Transseksualizm to nie prowokacja i fanaberia. “Chcą normalnie żyć. To kwestia życia i śmierci”

Dla spełnienia swoich marzeń transseksualiści poświęcają wiele. Po operacji zmiany płci mają okaleczone ciała, a seks to dla nich prawdziwe wyzwanie
Transseksualizm to nie prowokacja i fanaberia. “Chcą normalnie żyć. To kwestia życia i śmierci”

Metamorfoza transseksualistów wciąż uchodzi za fanaberię i prowokację. Traktowani jak dziwacy, zboczeńcy, w najlepszym wypadku są myleni z homoseksualistami lub transwestytami. Trudno bowiem zrozumieć człowieka, który, będąc przy zdrowych zmysłach, chce zmasakrować swoje ciało. Choć
niektórzy transseksualiści próbują zaakceptować swoją płeć, inni jedyny ratunek widzą w operacji. Zmiana płci oznacza rewolucję we wszystkich sferach życia. Ci, którzy się na nią zdecydowali, będą się inaczej zachowywać, ubierać, nazywać, korzystać z innych toalet, przymierzalni… Lekarze wiedzą, że ich decyzja to nie ekscentryczny kaprys, lecz konieczność poprawienia natury. Metamorfoza transseksualistów jest długa i pełna wyrzeczeń – może trwać nawet całe życie, bo kosztowne leczenie nie jest refundowane. Komfort bycia sobą transi przypłacą bezpłodnością i kłopotami w łóżku.

 

Dramatyczna pomyłka

Tożsamość płciowa, czyli subiektywne poczucie własnej płci, jest u większości ludzi zgodne z płcią anatomiczną. Natura czasem się jednak myli i obdarza ciałem, które nie pasuje do mózgu. Krzywdzi tak jedną kobietę na 100 tysięcy i jednego mężczyznę na 30 tysięcy. Lekarze nie do końca wiedzą, czym transseksualizm jest spowodowany. Niektórzy uważają, że chodzi o powstawanie w mózgu szlaków, które błędnie przekazują informację ujawniającą się w poczuciu: „jestem kobietą” albo „jestem mężczyzną”. I tu zaczynają się problemy. Psychiki zmienić się nie da, pozostaje więc skalpel chirurga. „Chcą normalnie żyć. Dla nich to nawet nie problem seksu, ale życia i śmierci” – mówi seksuolog dr Zbigniew Liber z krakowskiej Poradni Zdrowia Rodziny, który transseksualistom pomaga od 20 lat.

 

Miłość quasi-cielesna

Smak seksu często poznają bardzo wcześnie. Chcą sprawdzić, co z nimi nie tak. W łóżku zamiast przyjemności zdobywają przykre doświadczenia i rozczarowanie – seks „w obcej skórze” bywa koszmarem. Wstydzą się więc swojego ciała, jego potrzeb, gnębi ich poczucie winy. Brzydzą się lustra, łóżko
ich nie pociąga. „Kontakty seksualne z kobietą lub mężczyzną mnie jako faceta nie interesują. Mam mózg kobiety i jestem heteroseksualna. Wniosek? Podobają mi się mężczyźni. O seksie pomyślę po operacji, gdy już będę sobą” – mówi 18-letnia Daria. Choć jeszcze wygląda jak mężczyzna, czuje się kobietą. I czeka na operację. „Ich kontakty są z punktu widzenia atrakcyjności seksualnej bardzo marne. Pieszczą partnerów, ale sami nie pozwalają się dotykać, a nawet oglądać
nago” – mówi dr Liber. Są czuli, delikatni i opiekuńczy. Dają, ale nie chcą nic w zamian. To im wystarcza.

 

Niektórzy mają za sobą traumatyczne doświadczenia. Jeden z pacjentów dr. Libera w wieku 12 lat był regularnie gwałcony przez sześciu mężczyzn. Trudno się dziwić, że w takim wypadku ważniejsze staje się poczucie bezpieczeństwa i psychiczna sfera doznań erotycznych niż pełnia zmysłowych

Ale nie zawsze – każdy transseksualista to „odmienny przypadek”. „K/M (mężczyźni, którzy urodzili się w kobiecym ciele) są nawet bardziej męscy niż »rodowici« mężczyźni. Na każdym kroku chcą tę swoją męskość udowadniać. Przeważnie przychodzą do mnie ze zjawiskowo pięknymi partnerkami. Jeden z nich spotykał się z dwiema naraz. Walczyły o niego jak lwice. Nawet w moim gabinecie” – mówi dr Andrzej Sankowski, chirurg, który uczestniczył w jednej z pierwszych w Polsce operacji zmiany płci. Po drugiej stronie łóżka Transseksualiści grają zazwyczaj w otwarte karty. Rzadko się zdarza, by po operacji skrywali przed partnerem swoją przeszłość.

Świeżo upieczonym mężczyznom trudno ukryć niedoskonałości w wyglądzie genitaliów, choć zdarzają się wyjątki. „Jeden z moich pacjentów trafił do szpitala z przepukliną. Lekarze zorientowali się, że mają do czynienia z transseksualistą, dopiero gdy zajrzeli w kartę” – mówi dr Sankowski. Dorabiana męskość rzadko sprawdza się w łóżku. „Fakt, że mamy wiele metod tworzenia prącia, świadczy, że żadna nie jest doskonała” – dodaje. Penis o chirurgicznym rodowodzie to tylko atrapa. Silikonowe implanty usztywnią go na tyle, by umożliwić stosunek (analny nie wchodzi w grę). Poza tym
członek pozbawiony jest czucia, implanty podczas współżycia czasem przebijają skórę i pacjenci wracają do lekarza, żeby je usunąć.

Pozostają jeszcze protezy hydrauliczne – takie, jakimi ratują się impotenci. „To dwa baloniki wszczepione w prącie, połączone z wypełnionym solą fizjologiczną mechanizmem, który znajduje się w mosznie. Przed wprowadzeniem takiego penisa do pochwy trzeba ścisnąć jedno quasi-jądro. Sól dostaje się wtedy do baloników i organ sztywnieje. Po naciśnięciu drugiego – wiotczeje” – mówi dr Sankowski. Można też penis usztywnić chrząstką żebrową lub biodrową, ale to też często się nie sprawdza. „ Jeden z pacjentów przyszedł do mnie ze swoim penisem w dłoni” – mówi dr Liber. Odpadł, a przyszyć się go nie dało. „Nie mogąc samemu w pełni rozkoszować się seksem, chcemy, żeby partnerka tego nie zauważyła. Staramy się całą tę przyjemność przelać na nią i czasem trochę udajemy – w imię wyższej konieczności. To przecież nie grzech…” – mówi 37-letni Marek, który kilkanaście lat temu miał kobiece ciało. Chirurgiczne leczenie transów typu K/M to dla lekarzy wciąż wielkie wyzwanie. Znacznie lepsze efekty daje zmiana płci w drugą stronę.

 

Kobietom łatwiej

Do tego stopnia, że partner mógłby w łóżku w ogóle się nie zorientować, że jego kochanka zamiast pochwy miała kiedyś penis. Współżycie jest w tym wypadku nie tylko możliwe, ale wręcz konieczne! Zdaniem lekarzy należy je po operacji podjąć jak najszybciej, bo nowa pochwa ma tendencje do zarastania. Trzeba przez jakiś czas nosić w niej rozpychający fantom (np. prezerwatywę wypchaną watą). Regularny seks rozwiązuje ten problem. Orgazm jest możliwy, bo chirurdzy przeważnie zachowują łechtaczkę u K/M (schowaną pod atrapą penisa) i fragment żołędzi u M/K. „Dzięki nerwowi błędnemu, biegnącemu od pnia mózgu, wzdłuż kręgosłupa aż do miednicy małej, przeżycie orgazmu jest możliwe także u osób sparaliżowanych od pasa w dół. Dlaczego więc transseksualiści mieliby być pozbawieni tej przyjemności?” – mówi dr Liber. Wiadomo, najbardziej seksualnym organem u człowieka jest mózg, Angel Paris-Jordan urodziła się mężczyzną. W wieku 17 lat przeszła operacje i z poczwarki zmieniła się w motyla. a skóra – największą sferą erogenną. Wystarczy trochę wyobraźni i prób.

 

Trudny wybór

Transom często wystarcza zmiana zapisu w akcie urodzenia i nowy dowód. Na więcej i tak ich często nie stać (leczenie nie jest refundowane). Ci, którzy zdecydowali się na pomoc chirurga, nigdy nie spłodzą dzieci. Zgodnie uważają, że instynkt macierzyński jest ważny, ale nie aż tak, by nie być sobą. „Gdybym nie zmieniała płci, pewnie i tak nie miałabym dzieci, bo byłabym skazana na samotność. Chirurg nie zagwarantuje mi, że kiedyś z kimś będę, ale daje mi przynajmniej szansę” – mówi Daria.

Najlepszym wyjściem jest więc dla nich związek z partnerem, który ma już dzieci. Dr Liber jest przeciwny usuwaniu jajników i jąder. Można przecież skrócić, zmniejszyć mosznę lub usunąć jedno jądro. „Jedna z moich pacjentek jest atrakcyjną striptizerką. Mężczyźni szaleli
na jej punkcie i nawet nie domyślali się, że między udami, w ciasnych stringach, skrywała jądra i penis. Upierała się, żeby się go pozbyć, bo proponowano jej zawrotne sumy za zdjęcie majtek” – mówi. Organizm jest biologicznie zaprogramowany do produkcji określonych hormonów i innych niezbędnych biologicznie aktywnych substancji.

Podanie hormonów płci przeciwnej nie załatwia sprawy. Zamiast kastracji chirurgicznej dr Liber przekonuje pacjentów do farmakologicznej. Mężczyznom podaje bloker receptora testosteronu, a kobietom estrogenów oraz blokery wydzielania gonadotropin, odpowiedzialnych za produkcję hormonów właściwych konkretnej płci biologicznej. I dopiero wtedy otrzymują hormony płci, z którą się utożsamiają. „Czasem lepiej unikać skalpela, bo medycyna nie ze wszystkim sobie jeszcze
radzi. W przyszłości prawdopodobnie będzie można programować komórki pierwotne do wzrostu w określone narządy – prącia, pochwy itp. Wtedy będą nie tylko atrapami, lecz organami spełniającymi właściwe im funkcje” – dodaje. I w toalecie, i w łóżku.