Tańczący z wichrami: łowcy tornad

Są na tym świecie ludzie, którzy z własnej woli wjeżdżają w sam środek tornada. Mają nadzieję, że uda im się wreszcie zrozumieć, jak powstają te najbardziej ekstremalne przejawy złej pogody – a przy okazji nakręcić kinowy hit, przy którym „Twister” będzie mógł się schować

Jak na osoby, które zarabiają na życie, ocierając się o śmierć i pracujące w miejscach, które inni woleliby jak najszybciej opuścić, łowcy tornad są zadziwiająco spokojni. Dr Josh Wurman, jeden z najlepszych tornadoznawców na świecie, czasami żartuje ze swej pracy, ale o meteorologii czy zmianach klimatu zawsze opowiada rzeczowo. Sean Casey, filmowiec IMAX, jest w nastroju refleksyjnym nawet wtedy, gdy opowiada o oglądaniu tornada od środka. I widać, że ta nietypowa praca jest dla nich obu także doskonałą zabawą.

Pracujecie razem od 10 lat. Czy przez ten czas nie zaczęliście się trochę do siebie upodabniać? Może Sean staje się po części naukowcem, a Josh…

Sean Casey: Josh staje się filmowcem? Faktycznie, zauważyłem, że z sezonu na sezon jest coraz bardziej rozrywkowy.

Josh Wurman: Ja uczę Seana rzeczy, które pomogą mu funkcjonować w społeczeństwie: mnożenia, dzielenia… A poważnie, mamy podobne cele. Sean filmuje tornado, a my zbieramy dane z instrumentów pomiarowych. On wjeżdża w tornado TIV-em i jest znacznie bliżej niż my. Mój pojazd DOW trzyma się na uboczu. Ale obaj staramy się zobaczyć coś, czego nikt dotąd nie widział.

Co takiego można zobaczyć w samym oku burzy?

SC: Znaleźć się dokładnie w oku burzy byłoby trudno. Ale pod osłoną TIV byliśmy w obrębie prądów powietrznych dziewięciu tornad.

Z jaką szybkością mogą wiać tam wiatry?

JW: Największa prędkość zmierzona przez TIV to 51 metrów na sekundę – około 180 km/godz.

SC: Wydawało mi się, że jest jeszcze gorzej. To takie uczucie, jakbyś się znalazł w zasięgu węża używanego do piaskowania np. ścian domu. Leci na ciebie mnóstwo piachu, żwiru, odłamków. Pojazd się trzęsie…

Ale te 180 km/godz. to nie była rekordowa prędkość wiatru?

JW: W najsilniejszych tornadach sięga ona 500 km/godz. Zmierzyliśmy to zdalnie radarem, nie TIV-em. Prawdopodobnie żaden z naszych instrumentów pomiarowych nie przetrwałby czegoś takiego.

SC: Sam TIV by nie wytrzymał. Jeździliśmy nim przy wiatrach sięgających najwyżej 250 km/godz.

JW: Bardzo silne tornado mogłoby przewrócić TIV-a albo cisnąć w niego jakimś odłamkiem z taką siłą, że przebiłby pancerz. Choć TIV wygląda jak czołg, to jednak nim nie jest…

SC: Nasz wóz waży „tylko” 7 tys. kg. Gdyby był cięższy, nie mógłby poruszać się wystarczająco szybko.

Jak szybko trzeba jechać, by dogonić tornado?

JW: Ono porusza się z prędkością 30–40 km/godz., więc jeśli jedziemy 130–140 km/godz., możemy je dogonić i stanąć na jego trasie.

SC: Oczywiście tylko tam, gdzie są drogi. Bez dobrej sieci drogowej nie ma co marzyć o udanym polowaniu na tornada.

JW: Dlatego większość badań nad nimi ma miejsce właśnie na amerykańskich Wielkich Równinach. Gdyby w Polsce często pojawiały się tornada, to nie dałoby się ich badać. Macie za dużo lasów i zbyt „wolne” drogi. Na Wielkich Równinach jest dobra sieć drogowa i na tyle niewielkie zaludnienie, że możemy szybko się przemieszczać. Jest płasko, niewiele drzew, niewiele miast.

SC: Na terenach rolniczych jest też gęsta sieć dróg gruntowych. W takich warunkach jest szansa na dogonienie tornada.

A skąd wiecie, gdzie jechać? W jaki sposób przewidujecie pojawienie się tornada?

JW: To właśnie jedna z najtrudniejszych rzeczy i główny powód, dla którego w ogóle się tym zajmujemy. Znamy dziś ogólne warunki, w jakich powstają tornada. Wiemy, że niemal wszystkie powstają w obrębie wielkich burz, zwanych superkomórkami. Ale w którym dokładnie miejscu? Nadal nie wiemy. Chmury mogą rozciągać się na przestrzeni 100 czy 200 km. Staramy się więc trzymać przed frontem burzy. Nasi meteorolodzy cały czas analizują dane radarowe i próbują naprowadzić ekipę Seana na właściwe miejsce.

SC: Narodziny tornada można zauważyć, gdy część podstawy chmur zaczyna się obniżać. To tzw. chmura stropowa – obracająca się masa, wyglądająca czasem jak kula albo miska. I to właśnie z tej masy powstaje tornado…

JW: To typowo optymistyczne spojrzenie filmowca. Ja będę grał rolę pesymistycznego naukowca. W rzeczywistości większość gwałtownych burz nie wywołuje tornada. To samo dotyczy większości chmur stropowych. Nasi obserwatorzy często wołają: „Zaraz będzie tornado!”, ale mają rację może w jednym przypadku na dziesięć. I oczywiście wtedy mówią: „A widzisz, wiedziałem!”. To trochę tak, jakby codziennie ogłaszać nadejście krachu giełdowego – pewnego dnia taka przepowiednia się sprawdzi…

Rozumiem, że obserwatorzy oceniają sytuację na oko, kierują się doświadczeniem i intuicją. A co z metodami naukowymi?

JW: Niestety mamy nadal niemal zerową możliwość przewidzenia, czy obserwowane przez nas chmury zmienią się w tornado, czy nie. Widzimy je, filmujemy, badamy ich zachowanie radarem, ale to nadal za mało.

Za mało danych czy za mało wiedzy, jak z nich odczytać nadejście tornada?

JW: I jedno, i drugie. Na pewno potrzebujemy więcej danych. Co roku w USA pojawia się tysiąc tornad, a my badamy dziesięć – jeden, góra dwa procent całości. Potrzebujemy też danych różnego rodzaju. TIV i zasobniki z aparaturą, które umieszczamy na trasie tornada, wykonują pomiary temperatury i względnej wilgotności powietrza. Wierzymy, że te parametry są bardzo ważne i pomogą nam lepiej przewidywać powstawanie tornad w skali kraju.

A jak to się robi dziś?

JW: Służby pogodowe korzystają z danych dostarczanych przez sieć dopplerowskich radarów meteorologicznych. Gdy widzą na monitorach wirującą masę chmur, tzw. mezocyklon, ogłaszają alarm w radiu. W 70 proc. przypadków – fałszywy. Oczywiście lepszy taki alarm niż żaden, ale chcielibyśmy poprawić skuteczność prognozowania i zarazem zwiększyć margines czasowy. Obecnie od ogłoszenia alarmu do początku tornada upływa przeciętnie 13 minut, co może wystarczyć, by ludzie schowali się do schronów. Ale to tylko średnia. Możesz mieć tylko pięć minut, a to za mało, by zrobić cokolwiek. Zwłaszcza jeśli alarm ogłasza się w nocy. Gdybyśmy mogli dwukrotnie wydłużyć ten czas, ludzie mieliby czas na dotarcie do publicznych schronów lub piwnicy sąsiada. Wiele domów w rejonach nawiedzanych przez tornada nie ma schronów – nie każdy może sobie na to pozwolić.

Co byłoby potrzebne, by poprawić te prognozy? Lepsze radary?

JW: Nie wiemy, czy lepsze radary rozwiążą problem. Być może nie, jeśli okaże się, że powstanie tornada można przewidzieć, tylko rejestrując niewielkie różnice temperatur y i wilgotności powietr za w miejscu jego narodzin. Musielibyśmy wówczas zbudować sieci czujników rozmieszczonych np. co 10 km, a to byłoby po prostu zbyt drogie. Dlatego mamy nadzieję, że odkryjemy inny sposób, który będzie opłacalny. Cały czas pracujemy nad nowymi, lepszymi modelami komputerowymi, analizującymi dane z istniejącej sieci radarów. W USA prowadzony jest np. taki projekt, który zakłada, że komputery będą mogły przewidzieć nadejście gwałtownej burzy z wyprzedzeniem 1–2 godzin. Gdy lepiej poznamy mechanizm powstawania tornad, będziemy też wiedzieli, na które pomiary zwrócić uwagę.

Czy w opracowaniu lepszych prognoz przeszkadza teoria chaosu?

JW: Teoria chaosu nakłada ograniczenia na dokładność, z jaką można przewidzieć niektóre zjawiska. Ale daleko nam jeszcze do tych granic. Możemy z pewnością przygotować lepsze prognozy, nawet jeśli nie będą one stuprocentowo pewne – a z teorii chaosu wynika, że nie mogą być. Może dojdziemy do momentu, w którym będziemy w stanie ocenić, czy tornado będzie mniej lub bardziej nasilone. Większość jest dość słaba, wiatr wieje w nich z prędkością rzędu 150 km/godz. Ale to te, które osiągają 400–500 km/godz., są odpowiedzialne za większość ofiar śmiertelnych.

Jednakże w sumie tych ofiar jest stosunkowo niewiele…

JW: Owszem, średnio 60 osób rocznie. Ale zjawiska takie jak tornada wywołują lęk. Ludzie się ich boją, bo atakują znienacka i gwałtownie. Zresztą jest więcej takich rzeczy. Wielu z nas boi się katastrofy lotniczej czy ataku terrorystycznego, choć statystyczna szansa, że coś takiego przydarzy się nam, jest bardzo mała.

SC: Mniej boimy się tego, na co możemy się przygotować. Ja nie cierpię piorunów, przeraża mnie ich szybkość. Nie masz nawet czasu na modlitwę – pstryk i albo się obudzisz w szpitalu, albo nie obudzisz się już w ogóle. W przypadku tornada widzisz, jak nadchodzi. Masz czas, by się uspokoić, powiedzieć sobie: „No dobrze, to jest to”.

Na masową wyobraźnię z pewnością działają także filmy takie jak „Twister”.

JW: W programie „Dogonić tornado” zobaczycie, że robimy dużo więcej, niż wymyślono w „Twisterze”. Mamy fajniejsze pojazdy, znakomitą aparaturę… Nasz naukowy projekt jest znacznie ambitniejszy niż fikcja.

SC: Ale w „Twisterze” mieli takie małe fruwające kulki, a my nie mamy.

JW: Za to my mamy nasz czołg!

SC: To umieśćmy na nim kulki…

JW: W 2009 roku rozpoczniemy nowy, dwuletni projekt badawczy Vortex2. Będzie to największe tego typu przedsięwzięcie w historii – 10 mobilnych radarów, kilkanaście innych pojazdów, w tym oczywiście TIV, nowe instrumenty pomiarowe, balony meteorologiczne, bezzałogowe samoloty… Dzięki temu będziemy mogli uzyskać dane, by udoskonalić nasze modele komputerowe.

SC: Vortex2 to będzie „Twister” razy dziesięć.

No dobrze, ale taka fikcja może też przekonać podatnika, że warto inwestować w badania naukowe nad tornadami.

JW: Myślę, że podatnicy mieszkający na terenie Alei Tornad nie potrzebują filmów, by namawiać swych kongresmanów do popierania takich inwestycji. Sieć radarów meteorologicznych jest droga, warta łącznie z miliard dolarów, a jej obsługa pochłania pewnie kolejne 100 mln rocznie. Wiemy jednak, że poparcie dla naszych badań jest mocne i nie zależy od opcji politycznej – i republikanie, i demokraci są po naszej stronie. Od trzech lat bardzo wspiera nas także Discovery Channel, finansując wszystkie prace terenowe i unowocześnienie sprzętu. To bardzo ważne, że firma wydaje pieniądze nie tylko na produkcję ciekawych programów telewizyjnych, ale również na badania naukowe.

Badania bywają jednak też argumentem używanym przez polityków i grupy nacisku. W artykułach na temat globalnego ocieplenia jednym tchem wymienia się jego katastrofalne skutki: częstsze powodzie, susze, huragany czy właśnie tornada…

JW: Nie ma nawet odrobiny nauki w twierdzeniach, jakoby globalne ocieplenie miało zwiększyć częstość występowania tornad. Prawda jest taka, że tego nie wiemy. Nie wiemy, co sprawia, że burza jest mniej lub bardziej gwałtowna. Nie możemy więc przewidzieć, czy ocieplenie klimatu jakoś wpłynie na takie zjawiska. Tornad może być tyle samo, może być więcej, może być mniej…

Mniej?

JW: W Brazylii czy Indonezji pojawia się mnóstwo burz, klimat jest gorący i wilgotny, ale nie ma tam tornad. Aby powstały, potrzebny jest konkretny typ burzy i specyficzne warunki. Jednym z nich jest występowanie w atmosferze tzw. prądów strumieniowych (jet streams), które „napędzają” ruch obrotowy w obrębie superkomórek i tornad. Jeśli wskutek globalnego ocieplenia stopnieją lodowce Arktyki, prądy te mogą osłabnąć. A wówczas tornad będzie mniej. Ale to tylko jeden ze scenariuszy. Badania nad klimatem nie są jeszcze na tyle dokładne, by można było tworzyć takie prognozy dotyczące konkretnych zjawisk. Można przewidzieć, że stopią się lodowce. Ale już nie, czy w Kolorado, gdzie mieszkam, spadnie wówczas mniej czy więcej śniegu.

Czyli nie powinniśmy się obawiać, że w Polsce będą częściej pojawiać się tornada.

JW: Jeszcze niedawno nikt z naszej branży w ogóle nie słyszał o polskich tornadach. Dlatego to z 2007 r. stało się słynne. Widziałem nagranie wideo zrobione z wnętrza autobusu, który się przewraca. To jedyny tego typu film, o jakim słyszałem.

 

Zaraz, zaraz – pamiętam, że gdy byłem mały, widziałem nad morzem takie ciemne wiry…

SC: Ale to tylko trąby wodne.

JW: One tworzą się bez mezocyklonów i są innym zjawiskiem. Nie są tak gwałtowne jak tornada, wiatr w nich sięga zaledwie 100 km/godz. To nie jest coś, co może zmiażdżyć twój dom aż po fundamenty. Trąby pojawiają się nad Bałtykiem, na wybrzeżach Danii czy Holandii. W Wielkiej Brytanii występują lądowe formy trąb, podobnie w Niemczech. Ale to nie są tornada takie jak u nas. Co ciekawe jednak, pionierskie prace nad mechanizmem powstawania tornad opublikował w latach 1922– –1923 naukowiec z Europy Wschodniej – niejaki Letzmann. Pracował na uniwersytecie w Dorpacie, w Estonii. Wszyscy myślą, że to Ted Fujita był pierwszy – od jego nazwiska pochodzi nazwa skali Fujity, określającej intensywność tornad – ale ten Estończyk wyprzedził go o 50 lat…