To mit, że depresja najczęściej pcha nas do samobójstwa. Poznaj choroby i czynniki, które mu sprzyjają

Ludzie jako jedyne stworzenia na Ziemi są zdolni do skrajnej autodestrukcji. Ten efekt uboczny naszego rozwoju – posiadania dużego mózgu i złożonego życia społecznego – coraz częściej obraca się przeciw nam. Czy naukowcom uda się znaleźć lekarstwo na „syndrom samobójczy”?
To mit, że depresja najczęściej pcha nas do samobójstwa. Poznaj choroby i czynniki, które mu sprzyjają

Najokrutniejszy miesiąc to kwiecień – pisał T. S. Eliot, wybitny poeta angielski, intuicyjnie przewidując to, co niedawno udało się potwierdzić naukowcom. Na wiosnę i początek lata przypada najwięcej samobójstw w ciągu całego roku. Gdy robi się cieplej i słoneczniej, a przyroda budzi się do życia, ludzie zdobywają się na to, by wystąpić przeciw jednej z najpotężniejszych sił natury – instynktowi samozachowawczemu.

Dlaczego akurat wtedy? Nie jest to do końca pewne. Ostatecznie najbardziej depresyjnymi miesiącami są te zimowe, pozbawione słońca i zmuszające nas do pozostania w domu. Okazuje się jednak, że samobójstwo wcale nie jest tak mocno związane z depresją, jak się powszechnie sądzi. Wręcz przeciwnie – wymaga odwagi i wysiłku. „Ludziom wydaje się, że samobójcy są słabi, ale to nieprawda. Oni muszą być nieustraszeni” – twierdzi prof. Thomas Joiner, psycholog z Florida State University.

Niestety, niewielu naukowców interesuje się tym zjawiskiem, choć stawka jest wysoka. Ze statystyk Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) wynika, że co roku prawie milion osób na całym świecie odbiera sobie życie (to więcej, niż łącznie ginie na wojnach i wskutek zabójstw). Być może niedługo choć części z nich będzie można pomóc, bo coraz lepiej rozumiemy, co sprawia, że Homo sapiens – jako jedyny gatunek na Ziemi – jest zdolny do takiej autodestrukcji.

Ludzki instynkt samozniszczenia

Most Overtoun, położony w pobliżu szkockiej wsi Milton, zyskał ponurą sławę jako ulubione miejsce psów samobójców. Około 600 czworonogów zakończyło tam życie – przeciętnie jeden na miesiąc. Podobno niektórym z nich udało się przeżyć pierwszą próbę, ale potem znów rzucały się w kilkunastometrową przepaść. Czy to prawdziwe samobójstwa? Brytyjscy specjaliści twierdzą, że psy skłania do tego jakiś bardzo silny bodziec – być może zapach norek i myszy, które gnieżdżą się pod mostem. Część ludzi uważa jednak, że zwierzęta – zwłaszcza te społeczne oraz blisko związane z człowiekiem – są zdolne do zabicia się. „Zebrałam wiele dowodów na to, że zwierzęta potrafią podjąć decyzję o zakończeniu swego życia – świadomie i celowo. Przez ponad 30 lat pracowałam z dzikimi zwierzętami i nieraz widziałam, jak w pewnym momencie przestają walczyć o to, żeby być sobą i poddają się czemuś, co prowadzi je do innego miejsca.

Może to neuroprzekaźniki, a może jakaś siła duchowa, ale coś z pewnością ułatwia im umieranie” – twierdzi Maya Pinon, przyrodniczka, autorka książki „Animal Suicide”. Większość naukowców jest jednak innego zdania. Zwierzęta prawdopodobnie nie potrafią podjąć świadomego wyboru, ponieważ nie mają czegoś takiego jak świadomość i nie znają pojęcia śmierci.

 

To, co uważamy za samobójstwo, jest po prostu wynikiem innych procesów. Może to być przewlekły stres, np. u zwierząt uwięzionych lub opuszczonych przez właścicieli; zwykły wypadek, bo tak trzeba zaklasyfikować np. los lemingów, które toną podczas próby przepłynięcia zbyt głębokiej wody; tragiczna pomyłka, jak w przypadku szkockich psów; wreszcie skrajne poświęcenie się dla dobra rodziny lub społeczności. Najbardziej ekstremalnym przykładem tego ostatniego są samice pająków z gatunku Cheiracanthium japonicum, które pozwalają, by ich młode je zjadły. Wytłumaczenie jest oczywiste, jeśli weźmiemy pod uwagę teorię ewolucji – chodzi o to, by przekazać swe geny dalej. Dlatego matka może nawet poświęcić życie, by ratować (albo choćby dożywić) dzieci, a mrówcze robotnice giną masowo w obronie swej kolonii.

Tego typu zachowania występują też u ludzi. Tu wyjątkowo drastycznym przykładem jest wyspa Tikopia. Prof. Jared Diamond z University of California w Los Angeles w książce „Upadek” pisze, że jej mieszkańcy przez tysiące lat utrzymywali populację na stałym poziomie ok. 1200 osób, dzięki czemu uniknęli fatalnego w skutkach zniszczenia ekosystemu. Jedną z metod były dobrowolne samobójstwa – powieszenia, utopienia czy bardzo ryzykowne wyprawy morskie – szczególnie często popełniane w okresach nieurodzaju. Tikopijczycy woleli taką śmierć od głodowej, a zarazem zwiększali szansę przetrwania reszty społeczności. Jednak większość samobójców nie ma takiej motywacji. Ich śmierć z biologicznego, ewolucyjnego czy społecznego punktu widzenia nie ma sensu. Dlatego lekarze od dawna już podejrzewali, że osoby zdolne do targnięcia się na własne życie mogą cierpieć na zaburzenia psychiczne.

Fatalny defekt mózgu

Oczywistą kandydatką jest depresja, ale od kilku lat wiadomo już, że zaledwie 2–4 proc. osób na nią cierpiących popełnia samobójstwa. Według różnych badań od 13 do nawet 41 proc. samobójców nie ma objawów depresji. Występują u nich natomiast inne schorzenia, od schizofrenii po zaburzenia osobowości. Możliwe więc, że skłonności samobójcze to odrębna choroba, która tylko u niektórych osób współistnieje z innymi.Wskazują na to badania dr Dale Hesdorffer z Columbia University, specjalistki od padaczki. Najpierw zwróciła uwagę na to, że choroba ta często występuje razem z depresją – być może dotyka tych samych obszarów kory mózgowej.

 

Potem okazało się, że część badanych próbowała popełnić samobójstwo, zanim pojawił się u nich pierwszy napad padaczkowy. A to sugeruje, że przyczyną jest nieprawidłowa praca mózgu, a nie cierpienie wywołane chorobą. „Bardzo możliwe, że u większości samobójców występują jakieś zaburzenia czynności elektrycznej mózgu, które sprawiają, że stają się zdolni do targnięcia się na własne życie” – mówi dr Hesdorffer. To tłumaczyłoby również, dlaczego tak często zabijają się osoby uzależnione od alkoholu czy wdychania rozpuszczalników. Te substancje uszkadzają mózg i mogą prowadzić do padaczki. Niestety, nadal nie wiadomo, które konkretnie części mózgu pracują nieprawidłowo u samobójców. Przeprowadzenie badań nad takimi osobami jest bowiem – z dość oczywistych przyczyn – bardzo trudne. Ale jednemu badaczowi się to udało.

Jak się skutecznie wysadzić

Uczonym tym jest Ariel Merari, emerytowany profesor psychologii z Uniwersytetu w Tel Awiwie i autor książki „Driven to Death” (Doprowadzeni do śmierci). Dotarł on do 15 niedoszłych samobójców zamachowców – tych, którzy próbowali się wysadzić w powietrze, ale im się to nie udało z powodu awarii bomby. Po rozmowach doszedł do wniosku, że część samobójców ma osobowość zależno-lękliwą, a pozostali są impulsywni i niestabilni emocjonalnie. Takie osoby łatwo dają się zmanipulować, a nie są przy tym psychopatami czy fanatykami. „Mają średnio 19 lat i wyglądają jak żałośni chłopcy. Wielu z nich przez dłuższy czas miało wątpliwości i bało się wypełnić zadanie” – mówi prof. Merari.

Jak więc udało im się na to zdobyć? Kluczową rolę odgrywa tu zjawisko zwane dysocjacją – zaburzenie psychiczne będące w istocie pradawnym mechanizmem obronnym. W obliczu wielkiego stresu człowiek może działać bez świadomości tego, co robi. Potem albo nie pamięta samego zdarzenia, albo wydaje mu się, że obserwował je z boku, jak film czy grę komputerową. Dysocjacja występuje zresztą nie tylko u samobójców. Dr David Livingstone Smith, filozof z University of New England i autor książki „Najbardziej niebezpieczne zwierzę”, twierdzi, że jest to jeden z podstawowych mechanizmów działających na polu walki. Dzięki niemu żołnierze mogą przełamać naturalną i bardzo głęboką niechęć do zabijania innych ludzi. A samobójcy – instynkt samozachowawczy. Dysocjacja może wystąpić u osób całkowicie zdrowych psychicznie czy neurologicznie – taka jest przecież większość żołnierzy. Do targnięcia się na własne życie nie musi więc być konieczny żaden defekt mózgu.

Śmierć oswajana na raty

Co łączy zawodowych sportowców, prostytutki, lekarzy i osoby wyleczone z raka? Te pozornie zupełnie odmienne grupy ludzi należą do klanu potencjalnych samobójców, ponieważ na co dzień mają do czynienia z niebezpieczeństwem, bólem i strachem – własnym lub cudzym. Zdaniem prof. Thomasa Joinera oswajanie się z negatywnymi emocjami to niezbędny warunek do podjęcia udanej próby samobójczej. Modelowy wręcz obraz można zobaczyć w filmie „Sala samobójców” w reżyserii Jana Komasy. Próbę odebrania sobie życia poprzedzają często ryzykowne i lekkomyślne zachowania, samookaleczenia, poszukiwanie materiałów związanych z gwałtowną śmiercią.

 

Prof. Joiner uważa, że takie objawy będzie można wychwycić na tyle wcześnie, by nie doszło do najgorszego. „Samobójstwo jest jak choroba wieńcowa – jeśli je zrozumiemy, będziemy mu w stanie zapobiec” – mówi. Nadzieję na to dają badania prof. Matthew Nocka, psychologa z Harvard University. Wraz z zespołem współpracowników przerobił dwa narzędzia diagnostyczne tak, by wskazywały na potencjalnych samobójców. Pierwsze z nich to test Stroopa, drugie – test utajonych skojarzeń (Implicit Association Test, IAT).

„Dzięki nim możemy stwierdzić, czy badana osoba zwraca większą uwagę na bodźce związane z samobójstwem oraz w jakim stopniu śmierć kojarzy im się z własną osobą. To działa o wiele lepiej niż stosowana dotąd metoda, czyli intuicyjna ocena lekarza czy psychologa, która dawała wyniki niewiele lepsze od losowych” – tłumaczy prof. Nock. Oba testy można przeprowadzić z pomocą komputera w zwykłym gabinecie. Takie metody diagnostyczne – podobnie jak nowe terapie pomagające zwalczyć „zespół samobójczy” – stają się coraz bardziej potrzebne w XXI wieku. Wiele wskazuje bowiem na to, że choroba ta staje się zakaźna, a dużą rolę odgrywają w tym najnowsze technologie.
 

Globalna epidemia samobójców

„Na początku lat. 60 XX w. samobójstwa zdarzały się w Mikronezji niezwykle rzadko. Jednak ich liczba zaczęła gwałtownie rosnąć, aż pod koniec lat 80. na wyspach odnotowano więcej przypadków niż gdziekolwiek na świecie. Wskaźnik samobójstw wśród mężczyzn w wieku 15–24 lat wynosi w USA ok. 22 przypadków na 100 tys. ludzi. W Mikronezji – 160 na 100 tys.” – pisze Malcolm Gladwell w książce „Punkt przełomowy”. Mikronezyjscy chłopcy – czasem nawet pięcio-sześcioletni – odbierali sobie życie z błahych powodów i zawsze w podobny sposób. Okazało się, że jest to społeczna epidemia: jedno spektakularne, głośne zdarzenie pociągało za sobą naśladowców, ci zaś kolejnych… „W miarę wzrostu liczby samobójstw w tych społecznościach młodzi ludzie oswajają się, by nie powiedzieć – fascynują takim sposobem zakończenia życia. Śmierć zadana własną ręką staje się banalna. Akt samobójczy nabiera charakteru eksperymentu, niemal formy rozrywki” – tak o tym zjawisku pisał antropolog Donald Rubinstein.

 

Mamy więc ten sam mechanizm, który opisał prof. Joiner, ale też coś jeszcze: naśladownictwo – i to w dużym stopniu nieświadome – zachowań innych członków społeczności. Ta typowo ludzka cecha w większości przypadków jest dla nas korzystna, bo ułatwia współdziałanie w grupie czy rozpowszechnianie nowych trendów. Jednak równie łatwo mnożą się dzięki niej np. masowe histerie. I nie dotyczy to wyłącznie Mikronezyjczyków. Samobójstwa z naśladownictwa są tak powszechnym zjawiskiem, że zostały już nazwane efektem Wertera (na cześć bohatera powieści Goethego), bo najczęściej czynnikiem spustowym jest śmierć znanej osoby – pisze prof. Wiesław Łukaszewski w książce „Udręka życia”. „Potrzebny jest też pewien stopień identyfikacji naśladowcy ze wzorcem. Takie samobójstwa najczęściej popełniają osoby tej samej płci, w podobnym wieku i o zbliżonym statusie społecznym” – dodaje prof. Ilkka Henrik Mäkinen, socjolog ze szwedzkiego Södertörns högskola. Takie zjawisko zaobserwowano np. w 1962 roku, gdy Marilyn Monroe zmarła po przedawkowaniu leków nasennych.

Może zdarzyć się również, że liczba samobójstw spadnie – jak w USA w latach 60. podczas ogólnokrajowego strajku wydawców prasy. Dziś jednak, gdy informacje docierają do nas przez tysiące kanałów telewizyjnych i stron internetowych, taka „cenzura” nie jest już możliwa. Im szybciej więc zrozumiemy mechanizm samobójstwa, tym lepiej. I nie chodzi tu tylko o uratowanie miliona osób rocznie. Inne ludzkie działania – od palenia papierosów po dewastowanie środowiska naturalnego – przypominają samobójstwo popełniane na raty. Skuteczny lek na taką chorobę mógłby ocalić całą naszą cywilizację.

Groźni dla siebie

Wbrew obiegowym opiniom, na własne życie porywają się nie tylko ludzie w ciężkiej depresji. Samobójstwu sprzyja wiele chorób, a także czynniki społeczne i środowiskowe.

Choroby psychiczne i neurologiczne

Poza depresją groźne są choroby, takie jak padaczka, anoreksja, schizofrenia,  zespół lęku napadowego, fobia społeczna, zaburzenia osobowości  (pograniczne i antyspołeczne) oraz zaburzenia tożsamości płciowej.

Substancje psychoaktywne

Samobójstwa często popełniają alkoholicy, a także osoby uzależnione od wdychania toksycznych substancji, takich jak rozpuszczalniki (benzyna, butapren itd.).

 

Bezrobocie

Utrata pracy, zwłaszcza w okresach kryzysu gospodarczego, może być czynnikiem spustowym dla osób mających skłonności samobójcze. Analizy wykazują, że wzrost bezrobocia o 1 proc. zwiększa liczbę samobójstw o 0,8 proc.

Posiadanie broni

Zastrzelenie się jest bardzo skutecznym sposobem na odebranie sobie życia. Z badań amerykańskich wynika, że osoby posiadające w domu broń popełniają samobójstwa czterokrotnie częściej.

Obciążający zawód

Najbardziej zagrożone grupy zawodowe to lekarze (zwłaszcza „zabiegowcy” i anestezjolodzy), sportowcy oraz prostytutki.

Mieszkanie w górach

W rejonach wysoko położonych zdarza się dużo więcej samobójstw niż nad morzem. W przypadku wysokości 2000 m n.p.m. – aż o 68 proc. Powodem jest prawdopodobnie niska zawartość tlenu w powietrzu, niekorzystnie wpływająca na działanie mózgu.

Samozagłada w sieci

Dla niektórych cybersamobójstwo może oznaczać zrobienie czegoś niewiarygodnie głupiego w sieci, jak np. przypadkowe wciśnięcie opcji „odpowiedz wszystkim” w programie pocztowym i przesłanie dowcipu o szefie całemu biuru zamiast najlepszemu koledze. Dla innych termin ten ma związek z ponad 100 tys. stron internetowych poświęconych prawdziwemu samobójstwu, metodom jego popełniania i przygotowaniom do tego aktu.

W roku 2004 cybersamobójstwo ujrzało światło dzienne, gdy grupa japońskich nastolatków, która poznała się w sieci, rozpoczęła na założonej przez
siebie stronie planowanie wspólnego samobójstwa. Niektóre strony internetowe mogą wzmagać myśli i zachowania samobójcze, zniechęcając jednocześnie do szukania pomocy psychiatrycznej.

 

Gdzieś w sieci są dokładne opisy najlepszego ułożenia lufy w ustach, by strzał zabił natychmiast, oraz śmiertelnych dawek leków według wagi. Są strony z adresami zagranicznych aptek i opisem sposobów na uniknięcie problemów prawnych, gdy dokonujemy w nich zakupów. Na innych stronach można znaleźć pełną dokumentację fotograficzną ofiar samobójstw i faksymile zostawianych przez nie listów.

Na czatach internetowych  poświęconych samobójstwu można przeczytać prawdziwe groźby popełnienia tego czynu. Znane są przypadki zawierania samobójczych paktów na czatach, umawiania się na wspólne skakanie z wysokości czy przedawkowanie leków. Grupą największego ryzyka są zazwyczaj ludzie młodzi, którzy – jak pokazały niedawne badania – znajdują się pod większym niż dorośli wpływem stron samobójczych.

Wyzwania, jakie stwarzają strony samobójcze, są tak nowe, że politycy nie zdołali jeszcze opracować strategii uporania się z nimi. Ośrodki zajmujące się opieką medyczną powinny informować pacjentów o alternatywnych wobec sieci sposobach uzyskiwania pomocy w czasie kryzysu. NIMH (nimh.nih.gov/suicideprevention) i inne organizacje federalne (save. org; afsp.org; sprc.org) zapewniają informacje online i zawierają zasoby, które pomagają rodzinom skutecznie zapobiegać potencjalnym zagrożeniom samobójczym.

Fragment książki „iMÓZG. Jak przetrwać technologiczną przemianę współczesnej umysłowości” Gary Small, Gigi Vorgan Wydawnictwo Vesper 2011