Rzym na pastwie Wandalów. Czy wiesz, że możesz być z nimi spokrewniony?

Wieczne Miasto padło w 455 r. ofi arą pamiętnej napaści Wandalów. To barbarzyńskie plemię przez kilka wieków mieszkało nad Wisłą. Niewykluczone, że dzisiejsi Polacy noszą jego geny.

W stolicy państwa cezarów panował chaos. Tysiące mieszkańców biegały po ulicach, szukając najlepszej drogi ucieczki. Wśród krzyków, przekleństw i płaczu ludzie tłoczyli się przed bramami, rozpychali, tratowali. Bezlitośni  Wandalowie podobno byli już blisko, czasu pozostawało coraz mniej!

Z miasta uciekał także cesarz Petroniusz Maksimus, otoczony grupą współpracowników i senatorów. Oddział gwardzistów torował im drogę przez oszalały tłum. W miarę oddalania się od pałacu ochrona jednak topniała. Żołnierze chyłkiem oddalali się od imperatora i ulatniali w wąskich uliczkach.

W pewnej chwili fala uciekinierów porwała grupkę coraz bardziej przerażonych dostojników. Unoszony przez tłum cesarz rozglądał się na wszystkie strony, ale nie dostrzegł już żadnego ze swych ludzi. Nie miał wyboru – musiał uciekać sam.

„To on! Cesarz!” – krzyknął nagle jakiś mężczyzna, wskazując na Petroniusza. „Uzurpator! – wołał ktoś inny. – Przez niego to wszystko!”. Władca spostrzegł ze zgrozą, że błyskawicznie tworzy się wokół niego krąg ludzi o wściekłych twarzach. Nie miał już gdzie uciekać. Patrząc na Petroniusza z nienawiścią, ludzie zaczęli podnosić z ziemi kamienie. Cesarz, który swą polityką ściągnął im na głowę straszliwych Wandalów, znalazł się teraz na ich łasce.

Z ZIEMI POLSKIEJ DO WŁOSKIEJ

Germańscy Wandalowie pochodzili prawdopodobnie ze Skandynawii i Jutlandii. W II w. p.n.e. zawędrowali na ziemie w granicach obecnej Polski. Około 120 r. p.n.e. Wandalowie żyli już na Śląsku, potem rozprzestrzenili się na inne tereny pomiędzy Odrą i Bugiem. Mieszali się z żyjącą tam już od dawna ludnością – Lugiami. W efekcie autorzy starożytni używali na ich okreś lenie zarówno terminu Wandalowie, jak i Lugiowie.

Nic dziwnego, że Henryk Sienkiewicz wprowadził do powieści „Quo vadis” postać Ligii, niewolnicy z plemienia Lugiów. W ślad za niektórymi ówczesnymi historykami uważał błędnie, że Lugiowie byli Słowianami, których dalecy potomkowie mieli założyć po wiekach państwo polskie. Bo wielowiekowe zamieszkiwanie Wandalów nad Odrą i Wisłą od dawna rodziło pytania na temat związków tego plemienia z późniejszym państwem polskim. Na przełomie XII i XIII w. Wincenty Kadłubek donosił, że nazwa Wandalowie wzięła się od… Wandy, co nie chciała Niemca. Dwa stulecia później mnich Dzierzwa ogłosił w swej kronice, że Polacy pochodzą od Wandala, potomka biblijnego Noego w 12. pokoleniu.

Jakie są fakty? Wandalowie włączyli się nad Wisłą w lukratywny handel bursztynem. Eksportowali na południe „bałtyckie złoto”, otrzymując w zamian rzymskie monety, naczynia, ozdoby itd. W okolicy Krakowa odkryto pozostałości wandalskich warsztatów garncarskich z piecami do wypalania ceramiki z II w. Na zachodnim Mazowszu i w Górach Świętokrzyskich działały z kolei wielkie centra wytopu żelaza, który był specjalnością Wandalów. Produkowali ten metal w tysiącach dymarek, a swoim zmarłym wkładali do grobów głównie żelazną broń i ozdoby. Według części archeologów ziemie „polskie” były w tym okresie potężnym ośrodkiem produkcji i eksportu żelaznej broni. Wandalowie sprzedawali ją germańskim pobratymcom nieustannie walczącym z Rzymianami i między sobą.

 

Minęły pokolenia, gdy ruszyli dalej. W II w. część Wandalów (plemię Hasdingów) powędrowała nad Dunaj, inni (Sillingowie) zostali na ziemiach „polskich”. Ta sytuacja nie potrwała długo. W IV w. Wandalowie ruszyli daleko na południe. Nad Odrą zostali nieliczni z Sillingów, przedkładający spokojną uprawę roli nad zbrojną wyprawę w nieznane. Gdy po mniej więcej stu latach ze wschodu napłyną na te tereny Słowianie, znajdą tu grupy Wandalów. Dojdzie do spotkania obu ludów. Tymczasem reszta Wandali będzie już wówczas w… Afryce.

WIZYGOCI W RZYMIE

Germańscy Wizygoci pod wodzą Alaryka zdobyli Rzym w 410 r. Skorzystali przy tym z pomocy zdrajców, którzy przepuścili najeźdźców przez miejską bramę. Łupili miasto przez trzy dni. Większość skarbów jednak przepadła po śmierci Alaryka, być może została pochowana razem z nim. Grobu wodza jednak nigdy nie odnaleziono. Wizygoci założyli potem swoje państwo na terenach obecnej południowo-wschodniej Francji i Hiszpanii.

WIELKI SKOK NA RZYM

Pod koniec IV w. Imperium Rzymskie zaczęło się załamywać pod naporem plemion barbarzyńskich. Na ziemie słabnącego, ale wciąż bogatego cesarstwa wkraczały całe ludy – za wojownikami podążały długie kolumny wozów z kobietami i dziećmi. Ku granicom rzymskim ruszyli też Hasdingowie i Sillingowie. W przymierzu z sarmackim plemieniem Alanów i germańskimi Swebami przekroczyli Ren zimą z 406 na 407 r. i zaczęli łupić rzymską Galię (dzisiejsza Francja).

Sforsowanie granicy na Renie było dla Rzymian poważnym ciosem. Plemiona barbarzyńskie wlewały się coraz szerszym strumieniem w granice Imperium, rywalizując o zajęcie jak najbogatszych terenów. Szukając swej ziemi obiecanej, Wandalowie przemierzyli chyba najdłuższy szlak spośród wszystkich ludów. Z Galii przeszli do cesarskiej Hiszpanii, potem zaś przekroczyli Cieśninę Gibraltarską i znaleźli się w Afryce. W sile około 80 tys. ludzi (w tym 15 tys. mężczyzn wojowników) pomaszerowali następnie na wschód i rozbili rzymskie oddziały w Tunezji. Właśnie tam w 429 r. postanowili się osiedlić na stałe.

Na gruzach rzymskiej prowincji powstało silne państwo wandalskie ze stolicą w Kartaginie. Jego pierwszym i najwybitniejszym królem był Genzeryk. Władca, którego imię nasz XVI-wieczny historyk Marcin Bielski – przekonany o pokrewieństwie Wandalów i Polaków – spolszczył na… Gąsiorek!

Ten wybitnie zdolny wódz kontrolował coraz większe obszary Morza Śródziemnego, dokonując grabieżczych rajdów na najważniejsze wyspy akwenu: Baleary, Sardynię, Korsykę, Sycylię. Ku powszechnemu zaskoczeniu niemający dotąd doświadczenia żeglarskiego Wandalowie całkiem nieźle zaczęli radzić sobie na morzu. Od samego Rzymu dzielił ich już tylko jeden skok.

GWAŁCICIEL, UZURPATOR I KRWAWA ZEMSTA

Cesarstwo Zachodniorzymskie, które traciło coraz więcej terytoriów, nie mogło walczyć z barbarzyńcami na wszystkich frontach. Cesarz Walentynian III uznał więc zdobycze Wandalów (którzy w IV w. przyjęli już chrześcijaństwo) i w 442 r. zawarł z nimi sojusz. Przypieczętowano go zaręczynami dzieci władców obu państw – wandalskiego księcia Huneryka i cesarzówny Eudocji. Narzeczona miała jednak dopiero pięć lat, a z zawarciem małżeństwa trzeba było czekać zgodnie z prawem do ukończenia 12. roku życia. Sprawa została więc zawieszona.

 

Tymczasem cesarz dorobił się w Rzymie zapiekłego wroga. Senator Petroniusz Maksimus, dotychczas blisko związany z Walentynianem, został nagle odsunięty na boczny tor. Mocno go to zabolało. Gdy Walentynian zgwałcił mu jeszcze żonę, zszokowany arystokrata zapłonął żądzą zemsty. Uknuł spisek, wchodząc w porozumienie z innymi wrogami cesarza, wśród których znajdowali się oficerowie z jego ochrony.

16 marca 455 r. Walentynian wraz ze swoim zausznikiem, eunuchem Herakliuszem, pojechali na Pola Marsowe, by postrzelać z łuków. Gdy cesarz zsiadał z konia, doskoczył do niego od tyłu jeden z żołnierzy spiskowców, uderzając mieczem w bok głowy. Kiedy władca się odwrócił, otrzymał kolejny, śmiertelny cios. Obok niego padł na ziemię Herakliusz, rozsieczony przez innego spiskowca.

Armia rzymska – przekupiona obietnicami hojnych wypłat – proklamowała cesarzem Petroniusza Maksimusa. Żołnierze przynieśli mu diadem i cesarski płaszcz ściągnięty ze zwłok Walentyniana. Petroniusz oczywiście udawał, że nie ma z tym zabójstwem nic wspólnego, ale powszechnie domyś lano się jego roli.

Nie zważając na zaręczyny Eudocji z księciem Wandalów, nowy władca zmusił dziewczynę do małżeństwa ze swoim synem Palladiuszem. Chciał w ten sposób nadać swej uzurpacji pozory legalności oraz zapoczątkować nową dynastię.

Na tę zniewagę Wandalowie nie mogli nie zareagować. Prawdopodobnie Genzeryk się ucieszył, bo dostał świetny pretekst do ataku na Rzym. Licynia, matka Eudocji, zwróciła się zresztą do niego z prośbą o interwencję.

WIELKA PANIKA W WIECZNYM MIEŚCIE

W maju do Rzymu zaczęły docierać pogłoski, że w stronę miasta płynie z Kartaginy potężna flota wandalska. Pojawiły się pierwsze objawy paniki: ulice huczały od fantastycznych plotek, część mężczyzn wysyłała swoje żony i córki poza miasto. Gąsiorek zakładał, że rzymska flota wyda mu bitwę morską, ale na jego drodze nie pojawiły się żadne wrogie jednostki. 31 maja okręty Wandalów zbliżyły się do portu Ostia. W Rzymie tłumy przerażonych mieszkańców rzuciły się do ucieczki. Bramy miasta zostały zatarasowane przez wozy i masy uciekinierów.

Cesarz Petroniusz Maksimus usiłował zebrać wojsko do obrony, ale zamiast stawać pod bronią żołnierze również brali nogi za pas. Zdawszy sobie sprawę, że armia poszła w rozsypkę, imperator postanowił uratować przynajmniej własną skórę. W pewnej chwili jednak ktoś go rozpoznał. Rozjuszony tłum otoczył Petroniusza, obrzucając władcę kamieniami. Po chwili cesarz leżał już na ziemi w kałuży krwi. Tłum pastwił się jeszcze przez moment nad jego zwłokami; potem wrzucono je do Tybru.

 

Tak zakończyło się 78dniowe panowanie Petroniusza Maksimusa. W chaosie przed atakiem Wandalów zginął również prawdopodobnie jego syn Palladiusz, nieszczęsny pan młody, przez którego małżeństwo wybuchła wojna.

Nie napotykając żadnego oporu, Wandalowie wylądowali tymczasem u ujścia Tybru. Tysiące brodatych wojowników, uzbrojonych we włócznie, miecze i wielkie okrągłe tarcze, ruszyły w górę rzeki ku Rzymowi. Towarzyszyły im liczne oddziały ich afrykańskich sojuszników – ciemnoskórych, przyodzianych na biało Mauretańczyków.

Próbę ocalenia Rzymu podjął papież Leon I, błagając Genzeryka o powstrzymanie się od masakry i zniszczenia miasta. Nie wiadomo, czy złożył prośbę przez posłańców, czy też sam wyszedł za mury i spotkał się z królem osobiście. Wandalski władca był wyznawcą ariańskiej wersji chrześcijaństwa i do katolicyzmu odnosił się wrogo. Bądź co bądź wierzył jednak w tego samego Boga, co papież i Rzymianie. Być może ten argument do niego dotarł, gdyż obiecał, że jego wojska nie dokonają ogólnej rzezi mieszkańców i nie będą niszczyć katolickich świątyń. Jak na ówczesne warunki, była to bardzo humanitarna decyzja. Nie została jednak, niestety, w pełni zrealizowana.

GRABIEŻ PO CHRZEŚCIJAŃSKU

Wandalowie wkroczyli do Rzymu 2 czerwca i zaczęli plądrować metropolię. Miasto pogrążyło się w jeszcze większym chaosie. Tysiące rozochoconych wojów rozbiegły się po ulicach, urządzając polowanie na ludzi. Kto nie stawiał oporu, dołączał do kolumn brańców, które barbarzyńcy pędzili następnie na wybrzeże. Kto się bronił, ginął przebity włócznią lub zatłuczony toporem. 

Genzeryk ulokował się w pałacu cesarskim, skąd kierował operacją wielkiego rabunku miasta. Ze skarbca cesarskiego wyniesiono całe zapasy złota, srebra i miedzi. Dewastowano pałace, bogate domy, budynki publiczne. Najeźdźcy rabowali kosztowności, rzeźby, przedmioty liturgiczne, szaty, ozdoby, wywożąc je w ogromnych ilościach na swoje okręty. Zniszczyli dach zamkniętej świątyni Jowisza, zdzierając z niego pozłacane dachówki (pogańskie światynie, choć oficjalnie już zamknięte, wciąż pełne były rozmaitych skarbów). Tłukli i rozbijali to, co mogło kryć cokolwiek wartościowego. Zagarnęli wszystko, czego kilkadziesiąt lat wcześniej nie złupili Wizygoci, zdobywcy metropolii z 410 r. [patrz: Wizygoci w Rzymie].

Grabież Wiecznego Miasta trwała dwa tygodnie. Liczba ofiar nie jest znana, ale zapewne było ich niemało. Choć Genzeryk obiecał papieżowi, że ograbi miasto humanitarnie i po chrześcijańsku, nie miał pełnej kontroli nad swoimi wojownikami. Pomimo zapewnień o oszczędzeniu kościołów, co najmniej jeden poszedł z dymem, a wiele innych zostało zdewastowanych.

Wandalowie powrócili do Afryki Północnej z ogromnymi łupami. Jeden ze statków był w całości wypełniony okazałymi rzymskimi posągami, którymi wandalski monarcha chciał ozdobić swą siedzibę w Kartaginie. Prawdopodobnie obciążenie było jednak zbyt duże i statek poszedł na dno.

 

Tysiące schwytanych w Wiecznym Mieście nieszczęśników Wandalowie popędzili na rynki niewolnicze, zamieniając żywy towar na gotówkę. Bogatszych jeńców zatrzymano, licząc na okupy od ich italskich rodzin. W Kartaginie osadzono też wielu porwanych w Rzymie wykwalifikowanych rzemieślników, których zdolności miały odtąd służyć nowym panom.

Najważniejszą zdobyczą Gąsiorka była jednak Eudocja, narzeczona księcia Huneryka. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami poślubiła wandalskiego następcę tronu. Spłodzili razem syna, który w przyszłości miał objąć władzę nad państwem Wandalów. Genzeryk osiągnął tym samym wszystkie zamierzone cele podjętej przez siebie wielkiej wyprawy na Rzym.

MIESZKO I, KSIĄŻĘ WANDALÓW

Niewykluczone, że w złupieniu Wiecznego Miasta brał udział jakiś stary weteran z plemienia Sillingów urodzony jeszcze nad Odrą albo Wisłą. Może z rozrzewnieniem wspominał nadwiślańskie krajobrazy dzieciństwa, które pamiętał jak przez mgłę… Pytanie, czy mieszkając w Afryce, Wandalowie utrzymywali kontakty ze swoją prastarą ojczyzną? Jak wynika z ówczesnych kronik, przywódcy Sillingów wysyłali delegacje do Genzeryka. Polscy archeologowie odkryli też na naszych ziemiach amfory i ozdoby pochodzące z północnej Afryki. Może to wskazywać, że afrykańscy Wandalowie docierali na ziemie swych prapradziadów, np. w karawanach kupieckich. Jeśli tak, to zapewne chwalili się swoim pobratymcom z nadodrzańskiej dziczy tym, co widzieli i jakich dokonali czynów. A ci słuchali z niedowierzaniem. Nie potrafili sobie w ogóle wyobrazić Rzymu, ponieważ w życiu nie widzieli żadnego miasta ani nawet jednego murowanego budynku!

Na przełomie V i VI w. na obecnych ziemiach polskich nastąpiły rewolucyjne zmiany. Ze wschodu przybyły ludy słowiańskie, napotykając na miejscu osady Germanów. Takie spotkania plemion przybierały bardzo różne formy: walczono i wyrzynano się nawzajem, ale również handlowano i zawierano przymierza, przypieczętowując je małżeństwami. W polskich wsiach Bizorenda i Beznazwa odkryto pozostałości osad z V w. świadczące o tym, że germańscy tubylcy i słowiańscy imigranci potrafili współżyć pokojowo. Długie obszerne domy Germanów sąsiadowały tam z prymitywnymi półziemiankami Słowian. Ci pierwsi wyrabiali porządne naczynia na kołach garncarskich, drudzy lepili ręcznie garnki kiepskiej jakości.

Jak informował VI-wieczny autor bizantyjski Prokopiusz z Cezarei, Wandalowie, którzy pozostali w środkowej Europie, byli już nieliczni. „Pod przymusem albo dobrowolnie zmieszali się z okolicznymi barbarzyńcami i ślad po nich nie został” – pisał w „De bello Vandalico”. Współcześni archeologowie na ogół uważają, że niewielkie już grupy wandalskie nie mogły wywrzeć jakiegoś znaczącego wpływu na słowiańskich przybyszów. Inne zdanie prezentuje jednak kontrowersyjny archeolog Zdzisław Skrok. Według niego prymitywni Słowianie wchłonęli grupki Wandalów, jednocześnie sporo się od nich ucząc. Dzięki swoistej symbiozie z Wandalami dokonali skoku cywilizacyjnego, poznając nowe techniki rolnicze i budowlane, narzędzia, broń, ozdoby itd.

Jako reprezentanci bardziej zaawansowanej kultury miejscowi mężczyźni byli poza tym bardzo atrakcyjni dla Słowianek. Na pewno mieli się czym popisywać podczas zalotów. W mieszającej się populacji słowiańsko-wandalskiej geny tej drugiej grupy mogły w efekcie uzyskać nieproporcjonalnie duży udział w ogólnej puli DNA. Prawdopodobnie istnieją do dziś w puli genowej Polaków, będących – według naukowców – sztandarowym przykładem narodu genetycznych mieszańców.

Choć Wandalowie ostatecznie zniknęli na naszych ziemiach jako odrębny lud, pamięć o nich przetrwała przez wieki, do czasów powstania pierwszego państwa polskiego. Zanim na Zachodzie zaczęto używać słowa „Polani”, poddanych Mieszka I nazywano Wandalami! Gerhard, autor z końca X w., pisał o pierwszym polskim historycznym władcy „dux Wandalorum” – książę Wandalów.

 

Wisłę bardzo długo nazywano w średniowieczu Wandalus. „Nad rzeką Wandalus, pospolicie Wisłą zwaną” – można przeczytać w dokumencie księcia Bolesława Wstydliwego z 1254 r. Jak zresztą twierdzi część lingwistów, samo słowo „Wisła” mogło również wziąć się z języka wandalskiego. Według tej koncepcji nazwa królowej polskich rzek pochodzi od starogermańskiego „veis”, oznaczającego „coś, co płynie, cieknie”. Niewykluczone, że i inne polskie słowa mają swe korzenie w „wandalszczyźnie”. Problem jednak w tym, że język ten jest prawie zupełnie nieznany i trudno to zidentyfikować.

KLĘSKA W AFRYCE

Kariera Wandalów w basenie Morza Śródziemnego zakończyła się mniej więcej w tym samym czasie, co na przyszłych ziemiach polskich. Złupiwszy Rzym, Genzeryk zadał ostateczny cios zachodniemu państwu cezarów i stał się potężnym graczem w regionie. Jego wojska zajęły Sycylię, Sardynię i Korsykę i przez wiele lat bezlitośnie łupiły wybrzeża Italii. Po śmierci największego władcy Wandalów w 477 r., stworzone przez niego państwo zaczęło jednak chylić się ku upadkowi.

Na południowym wschodzie Europy przetrwał tymczasem drugi człon dawnego Cesarstwa Rzymskiego – Bizancjum ze stolicą w Konstantynopolu. Bizantyjczycy powzięli plan odbicia zajętych przez barbarzyńców prowincji rzymskich na Zachodzie. Państwo wandalskie poszło na pierwszy ogień. W 533 r. armia bizantyjska wylądowała na wybrzeżach północnej Afryki, atakując Kartaginę. W decydującej bitwie wojska wandalskie zostały rozgromione. Król Gelimer stawiał jeszcze przez jakiś czas opór, ale w końcu poddał się najeźdźcom. Część jego wojowników zginęła, część deportowano do różnych części państwa bizantyjskiego.

W opanowanej przez Bizantyjczyków prowincji pozbawieni dominującej pozycji Wandalowie zostali wchłonięci przez tubylców. Ich kultura szybko upadła i zanikła. Po dawnych panach zostały tylko rozproszone geny, może jakieś motywy ozdobne na garnkach i zapożyczenia słowne w językach innych ludów.

Co ciekawe, jedno słowo – „wandal” – zrobiło oszałamiającą, prawdziwie światową karierę. W XVIII w. zaczęto w Europie określać tym terminem łobuzów bezmyślnie niszczących dobra materialne. Trochę niesprawiedliwie dla Wandalów, bo bezlitosne łupienie miast było w ich czasach standardem, a wojownicy Genzeryka dewastowali Rzym nie z czystej pasji niszczenia, ale dla własnego wzbogacenia.

Pozostaje się tylko cieszyć, że w ślad za terminem „wandalizm” nie rozpowszechniło się skojarzenie Wandalów z Polakami w wersji Bielskiego czy Dzierzwy. Mogłoby to umacniać tzw. czarną legendę Polski, tak usilnie zwalczaną przez naszą obecną politykę historyczną. Po rozróbach polskich kiboli we Włoszech tamtejsze bulwarówki pisałyby na przykład: „Polacy szaleją! Po szesnastu wiekach znów zniszczyli Rzym!”…