Otto Rahn i ostatnia krucjata

Młody Otto Rahn całe życie szukał Graala. Gdy wydawało się, że właśnie zbliżył się do celu, w niejasnych okolicznościach popełnił samobójstwo

Mówisz, że pragniesz Graala. Ty głupcze! Twe słowa wprawiają mnie w rozpacz. Gdyż żaden człowiek nie może zdobyć Graala, jeśli nie jest znany w niebiosach i nie został imiennie przywołany do Graala – te słowa wypowiedział pustelnik Trevrizent do Parzivala, bohatera eposu Wolframa von Eschenbacha. Jednocześnie przestroga ta stała się inspiracją dla Untersturmführera SS Ottona Rahna, który wierzył, że jego imię zapisano w niebiosach. Tyle że niechrześcijańskich.

WALKA O PRZETRWANIE

Otto Rahn pochodził z gór Odenwaldu. W pobliżu Michelstadt, gdzie urodził się w 1904 r., zginął Zygfryd z „Pieśni Nibelungów”. Rahn senior był bardzo pobożny, ale w niekonwencjonalny sposób. „Szukał religii w naturze – opowiadała w filmie dokumentalnym jego wnuczka Ingeborg Roehmer- Rahn. – Gdy zobaczył pojedyncze drzewo, mawiał: »To jest Bóg, on przejawia się we wszystkim«”. Karl Rahn wierzył w realność aniołów – twierdził, że wystarczy zamknąć oczy, by wyczuć ich obecność… Nic dziwnego, że młody Otto nie miał serca do tradycyjnej nauki. Choć w 1922 r. rozpoczął studia prawnicze, a później filologiczne, nie zdobył wyższego wykształcenia. W 1925 r. przerwał naukę i przez następne lata imał się różnych zajęć. Poznany w tym czasie Szwajcar Paul Alexis Ladame opowiadał w 1984 r. w audycji radiowej, że Rahn był wtedy m.in. pomocnikiem w szkole, korepetytorem, tłumaczem, sprzedawcą, bileterem w kinie, a najczęściej bezrobotnym. W późniejszym podaniu do SS Niemiec nazwie ten okres „walką o przetrwanie”. Jeszcze na studiach Rahn zorientował się, że pociągają go mężczyźni. Niemiec nie krył się specjalnie ze swą orientacją – w listach do przyjaciela pisarza (również homoseksualisty) Alberta Rauscha bez ogródek pisał o swej fascynacji kolegą ze studiów Ottonem Hofferberem. Niczym podekscytowana nastolatka opisywał, jak godzinami krążył wokół domu wybranka w Hamburgu, stąpał po schodach, po których „on chodził”. Wkrótce jednak miejsce Hofferbera zajmie Szwajcar Raymond Perrier – „19 lat, ładny, nawet bardzo ładny, z Genewy”. W jaki sposób niezbyt przystojnemu Niemcowi – przypominał raczej Słowianina z twarzą wiewiórki niż modelowego Aryjczyka – udało się poderwać młodzieńca z dobrej rodziny, nie wiadomo. Mimo wiecznych kłopotów finansowych młody Otto jest w ciągłym ruchu – odwiedza Nyon i Genewę, próbuje szczęścia w Berlinie.

W 1930 roku trafia do Paryża. Obraca się w kręgu literatów, do którego należał m.in. Maurice Magre, zajmujący się symboliką Graala. Niemiec natychmiast przypomina sobie lekcje religii w gimnazjum w Heidelbergu, podczas których nauczyciel Freiherr von Gall opowiadał o dawnych wierzeniach katarów, którzy mieli strzec Graala. Rahn znajduje cel w życiu: poszukiwanie Graala.

NIEŚWIĘTY GRAAL

Kluczem do odnalezienia przedmiotu miał być średniowieczny epos „Parzival” Wolframa von Eschenbacha. Rahn identyfikuje Montsalvat – zamek, w którym znajdował się Graal – z twierdzą prowansalskich katarów Montségur. Realne miały być także postacie, przedstawione w „Parzivalu” – tytułowy bohater to Raymond Roger Trencavel, a jego matka Herzloyde to Adelajda z Carcassonne. Sama podróż Parzivala to mapa, według której można dotrzeć do Graala. Rahn nie był odosobniony w dosłownym odczytywaniu dawnych dzieł – archeolog Heinrich Schliemann dzięki lekturze Homera odnalazł Troję. Graal Rahna nie był bynajmniej chrześcijańskim św. Graalem. Niemiec odrzucił tradycję o kielichu z Ostatniej Wieczerzy czy naczyniu, do którego miała być zebrana krew Chrystusa. Twierdził, że to chrześcijanie zaadaptowali do swych celów o wiele starszy symbol. Rahn za Eschenbachem uważał, że Graal to lapsis ex coelis (choć Wolfram przekręca łacińską frazę i pisze lapsit exillis), kamień, który spadł z nieba. To właśnie tego kamienia mieli strzec w swej ostatniej twierdzy katarzy, gdy w 1243 r. pod górską fortecę w Pirenejach podeszły wojska chrześcijańskie uczestniczące w krucjacie przeciw albigensom. Kiedy stało się jasne, że Montségur upadnie, czterech obrońców (według innej wersji opowieści – dwóch) miało opuścić się na linach, zabierając ze sobą skarb. Ukryli go w jaskiniach pobliskiego regionu Sabarthes. Rahn, choć zaczął od eposu von Eschenbacha, później znacznie rozbudował swą „graalologię”. Kamień stanie się dla niego symbolem Ducha Świętego (ale nie pochodzącego od żydowskiego Jahwe, lecz od prawdziwego oświeciciela ludzkości – Lucyfera), znakiem czystej doktryny katarów. W końcu przeistoczy się w Minne, czyli w rozumieniu Rahna – pamięć o dawnych przedchrześcijańskich mądrościach.

RÓŻDŻKA I INNE SPOSOBY

 

Na poszukiwanie takiego Graala wyruszył Rahn w połowie 1930 roku. Jego patronką – Niemiec w dalszym ciągu cierpiał na brak pieniędzy – była arystokratka Miryanne de Pujol-Murat, uważająca się za potomkinię i reinkarnację Esclarmonde de Foix, „królowej katarów”. Młody badacz odwiedził m.in. Tuluzę, Pamiers, Foix, Montségur, Carcassonne, Mirepoix i Ornolac w Sabarthes. Wszędzie, gdy nadarza się okazja, penetruje jaskinie. „To jest wejście do niesamowitego podziemnego królestwa – napisze w „Dworze Lucyfera” – gdzie historia i bajka wspólnie znalazły schronienie przed światem, który stał się nudny i zwyczajny”. W jednej z jaskiń – jak później twierdził – znalazł salę z rzeźbą psa, w innej kurhan grobowy z darami ofiarnymi: wazami, biżuterią, bronią. Odkrywca zapomniał jednak dodać, co z nimi zrobił… Podczas jednej z eskapad, gdy Rahn i jego służący – Senegalczyk o imieniu Habdu – badali skalny korytarz, usłyszeli przeraźliwy huk. Po chwili do groty wdarła się woda. Na zewnątrz rozpętała się ulewa! Obydwaj co sił pobiegli do miejsca, w którym korytarz się rozszerzał, sądząc, że tam będą bezpieczni. Jednak poziom wody ciągle wzrastał. W końcu Rahn wdrapał się na ramiona dwumetrowego towarzysza. Tymczasem wody ciągle przybywało – w pewnym momencie sięgała Senegalczykowi do podbródka. Wtedy deszcz ustał. Grotołazi byli uratowani… Okazało się, że Rahn nie jest jedynym poszukiwaczem Graala. Skarb katarów interesował też inżyniera z Bordeaux Arnauda, który „za pomocą dynamitu, różdżki i tego typu sposobów” również przeczesywał okolice Montségur. „Inżynier nigdy nie znajdzie swojego skarbu – napisze w „Dworze Lucyfera” pewny siebie Rahn. – [Skarb] spoczywa w jaskini w lesie na stoku góry Tabor. Wielki głaz chroni wejście przed intruzami, a setki żmij pilnują samego skarbu. Ktokolwiek chce tam wejść, może to zrobić tylko podczas mszy w Niedzielę Palmową (…) Ale niech Bóg ma w opiece tego, który nie zdążył wyjść, zanim ksiądz zaśpiewał: »Idźcie w pokoju«. Na koniec mszy głaz opada, a śmiałek ginie straszną śmiercią pogryziony przez przebudzone żmije”. Legenda – usłyszana od górali – jedynie wzmocniła determinację Rahna…

Nie wszyscy miejscowi byli fanami Niemca. „Naprawdę obawiam się zobaczyć ponownie twarze mieszkańców Ussat i Ornolac – przyznawał w czerwcu 1934 r. w liście do przyjaciela Antonina Gadala. – Kocham ich, ale uczynili mi coś złego. Ja im również. Teraz jesteśmy kwita. (…) Ci prości ludzie (…) osądzają mnie po tym, co zobaczyli” . Późniejsza przyjaciółka Niemca Gabriele Winckler w rozmowie z biografem Rahna Nigelem Graddonem stwierdziła, że miejscowi zaatakowali badacza cepami. Być może rozzłościło ich to, że Rahn podczas wizyty w jaskini podrysowywał malowidła skalne katarów. Na gorącym uczynku przyłapał go Joseph Mandement, przewodniczący organizacji turystycznej w Tarascon-sur-Ariege. Krewki urzędnik wymierzył winowajcy cios. Niemiec tłumaczył się, że zależało mu jedynie na tym, aby rysunki lepiej wyglądały na zdjęciach… To nie jedyne wykroczenie Rahna przeciwko warsztatowi badacza, na którego się kreował. W maszynopisie audycji radiowej, którą przygotowywał po powrocie z Francji, napisał, że pies z piaskowca znaleziony w grocie miał metr wysokości i 3 m długości. W korekcie „usensacyjnił” odkrycie i poprawił wymiary na odpowiednio 3 i 9 m…

CIEŃ HEINRICHA

W maju 1932 r. stało się coś niespodziewanego. Rahn, wiecznie cierpiący na kłopoty finansowe, wydzierżawił hotelik w Ussat-les-Bains. Skąd wziął pieniądze? Nigel Graddon, lubujący się w teoriach spiskowych, sugeruje, że Rahn już wtedy współpracował z nazistami… Dowodów na to brak. W tym czasie Niemca odwiedził Paul Ladame. W książce „Un témoin du XXe siecle” napisał, że Rahn „był przekonany, że dokonał jednego z największych odkryć w historii, a jednocześnie był pewien, że dzięki książce stanie się bogaty i sławny”. Wkrótce Niemiec przestał się jednak chwalić odkryciami. Graddon spekuluje, że ktoś mu zabronił głośno mówić o pracy. Ktoś – czytaj Himmler. Założony z pomocą nazistów czy też bez ich pomocy hotel wkrótce zbankrutował, a Rahn stał się poszukiwanym dłużnikiem. „Swój zegarek zostawiłem w piekarni, aby dostać chleb (…) Noszę pocerowane skarpety…” – skarżył się w listopadzie w liście do Gadala. Na domiar złego uciekł z miejsca, gdzie miał odbyć się proces. Został wystawiony list gończy. Ponadto pojawiły się oskarżenia, że Rahn jest w rzeczywistości niemieckim szpiegiem i przywódcą międzynarodowego spisku. Jako ścigany przestępca poszukiwacz nie mógł opuścić Francji. Nagle jednak – w samym środku nagonki – udało mu się odzyskać paszport i wyjechać. Nie wiadomo, w jaki sposób wykpił się od kary… Jesienią 1933 r. Rahn wydał w ojczyźnie pierwszą książkę „Kreuzzug gegen den Gral” (Krucjata przeciw Graalowi) – opowieść o bohaterskich katarach i ich skarbie. Poza solidną dawką historycznych faktów mnóstwo w niej mitów i legend. Rahn wierzy w prawdziwość podań o północnym kraju Hiperborejczyków – przodków Aryjczyków, o Herkulesie i Argonautach, których uparcie nazywa „wikingopodobnymi Grekami”. „Tysiące Niemców czekają na nią [książkę] z niecierpliwością. Musi pan wypełnić ważne zadanie – tak według Rahna rok przed publikacją miał pisać jego wydawca. – Musi pan wyjaśnić, co ludzkość straciła 700 lat temu”. Niemiec nie tylko wpadł w samozachwyt, lecz umocnił się w przekonaniu o świętości swej misji. „Czy to mieszkaniec Hesji musiał pojechać w Pireneje, aby stwierdzić, że Montségur było górą Graala Montsalvat? (…) Ten temat czekał na mnie. Sądzę, że byłem do niego predestynowany” – pisze w październiku 1933 r. Zielone Świątki następnego roku Rahn spędził w Paryżu, negocjując przekład „Krucjaty” na francuski. Właśnie wtedy według Ladame’a miał dostać tajemniczy telegram z Berlina. Jego nadawca oferował 1000 marek miesięcznie za napisanie kontynuacji „Krucjaty” i zapraszał na spotkanie w Berlinie. Takiej propozycji wiecznie spłukany autor nie mógł odrzucić. Jakież było jego zdziwienie, gdy powitał go nie kto inny, tylko Heinrich Himmler. Czy Ladame, który w swej książce zrobił z Rahna mordercę Röhma, w tym wypadku napisał prawdę? Na to pytanie również brak odpowiedzi. Z całą pewnością młody autor trafił w orbitę zainteresowań szefa SS wiosną 1935 r. Wtedy 25-letnia Gabriele Winckler, asystenka SS-Standartenführera Karla Marii Wiliguta (znanego pod pseudonimem Weisthor) – czołowego ezoteryka III Rzeszy – dała mu do przeczytania książkę Rahna. Szef zainteresował się na tyle, że kazał dziewczynie skontaktować się z Rahnem. „Himmler, któremu staruszek [Weisthor] zreferował jego przypadek, wydał polecenie, aby natychmiast sprowadzić Otto Rahna do Berlina (…) – wspominała Winckler w liście do dr. Władimira Lindenberga w 1989 r. – Otrzymał do dyspozycji mieszkanie i wszystko, czego potrzebował do życia”.

Od tego momentu kariera Rahna przyspiesza. Zaczyna pracować jako referent w Głównym Urzędzie Rasy i Osadnictwa (RuSHA), a Wiligut wprowadza go w berlińską śmietankę. Wkrótce praca samozwańczego naukowca zaczyna przynosić efekty. „Proszę, aby pan przed ukazaniem się mojej książki »Montsalvat und Golgatha« z nikim, z wyjątkiem Reichsführera, nie rozmawiał o tym, co chcę panu przekazać ustnie” – pisze 27 września w liście do swojego dobroczyńcy. Równocześnie prosi o zgodę na podróż badawczą. O czym Rahn nie chciał pisać? Wszystkie miejscowości, do których się wybierał, były związane albo ze śladami Graala, albo z niemieckimi legendami. Być może znalazł więc wzmiankę, która – w jego mniemaniu – przybliżyła go do odnalezienia skarbu i postanowił sprawdzić ją w terenie. 19 października Rahn przesłał Himmlerowi raport z podróży. Dwa tygodnie później Reichsführer zanotował w dzienniku: „Raport otrzymany, utrzymać w tajemnicy”…

CZŁOWIEK MUSI JEŚĆ

 

12 marca 1936 r. Otto Rahn został oficjalnie przyjęty w szeregi SS. Od 20 kwietnia służył w sztabie Reichsführera. Pomagał przy kompletowaniu aryjskiego rodowodu szefa. Himmler wyraźnie lubił młodego esesmana – w listach zwracał się do niego: „Mój drogi Rahn”. W karierze z pewnością nie przeszkodził fakt, że genealodzy dopatrzyli się związków krwi pomiędzy obydwiema rodzinami…

Decyzja Rahna musi dziwić, biorąc pod uwagę jego orientację seksualną. Przecież tuż po nocy długich noży uciekł do Brixen. „Stało się niemożliwe dla ludzi tolerancyjnych (…) przebywanie w kraju, którym stała się moja kiedyś tak piękna ojczyzna” – żalił się w liście do Gadala w grudniu 1934 r. Co więc robił w SS? Ladame w przedmowie do francuskiego wydania „Dworu Lucyfera” twierdzi, że odpowiedź jest prozaiczna. Gdy spotkał Niemca podczas igrzysk olimpijskich w Berlinie i zapytał, co robi w mundurze SS, blady Rahn miał odpowiedzieć: „Mój drogi Paul, człowiek musi jeść…”. Być może faktycznie Rahn wstąpił do SS z pobudek materialnych. Jednak w jego drugiej książce „Luzifers Hofgezind” (Dwór Lucyfera), wydanej w kwietniu 1937 r., aż gęsto od antysemickich tez. Ladame, zobaczywszy te zdania w książce, był pewien, że ktoś je dopisał. Kto? Być może sam Himmler. W marcu 1938 r. Reichsführer informował podwładnego dr. Karla Eckhardta, że zna bardzo dobrze książkę Rahna, „ponieważ jeszcze przed jej publikacją omawiał ją z Rahnem”. Niezależnie od domniemanego antysemityzmu Rahn podzielał nienawiść nazistów do Kościoła katolickiego. Według niego to Rzym zniszczył czystą doktrynę Germanów, a potem katarów. Poza tym Graal, którego szukał, był Graalem Aryjczyków, „szlachetnych i władczych”. Ostatecznym testem wierności Rahna ideałom SS miał się dla wielu okazać jego koniec…

UPADEK

Czarne chmury zaczęły się zbierać nad Rahnem w połowie 1937 r. Niemałą rolę odegrało jego ego, które po wstąpieniu do SS zaczęło niebezpiecznie zbliżać się do punktu krytycznego. Już w podaniu o przyjęcie do czarnego zakonu pisał: „Przed przejęciem władzy napisałem zagranicą, po wieloletniej nieobecności w Niemczech i niepoinformowany o (…) ideologicznych celach NSDAP, książkę i prace, które dziś uchodzą za zbiór myśli narodowosocjalistycznych”. W sierpniu 1937 r. na weselu sprowokował bójkę z porucznikiem Wehrmachtu. Powód? Rahnowi nie podobało się mało eksponowane miejsce przy stole. „Ale ty nawet nie należysz do partii!” – nie mógł się nadziwić wyżej posadzonemu oficerowi. Na odchodnym groził porucznikowi swoimi koneksjami. To był jednak dopiero prolog. W tym samym miesiącu przed sądem partyjnym stanął niejaki Karl Mahler. Według akt sądowych z 27 sierpnia „podczas postępowania (..) SS-Untersturmführer Otto Rahn ze sztabu Reichsführera SS w Berlinie został poważnie obciążony z powodu zachowania naruszającego cześć”. Najprawdopodobniej chodziło o pociąg do kieliszka. Już następnego dnia bowiem skruszony winowajca obiecywał Himmlerowi, że przez najbliższe 2 lata nie weźmie alkoholu do ust. Co ciekawe, to Rahn miał chodzić nocami po Berlinie i zwracać uwagę podpitym esesmanom, wołając: „Szargacie honor SS!”. Karą za niegodne zachowanie była 4-miesięczna służba w Dachau. Poszukiwacz Graala raczej nie brał udziału w zadaniach wartowniczych, lecz jedynie w ćwiczeniach jednostki – autor raportu ze służby w obozie twierdzi, że Rahn okazał się wzorem dla towarzyszy, ale niestety jego kondycja fizyczna pozostawiała wiele do życzenia. Pobyt w Dachau nie kojarzył się Rahnowi negatywnie. W następnym roku poprosi Himmlera o umożliwienie wizyty w tym miejscu… swojemu kochankowi!

Tymczasem Rahn popełnia kolejne faux pas. Wypowiada się przeciwko przyjęciu do SS szwajcarskiego lekarza dr. Franza Riedwega, nowego protegowanego Himmlera. Niestety negatywne wypowiedzi dochodzą do uszu zwierzchnika. Aby polepszyć notowania, Rahn postanawia się… ożenić. Jego wybranką zostaje Szwajcarka poznana latem 1938 roku na urlopie w górach w Muggenbrunn. Problem w tym, że sama zainteresowana o tych planach nic nie wiedziała… Blef miał jedynie udobruchać Himmlera, tymczasem obrócił się przeciw Rahnowi. Himmler bardzo się bowiem zapalił do pomysłu. Do tego stopnia, że gdy Untersturmführer zaczął się ze swych planów wycofywać, tłumacząc się kiepską sytuacją finansową, Reichsführer gotów był zapłacić za wesele z kasy SS! Od momentu gdy Rahn zaczyna gubić się w wykrętach, sprawy nabierają tempa. W październiku zostaje na osobiste polecenie Himmlera powołany na jesienne ćwiczenia SS. W listopadzie trafia na służbę do obozu w Buchenwaldzie. I tym razem miał być przerażony. Adolf Friesé w książce „Der Begin der Vergangenheit” opisuje, jak w styczniu 1939 r. Rahn ponownie odwiedził Muggenbrunn. „Nie mogę mówić, gdzie byłem. Widziałem rzeczy, z którymi się nie uporałem – mówił. – Muszę iść z tym do szefa, szef tego nie wie”. Czy doszedł do gabinetu Himmlera? Wątpliwe. 27 lutego Reichsführer zanotował, że „Rahn przesłał raport o klasztorze St. Odile”. Już dzień później Untersturmführer napisze podanie o zwolnienie z SS. „Powody, które skłaniają mnie do tej decyzji i tej prośby, są tak ważkiej natury, że mogę je Panu [Karlowi Wolfowi, szefowi sztabu Himmlera] przedłożyć jedynie ustnie”.

MÓJ HONOR TO WIERNOŚĆ!

W marcu Rahn wpada nagle do mieszkania Kurta Eggersa w Dortmundzie. Wygląda na całkowicie rozbitego i złamanego. „Koniec ze mną. Jestem ścigany przez SS. Jestem oskarżony o homosekualizm. Zostawiono mi wybór: albo trafię do obozu, albo wybiorę dobrowolną śmierć – śmierć bohatera w górach. Innego rozwiązania nie ma” – wspominał w 1998 r. ostatnie spotkanie z Niemcem Albert von Haller. W połowie miesiąca Otto Rahn zaginął w górach. Jego ciało 11 maja znalazły dzieci. Rahn był przykryty płaszczem, obok leżały dwie butelki po środkach nasennych. Zapytany przez Frau Winckler o zdanie SS- -Untersturmführer Hans von Lachner wyjaśnił, że poszukiwacz Graala zrozumiał, że zhańbił honor SS i powinien ponieść konsekwencje. Podobnie pomyślał Himmler. Rahna przywrócono w szeregi SS i wpisano na listę zmarłych esesmanów, a w „Schwarzer Korps” – oficjalnej gazecie czarnego zakonu – opublikowano nekrolog. Niecały miesiąc po tym, jak Rahn zaginął, ukazał się rozkaz Himmlera: „honorowe” samobójstwa, popełnione aby odkupić winy, należy traktować jako śmierć na służbie. Rahn swoim czynem wypełnił więc przysięgę SS „Mój honor to wierność!”.

OSTATNI TRUBADUR

 

To jednak nie koniec historii Ottona Rahna. Przynajmniej nie dla wszystkich. Ostatni raport Rahna dotyczył klasztoru St. Odile, miejsca, które – według współczesnego Rahnowi „graalologa” Waltera Johannesa Steina – związane było z Graalem. Jak pisał samozwańczy kontynuator Steina Trevor Ravenscroft we „Włóczni przeznaczenia”, krewni św. Odyli mieli być „Rodziną Graala”. Więc może Rahn wpadł na trop i się przestraszył? A Himmler chciał uciszyć niewygodnego świadka? A może Rahn sfingował własną śmierć? Nigel Graddon wierzy, że Rahn na pokładzie U-Boota przedostał się do Anglii, bo nie chciał, aby Graal wpadł w ręce nazistów (i nie jest to najbardziej nieprawdopodobna hipoteza). Brzmi znajomo? Dla Roberta Dassanowsky-Harrisa aż za bardzo. Ten kalifornijski dziennikarz w marcu 1990 r. w „Starlog Magazine” opublikował artykuł, w którym twierdzi, że to Rahn zainspirował George’a Lucasa i Stevena Spielberga do stworzenia postaci Indiany Jonesa. Oficjalnie obydwaj nigdy nie przyznali się, na kim wzorowali swego bohatera, a lista kandydatów jest długa. Jeśli faktycznie wierzyć w dobre intencje Rahna, to bardziej przypomina postać ojca Indiego, opętanego ideą Graala. Co więcej, Jones senior prowadził dziennik, w którym notował swe obserwacje, a książka „Dwór Lucyfera” powstała na podstawie dziennika podróżnego Rahna. Na jednym z forów internetowych (http://www.davidicke.com/forum/ ) można z kolei znaleźć informację, że Rahn posłużył za inspirację nemezis Jonesa René Belloqa. Rene=Rahn, a Belloq=Abello, czyli celtycki odpowiednik Apolla, tego, który przynosi oświecenie. Brak niestety wyjaśnienia, w jaki sposób autor postu lub osoba, którą cytuje, doszli do tego wniosku… Prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy, co tak naprawdę stało się w górach. Jednak w „Krucjacie” Rahn przyznawał, że doktryna katarów dopuszczała samobójstwo w momencie największego szczęścia. „Chcę być poetą Minne – pisał w „Dworze Lucyfera”. – Ciągle szukam. Chciałbym być trubadurem, tym, który znajduje”. Może Rahn w końcu znalazł to, czego szukał i – tuż przed rocznicą upadku Montségur – postanowił dołączyć do tych, którzy tam zginęli.