Control Freak. Jak się pozbyć przymusu kontrolowania wszystkiego i wszystkich

Control Freaki są największym zagrożeniem dla samych siebie. „Są bardziej narażeni na emocjonalne i psychiczne problemy niż ludzie otwarci i elastyczni” – mówi psycholog, Alistair Ostell.
Control Freak. Jak się pozbyć przymusu kontrolowania wszystkiego i wszystkich

Kamil, 32-letni specjalista do spraw marketingu, o swojej poprzedniej pracy wciąż nie potrafi mówić bez oznak zdenerwowania. „Mój szef miał manię kontrolowania” – opowiada. „Początkowo wydawało mi się to nieszkodliwym dziwactwem, ale z czasem zamieniło moje życie w horror. Szef urządzał spacery po dziale i zaglądał wszystkim w monitory, przysłuchiwał się prowadzonym rozmowom telefonicznym. Nawet gdy wychodziliśmy do miasta czy na obiad, byliśmy na smyczy. Gdy zdarzało się, że zasiedzieliśmy się więcej niż kwadrans przy jedzeniu, wpadał do stołówki i obsztorcowywał nas przy wszystkich.

Kiedyś po wyjściu z pracy, czekając na autobus, na 20 minut wyłączyłem komórkę, bo rozpętała się burza. Gdy odpaliłem ją ponownie, miałem sześć wiadomości od szefa, pełnych wyrzutów i bluzgów. Kiedy oddzwoniłem, okazało się, że chodzi o ustalenie banalnej sprawy. A naprawdę chodziło o to, że urwałem się ze smyczy” – opowiada. Kamil zwolnił się po roku i nie żałuje.

„Tacy ludzie jak były szef Kamila to control freaki, osoby, które mają nieodpartą potrzebę kontrolowania zarówno siebie, jak i swego otoczenia” – wyjaśnia dr Dorota Wiśniewska-Juszczak, trener biznesu i wykładowca psychologii ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. Jej zdaniem często taka skłonność pojawia się u osób, których rodzice lub ludzie z bliskiego otoczenia uważali, że błędy są czymś złym, że ich popełnianie czyni nas kimś mniej wartościowym. W efekcie tacy ludzie od dzieciństwa poddawali siebie nadmiernej kontroli, byle tylko uniknąć pomyłek. Chcąc zaimponować rodzicom, skupiali się na perfekcyjnym wykonaniu zadania, bo „niczego niżej piątki” rodzic nie przyjmował do wiadomości.

Judith Orloff, psychiatra, autorka książki „Emotional Freedom”, tak opisuje „zafiksowanych na kontroli”: „Ci ludzie obsesyjnie chcą ci dyktować, jaki powinieneś być i jak się czuć. Często zaczynają zdanie od »Wiesz, czego ci trzeba…«, po czym udzielają kolejnej dobrej rady, rzucając teksty w stylu: »Ten facet nie jest z twojej ligi«. To często perfekcjoniści, którzy popadają w obsesję czystości, pracoholizm” – wylicza Orloff.

 

Gen samowyzysku

Na pomysł napisania tego tekstu wpadłyśmy, bo podejrzewamy, że obie jesteśmy trochę „zafiksowane na kontroli”. Mimo że od lat wspólnie piszemy teksty i wciąż podkreślamy, jak sobie ufamy, gdy przychodzi co do czego rozpętuje się piekło wzajemnego sprawdzania. Najpierw ustalamy, kto z kim porozmawia, kto gdzie poszuka badań. Potem zaczynamy do siebie wydzwaniać, dyskretnie podpytując: „A jak tam ta rozmowa z X?”, „A spotkałaś się już z dr Y?”, „Przeczytałaś te badania, które ci wysłałam?”. Każda taka „spowiedź” kończy się uspokajającym: „fajne, fajne, ale wiesz, ja tu jeszcze znalazłam…”. Potem piszemy tekst, dyskretnie poprawiając to, co właśnie napisała poprzedniczka. I choć nigdy żadna głośno tego nie powiedziała, żyjemy w przekonaniu, że bez tej drugiej pierwsza po prostu sobie nie poradzi. Okropność!

Control freaki są największym zagrożeniem dla samych siebie. „Są bardziej narażeni na emocjonalne i psychiczne problemy niż ludzie otwarci i elastyczni” – mówi Alistair Ostell, psycholog z brytyjskiego University of Bradford Management Center. W badaniu opublikowanym w „British Journal of Medical Psychology” wykazał, że dyrektorzy szkół, którzy określali siebie jako mniej kontrolujących, cieszyli się lepszym zdrowiem, byli mniej zestresowani i bardziej usatysfakcjonowani ze swej pracy niż ich zafiksowani na kontrolowaniu koledzy. Perfekcjonistom częściej dokuczała bezsenność, wysokie ciśnienie krwi i chroniczne zmęczenie. „Badani z tej grupy zamartwiają się, gdy coś nie idzie po ich myśli, a to z kolei obniża ich zdolność do radzenia sobie z problemami” – wyjaśnia Ostell. „Gdy się denerwują, zwiększa im się poziom kortyzolu we krwi, co osłabia ich system odpornościowy”.

 

Magda, 44-letnia lekarka, to klasyczny control freak. Jej mąż tylko raz, na początku ich znajomości, zorganizował dla niej imprezę niespodziankę. „Wiem, że się starał, ale gdy w pokoju w akademiku zobaczyłam wszystkich tych ludzi, nogi się pode mną ugięły. Miałam na sobie jakąś wygniecioną sukienkę, byłam spocona i z rozmazanym makijażem, po całym dniu wykładów” – wylicza. Magda zdaje sobie sprawę, że swoim perfekcjonizmem komplikuje życie innym. Ale inaczej nie potrafi. Gdy idzie do restauracji, zaczyna zamęczać kelnera poleceniami: „Tylko mięso proszę średnio wysmażone, a do sałaty proszę nie dodawać czosnku. I pomidory proszę obrać ze skórki”. Zresztą, jak sama przyznaje, na restaurację rzadko znajduje czas, bo ten większości pochłania jej praca.

„Control freaki są przekonane, że jeśli od czasu do czasu wschód słońca zastanie ich w biurze, staną się lepszymi ludźmi” – pisze Anette C. Anton, autorka książek na temat doradztwa menedżerskiego. Jej zdaniem są nimi przeważnie kobiety, bo to one najczęściej mają problemy z asertywnością.

„Kobiety zazwyczaj łatwo odpowiadają »nie« na pytania typu »czy mam podać deser?«. We wszystkich innych sytuacjach już dawno nauczyłyśmy się ochoczo przytakiwać. Gotowość do wyrażania zgody na wszystko jest silnie zakorzeniona w naszym dzieciństwie. Niemal bez wyjątku byłyśmy wychowywane na »miłe dziewczynki«” – pisze Anton. Według niej kobiety mają „gen samowyzysku”: gdy współpracownicy czy znajomi proszą je o kolejne przysługi, niemal machinalnie odpowiadają: „jakoś to załatwię”. „Jeśli choć raz wkroczymy na drogę samowyzysku, trudno będzie nam zmienić kierunek . Na począt ku na pewno spotka nas mnóstwo pochwał i słów uznania za pracowitość.

Potrwa to do czasu, aż zauważymy, że nadmierna sumienność wca le nie ot w iera na m drzwi do kariery ani nie zapewnia udziału w interesujących projektach. Przeciwnie, sprawia, że inni wcześniej czy później przyzwyczajają się do wyręczania się nami w każdej sytuacji. Kobiety zbyt skore do pomocy zatrzymują się na stanowisku wiecznej asystentki, skrupulatnej researcherki” – nie ma wątpliwości autorka „Dziewczyny do wszystkiego”.

Samowyzysk zwykle idzie w parze ze skłonnością do perfekcjonizmu. „Wmawiamy sobie, że musimy poświęcać dużo czasu na określone zadanie, ponieważ tylko my potrafimy wykonać je najlepiej i że inaczej nie da się tego zrobić” – uważa Anette C. Anton. „Otoczenie zdaje sobie sprawę z przekonania control freaka, że »ktoś się musi czuć odpowiedzialny za to, by kupić kawę i papier toaletowy lub zebrać comiesięczną składkę do kasy przeznaczonej na organizację imprez urodzinowych«. I że tym kimś będzie przecież on sam, w myśl zasady – jeśli ja tego nie zrobię, to nikt o tym nie pomyśli!”.

 

Nie ufać. Kontrolować

„Czym innym jest jednak narzucanie sobie samemu wysokich standardów, a czym innym prześladowanie nimi innych, co jest szczególnie niebezpieczne, gdy ta osoba ma nad nami władzę, jest np. naszym szefem” – mówi Dorota Wiśniewska-Juszczak. Ofiarą takiego szefa padł opisywany przez nas Kamil. Ale w przeciwieństwie do wielu innych problemów nadmierne kontrolowanie i perfekcjonizm są często postrzegane jako zaleta pracownika, zwłaszcza na naszym rynku pracy, nastawionym na kontrolę, a nie zaufanie. Control freaki z najwyższej półki, tacy jak Steve Jobs, uważają wręcz, że tylko obsesja na punkcie detali może sprawić, że odniesiesz sukces.

 

Nie potwierdzają tego badania. W eksperymencie przeprowadzonym przez dr Danit Ein-Gar z Uniwersytetu w Tel Awiwie zadaniem uczestników było zrobienie zakupów w supermarkecie. Osoby, które twierdziły, że mają dobrą samokontrolę, były bardziej impulsywne, np. robiły przy kasie więcej spontanicznych, nieplanowanych zakupów, niż ludzie, którzy uważali, iż nie kontrolują siebie tak dobrze. Jak wyjaśnia badaczka, ludzie o wysokim poziomie samokontroli zwykle angażują się tak mocno w postawione przed nimi zadanie, że zużywają na nie całą energię. Gdy pojawia się dodatkowa przeszkoda, np. kolejka przy kasie, nie dają już rady sprostać kontrolowaniu i ulegają pokusie. Jej zdaniem takie osoby także w pracy szybciej się wypalają i gorzej działają w sytuacjach kryzysowych, gdy trzeba improwizować, a nie kontrolować.

Jak lubił mawiać Feliks Dzierżyński: „ufać znaczy kontrolować”. Control freak kontroluje, ponieważ nie ufa. „On sam, w środku, jest bardzo niepewny. I strasznie się boi, że ktoś dostrzeże jego słabość, zrani go. Osoby niezależne budzą w nim strach, który zwalcza, próbując ich tej niezależności pozbawić” – wyjaśnia dr Wiśniewska-Juszczak.

Control freaków cechuje duży brak zaufania do ludzi. Żyją w przekonaniu, że inni nie potrafią się kontrolować, i jeśli nie będą pilnowani, to nic nie zrobią. „To błędne koło, w efekcie dochodzi do sztucznego przerostu pracy. Ludzie zamiast swoimi obowiązkami zajmują się kontrolowaniem innych” – tłumaczy dr Wiśniewska-Juszczak. Na dowód przytacza jedno z amerykańskich badań, w którym osoba badana nadzorowała pracę dwóch osób. O pracy pierwszej szef otrzymywał osiem raportów, o pracy drugiej – dwa. Wynikało z nich, że obie pracują tak samo dobrze. Po zakończeniu pracy osoba badana opowiadała o swoim zaufaniu do pracujących. Okazało się, że 39 z 40 nadzorujących szefów mniejszym zaufaniem obdarzało osobę częściej kontrolowaną.

Takie zachowania mają też dodatkowe negatywne skutki. Uwierzenie szefowi, który nas kontroluje i ciągle wytyka nasze wyimaginowane błędy, prowadzi do obniżenia samooceny i poczucia bezradności. W efekcie pracownik w ogóle przestaje się starać i angażować, bo nie czuje, że ma zasoby potrzebne do wykonania zadania.

 

Odkręcanie śruby

Dr Wiśniewska-Juszczak pociesza mnie: „Coaching control freaków opiera się na nauczeniu ponownie zaufania do siebie i świata”. Proces radzenia sobie z obsesją kontroli dzieli na cztery etapy. „Najpierw musimy sobie w ogóle uświadomić, że jesteśmy nadmiernie kontrolujący i to nie jest dla nas korzystne” – mówi psycholog. Control freaki, pracownicy z zewnątrz idealni, zorganizowani, zwarci i gotowi, bronią się przed tą świadomością, wmawiając sobie: „kontroluję innych, bo sami nie daliby sobie rady, jestem odpowiedzialny za nich i za ten projekt”. Z czasem (często z pomocą innych) uświadamiają sobie, że ich zachowanie prowadzi do strat, że inni stają się niezmotywowani, nieufni i niezaangażowani w pracę.

Drugim etapem jest wyliczenie potencjalnych korzyści, jakie niesie zmiana zachowania. „Na początku nawet najmniejsze poluzowanie nadmiernej kontroli przynosi efekty, więc szybko daje się zauważyć różnicę” – mówi Wiśniewska-Juszczak, wspominając historię menedżera, który objął stanowisko po szefowej control freaku. „Dotąd każda analiza, przygotowana przez dział, musiała przejść przez jej biurko, a ona zawsze nanosiła poprawki. Nowy szef zszokował zespół, kiedy oddał im raport ze słowami: wysyłajcie, to wasza robota, a ja wam ufam. Oni wrócili do swoich biurek i siedzieli jeszcze dwa dni, sprawdzając, czy nie ma tam błędu. Tym razem to oni się pod tym podpisywali i naprawdę poczuli się odpowiedzialni” – dodaje psycholog.

 

Trzecim etapem jest zapobieganie efektowi jo-jo. „Mamy tendencję do wracania do starych nawyków. To jak z ćwiczeniem pisania lewą ręką. Gdy bierzemy do tej ręki długopis, czujemy się nienaturalnie. Musimy włożyć całą energię w pisanie. Mocno się skoncentrować. Ale jeśli będziemy te czynności powtarzać, to z każdym dniem będzie nam to przychodzić naturalniej. Nie oznacza to, że mamy zupełnie przestać kontrolować siebie i wszystkich” – zaznacza Wiśniewska-Juszczak. „Bo im bardziej będziemy się napinać, tym bardziej obsesyjnie będziemy o tym myśleć. To jak z odchudzającymi się osobami, które odmawiają sobie wszystkiego, aż w końcu ogołacają lodówkę”.

Po czwarte metoda małych kroków jest też bardziej przyjazna dla otoczenia, które na nagłą zmianę naszego zachowania reaguje zwykle bardzo podejrzliwie. „Dziwnie się jakoś zachowujesz, jak nie ty” – mówią często współpracownicy do osób, które walczą z kontrolowaniem. Dopiero z czasem widać, że przynosi to efekty i zaczynają rozumieć, że to właściwa droga. Także Anette C. Anton pisze, że control freak, który chce skończyć z samowyzyskiem i byciem wyzyskiwanym przez innych, musi się przygotować na brak zrozumienia. „Mówienie »nie« kolejnym obowiązkom to sztuka, którą – dla zachowania higieny psychicznej – każdy control freak musi prędzej czy później opanować: ważne, by odmawiać przy właściwej okazji i w odpowiednim momencie. A zatem nie od razu, gdy pojawi się pierwsza oznaka napięcia lub przeciążenia, i nie dopiero wtedy, gdy elektroniczny rejestrator czasu pracy nie będzie już w stanie zapisać ogromu naszych nadgodzin” – radzi Anton.

„W takiej sytuacji koncentrujecie się wyłącznie na tym, za co obecnie otrzymujecie wynagrodzenie lub co umożliwi wam kolejny awans. Ułóżcie sobie od razu kilka ciętych odpowiedzi na wszelkie głupie uwagi pod waszym adresem. Najpierw odzwyczajcie się od sprzątania w [firmowej] kuchni, następnie od dyżuru telefonicznego za Maćka i Pawła, od papierowej roboty, którą Malinowski i Nowak regularnie wam wciskają, a w końcu zredukujcie swoje nadgodziny do dokładnie takiego wymiaru, który wasz najfajniejszy kolega uważałby za normalny dla siebie. Spróbujcie! Zobaczycie, naprawdę przyjemnie jest w końcu pracować jak wszyscy inni” – nie ma wątpliwości Anton.

 

JAK WALCZYĆ Z OBSESJĄ KONTROLOWANIA

° Zawczasu zastanówcie się, gdzie chcecie się znaleźć za piętnaście lat.

° Zlecajcie część zadań swoim asystentom i współpracownikom.

° Wypytujcie innych,jeśli sami czegoś nie wiecie.

° Unikajcie usilnego dążenia do harmonii i pędu do perfekcjonizmu.

° Nauczcie się odmawiać.

° Bierzcie udział w konfrontacjach i starajcie się radzić sobie z konfliktami.

° Znajdźcie równowagę pomiędzy trzymaniem się ustalonych terminów a perfekcyjnym wy-konaniem zadania.

(Źródło:Anette C. Anton, „Dziewczyna do wszystkiego. Jak unikać typwo kobiecych błędów na drodze do osiągnięcia sukcesu”, Wydawnictwo BC.edu, Warszawa 2010).