To rośliny rządzą ludźmi. Psychodeliczny renesans odkrywa przed nami nowy wymiar ewolucji

„Wiedziałem, że otrzymałem bezcenny prezent, a mianowicie – gnozę i mądrość pochodzącą prosto z serca/umysłu planetarnej inteligencji”. Tak Dennis McKenna, wspomina swoją psychodeliczną wizję, której doznał, gdy pierwszy raz wypił ayahuaskę z wyznawcami União do Vegetal. Przeczytajcie fragment książki „Gdy rośliny śnią: ayahuasca, amazoński szamanizm i ogólnoświatowy renesans psychodeliczny” Daniela Pinchbecka i Sophi Rokhlin.
To rośliny rządzą ludźmi. Psychodeliczny renesans odkrywa przed nami nowy wymiar ewolucji

ROZDZIAŁ DRUGI

BOTANICZNE PRAGNIENIE

Amazońskie rośliny tworzą szeroki wachlarz substancji chemicznych, aby za ich pomocą przyciągać zapylaczy i odstraszać stworzenia, które mogłyby stanowić zagrożenie. Do produkowanych przez nie związków należy między innymi duża grupa związków azotowych nazywanych alkaloidami. (…) Niektóre rośliny wywierają nawet toksyczny albo psychoaktywny wpływ na istoty, które je zjadają. Za tego rodzaju efekty często odpowiadają alkaloidy.

Do grupy alkaloidów należą środki stymulujące takie jak kofeina, teobromina (substancja czynna zawarta w kakao), kokaina i nikotyna; lekarstwa (chinina, epinefryna czy morfina); trucizny (strychnina, kurara) oraz psychodeliki (psylocyna, meskalina, dimetylotryptamina czy beta-karboliny występujące w Banisteriopsis caapi). Powodują one u ludzi szerokie spektrum efektów. Kofeina i kokaina wywołują silne pobudzenie, czekolada wywołuje ciepłe uczucie błogości, heroina wywołuje tymczasowy stan nirwany, a psychodeliki poszerzają percepcję i wywołują fraktalne halucynacje.

Do związków chemicznych pobudzających reakcje w ludzkim mózgu i układzie nerwowym należą feromony, tryptaminy, fenetylaminy i metyloksantyny. Składają się one na coś, co niezwykle oryginalny psychodeliczny filozof Terence McKenna nazwał „molekularnym magazynem natury”. Chodzi tutaj o szeroki wachlarz substancji, które wchodzą w interakcje ze zwierzęcymi procesami neurologicznymi związanymi z przetwarzaniem danych zmysłowych. Gdy wciągamy je do nosa, wypijamy, zjadamy albo nawet przyjmujemy przez skórę, psychoaktywne składniki zawarte w roślinach (a także w ekstraktach z niektórych owadów i płazów) powodują paraliż, psychozę, pobudzenie seksualne, stan rozszerzonej percepcji zmysłowej albo „restart” układu odpornościowego. Mogą one również wywoływać doświadczenia o charakterze transcendentalnym, a według wielu relacji – również telepatycznym.

McKenna zaproponował kontrowersyjną hipotezę, według której istnienie tak szerokiego wachlarza alkaloidów o zróżnicowanym wpływie na ludzki mózg i układ nerwowy nie jest wyłącznie przypadkowym produktem ubocznym mechanizmów obronnych, których celem jest odstraszanie owadów i innych szkodników. Nazywał te substancje psychoaktywne „egzoferomonami” i postrzegał je jako coś w rodzaju chemicznych posłańców, którzy zostali stworzeni przez świat roślin, aby wpływać na zachowanie innych gatunków, takich jak gatunek ludzki.

Gdy jego brat, etnobotanik Dennis McKenna, wypił ayahuaskę z wyznawcami Uniao do Vegetal (brazylijskiej organizacji religijnej używającej tego wywaru jako sakramentu), doznał wizji, którą opisał w następujący sposób: „Stałem się czującą cząsteczką wody, która w przypadkowy sposób przesączała się przez glebę wśród plątaniny ogromnych korzeni pnącza Banisteriopsis będącego Drzewem Świata. Czułem chłód i wilgoć otaczającej mnie ziemi. Miałem wrażenie, że znajduję się w ogromnym podziemnym zbiorniku wodnym, że jestem tylko jedną kroplą pośród miliardów innych kropli (…). Czułem się tak, jakby zgniatała mnie nieustępliwa siła ciśnienia osmotycznego. W pewnym momencie zostałem błyskawicznie przeniesiony do wnętrza korzeni Banisteriopsis”.

 

McKenna stwierdził: „Coś niosło mnie przez elokwentne żyły w kierunku nieznanego celu”. Znalazł się pośród niesamowitych komórkowych mechanizmów zmieniających światło w „molekularną esencję życia”, po czym wylądował na czymś w rodzaju taśmociągu i trafił do miejsca, w którym zachodzi fotosynteza. Jego świadomość eksplodowała i osiągnął stan, który opisał następująco: „Uderzył we mnie potężny ładunek energii emitowanej przez przetworniki używające kwasu fitowego, a moja biedna dusza została rozerwana na strzępy”. Gdy ta wizja dobiegła końca, znalazł się wewnątrz „macierzy” decydującej o biochemicznym składzie rośliny.

Po chwili niespodziewanie wzniósł się ponad ogromny amazoński las deszczowy i spojrzał na niego z góry: „Panorama rozciągająca aż do wygiętej linii horyzontu była niebieska, zielona i niebieskozielona. Widziałem pod sobą bujną roślinność i płynące pośród niej lśniące rzeki. Całość wyglądała jak zielona pleśń pokrywająca ogromną szalkę Petriego (…). Czułem wściekłość i gniew w stosunku do mojego pazernego i destrukcyjnego gatunku, który bezmyślnie niszczy całe ekosystemy i wypala tysiące akrów lasu deszczowego, ale w niewielkim stopniu przejmuje się szkodami, które wyrządza”. Zaczął płakać. Nagle przemówił do niego jakiś głos: „Wam, małpom, tylko się wydaje, że o wszystkim decydujecie. Chyba nie sądzicie, że naprawdę pozwolilibyśmy na coś takiego?”.

Poczuł falę ulgi. „Wiedziałem, że usłyszałem głos wszystkich gatunków wchodzących w skład planetarnej biosfery”, wspomina Dennis McKenna. „Wiedziałem, że otrzymałem bezcenny prezent, a mianowicie – gnozę i mądrość pochodzącą prosto z serca/umysłu planetarnej inteligencji”.

Uważamy, że ludzie uprawiają rośliny. Czy jednak jesteśmy w stanie wyobrazić sobie coś odwrotnego? Michael Pollan w wydanej w 2011 roku książce The Botany of Desire w żartobliwy sposób wyśmiewa naszą naiwną egocentryczną koncepcję nadrzędności człowieka i wspomina o wielu roślinach (jabłkach, marihuanie, kukurydzy i ziemniakach), które skutecznie wykorzystują ludzi, żeby się rozmnażać. Sugeruje, abyśmy spojrzeli na historię z punktu widzenia flory. Z tej perspektywy może się wydawać, że przebiegli członkowie królestwa roślin nas „udomowili” i ukształtowali naszą cywilizację w taki sposób, by służyła ich celom reprodukcyjnym. Pollan uważa, że rolnictwo jest „czymś, co trawy zrobiły ludziom”, a nie na odwrót.

W epoce kredy dolnej (czyli 125–100 milionów lat temu) pojawiła się grupa roślin nazywanych okrytonasiennymi. Dysponują one techniką, za sprawą której są w stanie zachęcić zwierzęta i owady do tego, żeby pomagały im się rozmnażać i rozprzestrzeniać. Na drodze ewolucji wykształciły kwiaty – eleganckie, barwne i pachnące twory mające zwiększać widoczność i przyciągać gatunki zapylaczy. Późniejsze wydarzenia Pollan opisuje w następujący sposób:

Grupa roślin okrytonasiennych dopracowała swoją podstawową strategię opartą na wykorzystywaniu zwierząt i podporządkowała sobie jedno konkretne zwierzę, które w wyniku ewolucji zaczęło nie tylko swobodnie przemieszczać się po całej kuli ziemskiej, ale również myśleć i wymieniać się skomplikowanymi ideami. Te rośliny opracowały niezwykle pomysłową strategię: nie muszą się poruszać i myśleć, ponieważ robimy to za nie”.

Rewolucja agrarna była reprodukcyjną bonanzą dla kukurydzy, pszenicy, jabłek i wielu innych gatunków. W swoim opisie międzygatunkowej symbiozy Pollan stosuje zabieg literacki polegający na antropomorfizowaniu roślin, aby pokazać, że tylko nam się wydaje, że jesteśmy siłą napędową dla ewolucji. Istnieje prawdopodobieństwo, że w świecie natury funkcjonują również inne siły, które posługują się nami w równie dużym stopniu, w jakim my posługujemy się nimi. Takie same sugestie pojawiły się w odniesieniu do zwierząt z rodziny psowatych. Czy ludzie udomowili psy, czy też może psy nauczyły się wpływać na nasze zachowania w taki sposób, żebyśmy im pomagali?

 

W ciągu wieków człowiek szybko osiągnął znaczącą pozycję na Ziemi i opracował metodę naukową, która skutecznie pomogła nam odkryć tajemnice przyrody. W rezultacie stworzyliśmy zniekształcony model ewolucji. Obecnie uważamy, że zajmujemy miejsce na szczycie piramidy życia ziemskiego – że znajdujemy się na samej górze łańcucha pokarmowego i mamy nad wszystkim kontrolę. Skomplikowane ekosystemy nie są jednak piramidami, na których szczycie znajduje się jeden gatunek. Powinniśmy raczej postrzegać je jako współzależne zbiorowości złożone z wielu organizmów.

Ludzkie ciała składają się z innych form życia. Według mikrobiolożki Carolyn Bohach z University of Idaho jesteśmy w dziewięćdziesięciu procentach drobnoustrojami i tylko w dziesięciu procentach ludźmi. W naszych ciałach znajduje się bowiem ponad sto bilionów mikroorganizmów, można więc powiedzieć, że nosimy w swoim fizycznym organizmie całą historię życia na Ziemi. Jesteśmy dosłownie zbudowani z naszych pradawnych przodków – z tlenowych i beztlenowych bakterii, a także z koewoluujących wirusów. Ten punkt widzenia pomaga zrozumieć, że podstawowym paradygmatem ewolucji jest symbioza, a nie agresja, rywalizacja czy „przetrwanie najlepiej przystosowanych”.

Nasza relacja z psychoaktywnymi roślinami bezustannie kształtuje ludzką historię i cywilizację, a przy okazji przekształca kulturę. (…) W latach sześćdziesiątych XX wieku marihuana i dietyloamid kwasu lizergowego (LSD) wywołały w świadomości zmiany, które przemieniły całe pokolenie. LSD nie występuje w naturze, ale jest blisko spokrewnione z substancją obecną w sporyszu, którego średniowieczne akuszerki używały do wywołania skurczów mięśni u ciężarnych kobiet. W 1966 roku LSD zostało zdelegalizowane w Stanach Zjednoczonych. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że rozbudzanie empatii i otwieranie świadomości za pomocą środków chemicznych przyczyniło się w latach sześćdziesiątych do powstania potężnych ruchów na rzecz sprawiedliwości społecznej, ekologii, życia wspólnotowego i wyzwolenia seksualnego.

W tym samym czasie radykałowie obawiali się tego, że za sprawą stosowania substancji rozszerzających umysł młodzi ludzie są mniej zainteresowani działaniami politycznymi i bardziej skupiają się na eksplorowaniu swojej wewnętrznej rzeczywistości. Rozdźwięk pomiędzy sferą osobistą a sferą polityczną – czyli pomiędzy uzdrawianiem własnej jaźni a uzdrawianiem świata – pozostaje zagadką i problemem, z którym nadal zmagają się ruchy związane z nową duchowością i świadomością psychodeliczną.

 

Od lat pięćdziesiątych XX wieku psychodeliki takie jak LSD i magiczne grzyby przyczyniły się do wielu przełomów w różnych dziedzinach, począwszy od sztuki, przez biotechnologię, a skończywszy na informatyce. Kiedy w 1993 roku amerykański biochemik Kary Mullis otrzymał Nagrodę Nobla za swoją nowatorską pracę nad reakcją łańcuchową polimerazy, otwarcie mówił o tym, że źródłem inspiracji były dla niego podróże psychodeliczne. Wielu informatyków, którzy w latach sześćdziesiątych dokonali kluczowych przełomów w dziedzinie obliczania rozproszonego i stworzyli w ten sposób fundament dla narodzin internetu, było zapalonymi eksploratorami psychodelicznymi.

Na przykład technologiczny magnat Steve Jobs z firmy Apple powiedział: „Przyjęcie LSD było dla mnie niezwykle głębokim doświadczeniem i uważam je za jedno z najważniejszych wydarzeń w moim życiu. LSD pokazuje, że istnieje druga strona medalu. Nie pamiętasz o niej po powrocie do codziennej świadomości, ale ją znasz”. Ta wypowiedź pojawia się w jego biografii napisanej przez Waltera Isaacsona.


Książka “Gdy rośliny śnią” ukazało się nakładem wydawnictwa Cień Kształtu (tłum. Maciej Lorenc).

Daniel Pinchbeck jest autorem bestsellerowych książek Przełamując umysł, 2012: The Return of Quetzalcoatl oraz How Soon Is Now?. Jest również współzałożycielem magazynu internetowego „Reality Sandwich” i platformy internetowej Evolver.net. Jego eseje i artykuły pojawiły się w takich czasopismach jak „The New York Times”, „Esquire”, „Rolling Stone” czy „Art-Forum”, a oprócz tego pracował jako felietonista dla „Dazed & Confused”.

Sophia Rokhlin jest antropolożką i pracuje wolontariacko dla instytucji, które zajmują się prawami człowieka i ekologią. Koordynuje program permakulturowy we współpracy z Chaikuni Institute i kieruje projektem dotyczącym ochrony ayahuaski w ośrodku Temple of the Way of Light w peruwiańskiej Amazonii.