Słodki smak porażki. Nauczmy dzieci uczyć się na błędach

Wypijmy za błędy – te popełniane na co dzień przez nasze dzieci. Kto błądzi, ten szuka, rozwija się i jest kreatywny, a kto błędów unika, najczęściej stoi w miejscu.
Słodki smak porażki. Nauczmy dzieci uczyć się na błędach

Kiedy miałam osiem lat, dziadek zaczął uczyć mnie gry w szachy. Przez kilka miesięcy po opanowaniu podstawowych zasad niezwykłą frajdę sprawiało mi wygrywanie z nim. Ale z czasem zaczęłam dostrzegać, że dziadek zwyczajnie daje mi zwyciężać, popełnia głupie błędy, podstawia mi figury do zbicia. Wreszcie poprosiłam: „Dziadku, czy możesz zacząć ze mną grać tak, jak grasz ze swoimi kolegami? Ja chcę się nauczyć grać”. I dziadek zaczął mnie traktować jak pełno-prawnego gracza. Przegrałam z nim wiele partii, ale dziadek często przerywał grę, by uświadomić mi, jaki błąd popełniłam i co będzie dalej. Nie zostałam Kasparowem, ale zrozumiałam, że każdy błąd ma swoje konsekwencje. Tak samo graliśmy potem w tenisa i brydża. Czy rozpłakałam się nieraz po przegranej partii? Jasne. Czy zapowiedziałam, że już nigdy z nim nie zagram? Tak, wiele razy! Ale nie nauczyłabym się tak wiele, gdyby dziadek nie pozwolił mi popełnić tych wszystkich błędów.

Obiorę tę marchewkę Moja matka była przeciwieństwem dziadka: chciała ochronić mnie przed wszelkimi porażkami. Większość z nas też często wyrywa dzieciom z rąk nóż, którym chcą obrać marchewkę: „Zostaw, zrobisz sobie krzywdę”, „Krzywo obierasz, daj, ja to zrobię”. Poprawiamy nierówno polukrowane babeczki. Malujemy za dziecko obrazek na konkurs plastyczny (przecież chcemy, żeby wygrało, no nie?).

Prowadzamy je na dziesiątki pozalekcyjnych zajęć, żeby odpowiednio wcześnie zagwarantować mu życie bez porażek, usłane sukcesami.„Ostatnio przyszli do mnie rodzice dziecka, które dopiero miało iść do przedszkola. Spodziewali się, że ono może tam doświadczyć odrzucenia, i już na zapas chcieli je ochronić”  – mówi dr Magdalena Śniegulska, psycholog z Uniwersytetu Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. Robimy wszystko, by nie dać dzieciom skonfrontować się z ewentualną porażką. Dajemy mu „wszystko, czego sami w dzieciństwie nie mieliśmy”, ale oczekujemy w zamian samych sukcesów. Co gorsza, ten „sukces” jest definiowany prawie wyłącznie przez osiągnięcia edukacyjne: trzeba mieć dobre stopnie, znać siedem języków i interesować się kulturą japońską. Psycholożka porównuje współczesne wychowanie dzieci do hodowli koni wyścigowych: zapewnia-my im najlepsze warunki i trenerów, ale oczekujemy, że będą wygrywać każdy wyścig. A co, jeśli będą przegrywać?

Anna Mazek, mama pięcioletniej Igi, psycholog i psychoterapeutka z poznańskiej Pracowni Relacji Flow i Centrum Psychoterapii Integralnej, często słyszy tłumaczenia rodziców, że „dzieci powinny od początku odnosić sukcesy, bo potem sobie nie poradzą”. „Wiem, że trudno jest zachować zdrowy rozsądek, gdy wszyscy wokół się nakręcają: »nie posyłasz na X, a to bardzo rozwija«. Ja też czuję tę presję! Wiem, że ci rodzice mają dobre intencje, chcą, żeby ich dzieci poradziły sobie w życiu! Ale czy dobre oceny to zagwarantują?” – mówi.

Jak (nie) wychować perfekcjonisty? „Niestety tradycyjny system edukacji skoncentrowany na nagrodach i karach za błędy wpycha dzieci w pułapkę perfekcjonizmu” – zauważa Inga Bielińska, poznańska coach ACC ICF, do której Pracowni Rozwoju często trafiają dorośli, którzy jako dzieci wpadli w tę pułapkę. „Takie dziecko dostaje miłość rodziców, kiedy odnosi sukcesy, a traci ją, gdy ponosi porażkę, co może doprowadzić do tego, że jako dorosły będzie próbowało udowodnić swoją wartość, nieustannie dążąc do sukcesów” – twierdzi Maarit Johnson, cytowana w książce „Nie musisz być najlepsza”. Jej autor  prof. Aleksander Perski, psycholog kliniczny ze sztokholmskiego Instytutu Karolinska, który ponad dziesięć lat temu założył pierwszą w Szwecji klinikę stresu, zauważył, że zjawisko toksycznego perfekcjonizmu staje się, zwłaszcza w pokoleniu 20-, 30-latków, epidemią.

 

10 zasad, które ułatwią dzieciom uczenie się na błędach

1.  Daj dziecku do zrozumienia, że nie oczekujesz, że będzie doskonałe.  

2.  Niech wie, że twoja miłość jest bezwarunkowa, nie zależy od porażek czy sukcesów, które odnosi.  

3.  Nie ratuj dziecka z każdej opresji, ale pomóż mu znaleźć wyjście z niej.  

4.  Opowiadaj mu o własnych błędach, czego się dzięki nim nauczyłeś.  

5.  Zachęcaj je, by brało odpowiedzialność za własne pomyłki, a nie winiło za nie innych.  

6.  Chwal je za umiejętność przyznania się, że popełniło błąd.  

7.  Chwal je za wysiłek, który wkłada w jego naprawienie.  

8.  Podpowiedz, jak może zadośćuczynić, gdy jego pomyłka kogoś zraniła.  

9.  Pomóż mu dostrzec, że każda porażka niesie w sobie coś dobrego.

10.  Nie wypominaj mu dawnych błędów.

W perfekcjonizmie nie ma miejsca na porażki. „Tymczasem badania wyraźnie pokazują, że w trudnościach jest moc” – przekonuje dr Śniegulska. Nie bojąc się ich, lepiej się uczymy i sięgamy po nowe wyzwania, co udowodniły badania Carol S. Dweck, psycholog ze Stanford University. Podzieliła ona 400 badanych uczniów na dwie grupy: jedni byli zapewniani o swojej mądrości, drugich chwalono za wysiłek wkładany w naukę. Potem dano im do wyboru dwa zadania: jedno proste, ale mało rozwijające, drugie trudniejsze, z którego mogli się sporo nauczyć, ale i popełnić więcej błędów.

Większość tych chwalonych za bycie mądrymi wybrało pierwsze zadanie, podczas gdy  90 proc. chwalonych za wysiłek zdecydowało się rozwiązać drugie, trudniejsze. To wsparcie dane drugiej grupie zachęciło ją do podjęcia wyzwania mimo ryzyka popełnienia błędu. Jeszcze ciekawsze były wyniki następnego testu. Zadania obejmowały materiał z wyższych klas, więc obie grupy popełniły masę błędów. Gdy jednak badacze poprosili, by o swych wynikach anonimowo poinformowali sąsiednią szkołę, część uczniów skłamała. Częściej zawyżali swoje wyniki ci, których wcześniej chwalono za bycie mądrymi – aż 37 proc. z nich tak bardzo bało się porażki, że zdecydowało się na kłamstwo. W drugiej grupie odsetek ten był trzykrotnie niższy. Nie dość więc, że w dzieciństwie zamiast akceptować błędy panicznie zaczynamy się ich bać, to uczymy się także, by ukrywać te popełniane.

 

Tak wychowywane dzieci wyrastają często na „nieomylnych geniuszy”, przekonanych, że zawsze mają rację. „Jest im w życiu trudniej, bo nie lubimy ludzi z wysoką, ale nieadekwatną samooceną, którzy »wszystkiego się już nauczyli, wiedzą lepiej i nie znoszą krytyki«” – dodaje dr Śniegulska. Żeby się nauczyć wstawać, trzeba upaść „Jeśli chcesz, aby twoje dziecko nauczyło się samo podnosić, musi najpierw upaść. Jeśli chcesz, aby twoje dziecko na-uczyło się rozwiązywać problemy, musi najpierw mieć jakieś” – wylicza Kenneth Ginsburg w książce „Letting Go with Love and Confidence: Raising Responsible, Resilient, Self–Sufficient Teens in the 21st Century”. Moja córka Marta jako trzylatka zaczęła jeździć konno. Po kilku miesiącach podczas spaceru kucyk idący na przodzie spłoszył inne konie i dzieci pospadały. Mój mąż bez wahania wsadził na konia płaczącą jeszcze Martę, przytulił ją i zapewnił, że choć wie, że się przestraszyła, wszystko jest już w porządku, a konie czasem się płoszą. Marta ma dziś sześć lat i wciąż uwielbia jazdę konną.

„Naszą rolą jako rodzica nie jest wszystkiego zabraniać, ale pomóc dzieciom bezpiecznie mierzyć się z porażką. Gdy widzimy, że nasze dziecko np. po upadku z konia boi się, naturalną reakcją jest chęć zabrania dziecka od źródła lęku. Ale badania pokazują, że to tylko ten lęk wzmaga, potwierdza u dziecka przekonanie, że X jest tak straszne, że nawet mama czy tata uciekają. Powinniśmy popychać dziecko, mówić: to nie takie straszne, razem nam się uda, a nawet jak się nie uda, to razem spróbowaliśmy” – tłumaczy dr Magdalena Śniegulska. 

„Stawiając pierwsze kroki, berbeć upada i zdziera sobie skórę z łokcia. Przedszkolakowi umiera ukochane zwierzątko. (…) Dla dziecka ból, rozczarowanie, strach mogą być przytłaczają-cym doświadczeniem, w którym prawą półkulę mózgu zalewają potężne emocje. W takim wypadku zadaniem rodziców jest wprowadzić do akcji lewą, logiczną półkulę, która pozwoli  dziecku zrozumieć, co się dzieje. Jedną z lepszych metod jest wspólne opowiadanie o doświadczeniu” – wyjaśnia Daniel Siegel, współautor książki „Zintegrowany mózg, zintegrowane dziecko”. Technikę „Nazwij, aby poskromić” Inga Bielińska stosuje, aby przypomnieć dobre chwile z dnia i oswoić to, co było trudne. „Prowadzony wspólnie z rodzicami dziennik nie tylko pomaga przerobić trudne emocje, ale też łączy rodziny”.

Bielińska poleca też czytanie książek, które opowiadają o trudnych sytuacjach, takich jak odrzucenie, ból. „Polecam np. bajkę »Moje – nie moje« Liliany Bardijewskiej opowiadającą o jajku, które jest tak piękne, że wszystkie zwierzęta chcą mieć je dla siebie! Kangur proponuje: »wychowajmy je razem«.

Ale z jajka wykluwa się coś szarego, pokracznego z krzywym dziobem. Wtedy wszyscy znikają i kangur zostaje sam. Wychowuje pisklę, które zaczyna pięknie śpiewać i zwierzęta żałują, że go jednak nie zatrzymały. Dzięki tej opowieści dzieci mogą zrozumieć, że może je spotkać odrzucenie, ale to nie znaczy, że nie są wartościowe” – mówi Bielińska.

Nie chwal, niech pochwali się samo!

Wyobraź sobie, że twoje dziecko przychodzi z na-malowanym przez siebie obrazkiem. Możesz je pochwalić, powiedzieć: „super”, „wspaniale” i dać mu tę łatwą nagrodę, ale ono szybko do niej przywyknie i zacznie uzależniać swoje działania od tej nagrody, oczekiwać jej od ciebie, nauczycieli, kolegów, szefa. Jestem wartościowy, jeśli mnie chwalą.

Zamiast oceniać, zapytaj dziecko: „A co tobie się najbardziej w tym rysunku podoba? ciekawe kolory. skąd te kolory? A koleżanki ci powiedziały, że nie umiesz malować, bo wyjeżdżasz za linię? A co w tym jest fajnego, dlaczego to lubisz? Bo powstaje nowy kształt? To chyba jednak fajne?”.

Zadowolenie dziecka bierze się z tego, że ono samo dostrzegło, co mu się podoba, a co nie w jego dziele. Jest z niego dumne. Buduje poczucie własnej wartości płynące z wnętrza, a nie z oceny innych. Na końcu możesz powiedzieć, co ci się podoba w obrazku dziecka, a co nie. Gdy będzie pewne swojego zdania, łatwiej zaakceptuje drobne uwagi krytyczne.

 

 

Odnaleźć i wzmocnić siebie

Trudne sytuacje, z którymi radzimy sobie w dzieciństwie, utwierdzają nas w przekonaniu, że damy sobie sami radę. „Obserwuję dzieci, które pierwszy raz jadą na obóz i wracają takie wzmocnione: bo przetrwały, bo same wiążą sobie buty, myją naczynia, robią kanapki. To im daje poczucie siły i sprawstwa” – przekonuje dr Śniegulska.

Błędy to nie błędy, ale eksperymentowanie. „Należy pozwolić dziecku samemu odkryć, kim ono jest, co lubi, a co nie, jakie ma potrzeby. A to jest coś zupełnie innego niż to, co ono potrafi! Liczba instrumentów, na jakich gra, i sportów, które uprawia, to umiejętności, ale nie one tworzą nasz fundament, to, kim jesteśmy” – wylicza Anna Mazek. „Pewność siebie nie jest tożsama z poczuciem własnej wartości. To budowanie poczucia własnej wartości dziecka jest najlepszą profilaktyką perfekcjonizmu w przyszłości, a nie koncentracja na umiejętnościach dziecka i poziomie wykonania przez niego różnych rzeczy:  to z kolei może budować jego pewność  siebie w określonej dziedzinie, np. w grze na instrumencie, nauce języka obcego. Niestety, wysoka pewność siebie nawet w wielu dziedzinach nie jest gwarantem poczucia własnej wartości” – wyjaśnia.

Inga Bielińska ze zdumieniem odkryła, że jej pięcioletnia dziś Ada nie jest „idealną kopią jej samej”. „Uwielbiam słowo, kocham czytać, studiowałam filologię. Tymczasem Ada nauczyła się mówić w wieku 3 i pół roku, energię koncentrowała na ruchu: umiejętności takie jak taniec czy wspinanie się po meblach opanowała na długo przed rówieśnikami” – wspomina.

Bielińska przyjęła to, bo sama pracuje nad sobą i uczy się akceptować, że nie jesteśmy idealni. Ciągle jednak spotyka rodziców, którzy uważają, że „ich dzieci świadczą o nich”. Niedawno, będąc w bibliotece, była świadkiem sytuacji, w której matka obsztorcowała nieco zbyt głośne dziecko słowami: „Masz być posłuszny. Nie rób mi wstydu”. „A przecież to dziecko! Ma prawo reagować mocno! Ma prawo zrobić krzywe ciasteczka – tak samo jak ty, rodzicu, masz prawo czasem je przypalić. Masz prawo mieć gorszy dzień i być zdenerwowany. Jeśli chcesz, by dziecko nie bało się błędów i słabości – musisz mu pokazać, że i ty masz takie i je akceptujesz” – wylicza coach.

Tej akceptacji uczy też Anna Mazek, certyfikowana trenerka Family-Lab. W pracy wykorzystuje metody proponowane przez duńskiego pedagoga Jespera Juula. „Na początku warsztatu często wykonujemy takie ćwiczenie: na pięciu palcach dłoni narysowanych na papierze rodzice wypisują, co robią dobrze, a na drugiej dłoni to, czego chcą się nauczyć. Zależy nam na tym, by rodzice uświadomili sobie swoje zasoby i w kontakcie z nimi stawiali sobie cele rozwojowe” – mówi Anna Mazek. 

„Kiedy powiesz sobie »jestem wystarczający« i zaczniesz kochać siebie, będziesz w stanie otworzyć się i okazywać tę miłość innym” – przekonuje Brené Brown. Autorka książki „Dary niedoskonałości” zauważyła, że ludzie z wysokim poczuciem wartości, miłości i przynależności mieli „odwagę, by być niedoskonałym, potrafili odpuścić to, kim, jak sądzili, powinni być, i byli takimi, jacy są”. 

Jesper Juul w „Twoim kompetentnym dziecku” dowodzi: „Dwa doświadczenia wpływają na nasze poczucie własnej wartości: kiedy któraś z osób najważniejszych w naszym otoczeniu dostrzega nas i akceptuje takimi, jacy jesteśmy, oraz kiedy czujemy, że jesteśmy cenieni przez innych za to, jacy jesteśmy”. Rodzice i dzieci na warsztatach Anny Mazek uczą się budować relację, która jest spotkaniem ludzi dających sobie miłość bezwarunkowo. „Dzieci czują ulgę, słysząc, że są wartościowe przez to, że są, a nie przez to, czy grają na pianinie, czy to zajęcie po miesiącu rzuciły” – argumentuje psycholog. Zachęca, by pamiętać o tej zasadzie w codziennych relacjach. Wyobraźmy sobie, że dziecko biegnie do mamy z rysunkiem, chce wyrazić tęsknotę, dać kawałek siebie. Mama wzruszona mówi: „Pięknie narysowałeś!”. Jak dowodzi Juul: „Dziecko daje siebie, a otrzymuje w zamian ocenę: jakie X jest”. Lepiej więc powiedzieć: dziękuję! Cieszę się, że narysowałeś coś dla mnie!

 

Wygrać z samym sobą

Dr Magdalena Śniegulska wspomina historię opowiedzianą jej przez gimnazjalistkę, której klasa miała problem z  nauczycielem języka obcego, native-speakerem. „Miał system  oceniania, którego klasa nie rozumiała. Próby dogadania się, ze względu na barierę językową, nie przynosiły rezultatów. On zdenerwowany wreszcie powiedział: »Jak wam się nie podoba, to idźcie do dyrektora«. I ta klasa wstała i wyszła! Dyrektor powiedział: »Świetnie, że przyszliście«, porozmawiał z nauczycielem i sytuacja się wyprostowała. Oczywiście mogli poprosić o interwencję rodziców, ale to nie byłoby to samo. Podjęli ryzyko, wspólnie zareagowali. Bardzo ich to umocniło jako grupę” – mówi Śniegulska. Rynek pracy wymaga coraz więcej kooperacji, która zakłada tolerancję na błędy innych.

Tymczasem, jak zauważa dr Śniegulska, koncentrując się na edukacyjnych sukcesach dzieci, zaniedbujemy sferę tzw. sukcesu towarzyskiego, nie dajemy dzieciom czasu na kontakty z rówieśnikami, które przez zabawę uczą współpracy: „Młodsze roczniki moich studentów stawiają opór, gdy na pierwszym roku trzeba wykonać jakąś pracę zespołową. Wielu studentów od razu pyta”: »A czy jest opcja, żebym tę pracę zrobił sam?«”. Bielińska często razem z mężem i córką wspólnie rysuje coś na wielkich płachtach papieru. „Ostatnio rysowaliśmy Krainę Fantazji. Każdy rysował inaczej, dodał coś od siebie, ale zamiast tworzyć odrębne obrazki i porównywać, kto jest lepszy, stworzyliśmy coś razem” – mówi. Zachęca też, by w czasie zabawy zastępować gry rywalizacyjne kooperacyjnymi (typu logiczne SmartGames, trochę zmodyfikowana wersja Carcassone, czy dla starszych już dzieci i nastolatków Pandemia), aby pokazać dziecku, że życie nie polega zawsze na wygrywaniu. 

„Dzieci mają prawo przeżyć porażkę, np. przegrany turniej karate. Nie bagatelizujmy tego słowami »to nic takiego«. Powiedzmy: rozumiem, że jest ci przykro! Ale przypomnijmy mu też, że najfajniejsze w karate jest samo ćwiczenie, bycie z innymi. Że tak naprawdę turnieje nie są po to, by mierzyć się z innymi, ale ze sobą: twój wynik tym razem był gorszy. Warto pracować dalej” – wylicza Magdalena Śniegulska. Porażka może mieć słodki smak.