Plecami do papieża

W 1987 r. pod pomnikiem Poległych Stoczniowców w Gdańsku tłum… odwrócił się od klęczącego Jana Pawła II. Jednak nie był to spontaniczny gest, lecz zemsta PRL-owskich władz.

Pomnik w kształcie trzech wysokich krzyży z zawieszonymi na nich kotwicami upamiętnia śmiertelne ofiary Grudnia 1970 r. Został wzniesiony przed główną bramą ówczesnej Stoczni Gdańskiej im. Lenina dzięki Porozumieniom Sierpniowym. Odsłonięto go w 10. rocznicę robotniczego protestu. Rychło stał się nie tylko trwałym symbolem solidarnościowego zrywu, ale i zwyczajowym miejscem antykomunistycznych manifestacji. Ewentualna wizyta Jana Pawła II pod pomnikiem była więc traktowana przez władze PRL-u jako jedno z największych zagrożeń, jakie mógł przynieść pobyt papieża w Trójmieście. 

Groźny pomnik

Do przyjazdu papieża do Gdańska, kolebki „Solidarności”, mogło dojść już podczas pielgrzymki w 1983 r. Władze PRL-u taką możliwość jednak kategorycznie odrzuciły. Zaakceptowały ją dopiero w planie kolejnej wizyty Jana Pawła II, przewidzianej na rok 1987. Postawiły jednak warunek, że w ramach pobytu papież odwiedzi też Westerplatte, a ewentualne spotkanie z Lechem Wałęsą będzie miało charakter prywatny. 

W żadnej z kolejnych wersji programu pielgrzymki, uzgodnionych pomiędzy rządem a Episkopatem, nie przewidziano jednak wizyty pod gdańskim pomnikiem. Tymczasem Departament IV MSW alarmował o planach „wszczęcia zajść” w trakcie papieskiego przejazdu. Autorem jednej z koncepcji miał być Adam Michnik. Radził, by „zatrzymać samochód wiozący Jana Pawła II, utworzyć szpaler prowadzący do pomnika” i w ten sposób skłonić papieża do przejścia w jego kierunku. Bardziej realistyczny wydawał się pomysł Lecha Wałęsy, a mianowicie „zatrzymanie samochodu z Janem Pawłem II w miejscu, z którego widoczny byłby pomnik, aby w ten sposób Jan Paweł II mógł złożyć hołd poległym stoczniowcom”. 

To bardzo zaniepokoiło władze. 8 maja 1987 r. gdańska SB uzyskała „sprawdzoną informację”, że bp Tadeusz Gocłowski „został wezwany w trybie pilnym do Rzymu”. Tajny współpracownik o pseudonimie „Szejk” informował, że wyjazd dotyczył planów pobytu Jana Pawła II w Gdańsku. Dwa dni po powrocie ordynariusza TW potwierdził, że w Rzymie omawiano sprawę „ewentualnego złożenia hołdu przez papieża pod pomnikiem Stoczniowców”. 

Już w dniu powrotu z Watykanu, 16 maja 1987 r., bp Gocłowski na roboczym spotkaniu z przedstawicielami gdańskich władz lokalnych zgłosił postulat włączenia pomnika Poległych Stoczniowców do programu papieskiej wizyty. Według notatki SB „nieodpowiedzialna inicjatywa” biskupa „zaskoczyła władze”, a jej realizacja zostałaby odczytana przez opozycjonistów jako „jednoznaczne poparcie ich racji”.

Wizycie papieża pod pomnikiem sprzeciwiali się jednak nie tylko komuniści. 2 czerwca 1987 r. szef MSW Czesław Kiszczak zaznaczył, że „władze kościelne są przeciwne tego rodzaju »ekscesom«” (np. abp Bronisław Dąbrowski, który „nie życzy sobie żadnych demonstracji”). Zaś działający w otoczeniu ks. Jankowskiego TW „Termit” informował wręcz, że „jedyną osobą”, która może udzielić wsparcia tej sprawie, jest właśnie sam papież.

Władze miały już przed oczami wizję zamieszek i brutalnego pacyfikowania demonstrantów na oczach papieża oraz jadących tuż za papamobilem przedstawicieli mediów z całego świata. To sprawiło, że ostatecznie zgodziły się włączyć pomnik do prywatnego programu wizyty papieskiej. 

 

Milczenie jest krzykiem

12 czerwca 1987 r. około godziny 13, po spotkaniu z chorymi w Bazylice Mariackiej, papieski pojazd skręcił w kierunku Stoczni. Towarzyszyły mu zaledwie dwie limuzyny z kilkoma dostojnikami kościelnymi. Kiedy znalazł się pod pomnikiem, Jan Paweł II ukląkł samotnie u stóp 42-metrowych krzyży i po krótkiej modlitwie złożył bukiet z 49 róż. Wokół panowała kompletna cisza. „Opatrzność Boża nie mogła sprawić nic lepszego, bo w tym miejscu milczenie jest krzykiem” – powiedział biskupowi gdańskiemu, odchodząc od pomnika. 

Pomimo tej ciszy papież i towarzysząca mu niewielka świta nie byli jednak na placu Solidarności sami. W odległości kilkudziesięciu metrów stała spora grupa ludzi. 

W sprawozdaniach MSW podawano nawet liczbę 10 tysięcy (faktycznie było ich jednak znacznie mniej). Nie dość, że milczeli, to jeszcze odwrócili się do papieża tyłem. Kim byli? Prawda wyszła na jaw po latach, już po upadku komunizmu w Polsce.

Antypapieska majówka

W toku przygotowań do kolejnej wizyty Jana Pawła II w Trójmieście (1999 r.), „Dziennik Bałtycki” zamieścił reportaż Barbary Szczepuły pt. „Niemy krzyk”. Autorka dotarła do jednego z uczestników milczącego zgromadzenia. „Stanisław”, który w 1987 r. był oficerem Marynarki Wojennej, wspominał, jak przed przyjazdem papieża zarządzono odprawę w kinie „Grom” na Oksywiu. Zebrani usłyszeli, że „Kościół jest wrogiem zarówno Ludowej Ojczyzny, jak i wojska”. Wobec tego papieżowi należy dać do zrozumienia, że go „nie popieramy”. Zebranym polecono założyć cywilne ubrania, zabrać ze sobą żony i dorosłe dzieci („bo sami mężczyźni nie będą wyglądać przekonująco”), a na miejscu zachowywać się „lodowato”. I tak wczesnym rankiem 12 czerwca 1987 r. oficerowie autokarami zostali przewiezieni w okolice pomnika. Zaledwie kilku wzięło ze sobą żony i dzieci. 

Z kolei w 2005 r., tuż po śmierci Jana Pawła II, „Dziennik Bałtycki” zamieścił skrót reportażu sprzed 6 lat i zaapelował o zgłaszanie się innych uczestników tamtego zgromadzenia. Jednak spośród licznej milczącej publiczności na apel odpowiedział tylko Zdzisław T., mieszkaniec wsi koło Starogardu Gdańskiego, w 1987 r. członek PZPR. „Nasz sekretarz otrzymał polecenie, aby wybrać dziesięciu zaufanych ludzi – opowiadał. – Chętnie się zgodziłem, chociaż chodziłem do kościoła, jednak »Solidarność« wówczas mi się nie podobała”. Według jego relacji, wybranych zawieziono rano pod siedzibę PZPR w Starogardzie, gdzie już czekały autobusy. Wyjechało około stu osób. „Atmosfera była jak na majówce. Szybko znalazł się alkohol. Dostaliśmy kiełbaski, piwo” – relacjonował Zdzisław T. Z perspektywy lat przyznał jednak: „Teraz jest mi głupio, że uczestniczyłem w tamtych wydarzeniach. Nie rozmawiamy o tym ze sobą. Ludzie pewnie się wstydzą”.

Pytanie, kiedy i na jakim szczeblu zadecydowano o zgromadzeniu owej szczególnej „publiczności”?

Klęska władzy na Westerplatte

Z dokumentów wynika, że zapraszając papieża, komuniści zakładali propagandowy sukces: „Wizyta sprawi zawód ekstremie opozycji. Papież powtórzy nasze hasła o pojednaniu. Ukaże konstruktywną rolę Kościoła i wierzących w tym procesie”. Aby współgrać z przewidywanymi słowami Jana Pawła II, 9 czerwca 1987 r. Biuro Polityczne KC PZPR ustaliło, aby „w działalności środków propagandy akcentować wątki zbieżne” w wypowiedziach papieża i władz. A także podejmować  „problematykę  Ziem Zachodnich, wskazywać na tendencje odwetowe i militarystyczne w RFN”. Jednak papież tych oczekiwań władz PRL-u nie spełnił. Największym ciosem dla komunistów okazała się wizyta na Westerplatte. A nieprzypadkowo postawiona została jako jeden z warunków zgody na włączenie Gdańska do programu pielgrzymki. W zamyśle władz miała wprząc Jana Pawła II do rydwanu komunistycznej propagandy, głoszącej „pokój” i „odprężenie”, na przekór „imperialistycznej” polityce prezydenta Stanów Zjednoczonych Ronalda Reagana. 

Tymczasem Jan Paweł II nie tylko nie powiedział tego, czego spodziewali się komuniści, ale wykorzystał Westerplatte jako symbol bohaterskiej walki z przeważającymi siłami i potraktował ten przykład jako zachętę do przeciwstawiania się komunistycznej władzy. Zwracając się do młodzieży, powiedział: „Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w swoim życiu jakieś swoje »Westerplatte«. Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można  »zdezerterować«.  Wreszcie  – jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba »utrzymać« i »obronić«. Utrzymać i obronić w sobie i wokół siebie. Obronić – dla siebie i dla innych. Tak jak to Westerplatte”. 

Władze były wściekłe. Mieczysław Rakowski w swoich dziennikach zapisał, że na Westerplatte „Jan Paweł II nie wspomniał o pokoju (na co liczył Wojciech Jaruzelski), pouczał natomiast młodzież, jaką siłę moralną powinna posiadać”. Emocji nie krył minister ds. wyznań Władysław Loranc w rozmowie z bp. Jerzym Dąbrowskim: „O rozbrojeniu nie ma nic, o nowych inicjatywach [państw Układu Warszawskiego] też nic! Papież mówi o prawach człowieka, domaga się upodmiotowienia. A nie będzie upodmiotowienia, gdy nie starczy środków na minimum ucywilizowanego życia. A nie starczy, gdy zbrojenia wszystko pochłoną”.

 

Baryła i inni

O ile więc zgromadzenie aktywistów PZPR pod pomnikiem Poległych Stoczniowców spowodowane było zapewne chęcią niedopuszczenia do manifestacji zwolenników „Solidarności”, o tyle lekceważące odwrócenie się plecami mogło stanowić rewanż za słowa Jana Pawła II na Westerplatte. 

Decyzja o takim zachowaniu „publiczności” musiała zapaść na najwyższym szczeblu – np. w Biurze Politycznym KC PZPR. Nie da się jednak tego potwierdzić, gdyż przechowywany w stołecznym Archiwum Akt Nowych zespół dokumentów pod nazwą „Protokoły z posiedzeń Biura Politycznego KC PZPR” z tego okresu nie zawiera zapisów przebiegu obrad, lecz jedynie opracowania i materiały pomocnicze, zazwyczaj stanowiące załączniki do właściwych protokołów.

Jednak o intensywności kontaktów na szczytach władzy w związku z pielgrzymką papieża świadczy dziennik tajnej korespondencji Wydziału Społeczno-Prawnego KC PZPR z sekretarzami resortowymi w czerwcu 1987 r. Wydziałem tym kierował Andrzej Gdula, poprzednio wiceminister spraw wewnętrznych. Głównymi nadawcami korespondencji byli sekretarze KC Stanisław Ciosek i Józef Baryła. A składała się niemal wyłącznie z materiałów związanych z wizytą papieża. Tylko 11–12 czerwca (a więc kiedy Jan Paweł II gościł na Wybrzeżu) Stanisław Ciosek nadesłał 10 tajnych pism! 

Niewykluczone, że spośród tej trójki Baryła, ze względu na swoje powiązania (był wieloletnim oficerem politycznym, a w latach 1980–1985 szefem Głównego Zarządu Politycznego WP), wpadł na pomysł wykorzystania należącej niemal w 100 proc. do PZPR kadry oficerskiej w celu zademonstrowania niezadowolenia władz. Przemawiać może za tym zamieszczona pod datą 8 czerwca adnotacja przy piśmie do Gduli: „Proszę realizować decyzję J. Baryły”. Czyżby chodziło o „uruchomienie” członków partii pomorskiej wsi? 

Dowód bezsilności

Wiele wskazuje na to, że antydemonstracja pod pomnikiem skierowana była przede wszystkim do samego papieża i jego włoskiego otoczenia, w dużej części sceptycznego wobec zaangażowania Jana Pawła II w popieranie „Solidarności”. Hipotezę taką wzmacnia fakt, że pod pomnik nie dopuszczono ani jednego dziennikarza, ani jednej ekipy telewizyjnej – jedynie wąską grupę fotoreporterów. Spośród nich tylko trzech opublikowało kiedykolwiek zdjęcia papieża na tle specyficznej „publiczności” (pierwszy z nich Wojciech Kryński pracował dla kontrolowanej  przez  władze  Centralnej Agencji Fotograficznej; drugi – Zbigniew Kosycarz – był fotoreporterem „Głosu Wybrzeża”, organu KW PZPR w Gdańsku; trzecim był osobisty fotograf papieża Arturo Mari). Nie licząc wydanego w 1988 r. przez gdańską kurię niskonakładowego al-bumu, nigdzie nie można było zobaczyć zdjęcia Jana Pawła II na tle pleców partyjnego i wojskowego aktywu. Publikacja takiej fotografii za granicą przedstawiłaby przecież władze PRL w złym świetle! Afrontu wyrządzonego papieżowi nie miało zamiaru też nagłaśniać jego otoczenie. 

Intryga komunistycznych władz pozostaje jednak dowodem na porażkę ich kalkulacji. Wbrew nim, a tak-że wbrew oporowi części polskich i watykańskich hierarchów, Jan Paweł II zaangażował się po stronie „Solidarności”. Władzy pozostały jedynie złośliwe gesty.