Amerykański wahadłowiec Atlantis, który po dwukrotnym anulowaniu lądowania na Florydzie, został skierowany do bazy Edwardsa w Kalifornii, po bezpiecznym lądowaniu bezpiecznie wrócił do domu. W lądowaniu w bazie macierzystej przeszkodziła kapryśna pogoda i burze. W Kalifornii zaś warunki były idealne i lądowanie przebiegło błyskawicznie, bez kłopotów i dalszych opóźnień. Ponieważ wahadłowce same nie latają, trzeba je z Kalifornii odwozić do domu. Najpierw są podnoszone do góry przez zestaw załadowczy. Potem wahadłowiec zostaje umieszczony na grzbiecie specjalnie przerobionego jumbo-jeta. Wreszcie po wylądowaniu na Florydzie podobny zestaw (przypominający gąszcz rusztowań) zdejmuje wahadłowiec z samolotu. Atlantis poleciał na Florydę na grzbiecie Boeinga-747 należącego do NASA 1 czerwca. Tego samego dnia bezpiecznie lądował na Florydzie w Centrum Kosmicznym im. Kennedy’ego. Atlantis w swojej ostatniej misji STS-125 zawiózł siedmioro astronautów do teleskopu Hubble’a, który został bez przeszkód naprawiony i zmodernizowany, a teraz będzie mógł jeszcze co najmniej przez pięć lat nadawać na Ziemię jeszcze doskonalsze zdjęcia kosmosu. h.k.
Przewieźli Atlantisa jumbo-jetem
Wahadłowiec Atlantis, który wylądował daleko od domu, poleciał do niego na grzbiecie jumbo jeta.03.06.2009·Przeczytasz w 1 minutę