Pierwszy krzyk

Obejrzyj fascynujący dokument o cudzie narodzin. Zobacz co łączy wszystkie kobiety na świecie mimo różnych pochodzeń. Wybierz się w pełną wzruszeń podróż po pięciu kontynentach Ziemi, aby odkryć magię dającą początek nowemu życiu.

Premiera: 25 września 2009 – KINO ŚWIAT

TWÓRCY:

Reżyseria – Gilles De MaistreScenariusz – Marie-Claire JavoyAdaptacja Scenariusza – Gilles De MaistreZdjęcia – Gilles De MaistreMontaż – Marie QuintonMuzyka – Armand Amar

OPIS FILMU:

Zgodnie z talmudyczną legendą dziecko, przychodząc na świat, pamięta swoje poprzednie życie, ale anioł, który towarzyszy narodzinom, nakazuje mu zachować tę wiedzę w tajemnicy. Kładzie palec na ustach niemowlęcia, aby mogło o wszystkim zapomnieć. Anielski dotyk poprzedza pierwszy krzyk dziecka i pozostawia ślad – niewielkie wgłębienie pomiędzy górną wargą a nosem…

Oto narodziny w skali całej planety pokazane na wielkim ekranie. Różnice pomiędzy wieloma krajami, społeczeństwami i kulturami podczas tego najpiękniejszego i najbardziej niezwykłego dnia. W ciągu 24-godzin na całej ziemi losy kilku bohaterów przecinają się w tej wyjątkowej, a zarazem wspólnej dla nich chwili – kiedy dziecko przychodzi na świat.
10 kobiet, z różnych krajów, kultur, języków. Co może łączyć paryską baletnicę z mieszkającą na ulicy biedną Hinduską lub jedną z dziecięciu żon masajskiego wojownika? Jest takie potężne doświadczenie, które jednoczy wszystkie kobiety na całym świecie bez względu na wykształcenie, wyznanie i status materialny: to narodziny dziecka. Cudowne, przerażające, niezwykłe, piękne lub pełne cierpienia, lecz nade wszystko uniwersalne przeżycie, pozwalające poczuć pierwotną moc: pierwszego oddechu, pierwszego krzyku.
Film z udziałem rzeczywistych bohaterów jest świadectwem tego magicznego momentu początków życia. Odkrywa uniwersalizm narodzin, które są przecież tak niepowtarzalne i różne jak każdy z nas.
Historia toczy się na pięciu kontynentach, od najsłabiej rozwiniętych, zacofanych regionów po obszary najbardziej zurbanizowane.

ZAĆMIENIE

Bohaterki filmu Gillesa de Maistre’a łączy jeszcze jedna, niezwykła okoliczność: swoje dzieci rodzą w dniu zaćmienia słońca. Cień księżyca przechodzi przez kolejne kontynenty i kraje a my towarzyszymy kolejnym ciężarnym w wielkim misterium narodzin. Reżyser zaprasza nas do obserwowania tych niezwykle intymnych i emocjonalnych chwil w różnych zakątkach świata: od Tanzanii, przez Puszczę Amazońską po Japonię i Syberię. Jak różne są kultury i kraje z których wywodzą się bohaterki, tak różne są też nastroje i wybory towarzyszące narodzinom potomka. Zobaczymy więc rajski poród w wodzie w towarzystwie delfinów i cesarkę przeprowadzoną przy minus 50 stopniach Celsjusza za oknem; całkowicie naturalny, odbywający się bez jakiejkolwiek asysty poród w domu i przepełnioną porodówkę w Wietnamie, gdzie dziennie przychodzi na świat 120 dzieci.

MEKSYK

Adriana, doświadczona położna, specjalizuje się w porodach w wodzie. Gaby, jej podopieczna, oczekując narodzin swojego drugiego dziecka ćwiczy w basenie z delfinami. Adriana od lat zgłębia wpływ jaki ma kontakt z tymi zwierzętami na dziecko w brzuchu matki i po porodzie. Wydawane przez delfiny ultradźwięki docierają do dziecka za pośrednictwem wód płodowych. Jak dowodzą badania wibracje które im towarzyszą mają korzystny wpływ na pracę ludzkiego mózgu, pozwalają zrównoważyć działanie lewej i prawej półkuli. a także wzmacniają układ immunologiczny. Adriana i współpracujący z nią lekarze oraz trenerzy delfinów proponują rodzącej przeciwieństwo odhumanizowanego szpitalnego porodu podczas którego kobieta traktowana jest jak maszyna i nikogo nie interesują jej indywidualne potrzeby, uczucia, myśli, życzenia czy emocje, które towarzyszą narodzinom dziecka. Także dziecko zasługuje na to, by traktować je z odpowiednim szacunkiem, jak myślącą i czującą istotę. Proces narodzin jest częścią natury, nie powinno się go w żaden sposób zaburzać. Zdaniem Adriany przyspieszanie porodu poprzez podawanie leków, czy cesarskie cięcie pozbawia dziecko siły, potrzebnej by zaadaptować się w nowych warunkach. Dzieci urodzone siłami natury, w sposób niezmedykalizowany są spokojniejsze, bardziej otwarte i chętne do poznawania świata, szybciej też się rozwijają: wcześniej zaczynają siadać, chodzić, mówić, a także czytać i pisać. “Witając nowego człowieka z należną mu miłością i szacunkiem, zasiewamy ziarno miłości i pokoju dla całej ludzkości” – mówi Adriana.

STANY ZJEDNOCZONE

Vanessa mieszka w małej artystycznej komunie w stanie Maine. Decyduje się na bardzo popularny ostatnimi laty w USA tzw. “poród wolny” (free birth), który odbywa się w domu, bez asysty lekarza lub nawet położnej – nic nie powinno zakłócać więzi między matką a dzieckiem. Ruch na rzecz wolnych porodów powstał jako odpowiedź na nadmierną medykalizację narodzin i postuluje powrót do fizjologicznych korzeni, do natury. Matka jest osobą najbardziej wykwalifikowaną do tego, by sprowadzić swoje dziecko na świat, nie potrzebuje do tego leków, kroplówek, sprzętu, ani personelu medycznego. Wystarczy, że zaufa instynktowi macierzyńskiemu.
Choć to jej pierwsze dziecko Vanessa jest całkowicie pewna, że poradzi sobie sama, bo jej ciało wie, co powinno robić. Wierzy, że nawet jeśli pojawią się nieoczekiwane problemy podczas porodu, to instynktownie znajdzie odpowiednie rozwiązanie. Jej partner Michael oraz pozostali mieszkańcy wielkiego domu: artyści i działacze społeczni związani z ruchem alterglobalistycznym razem z nią czekają na pierwsze skurcze. Cała społeczność będzie uczestniczyć w narodzinach swojego nowego członka. Michael niepokoi się zbliżającym porodem, chciałby żeby na wszelki wypadek była w pobliżu położna. Jednak Vanessa jest całkowicie pewna swojej decyzji, by rodzić samodzielnie. Sama się przygotowuje: ćwiczy jogę i masaże, przygotowuje ziołowe herbaty, które pomogą jej się rozluźnić. Poród zaczyna się przy pełni księżyca. Vanessa siedzi w nadmuchiwanym basenie w swojej sypialni. Towarzyszą jej wszyscy członkowie wspólnoty, którzy śpiewem pomagają jej znieść trudy narastających skurczów.

BRAZYLIA, PUSZCZA AMAZOŃSKA

 

Majtonre czuje, że zbliża się poród. Prosi więc swoją matkę, by pomalowała jej ciało w rytualne wzory – tak przebiegają przygotowania do narodzin dziecka w plemieniu wojowniczych Indian Kayapo. Wioskowa akuszerka dotyka ozdobionego szerokimi pasami brzucha i potwierdza, że dziecko jest już gotowe. Majtonre wciera w brzuch maść z zebranych w puszczy liści, która łagodzi ból; pomaga też wykonywany przez akuszerkę masaż. Zebrane wokół kobiety asystują rodzącej, a jej mąż Kencro i dwójka starszych dzieci niecierpliwie czekają na nowego członka rodziny.

SAHARA

Wywodzące się z koczowniczego ludu Tuaregów kobiety rodzą swoje dzieci bezpośrednio na piasku pustyni, jak nakazuje tradycja. Dla młodziutkiej Mane, która rodzi swoje pierwsze dziecko, to bardzo trudne doświadczenie, okropnie cierpi, ból jest nie do zniesienia. Zgromadzone wokół namiotu kobiety z matką Mane na czele próbują ulżyć jej cierpieniu, lecz młoda matka jest zupełnie wycieńczona. Mohamed, jej mąż, powiadomiony przez akuszerkę, że nie wszystko przebiega zgodnie z planem, składa ofiarę z kozy, by Bóg zechciał ocalić jego żonę i dziecko. Krew wsiąka w piach, zgodnie z odwiecznym rytuałem.

WIETNAM

Hung jest lekarzem ginekologiem w największym szpitalu położniczym na świecie w mieście Ho Chi Minh dawniej znanym jako Sajgon. Dziennie rodzi się tu około 120 dzieci, jednocześnie na sali porodowej przebywa 20 kobiet. Nie poznajemy ich imion, nie  dowiadujemy się niczego bliższego ponad nagły grymas bólu widoczny na tej, czy innej twarzy. Ta anonimowość i brak indywidualnego podejścia dobrze oddają atmosferę tej wielkiej położniczej fabryki – dzieci rodzą się tu jak na taśmie w fabryce. Sprawne położne porywają je natychmiast po urodzeniu, myją, ważą i mierzą pod wielkimi lampami a następnie wprost na małych ciałkach zapisują numery i nazwiska rodziców, by uniknąć prawdopodobnej przy takim zmieszaniu zamiany dzieci. Na zatłoczonych salach a nawet na korytarzach czekają kolejne ciężarne… Dr Hung pozostaje zadziwiająco spokojny w tym rejwachu, znajduje czas na rozmowę z ojcem nowo narodzonego dziecka, na pocieszenie cierpiącej pacjentki a nawet żarty.

INDIE

Benares to święte miasto hinduizmu, znane z rytualnych, oczyszczających kąpieli w Gangesie, do którego codziennie przybywają tłumy pielgrzymów. Sunita i jej mąż przeprowadzili się tam w nadziei na polepszenie losu. Niestety nadal są biedni, żyją w nader skromnych warunkach, niemal bezpośrednio na ulicy. Tam też wychowują troje dzieci i oczekują narodzin kolejnego potomka. Sunita nie chce rodzić w szpitalu, boi się, że lekarze zmuszą ją do cesarki, a potem będą żądać pieniędzy. Nie stać jej na to, idzie więc do lokalnej znachorki, która będzie asystować przy porodzie w zamian za drobną opłatę. Akuszerka obdarowuje Sunitę ryżem na szczęście i zapewnia, że wkrótce urodzi się synek – Sunita nie chce kolejnej dziewczynki, bo nie ma pieniędzy na posag.

JAPONIA

Yukiko chce urodzić w sposób naturalny, zgodny z japońską tradycją. W szpitalnej rutynie razi ją to, że ciężarną traktuje się w odhumanizowany sposób. A przecież jak mówi lekarz, który opiekuje się Yukiko kobieta nie jest maszyną, a dziecko nie jest produktem. Nie jest też osobą chorą, nie ma więc potrzeby szpikować jej lekami. Doktor Yoshimura jest dla Yukiko jak członek rodziny – pomógł sprowadzić na świat ją samą, jej brata i jej córeczkę. Teraz przygotowuje się do narodzin drugiego dziecka Yukiko. Doktor korzysta z nowoczesnych metod diagnostycznych, takich jak USG, lecz w kwestii porodu jest tradycjonalistą. W domu, który stworzył dla swoich podopiecznych wszystko odbywa się jak przed 200 laty. Oczekujące kobiety wspólnie pracują, gotują i sprzątają. W chwili narodzin mogą być z najbliższymi. Doktor nie interweniuje jeśli nie jest to konieczne, zapewnia rodzącym komfort, harmonię i spokój, aby mogły przeżyć ten niezwykły moment na swój sposób. Yukiko zdecydowała, że jej córka Utano będzie obecna przy narodzinach młodszego brata. Wierzy, że dla trzyletniej dziewczynki kiedyś będzie to wspaniałe wspomnienie.

TANZANIA

W kulturze Masajów dzieci są symbolem zamożności. Olesietoi, żonaty z dziesięcioma kobietami ma ich już około setki. Kokoya jego piąta żona właśnie spodziewa się ich szóstego wspólnego dziecka. Oboje mają nadzieję, że będzie to córka, bo wówczas Olesietoi może liczyć na bydło w zamian za przyrzeczenie ożenku – dziewczynki są swatane już w wieku niemowlęcym. Do porodu przygotowuje ją stara położna Nasieku, która już od 50 lat przyjmuje dzieci rodzące się w wiosce. Jak mówi asystowała przy około trzech tysiącach porodów. Masajkom nie wolno okazywać bólu, wszystko musi odbyć się w ciszy, Kokoya może pozwolić sobie tylko na ciche pojękiwanie. Jako środek wzmacniający dostaje do picia krowie mleko zmieszane z krwią.

FRANCJA

Sandy jest wziętą tancerką. Uwielbia swój zawód i pracuje dalej mimo wydatnego brzuszka; podoba jej się jej zmienione ciało, nowy sposób w jaki się porusza. Tancerki są zazwyczaj w pełni oddane swojej wymagającej życiowej pasji i nie myślą o dzieciach. Sandy także nie planowała rodziny dopóki nie spotkała Freda. Teraz czekają na narodziny synka – kiedy widzą jego twarzyczkę na trójwymiarowym USG ogarnia ich wielkie wzruszenie. Sandy uważa, że malutki jest bardzo podobny do taty. Będzie rodzić w szpitalu,
kiedy zaczynają się skurcze muszą z Fredem przejechać przez zakorkowane miasto. Trochę się denerwują, że nie zdążą i mały Nino urodzi się w samochodzie…

SYBERIA

Na dworze mróz dochodzi do -50 stopni Celsjusza, ale dla Elizabety pochodzącej z ludu żyjących na dalekiej północy Dołganów taka temperatura nie jest zaskoczeniem. Helikopter przywiózł ją z okolic bieguna do szpitala w Hatandze, niedaleko Krasnojarska. Jej mąż został, by pilnować reniferów i psich zaprzęgów. Elizabeta jest sama w szpitalu i bardzo się boi. Zwłaszcza, gdy lekarze mówią, że konieczna będzie cesarka, bo dziecko jest zbyt duże, by ryzykować poród naturalny.

GILLES DE MAISTRE O FILMIE:

 

22 miesiące pracy, 236 000 przejechanych kilometrów, 120 kobiet uczestniczących w projekcie, sfilmowanych 10 porodów – poznajcie człowieka, w którego głowie narodził się “Pierwszy krzyk”.

Jakie jest twoje własne doświadczenie w dziedzinie porodów?
Gilles de Maistre: Mam dwoje dzieci – dziesięcio- i piętnastoletnie, to im dedykuję ten film. Oczywiście byłem obecny przy ich narodzinach, ale znajdowałem się wówczas w stanie takiej emocjonalnej mgły, że dziś trudno mi coś na ten temat opowiedzieć. Od tamtej pory miałem okazję obserwować wiele porodów w szpitalu, w którym spędziłem prawie dwa lata zbierając materiały do innego filmu. To doświadczenie skłoniło mnie do nakręcenia “Pierwszego krzyku”, bo byłem w stanie w tych porodach uczestniczyć, przeżyć je, nie byłem już w takim emocjonalnym szoku. W filmie przyjąłem taką optykę, by pokazywać ludzi, ich indywidualne historie, odsuwając na bok kwestie medyczne. Nie chciałem stworzyć po prostu “katalogu” porodów z całego świata. Chciałem by widz razem ze mną coś przeżył.

Jak wyglądały przygotowania do tego niezwykłego projektu?
Zależało mi, aby tych 10 narodzin pokazywało rozmaite kontrasty: kulturowe, ekonomiczne, ideowe – od lodów Syberii, przez tropikalne lasy po piasek Sahary. Chciałem pokazać jak odmienne środowisko, odmienne okoliczności modelują ten uniwersalny moment narodzin, jak to z kolei wpływa na kształt społeczeństwa. Wyzwaniem było znalezienie wystarczającej ilości dowodów dla tych tez. Bo choć wszędzie rodzą się dzieci, to znalezienie kobiet, które pozwoliłyby sfilmować się w tak intymnej chwili wcale nie było proste. W dodatku bardzo trudno zaplanować sfilmowanie porodu, przecież może się zacząć w każdej chwili, to jest zupełnie nie do przewidzenia. Musieliśmy więc być przygotowani cały czas. W dodatku chciałem pokazać te kobiety nie tylko w chwili porodu, ale ukazać ich życie, otoczenie, plany, nadzieje, marzenia. To wymagało mnóstwo pracy. Same zdjęcia zajęły nam około 15 miesięcy, prace przygotowawcze trwały jeszcze dłużej. A życie i tak zaskakiwało nas co chwila. Ale życie składa się z rozmaitych dramatów i to jest w nim najciekawsze.

Czy w trakcie kręcenia “Pierwszego krzyku” coś cię szczególnie zaskoczyło?
20 lat doświadczenia filmowego sprawiło, że ten projekt się powiódł, mimo iż było w nim mnóstwo nieoczekiwanych zwrotów akcji. Nigdy nie miałem nawet najmniejszej kontroli nad sytuacją. Więc patrząc z dzisiejszej perspektywy widzę liczne wady, błędy i niedociągnięcia w stosunku do tej idei, którą miałem na początku. Kręcenie tego filmu było bardzo trudne, momentami wręcz przypominało horror i wymagało wielu poświęceń, a efekt końcowy znacznie różni się od moich wyobrażeń. Niespodzianek było tak wiele, że często czułem złość, iż rzeczywistość odbiega od moich założeń. Na przykład marzyłem o tym, by sfilmować poród Gaby, na tej pięknej plaży na Karaibach. Ale dziecko rodzi się wtedy, kiedy chce, a nie wtedy kiedy my chcemy i choć początkowo byłem wściekły, że tak pokrzyżowało moje plany, to dziś widzę, iż ten napisany przez życie scenariusz jest lepszy niż cokolwiek, co ja mogłem wymyśleć.

 

Nie wszystkie sfilmowane przez ciebie porody są równie szczęśliwe.
Śmierć jest szokująca, wiem o tym, ale jest częścią rzeczywistości, zwłaszcza w takich regionach świata jak Niger, więc nie można ot tak udawać, że jej nie ma. Oczywiście nie chciałem aby tak się stało, to los narzucił nam takie rozwiązanie w trakcie zdjęć. Niesamowita była zgoda tej kobiety, by pokazać jej dziecko, które żyło tylko kilka chwil… Bo to właśnie ona chciała, abym włączył ten materiał do filmu, nigdy nie zrobiłbym tego wbrew jej woli. Mimo wszystko starałem się, aby widz nie oglądał samej śmierci, chciałem pokazać to w delikatny sposób, rozładować jakoś ten brutalny szok. Nawiasem mówiąc to nie jedyna śmierć, której byliśmy świadkami, ale tylko tę zarejestrowaliśmy kamerą.

Skoro miałeś tyle wątpliwości, może dokument nie był najlepszą formą filmową dla tej opowieści?
Kiedy jako filmowiec chcesz się zbliżyć do życia, kręcenie fabuł przestaje wystarczać. Tylko film dokumentalny pozwala stanąć naprawdę twarzą w twarz z rzeczywistością. Starałem się, aby “Pierwszy krzyk” był szczerym sprawozdaniem z tego, co zobaczyłem na własne oczy. Aby był zrozumiały dla każdego, aby widz mógł samodzielnie dotrzeć do sensu każdej z tych indywidualnych historii. To bardzo emocjonalna podróż o wielkiej intensywności wrażeń, która odbywa się wokół naszego globu w ciągu niespełna 48 godzin. Mam nadzieję, że widzowie to docenią, że dostrzegą ukryty przekaz dotyczący największych wyzwań współczesnego świata: biedy, nierówności. Jeśli jednak ktoś zamierza poprzestać na oburzeniu, że zobaczył na ekranie, coś co go zaszokowało – trudno.

Pokazujesz uniwersalne doświadczenie w rozmaitych kontekstach kulturowych i społecznych. Co chciałeś przez to powiedzieć?
Nie chciałbym moralizować, ani nikogo pouczać, ale mam nadzieję, że mój film skłania do rozmyślań na temat ludzkiej kondycji, naszego stosunku do świata, do życia i śmierci… Zadaję pytania o dalszy rozwój planety, ale nie chcę na nie odpowiadać w sposób ostateczny i rozstrzygający. Chciałbym, aby widz poczuł się zaproszony do dalszej dyskusji. I żeby czuł się wolny i nieskrępowany w sposobie interpretacji, tego co zobaczył. Ja tylko sugeruje pewne kierunki i od widza zależy czy za nimi podąży, czy nie. Moim pierwszym celem było opowiedzenie ciekawej historii, zadawanie egzystencjalnych pytań to osobna kwestia.

Co sądzisz o stwierdzeniu doktora Yoshimury na temat technologii, która dehumanizuje porody?
Zwolennicy naturalnych metod mają pewną skłonność do używania przesadnych określeń. Moim zadaniem jako filmowca było przedstawienie odmiennych postaw, poglądów, wyborów, a nie ocenianie ich. Oczywiście rodzącej należy się szacunek, odpowiednia godność i wolność wyboru co do metody jaką jej dziecko przyjdzie na ten świat. Ale uważam, że należy też robić wszystko, co możliwe, aby chronić życie matki i dziecka. Jeśli wymaga to zastosowania jakichś medycznych interwencji typu cesarskie cięcie, to po prostu należy to zrobić. Ten japoński lekarz, zwolennik naturalnych porodów też ma takie podejście: zawsze jest gotów pomóc swoim pacjentkom, gdyby zaszła taka konieczność, ma na podorędziu cały potrzebny sprzęt medyczny i personel gotowy wykonać każdą niezbędną czynność. Jeśli wszystko idzie dobrze – zostawmy to naturze, kiedy pojawiają się kłopoty korzystajmy ze zdobyczy technologii. Problem w tym, że nie wszystkie kobiety mają taki wybór: natura czy technologia. Rodzącej na pustyni nikt nie pytał, czy nie wolałaby cesarskiego cięcia. Wiele porodów na świecie odbywa się w warunkach urągających higienie, zagrażających zdrowiu i życiu kobiety. Przed nami długa droga zanim wszystkie kobiety będą mogły rodzić w godny i bezpieczny sposób.

Jak w tym świetle wygląda decyzja amerykańskiej pary, by rodzić bez asysty medycznej?
Niedawno odwiedzili mnie w Paryżu z małym Faneckiem, który ma już teraz półtora roku, a my widzieliśmy ten niezwykły moment jego narodzin na wielkim ekranie. To bardzo piękne! Uważam, że narodziny Fanecka, są jednym z najlepszych fragmentów filmu, mają w sobie wielkie bogactwo i intensywność. Matka Fanecka poświęciła wiele czasu na przygotowania do samodzielnego porodu, uczyła się wszystkich jego aspektów, rozmawiała też z innymi matkami, które rodziły w szpitalu i czuły, że ktoś odebrał im tam coś cennego. Jednak nie polecałbym takiej metody nikomu. Myślę, że nie wszystkie kobiety są w stanie samodzielnie przejść przez tę walką jaką jest poród.

Czy planujesz już kolejny film?
Owszem, niebawem rozpocznę zdjęcia do drugiej części tego filmu, bo od początku planowałem dyptyk. Na razie jeszcze jesteśmy we wstępnej fazie poszukiwań, ale myślę, że końcowy rezultat dotknie nas wszystkich, bowiem tematem tego filmu będzie śmierć. Film będzie zrealizowany na podobnych zasadach, jak “Pierwszy krzyk”: uniwersalne w swojej istocie doświadczenie śmierci, pokazane w różnych kulturach, różnych zakątkach świata.

*Gilles de Maistre
Urodził się 8 maja 1960 roku w Boulogne – Billancourt niedaleko Paryża. Ukończył studia z dziedziny filozofii oraz dziennikarstwo. Zadebiutował jako autor telewizyjnych reportaży i dokumentów na początku lat 90-tych. Za zrealizowany dla Canal+ film “J’ai 12 ans” otrzymał wiele nagród m.in. Emmy dla najlepszego międzynarodowego dokumentu. Na dużym ekranie pojawił się w 1994 roku na festiwalu w Cannes z dobrze przyjętym przez krytykę fabularnym filmem “Dzieciak-zabójca” (“Killer Kid”). Obraz otrzymał nagrodę publiczności na MFK w Cannes. de Maistre nakręcił jeszcze jeden film kinowy, równie wysoko oceniony “Feroce” (2002). Po przygodzie z kinem fabularnym powrócił do dokumentu i zrealizował dwa filmy: “L’Hôpital des enfants” (2005) i “Pierwszy krzyk” (2007). Za ten ostatni otrzymał nominację do najważniejszych nagród francuskiego przemysłu filmowego – Cezarów.