Czy zdalna pomoc psychologiczna ma sens? “Terapia online ma wiele mankamentów”

O kryzys emocjonalny łatwiej teraz niż kiedykolwiek, stąd rosnąca popularność terapii online. Ale czy zdalna pomoc psychologiczna ma sens?
Czy zdalna pomoc psychologiczna ma sens? “Terapia online ma wiele mankamentów”

Mam 40 lat, dwie nastoletnie córki i męża. Nie pracuję zawodowo od ich urodzenia, czego teraz bardzo żałuję. Czuję się samotna i nie spełniona, mam problemy ze snem i z mężem. Mam dość swojego życia – tak mniej więcej – brzmiała wiadomość, którą wysłałam konsultantce WeTalk – platformy oferującej terapię tekstową i pomoc psychologiczną.

Konsultantka po zadaniu kilku pytań zaproponowała mi trzech specjalistów do wyboru. Wskazana przeze mnie psycholożka w półtoraminutowym filmie i krótkiej wiadomości tekstowej przedstawiła swoje doświadczenie zawodowe i poinformowała, że nasza praca będzie polegać na wymianie wiadomości. Ja mogę pisać do niej tak często, jak chcę, a ona będzie odpowiadać raz dziennie w dni robocze, zwykle po godzinie 21.00. Korespondencja trwała prawie dwa tygodnie. Psycholożka zadała mi wiele pytań dotyczących początków mojego małżeństwa, obecnych konfliktów, doświadczenia zawodowego, rodziców i rodzeństwa oraz podzieliła się refleksjami i pomysłami.

Stwierdziła m.in., że lekarstwem byłaby dla mnie aktywność zawodowa i rozwój osobisty oraz że powinnam porozmawiać z mężem i powiedzieć mu, że jeśli nie zmieni swojego zachowania, to ja będę musiała zmienić swoje. Miałam poczucie, że czasem propozycje i pomysły rzucała zbyt szybko, a wnioski wyciągała na podstawie zbyt małej ilości informacji. Trudno było mi jednak oceniać skuteczność jej działania, bo problemy, o których do niej pisałam, były problemami wymyślonej przeze mnie bohaterki (nie mam ani córek, ani męża). Sprawdziłam więc, co na temat zdalnej pomocy psychologicznej mówią badania i eksperci.

 

RÓŻNE FORMY, RÓŻNE CENY

Możliwość udzielania pomocy przez specjalistów od zdrowia psychicznego za pośrednictwem nowych technologii pojawiła się po raz pierwszy w 1959 r. Wtedy to Instytut Psychiatryczny Nebraski
wprowadził sesje telepsychiatrii dla pacjentów przebywających w oddalonym o 200 km szpitalu psychiatrycznym. Pierwsze szerzej dostępne indywidualne sesje psychoterapii online odbyły się w 1995 r. Dzisiaj, w czasie pandemii, zdalna pomoc psychologiczna stała się szczególnie popularna. Pokazuje to chociażby bardzo duży wzrost liczby wyszukiwań w Google fraz „terapia online” oraz „online therapy” na początku marca 2020 r. W kolejnych tygodniach nieco zmalał, ale wciąż utrzymuje się na wyższym poziomie niż przed pandemią.

Najczęściej spotykaną formą e-terapii jest psychoterapia prowadzona za pośrednictwem Skype’a, Zooma lub innego komunikatora, który umożliwia użycie kamery. Kolejną opcją jest sesja przez telefon, podczas której rozmówcy jedynie się słyszą. Rzadsza jest natomiast terapia tekstowa w swoich dwóch odmianach – synchronicznej lub asynchronicznej. W tej pierwszej terapeuta i klient w tym samym czasie rozmawiają ze sobą na czacie. W asynchronicznej zwykle klient pisze do terapeuty, kiedy tylko ma na to ochotę, a on odpowiada mu raz dziennie, o konkretnej godzinie.

Terapia tekstowa często jest udostępniana za pomocą specjalnej platformy, jak np. amerykańskie TalkSpace, BetterHelp czy ReGain albo polski WeTalk. Firmy i specjaliści oferujący terapię zdalną często podkreślają, że jest ona wygodniejsza, bardziej dostępna, bezpieczniejsza i tańsza niż tradycyjna. Z tymi dwiema ostatnimi kwestiami bywa jednak różnie. Ceny sesji wideo zwykle nie odbiegają od cen spotkań na żywo i wahają się między 140 zł a 250 zł. Mejl od terapeuty często kosztuje kilkadziesiąt złotych, ale znalazłam też ofertę, gdzie za 1800 znaków tekstu (to niewiele więcej niż ma wstęp do tego artykułu) liczono sobie 220 zł.

Za „standardowy” abonament tygodniowy na WeTalk trzeba zapłacić 69 zł, za „optymalny” (z jedną sesją wideo w miesiącu) – 79 zł, a za „intensywny” (trzy 30-minutowe sesje wideo w miesiącu) – 109 zł. Czasem więc bywa taniej, nie jest to jednak regułą. Natomiast jeśli chodzi o bezpieczeństwo, to oczywiście wirtualny kontakt chroni nas przed zarażeniem koronawirusem, ale gorzej z ochroną naszej prywatności. I nie chodzi tylko o czytanie korespondencji między terapeutą a pacjentem przez innych pracowników firmy dostarczającej usługę co, jak kilka miesięcy temu opisał „New York Times”, miało miejsce w TalkSpace, ale też o możliwość włamania się kogoś z zewnątrz do naszego komunikatora.

 

PUŁAPKI ZDALNYCH SESJI

Europejskie Towarzystwo Psychoterapeutyczne w swoich zaleceniach wymienia cztery wspomniane wyżej formy terapii online: telefoniczną, wideo, ustrukturyzowaną terapię mejlową (rodzaj terapii asynchronicznej) oraz tekstową synchroniczną. Te formy mają udowodnioną skuteczność. Zastrzega przy tym, że nie nadają się one dla każdego pacjenta i każdego terapeuty, oraz że niosą ze sobą wiele wyzwań i trudności. Tak to wygląda z lotu ptaka. Jeśli jednak spojrzymy przez lupę, zobaczymy, że nie każda forma została równie dobrze przebadana, a zdania terapeutów pracujących w różnych nurtach psychoterapii mogą się między sobą różnić.

Najlepiej potwierdzona jest skuteczność e-terapii behawioralno-poznawczej – doczekała się wielu badań, a nawet metaanaliz. Tegoroczny przegląd systematyczny opublikowany w czasopiśmie „Lancet” potwierdził, że w przypadku zaburzeń depresyjnych jest przynajmniej tak samo skuteczna jak terapia prowadzona na żywo. Na naszym gruncie pracę zdalną z pacjentem za jak najbardziej
dopuszczalną, a w obecnej sytuacji wręcz rekomendowaną, uważa Polskie Towarzystwo Psychoterapii Poznawczej i Behawioralnej. Ale już Polskie Towarzystwo Psychoterapii Psychodynamicznej
pisze na swojej stronie: „Nasze stanowisko dotyczące przenoszenia psychoterapii w przestrzeń wirtualną nie zmieniło się mimo kryzysu. Uważamy, że nasza metoda jest efektywna w bezpośrednim
kontakcie z pacjentem. Spotkania online lub rozmowy telefoniczne mogą służyć podtrzymywaniu relacji terapeutycznej oraz stosowaniu interwencji wspierających w czasie kryzysu”. – W marcu i kwietniu przeszliśmy na sesje zdalne, ale niewielu pacjentów było z tej zmiany zadowolonych.

Mniej więcej jedna trzecia poprosiła o zawieszenie terapii do momentu, kiedy będą możliwe spotkania na żywo. Teraz, w listopadzie, online odbywa się głównie terapia grupowa, a indywidualną prowadzimy w gabinecie, bo uważamy, że jesteśmy w stanie odpowiednio zadbać o bezpieczeństwo – mówi psycholożka i psychoterapeutka Zofia Milska-Wrzosińska, założycielka Laboratorium Psychoedukacji, pracująca właśnie w nurcie psychodynamicznym. – Terapia zdalna ma wiele mankamentów. Dociera do nas ograniczona ilość informacji na temat pacjenta – nie wiemy, czy np. wykonuje niekontrolowane ruchy nogą, zaciska ręce, sztywnieje, czy mowa ciała pokrywa się z tym, co mówi. Nie jesteśmy w stanie wyczuć alkoholu i zapachu nieświeżego ubrania. A to wszystko ma znaczenie. Nie wiemy też, czy pacjent jest w pokoju sam. Słyszałam o kobiecie, która rozpoczęła rozmowę o mężu, którego – jak się dopiero potem okazało – posadziła obok, by przysłuchiwał się sesji. Inna, wędrując z komórką, oprowadzała terapeutę po swoim domu. Do tego nie powinno dochodzić podczas terapii – mówi Zofia Milska-Wrzosińska i podkreśla, że nawet psychoterapeuci z wieloletnim doświadczeniem, chcąc prowadzić terapię zdalną, powinni się wcześniej tego nauczyć.

 

CZY MEJLE LECZĄ?

Najwięcej wątpliwości budzi terapia tekstowa jako najmniej przypominająca tę klasyczną. Zofia Milska-Wrzosińska uważa, że tej formy pomocy w ogóle nie można uznać za terapię, tylko ewentualnie
za poradnictwo. Podobną opinię ma psycholożka i psychoterapeutka dr Agnieszka Mościcka-Teske z Uniwersytetu SWPS: – Terapia ma dwa główne cele: przywrócenie lub wspieranie zdrowia psychicznego oraz zmianę sposobu postrzegania i przeżywania świata zmierzającą ku temu, by człowiek doświadczał mniej cierpienia i łatwiej mu było korzystać ze swego potencjału. Poradnictwo natomiast jest nastawione głównie na przekazanie informacji, np. o tym, gdzie szukać pomocy, jakie są możliwe rozwiązania trudnej sytuacji – tłumaczy. – Jestem sceptycznie nastawiona zwłaszcza do „terapii trzech mejli”, z którą spotkałam się w ofercie jednego z polskich psychoterapeutów. Jak przeczytałam, pierwszy mejl ma służyć rozpoznaniu sytuacji, drugi jej zrozumieniu, a trzeci ma podawać możliwe rozwiązania. Nie wyobrażam sobie, jak można założyć, że w przypadku każdego pacjenta wszystko da się zamknąć w trzech wiadomościach. Poza tym forma mejlowa jest tą najmniej zalecaną w pomocy psychologicznej – mówi Mościcka-Teske i tłumaczy, że rozmowie asynchronicznej brakuje dynamiki, a więc trudniej jest pacjentowi zanurzyć się w jakimś problemie, doświadczyć emocji z nim związanych, nazwać je i domknąć pewną jego część. – A człowiek, co wiemy już od lat 60. ubiegłego wieku, potrzebuje tego, by móc zrobić kolejny krok – wyjaśnia Mościcka-Teske mówi też o głównych udowodnionych naukowo czynnikach leczących w terapii. Pierwszym jest wejście w kontakt i zaufanie, którym pacjent zaczyna obdarzać terapeutę.

Drugi to korygujący wzór relacji z drugą osobą – jeśli podejście do pacjenta ważnych dla niego osób było lub jest krzywdzące, do pewnego stopnia może je wyprostować pełne zrozumienia i akceptacji podejście terapeuty. Trzecim czynnikiem jest wykonywanie zadań proponowanych przez terapeutę. – O te dwa pierwsze trudno, gdy kontakt opiera się na wymianie tekstowych wiadomości – stwierdza Mościcka-Teske. – Sama miałam wiele wątpliwości, gdy wspólnik zaproponował mi stworzenie WeTalk. Jednak okazało się, że za pośrednictwem tej platformy terapeutom udaje się nie tylko zbudować opartą na zaufaniu relację z pacjentem, ale także uzyskać od niego naprawdę wiele informacji – mówi psycholożka Bibianna Muszyńska-Czerewkiewicz, współtwórczyni platformy
WeTalk. – Pacjenci piszą naprawdę długie wiadomości i wysyłają ich wiele w ciągu dnia. Terapeuta może więc zobaczyć przy okazji, jak zmienia się ich nastrój, jak wygląda ich dzień, oraz wyciągnąć
pewne wnioski z tego, że ich zdania stają się na przykład bardziej chaotyczne albo że jest w nich więcej literówek.

 

WSPARCIE GDZIE SZUKAĆ POMOCY – ONLINE NIE DLA KAŻDEGO

Zdalne formy terapii i poradnictwa nie nadają się dla osób z poważnymi zaburzeniami psychicznymi

Wszyscy specjaliści są zgodni co do tego, że największe niebezpieczeństwo terapii, która nie jest prowadzona w gabinecie, wiąże się z ograniczoną możliwością interwencji, gdy pacjent zamierza
popełnić samobójstwo lub skrzywdzić inną osobę. Na stronach oferujących e-pomoc jest zwykle wyraźnie zaznaczone, że zdalne formy nie nadają się dla osób z poważnymi zaburzeniami psychicznymi. Dodatkowo podany jest numer telefonu, pod który można dzwonić przez całą dobę w sytuacji kryzysowej – w Polsce to Linia Wsparcia prowadzona przez Fundację ITAKA: 800 702 222.

Według Europejskiego Towarzystwa Terapeutycznego terapia asynchroniczna ułatwia niektórym pacjentom otwarcie się przed terapeutą. Również dr Agnieszka Mościcka-Teske dostrzega pewne jej zalety: pisanie pomaga porządkować myśli, a możliwość przeanalizowania korespondencji pozwala spoglądać na problemy z pewnego dystansu. – Niektórzy pacjenci potrzebują też częstszego wsparcia niż cotygodniowe, więc świadomość, że ktoś codziennie o nich myśli, towarzyszy im przynajmniej w wirtualnym świecie, może być dla nich szczególnie cenna – mówi. A ja przypominam sobie w tym momencie koleżankę, która kilka razy zaczynała klasyczną terapię i szybko z niej rezygnowała, bo – jak twierdziła – wtedy kiedy najbardziej potrzebowała rozmowy, akurat nie miała wizyty. Jej pomoc tekstowa pewnie bardzo by się spodobała.

Ewa Pągowska – dziennikarka i redaktorka, uprawia tai chi, lubi wspinaczkę, planszówki i literaturę dziecięcą.

 

Więcej:terapia