Poszukiwania “złotego pociągu” trwają. Jest nowe odkrycie na Dolnym Śląsku [AKTUALIZACJA]

„Złoty pociąg” pędzi coraz szybciej. Piotr Koper i Andreas Richter potwierdzają ponownie, że skład rzeczywiście został przez nich zlokalizowany, znajduje się na głębokości ośmiu metrów i stoi zasypany w pobliżu 65 kilometra trasy kolejowej z Wrocławia do Wałbrzycha.

Piotr Koper i Andreas Richter, którzy przez swojego radcę prawnego zgłosili informację o rzekomym znalezisku  potwierdzają ponownie, że skład rzeczywiście został przez nich zlokalizowany, znajduje się na głębokości ośmiu metrów i stoi zasypany w pobliżu 65 kilometra trasy kolejowej z Wrocławia  do Wałbrzycha. 

Pytani o wiarygodność sprzętu, którym wykonali badania, odpowiadają, że jego konstrukcja została zmodyfikowana specjalnie na ich potrzeby. Tym samym urządzeniem zostały namierzone trzy kolejne miejsca, które zgłosił w piątek Krzysztof Szpakowski, dzierżawca podziemnej trasy turystycznej we Włodarzu. To jeden z podziemnych kompleksów „Riese” („Olbrzyma”), obok Osówki i Rzeczki udostępniony do zwiedzania. Szpakowski interesuje się tajemnicami Gór Sowich od ponad czterdziestu lat i przyznaje, że zamierza zgłosić jeszcze dwa kolejne znaleziska. Mają to być kolejne podziemia wykonane na potrzeby m.in. ruchu kolejowego.

Tunele obrodziły tego lata na Dolnym Śląsku. Dzisiaj do starostwa powiatowego w Wałbrzychu skieruje swoje zgłoszenie gmina Mieroszów. Tym razem chodzi o tunel, który ma przebiegać pod górą Dzikowiec.  Według przekazów historycznych miała tędy przebiegać bocznica od torów biegnących 250 metrowym tunelem w Unisławiu Śląski pod wzgórze Podlesie. Tymczasem Muzeum Przemysłu i Techniki w Jaworzynie Śląskiej przeżywa prawdziwe oblężenie. Stoi tu wagon pociągu pancernego, używany w czasie II wojnie światowej. 

Fragmenty podziemnego miasta

Dwa tunele i fragment nieodkrytej do tej pory części Riese. To kolejna sensacja historyczna w regionie wałbrzyskim. Jej odkrycie zgłosił w zeszłym tygodniu Krzysztof Szpakowski, zarządca sztolni w Walimiu. Według Szpakowskiego tunele mogą być zaminowane, a w środku może znajdować się broń lub urządzenia techniczne. On sam nazywa to odkryciem kolejnych, nieznanych części podziemnego miasta – informuje Polskie Radio.

Wszystkie odkrycia związane są z górą Włodarz na terenie gminy Walim. Krzysztof Szpakowski powołuje się na zeznania świadków, którzy pracowali w tym miejscu. Przeprowadził także badania georadarem oraz badania radiestezyjne.

Na konferencji prasowej w Wałbrzychu Szpakowskie podkreślił, że od wielu lat był przekonany o istnieniu tych obiektów, ale zdecydował się na ich zgłoszenie dopiero “pod wpływem wrzawy medialnej spowodowanej informacjami o złotym pociągu”. Wkrótce ma zamiar zgłosić “jeszcze kilka innych miejsc na Dolnym Śląsku”. Jego prawnik zaznaczył, że odkrywca będzie dochodził swoich praw do znaleźnego lub nagrody.

Czytaj więcej: CZY NIEMCY UKRYLI SKARB POD WAŁBRZYCHEM?

Schron pod Górą 

Dzierżawca podziemnego kompleksu Włodarza będącego częścią niemieckiego projektu „Riese” ujawnił lokalizację trzech kolejnych miejsc, w których mogą znajdować się podziemia. Jedno z nich to tunel kolejowy pod stacją Walim, który miał zostać odnaleziony za pomocą tego samego urządzenia, co słynny „złoty pociąg”.

Wrocławska prasa już pokazała fragment skanu georadarowego, który uważany jest za „oryginalny” obraz z bezinwazyjnych badań obszaru, gdzie rzekomo ma być ukryty niemiecki skład. Udało mi się wczoraj obejrzeć również inne skany, rzekomo z tego samego miejsca. Jak się nieoficjalnie dowiedziałam, osoby, które wykonywały badanie, były początkowo przekonane, że na platformach rzekomego pociągu stoją m.in. czołgi. Fragment tego skanu już kilka miesięcy temu trafił do jednego z badaczy specjalizujących się w badaniach geofizycznych.

– Georadar nie daje takiego obrazu, jak ten, który został mi pokazany – powiedział mi kategorycznie. Również inni fachowcy stanowczo negują możliwości tego sprzętu.

Jednak osoby blisko związane ze „znalazcami” pociągu upierają się, że każdy, kto zaprzecza wynikom z urządzenia użytego podczas poszukiwań składu, „nie rozumie tego sprzętu”, a pociąg znajduje się na głębokości zaledwie dwunastu metrów, czyli w zasięgu georadaru.

Wątpliwości budzą ciągle także inne kwestie: czy właśnie na podstawie tego skanu Paweł Żuchowski, generalny konserwator zabytków stwierdził, że „w 99 proc. jest przekonany o istnieniu pociągu” i jak zostało wykonane to badanie, skoro teraz trzeba uprzątnąć teren przed pomiarami, którymi zajmie się prawdopodobnie wojsko.

12 września, w Starej Kopalni w Wałbrzychu będzie można się spotkać z Tadeuszem Słowikowskim, który jako pierwszy zaczął badać tajemnicę zaginionego pociągu. Zwiedzać można również część wałbrzyskich podziemi pod Górą Parkową. Całość tego kompleksu nie została jeszcze odkryta.

Radca prawny: Pociąg istnieje na 100%

Jarosław Chmielewski, radca prawny Andreasa Richtera i Piotra Kopra, którzy zgłosili informację o zakopanym w Wałbrzychu pociągu,  potwierdził w rozmowie z dziennikarką Onetu, że jego klienci dysponują wiarygodnymi dowodami na istnienie niemieckiego składu.

„Wynikiem ich pracy jest zdobycie dokumentów, dotarcie do bardzo ważnych świadków, wykonanie badań. Dysponują m.in. cenną, niemiecką mapą, która została zdeponowana u notariusza”- mówi Jarosław Chmielewski i dodaje, że Koper i Richter prowadzili wszelkie działania zgodnie z prawem i obowiązującą ustawą. W ten sposób radca prawny odpowiedział na pojawiające się coraz częściej zarzuty, że nigdzie nie ma śladu po zgłoszeniu wcześniejszych badań dotyczących pociągu. Nie pozostawiając żądnych wątpliwości radca prawny znalazców oświadczył , że „pociąg istnieje na 100 procent”.

Wałbrzych pełen skarbów

Bez względu na to, czy tajemniczy skład istnieje, czy nie, jego historia otworzyła wielką skrzynię z innymi skarbami. Coraz więcej osób przekazuje informacje o tym, co działo się w okolicach Wałbrzycha w ostatnich dniach wojny.

(Edward Zbierański / fot. J. Lamparska)

Edward Zbierański miał czternaście lat w 1945 roku. Jego rodzice pracowali jako robotnicy przymusowi w największym majątku Hochbergów, tuż w pobliżu odcinka torów pomiędzy Świebodzicami i Szczawienkiem, czyli tam, gdzie miał zaginąć pociąg. Już ponad pół roku temu pan Zbierański opowiadał mi, że przy torach znajdowała się sztolnia, której ściany pokrywały kolorowe rysunki. Pan Edward razem ze starszymi kolegami zeszli tam raz, wykorzystując do tego wielką kłodę, która leżała przy wejściu do niewielkich podziemi. Wspomina również, że widział razem z kolegą niemieckich żołnierzy zatapiających w niewielkim bagnie  jakieś skrzynie. 

Miało się to dziać w biały dzień w okolicach zamku Książ. Chłopiec obserwował  to z odległości około dwustu metrów, miejsce, które dzisiaj wskazuje już jako starszy pan, należy do przyramkowego parku. Pan Zbierański opowiadał  również o bocznicy, którą pamięta z czasów wojny, a która dziś już nie istnieje. Tymczasem w okolicy pojawiły się plotki o dwóch kolejnych odkryciach, które mają być ujawnione na dniach.

 

Koper i Richter usunięci z Dolnośląskiej Grupy Badawczej

Wojewoda dolnośląski otrzymał już raport wojskowych specjalistów z rekomendacjami działań, jakie powinny zostać podjęte w miejscu ukrycia pociągu. Rzecznik Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych ppłk Artur Goławski powiedział, że według wojskowych specjalistów najpierw trzeba oczyścić teren, tak, żeby we wskazanym miejscu można było prowadzić dalsze, specjalistyczne badania. 

Tymczasem Piotr Koper i Andreas Richter, którzy złożyli zawiadomienie o ukrytym pociągu, chcą bronić swojego dobrego imienia. W sobotę zostali usunięci z Dolnośląskiej Grupy Badawczej, której Piotr Koper był wiceprezesem. Członkowie stowarzyszenia uznali, że mężczyźni przy swoim zgłoszeniu wykorzystali materiały, nad którymi pracowali inni członkowie grupy.

Piotr Koper i Andreas Richter mają odmienne zdanie: „Szkoda, że osobiste interesy trzech członków zarządu ,którzy na przestrzeni dwóch lat nigdy nie uczestniczyli w pracach i nie wnieśli nic w jego rozwój (oprócz składek członkowskich ) wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem i wspólną przyszłością” – napisali na swojej stronie. Zastrzegli, że  nie zostali zaproszeni na zebranie, na którym została podjęta uchwała o ich usunięciu i w razie wątpliwości, co do procedury tych działań, są gotowi wystąpić na drogę sądową.

Sprawa „złotego pociągu”, który ma być „zaledwie” pociągiem militarnym przypomina od kilku dni eksploracyjną telenowelę. W jego sprawie wypowiedział się nawet jasnowidz Krzysztof Jackowski, który „nie czuje”, żeby we wskazanym miejscu był jakiś skarb.

Mężczyźni przekonani o istnieniu pociągu

Andreas Richter i Piotr Koper są przekonani o istnieniu pociągu. Twierdzą, że jest on zaminowany, dysponują środkami na jego wydobycie i chcą współpracować z Ministerstwem Obrony Narodowej. Sprzęt geofizyczny, którym dysponuje Andreas Richter to m.in. georadar KS-700, co do którego opinie fachowców są podzielone. 

Jeden z operatorów tego sprzętu opowiadał kilka dni temu na antenie telewizyjnej, że to georadar najwyższej klasy, fachowcy zajmujący się badaniami geofizycznymi, m.in. Robert Kmieć z Narodowej Agencji Poszukiwawczej wyrażają jednak spore wątpliwości, nazywając KS 700 „bublem”.  Zaczynają się więc pojawiać pytania, jak wiarygodne są odczyty tego sprzętu i czy właśnie na nich opierał Paweł Żuchowski, Generalny Konserwator Zabytków mówiąc, że „w 99 procentach jest przekonany” o istnieniu złotego pociągu.

Tymczasem na 61. i 65. kilometrze trasy kolejowej Wrocław-Wałbrzych, gdzie ma być ukryty „złoty pociąg” panuje już spokój. Służba Ochrony Kolei czuwa, żeby nie doszło do wypadku, a drogi przy torach patroluje policja. Nie ma jasności, czy wojskowi specjaliści, którzy mają przeprowadzić rekonesans terenu, już są na miejscu. Bez przerwy dopytują o nich zachodni dziennikarze, których ambicją jest sfilmowanie mundurowych. Tymczasem Arkadiusz Grudzień, rzecznik prasowy Urzędu Miasta i Gminy w Wałbrzychu mówi, że jeżeli obiecani przez Ministerstwo Obrony Narodowej fachowcy pojawią się w miejscu potencjalnego ukrycia, będą po cywilnemu i raczej w małej, najwyżej trzyosobowej grupie. Dopiero później pojawiają się żołnierze z odpowiednim sprzętem.

Centralne Archiwum Wojskowe potwierdza istnienie bocznicy

Tymczasem „Gazeta Wrocławska” dotarła do kopii wykazu bocznic kolejowych eksploatowanych po II wojnie światowej przez polskie i radzieckie wojsko oraz bocznic używanych wcześniej przez Niemców dla celów wojskowych. Oryginał tego dokumentu znajduje się w Centralnym Archiwum Wojskowym (CAW). W wykazie znalazła się bocznica zlokalizowana na wysokości 64,93 km trasy z Wrocławia do Wałbrzycha, czyli niemal przy 65 kilometrze, wskazywanym jako jedno z dwóch hipotetycznych miejsc, w których miał się znajdować wlot do tunelu, gdzie Niemcy mieli ukryć pociąg. Najbardziej intrygująca w wykazie jest w informacja dotycząca rozjazdów: „wszystkie wyminowane”. Nie wiadomo, czy to znaczy, że ciągle są zaminowane, czy już rozminowanie, choć termin ten oznacza niekiedy również „wysadzenie”.

Tadeusz Słowikowski, emerytowany górnik, który jako pierwszy zaczął zbierać informacje o „złotym pociągu” powiedział mi, że tunel przy 65. kilometrze nie ma – jego zdaniem – nic wspólnego z budową „Riese”, kompleksu podziemi z czasów II wojny światowej w Górach Sowich. Zdaniem Słowikowskiego tunel może być nieco starszy.

 

“Złoty pociąg”: wiara, nadzieja i zaufanie w legendy?

– Sprawa tzw. złotego pociągu to w tej chwili bardziej wiara, nadzieja i zaufanie w jakieś legendy. Niektórzy wierzą, inni nie wierzą, wiedzy nie mamy żadnej – powiedziała wczoraj minister kultury i dziedzictwa narodowego Małgorzata Omilanowska. To odpowiedź na prośby dziennikarzy o komentarz do słów Generalnego Konserwatora Zabytków, Pawła Żuchowskiego, który w piątek oświadczył, że „złoty pociąg” istnieje i widział go na skanie z georadaru. 

O co w tym wszystkim chodzi? Czy istnieje zapis wyników jakichkolwiek badań terenowych potwierdzających istnienie niemieckiego składu? Jeżeli tak, dlaczego zostały przekazane do Konserwatora Generalnego z pomięciem Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków? Dlaczego nic nie wiedzą o nich wojewoda dolnośląski oraz prezydent Wałbrzycha, a minister Omilianowska wyraźnie daje do zrozumienia, że i ona nie ma dostępu do tych dowodów. Wiara nijak ma się przecież do wiedzy.

Tadeusz Słowikowski: górnik, który uratował życie Niemcowi

W Wałbrzychu mieszka Tadeusz Słowikowski, dziś już 84-letni, emerytowany górnik. Po wojnie pan Słowikowski uratował życie Niemcowi, który został w Wałbrzychu po 1945 roku. Ten postanowił się odwdzięczyć i opowiedział, że w czasie wojny był pomocnikiem maszynisty i m.in. przetaczał wagony na bocznicę kolejową w kierunku Książa. Widział tam tunel wchodzący w skarpę, podpatrzył, że w nasypie za wysokim ogrodzeniem obok siebie stały dwa wagony.

Tadeusz Słowikowski pokazuje zebrane przez siebie materiały / Fot. Ed Wright

Tadeusz Słowikowski, fot. Ed Wright

Oznaczałoby to, że musiały być tam dwa tory. Dziś po tunelu nie ma śladu. Zdaniem Tadeusza Słowikowskiego został on zamaskowany przez Niemców, w środku zaś ma się znajdować zaginiony pociąg. Emerytowany górnik od kilkudziesięciu lat gromadzi materiały o tej tajemnicy. Udało mu się odnaleźć m.in. kobiety, które w 1947 roku twierdziły, że kilka lat wcześniej widziały tunel przy torach.

Tadeusz Słowikowski przyznaje, że doskonale zna dwóch mężczyzn, którzy 13 sierpnia złożyli u starosty wałbrzyskiego zawiadomienie o odnalezieniu pociągu. Nie chce ujawnić ich nazwisk, ale przyznaje, że skorzystali z jego materiałów. A ponieważ zrobili to, nie informując go tym, niedawno przyszli i przeprosili.

– Dla mnie najważniejsze jest, żeby pociąg się odnalazł – mówi bez żalu pan Słowikowski.

Czy dwaj mężczyźni wykonali dodatkowo badania georadarowe? Tego ciągle nie wiadomo. W najbliższym czasie rozpoznaniem terenu, w którym miał zostać ukryty pociąg, ma się zająć wojsko. 

 

Teren zbada wojsko

Minister Obrony Narodowej wyraził zgodę, aby żołnierze zbadali teren, na którym może znajdować się „złoty pociąg”. O taką pomoc wnioskował Roman Szełemej, prezydent Wałbrzycha. Na 61. i 65. kilometrze trasy pomiędzy Wrocławiem i Wałbrzychem, gdzie ma być ukryty tajemniczy skład, teren zabezpieczają policjanci, straż leśna i straż ochrony kolei. Wydano również zakaz wchodzenia do lasu na wysokości 65. km, za którego złamanie grozi mandat do 500 zł.

W promieniu 15 kilometrów teren monitorują kamery zamontowane na czarnym busie należącym do Służby Ochrony Kolei. Andrzej Gaik, przewodnik z zamku Książ, mówi, że służby reagują natychmiast. Jeśli ktokolwiek przekroczy linię lasu, pojawiają funkcjonariusze ubrani po cywilnemu. 

Lokalizacja pociągu nadal niepotwierdzona

Do Wałbrzycha od kilku dni zjeżdżają ekipy telewizyjne z całego świata. Gromadzą się przy torach, na słynnym 61. kilometrze, gdzie jeszcze można się poruszać bez przeszkód, ale nie wolno przechodzić przez tory.

Chodzi głównie o względy bezpieczeństwa. Rodziny z dziećmi i z wózkami spacerują po torach, operatorzy kładą się na szynach, żeby uzyskać, jak najlepsze ujęcia, nad linią kolejową latają drony. W okolicznych sklepach zniknęły łopaty.

Zachodni dziennikarze nie wierzą, że nie znaleźliśmy jeszcze złotego pociągu. Magdalena Woch, specjalista ds. turystyki i kultury w Zamku Książ w Wałbrzychu mówi, że ciągle ktoś prosi ją, żeby wprowadziła go „od tyłu” do tunelu z pociągiem, albo chociaż wskazała sekretny właz, którym można dostać się do środka. Londyńskie media prowadzą własne dziennikarskie śledztwo usiłując odnaleźć ślad po „umierającym esesmanie”, który rzekomo znał miejsce ukrycia pociągu.

Co naprawdę wiemy w tej chwili? 13 sierpnia do Starostwa Powiatowego w Wałbrzychu wpłynęło zawiadomienie o „znalezieniu (…) pociągu pancernego z czasów II wojny światowej. Pociąg ten zawiera prawdopodobnie dodatkowe urządzenia w postaci dział samobieżnych, ustawionych na platformach. Pociąg mieści w sobie także przedmioty wartościowe, cenne materiały przemysłowe oraz kruszce szlachetne”. Mimo, że Paweł Żuchowski, Generalny Konserwator Zabytków uzupełnił te informacje twierdząc, że „w 99 procentach jest przekonany o istnieniu pociągu”, i że widział go na zdjęciu odczytu z georadaru, wciąż nie zostały przedstawione żadne „twarde” dowody na istnienie skarbu.

Brak “twardych” dowodów

Plotki o odnalezieniu jednego z tajnych niemieckich pociągów przewożących kosztowności krążyły od kilku tygodni. Jego odkrywcy zgłosili się do władz miasta, żądając za ujawnienie lokalizacji 10 proc. znaleźnego.

Władze miasta ostrzegają, że pociąg może być zaminowany i śmiertelnie niebezpieczny. Jego dokładna lokalizacja nadal nie jest znana. Wiadomo, że pociąg znajduje się w zasypanym tunelu między 61. a 65 kilometrem kolejowej trasy Wrocław – Wałbrzych.

Tadeusz Słowikowski, pasjonat historii i poszukiwacz z Wałbrzycha w rozmowie z “Gazetą Wrocławską” przyznaje, że nie ma mowy, by w pociągu znajdowało się złoto. – Jeśli pociąg przewoził jakiś ładunek, to moim zdaniem mogły być to surowce strategiczne dla przemysłu zbrojeniowego III Rzeszy, np. rudy wolframu. Ewentualnie jego ładunek stanowiło uzbrojenie, nie można również wykluczyć pocisków z gazami bojowymi. Dlatego wszelkie prace związane z tym znaleziskiem powinny być prowadzone pod nadzorem wojska – mówi gazecie.