Radość krótkodystansowca. Szczęście możesz mieć od zaraz

Szukasz szczęścia? Uwierz, że w tym roku świat się skończy.
Radość krótkodystansowca. Szczęście możesz mieć od zaraz

Wyobraź sobie, że siedzisz   w kinie i oglądasz najnowszy film katastroficzny.  W ziemię uderzył meteor, powstało wielkie tsunami, a wszyscy ludzie są ewakuowani do schronów, zbudowanych specjalnie w tym celu. Zazwyczaj takie filmy pozostawiają cień nadziei na odbudowanie zniszczonej cywilizacji, ale ich ogólny wydźwięk sprawia, że czujemy się zagrożeni. Wróćmy jednak do ciebie.  Pojawia się scena finałowa, potem napisy i zapalają się światła, a ty wstajesz ze swojego miejsca i wychodzisz z sali. Jaki będzie twój następny krok? Wrócisz do domu, zaszyjesz się pod kocem i przeanalizujesz wszystkie zagrożenia, czyhające na naszą cywilizację? Czy może pośpiesznym krokiem udasz się do najbliższej cukierni na pyszne ciastko, by nieco osłodzić sobie życie po dwóch godzinach mocnych wrażeń?

Z badań przeprowadzonych przez nas i innych naukowców wynika, że najprawdopodobniej postarasz się poprawić sobie nastrój. Co jednak decyduje o tym, że spróbujesz to zrobić, sprawiając sobie małą przyjemność w postaci wysokokalorycznego ciastka? Czy nie bardziej zgodne z instynktem samozachowawczym (i psychologią ewolucyjną) byłoby wzięcie kartki papieru i spisanie wszystkich sposobów zabezpieczenia się na wypadek najgorszego?

Smutek przyciąga

Zgodnie z założeniami psychologii ewolucyjnej każdy z nas odziedziczył po przodkach mechanizm, służący do szybkiego i sprawnego wychwytywania ze środowiska sygnałów mówiących o niebezpieczeństwie. Takiej analizy otoczenia – pod kątem ewentualnych zagrożeń – dokonujemy w sposób automatyczny. Proces ten nie angażuje świadomości i pozwala na bezzwłoczne podjęcie decyzji o walce lub ucieczce. Co ciekawe i istotne, mechanizm ten nie dotyczy tylko walki o własne życie i ucieczki przed wrogiem, ale również dostarcza możliwych wyjaśnień tego, co dzieje się w sferze emocjonalnej każdego człowieka. Arne Öhman, Daniel Lundqvist i Francisco Esteves z Karolinska Institutet w Szwecji przedstawili interesujące wyniki badań na temat czasu reakcji na bodźce zagrażające i niezagrażające. W ich eksperymencie bodźcem zagrażającym była ludzka twarz wyrażająca smutek, wstręt lub złość. Emocje takie, rozpoznane u innej osoby, automatycznie zapaliłyby w nas czerwoną lampkę, która kazałaby nastawić się na coś nieoczekiwanego i potencjalnie niebezpiecznego (np. atak czy zetknięcie z zepsutym pokarmem). Bodźcem niezagrażającym była zaś ekspresja pozytywnych emocji. Zadanie osób uczestniczących w badaniu polegało na wyszukaniu konkretnej emocji pośród innych. Okazuje się, że ludzie mają tendencję do szybszego i trafniejszego wyszukiwania emocji negatywnych, wyrażających zagrożenie. Innymi słowy, ważniejsze jest to, aby zorientować się w porę, gdzie znajduje się zagrożenie, czyli gdzie się nie zbliżać, niż dokąd dążyć. 

Powyższe założenia są sprzeczne z tym, co większość z nas zrobiłaby zaraz po seansie „przyprawiającym o ciarki”. W obliczu ewentualnego zagrożenia – zamiast podejmować działania zgodne z instynktem samozachowawczym i próbą ewentualnego zabezpieczenia się – najchętniej poprawilibyśmy sobie nastrój dodatkową gałką lodów lub ciastkiem. Z czego wynika powstały dysonans?

 

Zmienny dystans

Pod koniec lat 90. ubiegłego wieku amerykańska badaczka Laura Carstensen zwróciła uwagę, że ludzie bezustannie określają czas swojego życia. Nie jest to oczywiście proces świadomy, ale raczej przeczucie co do tego, ile jeszcze mamy przed sobą. Podążając tym tropem, Carstensen podzieliła ludzi na dwie kategorie – tych o nieograniczonej i tych o ograniczonej perspektywie czasowej. 

Według niej pierwszych charakteryzuje poczucie, że koniec życia jest odległy. Z tego powodu stawiają sobie cele, których efekty i korzyści będą zauważalne dopiero w dalekiej przyszłości. Wybiegają w przód i nie boją się planować rzeczy, które chcieliby zrobić dopiero za jakiś czas. Na przykład mogą rozpocząć budowę domu, wymagającą wielkich pieniędzy i mnóstwa trudu. Są w stanie wyrzec się w danej chwili radości z nowo kupionej rzeczy, by zaoszczędzić pieniądze na przyszłość. Ten sam proces wiąże się z edukacją, która nie zawsze jest łatwa i nie zawsze daje natychmiastowe korzyści, ale w przyszłości może zaowocować lepszym stanowiskiem i pensją. Łatwo zatem zauważyć, że osoby z nieograniczoną perspektywą czasową są w stanie angażować się w czynności, które nie dają natychmiastowej gratyfikacji.

Jak natomiast zachowują się ludzie, którzy postrzegają czas swojego życia jako ograniczony? Otóż skupiają się na tym, co może przynieść im korzyść w danej chwili. Nie planują dalekiej przyszłości, przywiązują większą wagę do bieżących stanów emocjonalnych. Mówiąc prościej – starają się zachować pozytywne samopoczucie i unikać negatywnych emocji. Dla nich liczy się tu i teraz.

Widać wyraźnie, że właśnie tę drugą postawę – ograniczonej perspektywy czasowej – wykazałyby osoby wychodzące z kina. Dlaczego jednak poprawiamy sobie nastrój i jak badacze doszli do takiego wniosku?

Carpe diem!

„Wesołe jak piosnka jest ta! Gdzie stąpnie, zakwita mu dróżka i świat doń się śmieje: cha cha!” – śpiewał Wiesław Michnikowski w Kabarecie Starszych Panów. Zdaje się, że nie jest to opis tylko jednego szczęśliwca, lecz całej generacji osób starszych, dla których życie zaczyna się po siedemdziesiątce i daje wiele powodów do poprawiania sobie nastroju i dbania o dobre samopoczucie.

Grupa amerykańskich badaczy wraz z Derekiem Isaacowitzem postanowiła przyjrzeć się bliżej temu zjawisku. Założyli, że typowymi reprezentantami grupy o nieograniczonej perspektywie czasowej będą ludzie młodzi, którzy refleksją nad ulotnością życia i jego końcem jeszcze nie zaprzątają sobie głowy. Do grupy o ograniczonej perspektywie czasowej wybrali zaś osoby w podeszłym wieku, dla których perspektywa końca życia jest bliższa. Isaacowitz i jego zespół postanowili uchwycić różnice między tymi grupami za pomocą nowoczesnej aparatury do pomiaru ruchu gałek ocznych (ang. eye-tracker). Urządzenie, do którego podłączony jest monitor komputera, pozwala zarejestrować nawet najmniejsze ruchy gałek i zapisać częstość spojrzeń na określone części ekranu. 

W praktyce badanie wyglądało następująco: osoby wyznaczone do eksperymentu kolejno zajmowały miejsce przed monitorem, na którym wyświetlano pary zdjęć. Fotografie przedstawiały ludzkie twarze wyrażające różne emocje: pozytywne, negatywne i neutralne. Informację na temat tego, na które twarze chętniej zwracali uwagę badani, rejestrował eye-tracker. Zebrane przez badaczy wyniki dowiodły, że osoby starsze częściej patrzyły na twarze o pozytywnym emocjonalnym zabarwieniu, czyli szczęśliwe, niż na twarze wyrażające emocje negatywne, czyli smutne. Osoby młode nie wykazały tej tendencji. Prawdopodobne wydaje się, że w przypadku osób młodych zadziałały mechanizmy związane z zachowaniami opisywanymi przez psychologię ewolucyjną. Osoby starsze natomiast wykazały tak zwany efekt pozytywności – regulując swój nastrój tak, by go poprawić. 

Do podobnych wniosków doszła prof. Cassie Mogilner z University of Pennsylvania. Jej zdaniem osoby młode skupiają się raczej na przyszłości i ich poczucie szczęścia jest zdefiniowane inaczej niż u osób starszych, które koncentrują się na życiu „tu i teraz”, a zatem dążą do natychmiastowej poprawy swojego samopoczucia.

W jednym z programów telewizyjnych kobieta, która zaczęła malować dopiero po przejściu na emeryturę, powiedziała: „Tak sobie pomyślałam, że moje życie będzie się już niedługo kończyło, a ja się przez to nie spełnię, i muszę zacząć robić coś z tym, co we mnie gra”. Czyż nie jest to wspaniały przykład potwierdzający badania zespołu Isaacowitza?

 

Wehikuł czasu

Czy znaczy to jednak, że wiek może decydować o tym,  w jaki sposób chcemy regulować nasz nastrój – poprawiać go natychmiast lub nie? Wyniki naszego badania – i wielu innych – sugerują, że powodem nie jest wiek, ale raczej związana z nim świadomość krótkiego życia. 

Co zatem może nas zmobilizować do zrozumienia, jak ulotne jest życie? Odpowiedź wydaje się oczywista – świadomość tego, że może się ono wkrótce skończyć. I często tą świadomością manipulujemy. Przykładem tego, a zarazem inspiracją, która skłoniła nas do zajęcia się tą tematyką, są popularne filmy katastroficzne o końcu świata. Jeśli rozejrzeć się w wypożyczalni filmów czy przejrzeć repertuar kin, to widać, że wciąż pojawiają się nowe pomysły na to, w jaki sposób nasza planeta może ulec zagładzie. Lodowiec zamrażający wszystko, powódź, która zalewa każdy kontynent, ogień pożerający Ziemię centymetr po centymetrze. Wizja naprawdę przerażająca, jednak jak się okazuje, mogąca wywołać reakcję odwrotną niż strach – czyli docenianie życia, dostrzeganie w ludziach dobra. Jak dalece możemy to udowodnić? Postanowiłyśmy to sprawdzić, korzystając z najgłośniejszego przykładu filmowego – „2012”, produkcji amerykańskiej opartej na słynnej przepowiedni Majów głoszącej, że w 2012 roku zakończy się pewien cykl czasowy na świecie. Powodem katastrofy będzie odwrócenie biegunów na kuli ziemskiej, co wywoła ogromną powódź, która pochłonie wszystko z wyjątkiem pewnego obszaru Gór Smoczych w Afryce.

W 2009 roku, trzy lata przed rzekomą tragedią, w laboratorium Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie przeprowadziłyśmy badanie podobne do tego, które wykonał zespół Isaacowitza. Z jedną szczególną różnicą – osobami badanymi byli tylko ludzie młodzi. Podzielono ich na dwie grupy, tak by u jednej wywołać ograniczoną perspektywę czasową. Druga grupa, tzw. kontrolna, miała nieograniczoną perspektywę czasu. W praktyce oznaczało to, że u pierwszej wywołałyśmy poczucie krótkości życia, podając informację: „Ostatnio sporo słyszy się o przepowiedni, która mówi, że w grudniu 2012 roku ma nastąpić koniec świata. Gdyby rzeczywiście przepowiednia ta miała sprawdzić się, to znaczyłoby, że masz przed sobą około trzech lat życia. Co zrobił(a)byś, gdyby faktycznie pozostało ci tyle czasu? Spisz swoje przemyślenia”. Chodziło tu o skłonienie osób badanych do refleksji na temat czasu życia, który wcale nie jest nieskończony. Następnie wszystkie osoby badane zasiadały przed monitorem komputera i przyglądały się twarzom wyrażającym różne emocje, a my obserwowałyśmy ich reakcje za pomocą techniki eye-trackingu, podobnie jak w badaniach amerykańskiego doktora. 

Wyniki potwierdziły wcześniejsze założenie, że przy ograniczonej perspektywie czasowej pojawia się tendencja do zwracania większej uwagi na pozytywne bodźce emocjonalne, czyli efekt pozytywności. Co więcej, okazało się, że zgodnie z założeniami Isaacowitza efekt ten wywołuje nie sam wiek, ale również postrzeganie swojej przyszłości w sposób mocno ograniczony. Osoby badane, po wyobrażeniu sobie prawdziwości przepowiedni, chętniej patrzyły na twarze wyrażające radość. Może to oznaczać, że naprawdę niewiele dzieli nas od wyboru szczęśliwszej ścieżki – od dostrzegania w rzeczywistości radości, miłości czy piękna.

Wydaje się to najciekawszym i zarazem najistotniejszym wnioskiem z przeprowadzonych badań. Podobne wyniki mogą być pomocne w terapii lub w niektórych obszarach psychologii, np. psychologii pozytywnej, która szuka rozwiązań sprawiających, by ludziom żyło się lepiej, by bardziej doceniali każdy dzień i koncentrowali się na pozytywnych aspektach życia stymulujących rozwój, poczucie spełnienia i zadowolenie z tego, jacy są i jak żyją.

Zwłaszcza w polskiej kulturze, skoncentrowanej na narzekaniu i ubolewaniu nad dniem codziennym, próba uświadomienia ludziom, że nic nie jest wieczne i życie przecieka przez palce szybciej, niż im się wydaje, może sprawić, że zaczną doceniać to, co mają, i będą się skupiać na pozytywnych elementach otoczenia. Być może jest to kluczem do sukcesu także w terapii, która zamiast koncentrować się na przeszłości i błędach, kładłaby nacisk na to, jak żyć lepiej, jak celebrować dobre chwile i jak w związku z nimi planować przyszłość. Wydaje się, że jest to potrzebne właśnie ludziom młodym, którzy – pozbawieni świadomości ulotności życia – zapominają o tym, że mają wszystko, by być szczęśliwymi: zdrowie, młodość i energię. Może zatem przypomnienie im o tym byłoby najlepszym rodzajem terapii. 

Co ciekawe, po raz kolejny musimy przyznać, że warto brać przykład z ludzi starszych, którzy często służą nam nie tylko wiedzą i doświadczeniem, ale w tym przypadku i widzą więcej, pokazując swoją postawą, że świat wokół jest bardziej kolorowy, niż może nam się zdawać. A zatem co ty zrobiłbyś dziś, gdyby świat miał skończyć się za rok, dwa lub trzy? Popadłbyś w czarną rozpacz czy raczej skierowałbyś większą uwagę ku temu, co daje radość? Wszystko zależy to od ciebie.