Jak słuchać, żeby usłyszeć? Wbrew pozorom niewielu rodziców to potrafi

Im wcześniej rodzice zaczną słuchać swojego dziecka, tym większe są szanse, że taka komunikacja stanie się dla niego czymś naturalnym.
Jak słuchać, żeby usłyszeć? Wbrew pozorom niewielu rodziców to potrafi

Wydawałoby się, że nie ma nic prostszego niż słuchanie własnego dziecka. Nie potrzeba do tego ani specjalnego oprogramowania, ani odpowiedniej pogody, ani dużych pieniędzy. W rzeczywistości słuchanie okazuje się jednak umiejętnością rzadko spotykaną i trudno osiągalną. Problem polega na tym, że bez niego trudno o zaufanie, bez zaufania nie ma bliskości, a bez bliskości nie powstanie trwała sensowna relacja między rodzicami a dzieckiem. Jak więc słuchać, aby usłyszeć?

Tylko TY i JA

Każdego dnia znajdź 10 minut wyłącznie na słuchanie swojego dziecka. W tym czasie poświęć mu pełną uwagę: odwróć się w jego stronę, patrz na dziecko,  nawiąż z nim kontakt wzrokowy, zostaw czynności, którymi się zajmujesz, powstrzymaj się od oceniania, dawania rad, sugerowania rozwiązań. Słuchaj, aby usłyszeć, nie aby odpowiedzieć. /Ćwiczenie opracowała Kaja Kozłowska, Centrum Life Coaching Polska/

 

Oko w oko z dzieckiem

PRZYJMOWANIE DRUGIEJ OSOBY Z CAŁYM JEJ BAGAŻEM TO PODSTAWA

„Głównym problemem jest brak uważności – mówi Marzena Witczak z Mami Coaching Centrum Coachingu Rodzicielskiego. – Rodzic pisze maila, gotuje zupę, odkurza mieszkanie, ale mówi: »Opowiadaj, ja cię słucham«. Jedyne, co dziecko z tego wyniesie, to informacja: Nie poświęcam ci 100 procent uwagi, nie traktuję cię poważnie”. Jakakolwiek komunikacja nie ma szans powodzenia, jeśli jej fundamentem nie jest szacunek – uznanie w rozmówcy partnera, niezależnie od tego, czy ma 3, 30 czy 80 lat. „Przyjmowanie drugiej osoby z całym jej bagażem to podstawa – przyznaje Kaja Kozłowska z Centrum Life Coaching Polska.

– Dopiero drugi krok to słuchanie, które jest podążaniem za dzieckiem, poznawaniem jego świata, uczeniem się, co jest dla niego ważne”. Uważność nie ma związku z tym, czy opowieść wydaje nam się ciekawa, czy nie. „»Ja już nie mogę znieść historii o tych Angry Birdsach!« – skarżą się rodzice na warsztatach. No tak, Im wcześniej rodzice zaczną słuchać swojego dziecka, tym większe są szanse, że taka komunikacja stanie się dla niego czymś naturalnym. Słuchać, tylko że dzieci tym żyją. Jeśli się nie przełamiemy i nie pozwolimy im mówić o tym, co jest dla nich istotne, nie wrócą do nas następnym razem” – przekonuje Marzena Witczak.

W kontakcie z dzieckiem liczy się zapewnienie mu poczucia bycia wysłuchanym. Niełatwo to osiągnąć bez choćby minimalnego zainteresowania opowieścią – dzieci bez trudu wyczują fałsz i nieszczerość rodziców. Pierwszym krokiem do efektywnego słuchania jest jednak szanowanie rozmówcy, niezależnie od tego, co mówi, jak mówi i jakie temu towarzyszą emocje.

 

Wiem, że nic nie wiem

ZAMIAST UDZIELAĆ RAD, WARTO PODZIELIĆ SIĘ DOŚWIADCZENIEM

„Dorośli mają kłopoty ze słuchaniem, bo zakładają, że wiedzą wszystko – przyznaje Patrycja Ponikiewska z Akademii Inspiracji. – »Przecież wcale cię tak nie boli!« – mówią. – »Nie jest tak źle«, »Wcale nie jesteś zmęczony«. A tak naprawdę tego nie wiedzą. To wie tylko dziecko”. Zamiast po prostu podążać za jego słowami, rodzice mają skłonność do wyprzedzania, zgadywania, domyślania się dalszego ciągu.

Na krótką metę to działa – dziecko szybciej skończy rozmowę, a rodzic odzyska upragniony święty spokój. Z efektywnym słuchaniem nie ma to jednak wiele wspólnego. „Rodzicom czasem trudno uznać dziecko za równoprawnego rozmówcę – mówi Danuta Zdaniewicz z Akademii Coachingu Rodzicielskiego – dlatego nie starają się wysłuchać, poznać jego punktu widzenia ani zrozumieć, co czuje. Z góry zakładają, że wiedzą lepiej. W takiej sytuacji zamiast skutecznej komunikacji powstaje jednostronny przekaz”.

Nieumiejętność podążania za dzieckiem i poczucie, że „wiem lepiej”, to mieszanka wybuchowa. Rodzic wtedy nie słucha, tylko wyszukuje w opowieści dziecka elementy znane z własnego doświadczenia. „Mój syn w przedszkolu miał kumpla Jasia – opowiada Kaja Kozłowska. – On mu wchodził na głowę, kazał robić różne głupie rzeczy. Ja z kolei swoją najlepszą przyjaciółkę poznałam w przedszkolu. Słuchałam o problemach syna, ale myślałam: »Chłopie, to może być szansa na relację, która będzie cię wspierać przez całe życie«.

Moje wewnętrzne doświadczenie było filtrem, przez który przepuszczałam opowieść syna, i w ten sposób słyszałam nie jego, ale swoją historię”. Wszystkowiedzący rodzice nie dają dziecku szans na zmierzenie się z jego przeżyciami, ponieważ po prostu im zaprzeczają, bagatelizują je, a jeszcze częściej mylą uczucia dziecka z własnymi emocjami związanymi z daną sytuacją. No i są mistrzami w wynajdywaniu skutecznego rozwiązania. Rodzic niby słucha, ale w rzeczywistości tylko czeka, aż dziecko skończy mówić, żeby podać mu na tacy złotą radę. Znalezienie wyjścia wydaje się dorosłemu najlepsze, ale tak naprawdę to początek końca komunikacji. Wskazując rozwiązanie, podważa wiarę dziecka w umiejętność samodzielnego poradzenia sobie z problemem, ogranicza twórczość, grzeszy niecierpliwością. Kryją się tu dwie pułapki: sugerowanie dziecku, że w nie nie wierzymy, i ocena – zwykle negatywna – jego postępowania czy pomysłu.

„Zanim powiesz córce, co sądzisz o kolczyku w pępku, wysłuchaj do końca – radzi Kaja Kozłowska. – »Nie« zamyka dyskusję. A ten kolczyk to wierzchołek góry lodowej. Przecież nie chodzi o kolczyk, ale o atrakcyjność, o trend, o koleżanki. Może zamiast niego wystarczy fajna poszarpana koszulka? Pozwól córce coś wymyślić, wtedy będzie się z tym identyfikować. Jak podpowie mama, to już ani nie jest atrakcyjne, ani nie oddaje intencji dziecka”. Zamiast udzielać rad, warto podzielić się doświadczeniem – to furtka pozwalająca rodzicom przekazać swój punkt widzenia bez narzucania własnych pomysłów.

 

Duży musi więcej

PRACA NAD KOMUNIKACJĄ Z DZIECKIEM TO PRACA Z RODZICAMI

Na warsztaty „Magia na co dzień” przyszło małżeństwo. Ich syn miał w szkole problemy, o których dowiedzieli się dopiero po kilku miesiącach. Przyszli na warsztaty nauczyć się, jak słuchać. „A w zasadzie – mówi Kaja Kozłowska – jak sprawić, żeby dziecko samo zaczęło mówić po wciśnięciu guzika na pilocie”. To pragnienie wydaje się wśród rodziców powszechne. „Przychodzą na zajęcia, obwiniając dziecko, że jest niegrzeczne, i siebie, że nie są dość dobrymi rodzicami: »Ono w ogóle mnie nie słucha!« – mówią – opowiada Marzena Witczak. – Potem okazuje się, że to nie dziecko ich nie słucha, ale to oni nie słuchają”.

Rodzice często nie zdają sobie sprawy, że kłopoty związane z wychowaniem są w dużym stopniu problemami z komunikacją. „Martwią się, że dziecko się zrobiło niegrzeczne, ciągle płacze albo się złości. Tyle że to jest informacja dla dorosłych. Ono krzyczy, kopie, rozrabia, bo chce zwrócić uwagę na to, czego potrzebuje” – dodaje Patrycja Ponikiewska. Dziecko informuje o swoich potrzebach od samego początku. Płacze, bo jest głodne, płacze, bo ma mokro, bo chce mu się spać, bo jest zdenerwowane. Rodzice dość szybko uczą się rozpoznawać te powody, zwłaszcza że katalog potrzeb jest ograniczony.

Zasada „małe dziecko, mały kłopot” sprawdza się jednak idealnie także w sferze komunikacji. Relacją rodzic–dziecko rządzą te same reguły, które obowiązują w porozumiewaniu się dorosłych, z jedną różnicą – rodzic musi wziąć pod uwagę etap rozwoju dziecka, jego możliwości percepcyjne. Słuchanie „od małego” to inwestycja w relację opartą na zaufaniu i szacunku – inwestycja, która zwraca się w okresie dojrzewania. Im wcześniej zaczniemy słuchać tego, co dzieci mają do przekazania, tym większa szansa, że będą do nas przychodzić, jak trochę podrosną.

„Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć słuchać – przekonuje Patrycja Ponikiewska – ale im starsze dziecko, tym trudniej, bo mamy już pewne nawyki. To tak jak z jazdą samochodem – raz się czegoś nauczymy i ciężko to zmienić. Ale jeśli nie oceniamy, słuchamy, akceptujemy, jeśli nie dajemy na tacy złotych rad, dzieci przyjdą. Jedne wcześniej, drugie później, ale przyjdą.

Nawet jeśli dziecko nie chce, ale zaczynam zmianę od siebie, to uruchamiam pewien proces – moje zachowania wywołują kolejne reakcje, wpływamy na siebie na zasadzie koła zębatego”. Jest tylko jedno „ale”. „Rodzice przychodzą na nasze warsztaty – mówi Marzena Witczak – żeby nauczyć się komunikować z dzieckiem. Ale jak to ma działać, skoro oni nie potrafią porozumiewać się między sobą?”. „Pierwotna jest komunikacja dorosłych” – przyznaje Ponikiewska. W pierwszej kolejności praca nad komunikacją z dzieckiem to praca z rodzicami.

 

Nie wystarczą uszy

WROGIEM SŁUCHANIA JEST POŚPIECH

„Kiedy rodzic mówi do dziecka »kocham cię«, a przy tym stoi w znacznej odległości, nie uśmiechnie się, nie pochyli w stronę pociechy, a ton głosu będzie raczej surowy niż czuły i delikatny, to trudno będzie dziecku uwierzyć w takie wyznanie” – przestrzega Danuta Zdaniewicz. W czym tkwi problem? Oczywiście w komunikacji niewerbalnej. „To, że jestem obecna, nie znaczy, że ta druga osoba czuje, że słucham – tłumaczy Kaja Kozłowska. – Dobrze jest usiąść przodem, utrzymać kontakt wzrokowy, potakiwać, nie przejmować opowieści, dopytywać: »co sobie wtedy myślałeś?«, »co się działo?«”. Zamiast stać nad dzieckiem ze skrzyżowanymi rękami, lepiej usiąść w jego pobliżu.

Zamiast: „Znowu wchodzisz w butach do pokoju!”, lepiej powiedzieć: „Nie lubię, jak wchodzisz w butach do pokoju, bo brudzi się dywan”. Takie zachowania można szybko wyćwiczyć pod warunkiem, że się na nie zwraca uwagę. Na warsztatach „Magia na co dzień” proponuje się rodzicom takie ćwiczenie w parach: jedna osoba opowiada swoją historię, druga niby słucha, ale przy okazji wiąże buty, pisze SMS-a, przegląda gazetę, macha do kogoś, patrzy w sufit. Frustrujące, prawda? Dziecko odbiera to podobnie – jeśli rodzic słucha na pół gwizdka, czuje się ignorowane, nie może się przebić ze swoją opowieścią. Jeśli rozdźwięk między słowami a komunikacją niewerbalną będzie duży, dziecko wyczuwa nieszczerość i nieautentyczność, które podważają jego zaufanie. Wrogiem słuchania jest pośpiech.

„Rodzice zawsze mówią: nie mam czasu – przyznaje Kaja Kozłowska. – W pierwszym kroku zachęcamy: »Poświęćcie dziecku pięć minut«. Rodzice się oburzają: »Pięć minut? Nie, to się tak szybko nie skończy, on mnie zagada«. Ale na warsztatach przekonują się, że jeśli nikt nie przerywa, nie przejmuje tematu, nie wtrąca swoich rad, to przez pięć minut można naprawdę dużo powiedzieć”.

Z nastolatkami i starszymi dziećmi można zadbać o pewne rytuały – umówić się na spędzenie razem dwóch–trzech godzin w tygodniu w taki sposób, który nas od siebie nie oddziela, pomaga być razem: idźmy na pizzę, ale nie do kina. Chyba że umówimy się, iż ten raz w tygodniu to dziecko decyduje, co chce robić razem z nami: iść na basen, pojeździć na rolkach, obejrzeć film, posiedzieć w domu. Wspólne spędzanie czasu przekonuje, że rodzic chce poznać świat swojego dziecka – i uczy słuchania.

 

Po co to wszystko?

ROZMOWA TO POCZĄTEK POZNAWANIA DZIECKA, ALE TEŻ ŚWIETNY SPOSÓB NA PRZEKAZANIE CZEGOŚ O SOBIE

Efektywne słuchanie nigdy nie jest końcem drogi. „To jedynie dobry start – mówi Marzena Witczak – fundament pod całą relację”. Rozmowa to początek poznawania dziecka, ale też świetny sposób na przekazanie czegoś o sobie. Pytamy: „Jak było w szkole?”, ale rzadko przychodzi nam do głowy opowiadać dziecku, jak było w pracy. Tymczasem ono potrzebuje uczestniczenia w świecie dorosłych, chce być traktowane poważnie, chce się czuć dla rodzica partnerem. Słuchanie to także akceptacja faktu, że dziecko ma swoje życie, swój świat, swoje przeżycia.

To pozostawienie mu prawa do podejmowania decyzji na miarę jego możliwości, do samodzielnego szukania rozwiązania, mylenia się, błądzenia. „Teoretycznie chcemy wychować niezależnego człowieka – mówi Marzena Witczak – ale jako rodzice temu zaprzeczamy. Chcemy kogoś, kto wykonuje nasze polecenia, jest po prostu »grzeczny«. Martwimy się, że dorośli nie potrafią mówić: »kocham«, ale sami tłumimy uczucia dziecka: »Przestań płakać«, »Uspokój się« – powtarzamy. Nieumiejętnie słuchamy i dziwimy się, że dzieci nie chcą z nami rozmawiać”.

Czy samo słuchanie wystarczy? – pytają rodzice na warsztatach. „Słuchanie nie daje gwarancji, że dziecko zawsze do rodzica przyjdzie, jak będzie miało problem – przyznaje Kaja Kozłowska – ale zdecydowanie zwiększa szanse. Bo tak naprawdę i dla dziecka, i dla rodzica najważniejsze jest zaspokojenie potrzeby bliskości”.

Co widzisz?

TO ĆWICZENIE MOŻESZ WYKONAĆ Z PARTNEREM, A NAJLEPIEJ Z DZIECKIEM.

Poproś drugą osobę, aby wybrała obrazek, który lubi – ilustrację, obraz lub zdjęcie. Nie oglądaj tego obrazka, zamiast tego zaopatrz się w kartkę papieru i coś do rysowania. Spytaj, co jest na obrazku – druga osoba opowie, co widzi, a w tym czasie na kartce papieru powstaje obraz. Gdy skończy się opowiadanie, a ty skończysz rysować, porównajcie oba obrazki. Potem możecie się zamienić rolami.