Show bezradności

Ryszard Kapuściński był najwybitniejszym polskim pisarzem drogi i reporterem. Był myślicielem i poetą. Człowiekiem, który dziennikarstwo podniósł do rangi sztuki

We wrześniu ubiegłego roku rozmawialiśmy z Nim na temat jego ostatniej książki „Ten Inny” – zbioru wykładów o najważniejszych, zdaniem Ryszarda Kapuścińskiego, wyzwaniach XXI w.: pokojowym istnieniu wielkiej rodziny człowieczej oraz szukaniu dialogu między mieszkańcami różnych kontynentów. Publikujemy fragment tej rozmowy. Dotyczyła zamachu terrorystycznego z 11 września 2001 roku i strachu, w jakim żyje dziś nasze społeczeństwo. Fragment ten usunęliśmy wówczas z wywiadu, ponieważ Ryszard Kapuściński zamierzał napisać i opublikować większy tekst na ten temat. Nie zdążył…

MICHAŁ WÓJCIK:
11 września 2001 świat zachodni oniemiał. Dwa porwane samoloty pasażerskie wbiły się w wieżowce WTC. Mija dokładnie piąta rocznica tych wydarzeń. Zbigniew Brzeziński po zamachu powiedział, że odtąd ten atak będzie punktem odniesienia dla wszystkich innych terrorystów świata. Ale zamach ten był i jest punktem odniesienia dla całej naszej cywilizacji. Pamięta Pan ten moment?

RYSZARD KAPUŚCIŃSKI: Pamiętam bardzo dokładnie. Zupełnie przypadkowo włączyłem telewizor, gdy to się zaczęło. Nigdy przedtem tak wcześnie – było około godz. 16.00 – nie oglądałem telewizji. Do dziś nie wiem, dlaczego sięgnąłem po pilota. Zacząłem patrzeć i… zobaczyłem coś zupełnie niezwykłego. Dziś pewnie mało osób pamięta, że CNN zaczęło transmitować to wydarzenie już w chwilę po tragedii. Wszystko działo się „na żywo”, na oczach świata – jak jakieś piekielnie widowisko. Spiker relacjonował atak i jego konsekwencje zainstalowany na którymś z wieżowców Manhattanu: „O, teraz drugi samolot wbija się w wieżowiec, a teraz następuje eksplozja i wypadają szyby. Bach! Druga wieża! O, właśnie, teraz spójrzmy, co dzieje się na ulicach!”. Mówił to tak, jakby transmitował jakieś normalne wydarzenie. Jego sposób relacjonowania był dla mnie szokujący. Coś niesamowitego, jak szybko ten zamach stał się medialną historią. W zasadzie stawał się medialnym komunikatem na bieżąco.

MICHAŁ WÓJCIK: Zaszokował Pana sposób „opisywania” tego zamachu…

RYSZARD KAPUŚCIŃSKI:
…tak, bo nie było w nim żadnej refleksji nad tym, co tak naprawdę się dzieje. Przyznaję, że sam byłem zafascynowany sposobem zrobienia z tego „widowiska”. Tragedię ludzi zobaczyłem dopiero wtedy, gdy zaczęły się przekazy z ulicy. Gdy kamery pokazały chmurę dymu i kurzu ze szkła i azbestu, goniącą uciekających ludzi. Zdezorientowany i oszalały tłum. I policjanta, którego potem próbowałem opisać. Stał na skrzyżowaniu i usiłował nad tym chaosem zapanować. Błąkał się, miotał od jednego rogu do drugiego, próbując coś zrobić. Chciał – odruchowo – zaprowadzić jakiś porządek, z drugiej strony sytuacja go absolutnie przerastała. Wydawało mi się, że poprzez tego mundurowego, przez jego dezorientację i absolutną bezsiłę da się opisać to, co zaszło 11 września. Tylko w ten sposób – pomyślałem – mogę ująć bezradność i dezorientację całej naszej cywilizacji. Cywilizacji, która sama nie wie, ku czemu zmierza, jak dalej będzie się rozwijać i jak ludzie będą się dalej zachowywać. W tym sensie 11 września jest dla mnie wielką metaforą współczesności. Jest w niej element zaskoczenia, element strasznej ludzkiej tragedii i bezradności. Ta konkretna sytuacja to także przenośnia. Bo przecież nie chodziło tylko o zamach i o atak terrorystów. Są jeszcze dużo ważniejsze rzeczy. Z jednej strony to, co się stało, pokazało kruchość, z drugiej zaś trwałość naszej cywilizacji. Kruchość, bo tak łatwo ją zaatakować i zniszczyć jakąś jej część. Wprowadzić dezorganizację i dezorientację.

MICHAŁ WÓJCIK: Czy oglądając relacje z Nowego Jorku, myślał Pan, że to może być symboliczny koniec pewnej epoki, czy wręcz przeciwnie, że to właśnie początek? Że oto rodzi się nowa epoka?

RYSZARD KAPUŚCIŃSKI:
Właściwie pomyślałem, że to ani początek, ani koniec. Owszem, w medialnym rozumieniu tego wydarzenia to mógłby być np. początek nowej ery zagrożenia. Z drugiej jednak strony to wydarzenie wpisało się w prawdę o naszym świecie. Prawdę polegającą na tym, że struktury tego świata zmieniają się bardzo powoli. To, co na powierzchni , rzeczywiście jest płynne, kruche, zmienne, zaskakujące. Ale to, co w głębi, co tworzy tak naprawdę naszą cywilizację – jest trwałe. Inna sprawa, że potwierdziła się teza, że żyjemy w ciągłym strachu. I to w strachu niedefiniowalnym. Boimy się tylu rzeczy naraz, że już nie jesteśmy w stanie określić, co ten strach wywołuje i kogo się boimy. Ale z drugiej strony – istnieje autentyczny lęk i poczucie zagrożenia. I ten lęk paraliżuje nasze relacje z Innym. Nadejście kogoś nierozpoznawalnego, nieokreślonego – rodzi w nas lęk. Nasza pierwsza reakcja na spotkanie z Innym to niechęć. Na obcego, choć ja właśnie wolę określenie Inny, patrzymy podejrzliwie: czy nie chce nam czegoś ukraść, czegoś złego zrobić, skrzywdzić nas. Możemy wymienić całą listę negatywnych skojarzeń z Innym, o te pozytywne jest już bardzo trudno.

MICHAŁ WÓJCIK: Kim zatem dla Pana jest Inny?

RYSZARD KAPUŚCIŃSKI: To ktoś, kto nie należy do naszej cywilizacji. To ktoś z tej części ludzkości, która jest w przytłaczającej większości. Ciągle zapominamy, że nasza cywilizacja europejska to mniejszość. Na świecie żyje 6,5 mld ludzi. Co roku przybywa nas netto 80 mln. Siedemdziesiąt pięć procent tej liczby należy do innych cywilizacji, mieszka na innych kontynentach. Jeżeli nie będziemy dostrzegać tych ludzi, to ockniemy się kompletnie nieprzygotowani do życia w nowych czasach. A nowe czasy są takie, że ludzi w Azji i Afryce przybywa, a w Europie, przeciwnie – ubywa. Nasze myślenie jest tak europocentryczne, że to do nas w ogóle nie dociera. Przez pięć wieków nasza cywilizacja rzeczywiście była cywilizacją rządzącą, ale to się zmienia. Te czasy skończyły się na przełomie XX i XXI w. Cywilizacje nieeuropejskie również mają swoje ambicje i swoje cele. Na dodatek mają też swoje środki. Mają dostęp do zdobyczy technologicznych. Nierozsądne jest być głuchym na ich głosy. A należy przyjąć, że opinie wypowiadane przez te cywilizacje będą brzmieć coraz głośniej. Wschód i Południe zaczną w końcu stanowczo domagać się praw dla siebie. Już mają poczucie własnej dumy i znaczenia. Porzućmy wreszcie ten europejski egoizm. Jesteśmy – czy tego chcemy, czy nie – skazani na życie w świecie wielokulturowym. Europejskie elity tymczasem są zainteresowane tylko i wyłącznie kształtem Unii Europejskiej. Wszystkie dyskusje, które się toczą, dotyczą tylko jednego tematu. Jakby kształt Unii był najważniejszy na świecie! A to jest nieprawda. Czy słyszał Pan jakąś dyskusję na polityczno-gospodarczych szczytach o stosunku Europy do Innych? Nie, bo takiej dyskusji nie było.

 

Michał Wójcik

Więcej:cywilizacje