekologicznego numeru Vanity Fair.  Bardzo chętnie chwaliła się przechodzeniem na dietę wegańską, podkreślała zaangażowanie w ekologię. W tym samym czasie jednak przyznała, że rocznie wydaje 120 tysięcy dolarów na specjalną kabalistyczną wodę, oczywiście butelkowaną. Troszkę dużo plastiku, jak na tak ekologiczną postać.

 

Drugi przykład to Justin Timberlake, który w 2018 roku podczas koncertu w przerwie finału Super Bowl miał na sobie wegański garnitur. Świat obiegły zdjęcia stroju (niezbyt pięknego) oraz oczywiście doskonałe wieści o promowaniu przez gwiazdę stylu życia bez krzywdy zwierząt. Problem w tym, że ani on, ani projektująca to ubranie Stella McCartney nie są weganami. Mają jednak dobre wyczucie tego, co może się sprzedać. 

4. Sojowe izolacje do kabli w samochodach i ich futrzani amatorzy

W 2017 roku naprawa samochodu pewnej Australijki kosztowała aż 600 dolarów. Ford Mustang został potraktowany przez lokalną populację gryzoni jak przekąska. Dlaczego? Od pewnego czasu w niektórych samochodach wykorzystywano kable z izolacjami z elementów biodegradowalnych. W ich składzie natomiast znajduje się soja. Zwierzaki jadły na tyle zapamiętale, że w tym i innym przypadku, Toyoty Tundry, wgryzały się w części plastikowe i metalowe, doprowadzając do dewastacji pojazdu. 

“Uszkodzenia samochodowego okablowania spowodowane przez gryzonie nie są czymś specyficznym dla jednej marki czy modelu. Nie posiadamy żadnych naukowych dowodów na to, że  szczury zachęca fakt wykonywania przewodów z komponentów na bazie soi” odpowiadała wtedy na zarzuty Toyota w oświadczeniu dla Free Press. 

5. Chipsy, które mogą uszkodzić słuch

W 2009 roku producent chipsów SunChips wprowadził na rynek nowe opakowania z materiałów biodegradowalnych. Trudno było przegapić w USA tę premierę, a właściwie jej nie usłyszeć. Była naprawdę głośna. Wszystko z powodu szeleszczenia opakowań. Niezadowolenie z tej pozornie niewielkiej niedogodności było na tyle silne, że reporter telewizji CBS 2 postanowił sprawdzić jak duży jest to hałas. 

 

Derricke Dennis zmierzył głośność szeleszczącej paczki chipsów i otrzymał wynik ponad 100 decybeli. Dla porównania hałas w metrze to około 94 db, a motocykl generuje mniej więcej 95 db. 

6. Awatary będą ekologiczniejsze od nas? Niekoniecznie

Zostawmy wszystko awatarom – tak apelowali kiedyś niektórzy miłośnicy wirtualnej rzeczywistości “Second Life”. Zamiast jeździć samochodami do pracy, wyślijmy tam nasze cyfrowe odpowiedniki, zaoszczędzimy energię i pomożemy środowisku. 

Bloger Nicholas Carr postanowił to policzyć, opierając się o dane firmy. Jej szefostwo w wywiadach wspominało o gigantycznych serwerowniach utrzymujących wirtualny świat i mieszkające w nim awatary. Choć nie mają one ciał, zostawiają realne ślady w postaci emisji. Prąd pobierany i wykorzystywany do napędzenia serwerowni pochodzi z tradycyjnych elektrowni napędzanych węglem. Z obliczeń blogera wyszło, że przeciętny awatar w “Second Life” zużywa rocznie więcej prądu niż statystyczny mieszkaniec kraju rozwijającego się.

Roczne zużycie energii: 

Awatar – 1752 kilowatogodzin
Statystyczny człowiek –  2436 kilowatogodzin
Statystyczny mieszkaniec kraju rozwiniętego – 7702 kilowatogodzin
Statystyczny mieszkaniec kraju rozwijającego się – 1015 kilowatogodzin

7. Ekologiczny laptop

Frima komputerowa Asus ma w swojej stajni model reklamowany jako wyjątkowo ekologiczny, zresztą nie ona jedna. Komponenty komputera mają być w pełnio biodegradowalne, a bambusowa obudowa dopełniała modnego stylu. Szybko jednak okazało się, że komputer zbyt szybko się nagrzewał i bambus trzeba było pozostawić jako dodatek, obudowę zamieniono na plastik. Dalej jednak twórcy przekonują, że to produkt w pełni ekologiczny.

 

Wątpliwości rozwiewa jednak InternetNews zwracając uwagę, że nawet wykonywane z kukurydzy włókna rozkładają się na największych wysypiskach świata (w Indiach i Chinach) przez dekady, a elektronika w środku (o ile nie zostanie wykorzystana do następnych urządzeń) jeszcze dłużej. 

Oczywiście najważniejsze jest poczucia bycia po “właściwej stronie mocy”, wspierania ekologii, zmiany na lepsze naszego świata. Niestety za naklejkami zawierającymi budujące hasła często jest ten sam przemysł nie oglądający się na nic poza zyskiem.