Polscy naukowcy na wojnie. Co robili Skłodowska-Curie, Hirszfeld i Weigl zanim Polska odzyskała niepodległość?

Ich geniusz ratował życie żołnierzy i cywilów. Zmienili technikę wojskową i medycynę. Sto lat temu Polacy pokazali, że o ojczyznę można walczyć nie tylko z bronią w ręku
Polscy naukowcy na wojnie. Co robili Skłodowska-Curie, Hirszfeld i Weigl zanim Polska odzyskała niepodległość?

I wojna światowa, której kres przyniósł jednocześnie odrodzenie Polski, rozpoczęła się od zamachu w Sarajewie. 28 czerwca 1914 r. bośniacki Serb Gawriło Princip zastrzelił tam następcę tronu Austro-Węgier Franciszka Ferdynanda. Kto wie, może arcyksiążę by przeżył, gdyby założył kamizelkę kuloodporną wynalezioną przez Jana Szczepanika (ur. 1872), nazywanego Leonardem da Vinci z Galicji. Zaledwie 12 lat wcześniej opatentowana przez Polaka tkanina odporna na kule uchroniła przed śmiercią króla Hiszpanii Alfonsa XIII Burbona.

Franciszek Ferdynand jednak zginął, a świat poszedł na wojnę. W jej trakcie Szczepanik nie projektował niestety doskonalszych kamizelek kuloodpornych, lecz zabrał się za materiał innego rodzaju. Jako że znany był m.in. z udoskonalenia maszyn tkackich i wytwarzania gobelinów, niemieckie władze zleciły mu w roku 1916… wykonanie gobelinu sławiącego wojenne triumfy.

NIEUSTRASZENI POGROMCY TYFUSU

W odróżnieniu od Szczepanika wielu polskich naukowców miało zadania mniej eleganckie i bardziej niebezpieczne. Ryzykowali życiem, by uratować życie innym. Młody doktor habilitowany Ludwik Hirszfeld (ur. 1884) specjalizował się w bakteriologii, immunologii i badaniach krwi. Dlatego w 1915 r. wyjechał na ochotnika do Serbii ogarniętej epidemią tyfusu plamistego. Sytuacja w kraju, uczestniczącym w wojnie po stronie ententy, była dramatyczna. W ciągu pół roku zmarło 150 tys. ludzi. „Z czteromilionowej ludności przechorował milion, z 360 lekarzy chorowali prawie wszyscy – zmarło 126 (…). Nie można było nadążyć z grzebaniem zmarłych. Były wypadki, że przez pomyłkę kładziono na stosy trupów ludzi nieprzytomnych” – pisał Hirszfeld.

Epidemia wybuchła po wzięciu w niewolę dziesiątków tysięcy jeńców z armii austro-węgierskiej. „Przypadki duru plamistego wśród jeńców zamieniają się w pożogę, która dosłownie przepaliła cały kraj” – wspominał Hirszfeld. Serbia nie miała dla jeńców ani dosyć jedzenia, ani środków dezynfekcyjnych, ani dachu nad głową. Urządzając laboratorium, Hirszfeld za probówki musiał używać butelek po wodzie mineralnej. Mimo tak tragicznych warunków pracy, Hirszfeld pracował nad szczepionką i szkolił serbskich bakteriologów. A sytuacja była tym dramatyczniejsza, że epidemia przenosiła się już do sąsiednich krajów, m.in. do Rumunii.

W tym czasie nad szczepionką pracował też parazytolog Rudolf Weigl (ur. 1883), powołany do armii austro-węgierskiej. Kiedy skierowano go do badań bakteriologicznych, swoje prace i obserwacje prowadził m.in. w obozach jenieckich w Czechach i na Morawach oraz w szpitalach wojskowych w Galicji. Polak postanowił wykorzystać odkrycie, że tyfus plamisty przenoszą wszy odzieżowe. Zaczął je traktować jak zwierzęta laboratoryjne – hodował zarazki w jelitach wszy (wykorzystując miniaturowe lewatywy) oraz obserwował przebieg choroby u poszczególnych osobników. W trakcie badań sam zaraził się tyfusem, ale przeżył i to on opracował pierwszą na świecie skuteczną szczepionkę. Obaj z Hirszfeldem, chociaż byli przecież po przeciwnych stronach frontu i ze sobą nie współdziałali, uratowali życie tysięcy ludzi. Dzięki nim epidemie tyfusu plamistego przeszły do historii.

 

NOBLISTKA ZA KIEROWNICĄ

Życie ludzkie ratowała też podwójna noblistka Maria Skłodowska-Curie (ur. 1867). W 1914 r. podjęła decyzję, by jechać na front i organizować tam mobilne pracownie rentgenowskie dla francuskich żołnierzy. „Jestem zdecydowana służyć mojej drugiej ojczyźnie, nie mogąc teraz służyć mojej nieszczęśliwej ojczyźnie pochodzenia, skąpanej we krwi po ponad stu latach cierpienia” – mówiła. 6 grudnia trafiła na linię frontu w Belgii. 

Marii pomagała córka Irena (w przyszłości też noblistka) oraz studenci nauczeni radiologii. Odnajdywali odłamki w ciałach rannych i wykonywali prześwietlenia. „Pierwszy ranny, którego razem z Ireną
umieściły przed swoim aparatem, miał kulę w przedramieniu – pisała biografka Polki Françoise Giroud. – Częste są rany głowy. Hełm, zaproponowany w 1911 roku przez ministra wojny, został odrzucony przez Izbę Deputowanych, ponieważ »wyglądałoby to po niemiecku«. Trzeba będzie czekać do czerwca 1915 roku, by zdecydowano się zaopatrzyć żołnierzy w hełmy”. Tymczasem ofiar było coraz więcej!

Aby sprostać zadaniu, Maria nie tylko zrobiła prawo jazdy i nauczyła się jeździć sporymi na owe czasy samochodami z aparaturą. W razie potrzeby również sama je naprawiała. „Dwadzieścia samochodów nazywanych »les petites Curie« (»małe Curie«) i dwieście stałych punktów, które uda jej się zainstalować, tylko w latach 1917–1918 wykona milion sto tysięcy zdjęć rentgenowskich” – szacuje Françoise Giroud. Również w trakcie wojny, pod koniec 1916 r. Skłodowska-Curie zabrała do Paryża gram radu i zaczęła wytwarzać radioaktywne ampułki pomagające opatrywać i przyżegać rany pooperacyjne. Władze francuskie uznały, że badania te mają tak wielkie znaczenie, że pawilon laboratoryjny Marii osłonięto workami z piaskiem przed ewentualnym ostrzałem niemieckiej artylerii dalekiego zasięgu, która terroryzowała stolicę Francji.

WYNALAZCY I REWOLUCJONIŚCI

W tym samym czasie w spokojniejszych i bardziej bezpiecznych warunkach prowadził w Paryżu swoje badania inżynier i wynalazca Stefan Drzewiecki (ur. 1844) – pionier lotnictwa i żeglugi podwodnej. Wybuch wojny przerwał mu udoskonalanie aeroplanu „Canard” (Kaczka), przetestowanego wcześniej w tunelu aerodynamicznym Gustave’a Eiffela. Samolot wyposażony był w tylne (czyli pchające) śmigło oraz samoczynne urządzenia stabilizacyjne, co było wówczas ewenementem. Odłożywszy na bok prace nad „Kaczką”, Drzewiecki skupił się na napędzie. W 1917 r. opatentował śmigło przestawialne, czyli o regulowanym kącie nastawienia łopat. Badania Drzewieckiego były zapewne czujnie obserwowane przez specjalistów z armii. To przecież podczas I wojny światowej rozkwitło lotnictwo wojskowe i pojawili się pierwsi piloci nazywani asami przestworzy. Notabene ich popisy utrwalono w kronikach wojennych kręconych dzięki ręcznym
kamerom skonstruowanym przez Kazimierza Prószyńskiego.

Zdobytą wiedzę miało szansę wykorzystać podczas wojny także wielu polskich specjalistów od nauk medycznych, nie tylko wcześniej wspomniani Hirszfeld i Weigl. Weźmy na przykład znanych lekarzy z Austro-Węgier. Neurolog i psychiatra prof. Henryk Halban (ur. 1870) został komendantem szpitala wojskowego w Wiedniu oraz inspektorem sanitarnym na froncie. Wybitny chirurg prof. Ludwik Rydygier (ur. 1850) kierował szpitalem wojskowym w Brnie. Podobnie prof. Hilary Schramm (ur. 1857), który został szefem oddziału chirurgicznego szpitalu Czerwonego Krzyża we Lwowie. Takich przykładów było więcej.

 

Jednakże wielu naukowców innych specjalizacji porzuciło swoje dotychczasowe zajęcia. Etnograf Wacław Sieroszewski (ur. 1858), mimo zaawansowanego wieku, wstąpił w 1914 r. do Legionów Polskich. Trafił na front, walcząc w szeregach 1. pułku ułanów. Młody chemik Ferdynand Antoni Ossendowski porzucił naukę i zajął się pracą wywiadowczą na rzecz „białych”, od 1917 r. walczących w Rosji z rewolucją bolszewicką. Wylądował aż w Mongolii, w wojskach szalonego rosyjskiego generała Romana von Ungern-Sternberga, zwanego Krwawym Baronem. Ponoć Polak zaproponował mu produkcję i użycie w walce gazu trującego. Ostatecznie Ossendowski porzucił naukowe zainteresowania, a po wojnie został pisarzem. Spora grupa badaczy kontynuowała pracę z dala od wojennej zawieruchy, przedkładając nad wszystko działalność stricte naukową. Na przykład biochemik Kazimierz Funk (ur. 1884), twórca pojęcia witaminy, opuścił w roku 1915 szpital onkologiczny w Londynie i popłynął do USA. Tam w spokoju prowadził badania nad wykorzystywaniem witamin w celach leczniczych.

NA OBCEJ ZIEMI

Inni wręcz przeciwnie: poza nauką zajęli się działalnością polityczną i patriotyczną. Badacz polarny Henryk Arctowski (ur. 1871) współpracował w USA z powołaną przez prezydenta Woodrowa Wilsona komisją ds. Polski. Zajmowała się ona kwestią ewentualnej niepodległości i granic Rzeczypospolitej na podstawie analiz w dziedzinie demografii, geologii, językoznawstwa, ekonomii, religii. Z kolei geolog i inżynier Ignacy Sobieszczański (ur. 1872) organizował Polonię w Azji, m.in. w syberyjskim Irkucku i chińskim Harbinie. Zaś językoznawca Jan Niecisław Baudouin de Courtenay (ur. 1845) za „wywrotową” działalność trafił do carskiego więzienia, a kiedy z niego wyszedł, przystąpił do petersburskiego Koła Przyjaciół Niepodległości Polski.

Pracujący w Szwajcarii inżynier hydrotechnik, budowniczy elektrowni wodnych Gabriel Narutowicz (ur. 1865) działał w polonijnym stowarzyszeniu oraz brał udział w pracach Szwajcarskiego Komitetu Generalnego Pomocy Ofiarom Wojny w Polsce. Wzięty chemik Ignacy Mościcki (ur. 1867) konspirował w Galicji w nielegalnej Lidze Niezawisłości Polski. Obaj sympatyzowali z Piłsudskim i zostali w przyszłości prezydentami odrodzonej Rzeczypospolitej. A skoro już o Piłsudskim mowa. On też miał brata naukowca – Bronisława. Etnologa, który po zesłaniu w 1887 r. na Syberię zajmował się dalekowschodnim ludem Ajnów (a pomagał mu inny zesłaniec, wspomniany wcześniej Sieroszewski). Po powrocie do Europy Bronisław Piłsudski znów udzielał się w ruchu niepodległościowym. Co ciekawe, popierał jednak nie swojego brata, lecz jego rywala Romana Dmowskiego i Komitet Narodowy Polski. W 1918 r. Bronisław wyjechał do Paryża, a tam zginął w wodach Sekwany. Do dziś nie wiadomo, czy był to przypadek, zabójstwo czy naukowiec targnął się na swoje życie. Gdyby dożył końca wojny, na pewno stałby się – również ze względu na powiązania rodzinne – jednym z najbardziej znanych naukowców II RP.

 

PARADOKS PAMIĘCI

Państwa centralne przegrały wojnę. Gobelin zamówiony przez Niemców u Szczepanika nigdy nie powstał. Naukowiec wrócił do zarzuconych na czas wojny prac nad utrwalaniem i wzmacnianiem dźwięków oraz do badań nad filmem barwnym. Chociaż był jednym z najgenialniejszych wynalazców w historii Polski, jego spuścizna pozostaje szerzej nieznana. Hirszfeld, Weigl czy Sieroszewski rzucili na szalę swoje życie, ale dzisiaj (poza mieszkańcami ulic ich imienia) niewielu o nich pamięta. Co innego Maria Skłodowska-Curie, aczkolwiek wspomina się o niej bardziej z powodu Nagród Nobla i działalności w czasach pokoju niż w związku z pełną poświęcenia pracą w trakcie I wojny światowej.

Powszechnie znane są też nazwiska Narutowicza i Mościckiego, uczy się o obu w szkołach. Lecz w ich przypadku paradoks polega na tym, że rodacy kojarzą ich z działalnością polityczną w II RP, a nie z osiągnięciami naukowymi i technicznymi. Nauka i polityka to jednak odrębne światy, nawet jeśli to właśnie wojny sprzyjają postępowi w technice i medycynie. Większość naukowców wolałaby jednak nigdy nie doświadczyć tej „potworności absurdalnego szaleństwa, które zawładnęło światem”, jak pisała Ewa Curie o wojennym etapie życia swojej sławnej matki.