Trzy wieki krzyżackiej zarazy

W jaki sposób zakon zaczął nawracanie Prusów, ilustruje już jego pierwszy kontakt z pogańskim wielmożą. Nazywał się Pipin, pochodził z Pomezanii i w 1231 r. opanował część ziemi chełmińskiej z grodami w Rogowie i Starogrodzie. Następnie ulokował się w jakimś grodzie nad jeziorem w pobliżu późniejszej Pigży – ta nazwa została urobiona najpewniej od jego nazwiska. W miejscu, w którym w Starogrodzie koło Chełmna istniał gród, być może ten zajęty przez Pipina, powstał później zamek krzyżacki. Zemsta Krzyżaków za zbrodnie popełniane na chrześcijanach była okrutna. Ukarali więc Pipina tak, jak to robili ze wszystkimi odstępcami od wiary lub świętokradcami. Po schwytaniu przywiązali go do końskiego ogona i powlekli do Torunia, gdzie go albo powieszono na pierwszym lepszym drzewie, albo też wykonano na nim karę kiszek. Polegała na tym, że ofierze rozcinano brzuch, wydzierano trzewia i przybijano do drzewa. Nieszczęśnik musiał biegać dookoła tak długo, aż skonał.

Cokolwiek by mówić o Krzyżakach, jedno jest pewne – sami ich sobie na kark sprowadziliśmy. Zrobił to Konrad Mazowiecki w 1226 r. Nadał im dwa grody opodal dzisiejszego Torunia i ziemię chełmińską. Sądził, że zrobił świetny interes. Pomylił się

Począwszy od XIII wieku, na pograniczu polsko-pruskim coraz częściej zaczęło dochodzić do zbrojnych potyczek. Plemienne i ponadplemienne organizacje pruskie rosły w siłę i zaczęły przeciwdziałać nasilającej się akcji chrystianizacyjnej i kolonizacyjnej ze strony polskiej. Zaczęło się od najazdów na tereny pruskie, które znalazły się w strefie polskich wpływów, a później Prusowie poczynali sobie coraz śmielej, grabiąc i pustosząc nadgraniczne ziemie, szczególnie Mazowsze i Kujawy. Konrad Mazowiecki próbował więc znaleźć sojusznika, kogoś, kto za niego spacyfikuje pogańskiego sąsiada. Postawił na Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, niepomny złych doświadczeń węgierskich z Krzyżakami, którzy zaproszeni przez Andrzeja II, natychmiast próbowali stworzyć na nadanych sobie ziemiach niezależne państwo. Konrad naiwnie wierzył, że rycerze zakonni zapewnią mu spokój na granicy, a on w tym czasie zdobędzie koronę królewską i z czasem włączy Prusy do swego państwa.

PIPIN OKRUTNIE UKARANY

Potomkowie Pipina woleli nie dzielić losu ojca. Po otrzymaniu od zakonu nadań ziemskich w okolicach Gont w Pomezanii, a później też w rejonie Ostródy, walczyli po stronie Krzyżaków, składali im daniny, a nawet dostarczali wozów i koni, kiedy gdzieś w okolicy stawiano zamek. To samo musieli robić inni pokonani przez zakon krzyżacki Prusowie. Ci, którzy podporządkować się nie chcieli, mieli do wyboru śmierć lub ucieczkę na Litwę.

CŁA KSIĄŻĘCE I PUSZKA ZE ŚWIĘTĄ GŁOWĄ

Spośród władców Polski pierwszy na Krzyżakach poznał się książę Pomorza Gdańskiego Świętopełk. Zbudował gród w Sartowicach i jak większość panujących zaczął pobierać cło od statków płynących Wisłą. Pobierał je również od statków krzyżackich, a to władzom zakonnym już się nie podobało. W nocy z 3 na 4 grudnia 1242 roku, a więc w wigilię św. Barbary, niewielki oddział krzyżacki ze Starogrodu koło Chełmna zakradł się pod wały obronne Sartowic i podstępnie zdobył gród. Jak zwyczajni rabusie Krzyżacy przetrząsnęli w nim wszystkie pomieszczenia i „znaleźli w pewnej piwnicy skrzynię, czyli kufer, a w nim srebrną puszkę, a w puszce głowę świętej Barbary”. Cenną relikwię Krzyżacy uznali za dar od Boga i natychmiast ją zrabowali.

Puszkę z zawartością uroczyście przenieśli do Chełmna, a później umieścili w kaplicy na zamku w Starogrodzie. Tu znajdowała się aż do wybuchu wojny 13-letniej, kiedy to relikwiarz przeniesiono do Malborka. Był tam trzy lata, do zajęcia zamku przez wojska polskie. W 1457 roku po wkroczeniu na zamek król Kazimierz Jagiellończyk podarował relikwię klasztorowi w Czerwińsku i tutaj znajduje się do dzisiaj (herma, czyli relikwiarz  w kształcie popiersia, przechowywana jest na plebanii bazyliki Zwiastowania NMP). Znacznie gorzej historia obeszła się z sartowickim grodem. Zniszczony został podczas wojny pomiędzy Świętopełkiem i Krzyżakami, po czym na miejscu zabudowań postawiono kaplicę pod wezwaniem św. Barbary. Stała jeszcze w XVII w., później uległa zniszczeniu. Dziś tam, gdzie kiedyś stał gród (charakterystyczne wzniesienie we wsi Sartowice w odległości około 8 km od Świecia nad Wisłą, odcięte od wschodu i zachodu głębokimi wąwozami), znajduje się kościół zbudowany w XIX wieku.

KRZYŻACY DOBRZY, KRZYŻACY ŹLI

 

Przez cały XIII w. książęta polscy uważali Krzyżaków za sojuszników. Gdy w 1241 r. południową część kraju najechali Tatarzy, jakiś oddział krzyżacki wspomagał rycerstwo polskie w bitwie pod Legnicą. O tym, że zakon nie będzie jednak sojusznikiem Polski, nasi przodkowie przekonali się bardzo szybko. W 1308 r. po Pomorze Gdańskie sięgnąć postanowili Brandenburczycy. Władysław Łokietek nie był w stanie przyjść z pomocą załodze oblężonego Gdańska, dlatego zwrócił się o pomoc do Krzyżaków. Ci chętnie się zgodzili. Przegnali Brandenburczyków spod Gdańska, ale nie po to, by zwrócić go Łokietkowi. Wieczorem 12 listopada 1308 r. sami zajęli miasto i dokonali rzezi wśród mieszkańców. Jak zeznawano w późniejszych procesach, „krwi płynęło po ulicach tyle, że psy ją lizały, a mordowanym nie pozwalano dokończyć nawet spowiedzi”. Prawdopodobnie zginęło około tysiąca mieszczan, w tym dzieci w kołyskach. Gdy dowiedział się o tym książę inowrocławski Kazimierz, który w imieniu Łokietka zarządzał Pomorzem, wyjechał w środku nocy z Tczewa i nad ranem pojawił się w obozie krzyżackim pod Gdańskiem. Dowodzący Krzyżakami Henryk von Plotzke był akurat na mszy.

Pruski mistrz krajowy przyjął księcia bardzo uprzejmie, ale o opuszczeniu Gdańska słyszeć nie chciał. Chociaż Kazimierz błagał go, by „zaniechał zdobywania, niszczenia i palenia kraju”, von Plotzke odmówił. Zdobył się nawet na szczerość. Powiedział, że „bardzo mu się podobało, że Kazimierz z bratem kraj ten trzymali niż kto inny, potężniejszy, i że on sam posiadać go teraz woli, niżby się komu innemu miał dostać”. Jeszcze tego samego dnia książę Kazimierz wrócił do Tczewa, ale tutaj czekała go następna przykra niespodzianka. Oddziały krzyżackie właśnie zajmowały miasto i szykowały się do szturmu na gród. Nie mogąc go obronić, Kazimierz opuścił go wraz z załogą i przeniósł się do Świecia, ale wkrótce i ten gród został zajęty przez Krzyżaków.

Pierwotny zespół warowny w Gdańsku zbudowany został przez Piastów w drugiej połowie X w. Drewniany dwór położony był między brzegiem rzeczki Motławy a współczesnymi ulicami: Sukienniczą, Wartką, Karpią i Na Dylach. Po zamku wybudowanym przez Krzyżaków pozostało niewiele: wycinek zewnętrznego muru obronnego i baszty oraz usytuowana nieopodal Baszta Łabędź (dawniej Rybacka). Pozostałości budowli można oglądać przy ulicy Wartkiej na terenie zwanym Zamczyskiem (400 m na północ od Żurawia Gdańskiego). Gród w Tczewie znajdował się w dolinie Wisły. Od zachodu przylegał do wzgórza, na którym zbudowano miasto, i sąsiadował z klasztorem Dominikanów.

MURY LIPIENKA I DREWNIANE GRODY

W okresie całego swojego panowania Władysław Łokietek starał się, by odzyskać Pomorze. Ku oburzeniu Kościoła sprzymierzył się nawet z pogańską Litwą, ale Krzyżacy okazali się silnym przeciwnikiem. Gdy Łokietkowi udało się zgromadzić armię i zaatakował siły krzyżackie w ziemi chełmińskiej, miał trudności ze zdobyciem nawet mniejszych zamków. Kowalewo i Lipienko wojska polskie (wspomagane posiłkami węgierskimi i ruskimi) oblegały jesienią 1330 r. Łokietek rozłożył się obozem pod murami Lipienka. Osobiście kierował jego oblężeniem, udało mu się nawet ściągnąć machiny miotające. Obroną zamku dowodził komtur ziemi chełmińskiej Otto von Luterberg, który miał do dyspozycji silną załogę.

Krzyżacy zbudowali zamek tuż przed pojawieniem się tam wojsk polskich i nie jest wykluczone, że nie był jeszcze ukończony. Twierdza stała na długim półwyspie, który zewsząd otaczały podmokłe łąki, bagna i wody jeziora. Zamek można było zdobywać tylko od strony przedzamcza, na które wjeżdżało się od wschodu przez wybitą w murze obronnym bramę. Dostępu do niej bronił najeżony strzelnicami budynek oraz szeroka na 20 m i głęboka na 4 m fosa. Wojska królewskie stały pod murami Lipienka prawie dwa tygodnie, ale ponawiane co jakiś czas szturmy nie przyniosły efektu. Polakom zaczął doskwierać brak żywności i paszy, zaczęli więc pustoszyć tereny ziemi chełmińskiej. By zapobiec dewastacji kraju, komtur grudziądzki zaproponował rozejm.

Latem następnego roku zaatakowali Krzyżacy. Ich armia wkroczyła na ziemie polskie, docierając aż do Kalisza i Sieradza. Szczupłe siły polskie mogły tylko podążać w ślad za nimi, a drewniane w większości polskie grody płonęły jak pochodnie. Doszło tylko do jednej poważnej bitwy, na którą złożyło się kilka potyczek. Najpierw pod Radziejowem Polacy zaskoczyli tylną straż armii krzyżackiej, odnosząc zwycięstwo, a kilka godzin później odpoczywające pod Płowcami wojska królewskie zaskoczył spieszący z pomocą drugi oddział sił krzyżackich. Trudno powiedzieć, kto zwyciężył, bo obie strony wycofały się z pola walki z dużymi stratami. Zamek w Lipienku (woj. kujawsko-pomorskie, powiat chełmiński, gmina Lisewo) ulokowany był na półwyspie, który wcinał się w jezioro zwane dzisiaj Zamkowym. Obecnie z zamku właściwego zachowały się fragmenty murów, kolebkowo sklepiona piwnica w okolicach bramy wjazdowej, znaczne fragmenty murów wzmacniających skarpy wzniesienia i fosy, a także mur przeciwskarpy fosy.

Bitwa pod Płowcami została upamiętniona w 1961 r. 22-metrowym obeliskiem. Zajął miejsce pomnika, który stał tu przez sto lat, począwszy od 1818 roku. W jego fundament wbudowany był głaz narzutowy z napisem ułożonym przez Juliana Ursyna Niemcewicza: „R–u 1331 d. 27 Wrzes. za Władysława Łokietka, króla polsk. mieysce sławne zwycięstwem nad Krzyżakami odniesionem i pochowaniem rycerzów polskich wraz z 2000 Krzyżakami tu pod Płowcami poległych. 1818 r. J.B.”. Podczas pierwszej wojny światowej pomnik został zniszczony  przez armię pruską. Ponieważ ocalało zdjęcie głazu z czytelnym napisem, został skrupulatnie zrekonstruowany.

ZDRADA STAROSTY I DZIAŁA KURZĘTNIKA

Kolejne zbrojne starcie zaczęło się w 1409 r., ale wcześniej zarówno Polacy, jak i Krzyżacy solidnie się do niego szykowali. Wzmacniano zamki, kupowano broń, gromadzono zapasy żywności i werbowano szpiegów. W tej ostatniej dziedzinie Krzyżacy zdobyli pewną przewagę – udało im się pozyskać szpiega pierwszorzędnej rangi. Tomek z Węgleszyna herbu Jelita był jednym z najwyższych dostojników w Koronie. Przed wybuchem wielkiej wojny w 1409 r. pełnił urząd kasztelana sandomierskiego, starosty generalnego Wielkopolski i starosty bydgoskiego. Zapewniało mu to szeroki dostęp do tajnych informacji dotyczących sytuacji politycznej w Polsce, i wiele przesłanek zdaje się wskazywać, że istotnie jakieś informacje Krzyżakom dostarczał. W jednym z listów komtur krzyżacki ze Świecia informuje wielkiego mistrza, że „pan starosta Thomken” przesłał mu „w szczególnej tajemnicy” pisma informujące o zamierzeniach militarnych Polski.

Tomek z Węgleszyna zmarł w 1409 r., tuż po wybuchu wojny, w okolicznościach, które mogą budzić zastanowienie. Według Długosza na wieść o zdobyciu przez Krzyżaków Bydgoszczy doznał apopleksji. Podczas ataku nie przebywał w grodzie, a burgrabią bydgoskiego zamku był wówczas Bernard, którego w Polsce otwarcie oskarżano o zdradę. Bernarda bezpośrednio po klęsce Bydgoszczy Władysław Jagiełło ukarał więzieniem. Niewykluczone zatem, że starosta wcale nie zmarł na skutek apopleksji, lecz – skompromitowany – popełnił samobójstwo bądź został wręcz zlikwidowany za zdradzieckie knowania z Krzyżakami. O wyniku wielkiej wojny z Krzyżakami zadecydowało zwycięstwo w bitwie pod Grunwaldem, ale niewiele brakowało, by do rozstrzygnięcia doszło już pod Kurzętnikiem. Tamtejszej przeprawy przez Drwęcę chroniły główne siły wojsk krzyżackich, wyposażone w bombardy takie jak ta, która obecnie znajduje się w zbiorach muzeum w Kwidzynie. Na szczęście dowództwo armii polsko-litewskiej zorientowało się w sytuacji i zmieniło kierunek marszu. Gród w Bydgoszczy usytuowany był nad Brdą w okolicy dzisiejszego placu Kościeleckich, ul. Grodzkiej i Bernardyńskiej. Wzgórze, które tam się znajdowało jeszcze w XIX w., zostało zniwelowane i zabudowane. Z zamku w Kurzętniku (wieś położona nad Drwęcą, ok. 4 km od Nowego Miasta Lubawskiego) pozostały do dziś mury przyziemia wież i resztki murów podzamcza.

KOPIEC WOJNY I KAMIEŃ POKOJU

 

Wielka wojna okazała się dla państwa zakonu krzyżackiego zgubna. Od tej pory wszystkie starcia polsko-krzyżackie odbywały się już na terenie Prus, co z jednej strony spowodowało niezadowolenie poddanych z krzyżackich rządów, z drugiej zaś prowadziło do wielkich zniszczeń w kraju. Najbardziej niszcząca dla Prus była wojna w 1414 r. By uniemożliwić Polakom zaprowiantowanie, Krzyżacy na terenie swego kraju zastosowali taktykę „wypalonej ziemi”. Również wojska unii bezkarnie buszowały po Prusach i pustoszyły je, by zdobyć żywność i łupy. W odległości ok. 15 km od Grudziądza znajduje się wieś Plemięta, a tu charakterystyczne wzniesienie w kształcie kopca. Okoliczna ludność długo wierzyła, że ongiś stał tutaj pałac książęcy i że jej właścicieli pochowano wewnątrz tego kopca. W latach 70. XX w. wzniesieniem zainteresowali się archeolodzy. Kopiec przebadano i odkryto pozostałości drewnianej wieży mieszkalno-obronnej z XIV–XV wieku. Jej właścicielem był najprawdopodobniej jakiś średnio zamożny rycerz, który być może zginął tutaj wraz z rodziną, skoro poza narzędziami i bronią w wypalonych zgliszczach wieży znaleziono również kości 2 mężczyzn, 3 kobiet i 4 dzieci.

Łatwo można sobie wyobrazić dramat, który się tutaj rozegrał. W 1414 r., kiedy pobliski zamek krzyżacki w Brodnicy był oblegany przez armię polsko-litewską, jej podjazd pojawił się też w Plemiętach. Wieś stanowiła wtedy własność rycerza chełmińskiego Kunczego, który prawdopodobnie był wśród obrońców. Wieża mogła oprzeć się nachalnemu sąsiadowi lub nielicznej grupie rabusiów, ale nie silniejszemu liczebnie oddziałowi zbrojnych. Podpalona przez najeźdźców spłonęła doszczętnie, grzebiąc w zgliszczach obrońców. Wojna głodowa nie zakończyła sporu polsko-krzyżackiego. Nie była go w stanie zakończyć także wojna, która wybuchła już w sierpniu 1422 r. Pokój, zawarty dwa miesiące później nad jeziorem Mełno, też niczego nie załatwiał. Litwa otrzymała Żmudź, która od dawna była już w jej ręku, Polska zaś niewielki obszar na lewym brzegu Wisły, naprzeciw Torunia, ale jednocześnie ponownie musiała zrezygnować z ziem Pomorza Gdańskiego oraz ziemi chełmińskiej. Spór pozostawał nierozwiązany. Porozumienie zawarto ponoć na wielkim głazie, który do dziś leży opodal brzegów jeziora.

Wieś Plemięta
znajduje się w odległości około 15 km na wschód od Grudziądza. Znalezione tu przedmioty eksponowane są w muzeum w Grudziądzu. Jezioro Mełno położone jest w odległości ok. 25 km na wschód od Grudziądza przy trakcie kolejowym do Brodnicy. Nad jeziorem leży głaz, na którym według mieszkańców podpisano pokój z Krzyżakami.

MISJA TRZECH KOMTURÓW

W 1431 roku wojna wybuchła ponownie. Krzyżacy zaatakowali Polskę, mimo że wcześniej zapewniali, że tego nie uczynią. Konsternacja i oburzenie zapanowały wszędzie, nawet w Prusach. Tutejsze rycerstwo i miasta otwarcie zaczęły manifestować niechęć do Krzyżaków. W 1432 roku rycerze pruscy, których wielki mistrz wezwał do udziału w wyprawie na Polskę, odmówili wyjścia w pole, po czym przez 8 dni stali bezczynnie nad granicą i po skonsumowaniu zapasów powrócili do domów. Podobnie uczyniło pospolite ruszenie, które przez 4 tygodnie tkwiło pod Brodnicą i burzyło się. Odtąd buntownicze nastroje miejscowej ludności przeciwko Krzyżakom nasilały się. Pod koniec 1453 r. w miastach mówiono już tylko o otwartym powstaniu przeciwko zakonowi, w takiej więc sytuacji z Malborka wyruszyło do Torunia trzech wysokich dostojników krzyżackich z wielkim marszałkiem zakonu na czele. Zamierzali dogadać się z przywódcami konfederatów, ale na rozmowy było już za późno. Gdy zbliżali się do Torunia, okazało się, że powstanie przeciwko Krzyżakom właśnie wybuchło. Był początek lutego 1454 r.

Wysłannicy krzyżaccy schronili się na zamku w Papowie Biskupim. Sądzili, że dotrwają tu do nadejścia oddziałów krzyżackich, a tymczasem zamiast nich pod murami zamku stanęła grupa powstańców wspomagana przez czeskich najemników. Oddziałem dowodził rycerz z ziemi chełmińskiej Otto Machwitz, jeden z przywódców antykrzyżackiej konfederacji. Z wysłannikami zakonu nie zamierzał negocjować. Zażądał, by natychmiast się poddali. Nieliczna załoga krzyżacka nie była w stanie obronić zamku. Powstańcy zdobyli go w zaledwie jeden dzień i trzej dostojnicy zakonu dostali się do niewoli. Wraz z miejscowym prokuratorem odesłano ich do Torunia. Wśród przekleństw i wyzwisk pospólstwa oprowadzano ich po ulicach, później osadzono w więzieniu i trzymano tam w potwornych warunkach parę lat. W końcu wyszli na wolność, kiedy dookoła trwała już wojna. Do historii przeszła pod nazwą trzynastoletniej.

Papowo Biskupie znajduje się w odległości ok. 30 km od Torunia i 12 km na południe od Chełmna. Do dnia dzisiejszego zachowały się tu ruiny zamku, który prawdopodobnie został częściowo spalony i zburzony w 1458 roku. Z murów pozyskiwano materiały budowlane, m.in. do powstającego w Chełmży seminarium duchownego. Zachowały się – do wysokości pierwszego piętra – mury skrzydła północnego zamku i po części – wschodniego i zachodniego.

DWIE BITWY

Trudno zliczyć, ilu malarzy, grafików i drzeworytników uwieczniło bitwę pod Grunwaldem. Bitwa pod Chojnicami nie miała już tyle szczęścia. Powstał chyba tylko jeden obraz, który ją upamiętnił. Namalował go mało znany malarz niemiecki Fryderyk Grotemayer w 1904 r. Obraz powstał na zamówienie Rady Miejskiej Chojnic i najprawdopodobniej przez cały czas prezentowany był w tamtejszym ratuszu. Dopiero w roku 1969 został przekazany miejscowemu muzeum. Po konserwacji dokonanej w 1990 r. był wystawiany w Bramie Człuchowskiej, po czym niedawno powrócił do ratusza, do sali obrad. Bitwa pod Świecinem w ogóle nie została sportretowana, ale od 2006 r. w każdą pierwszą sobotę sierpnia na obrzeżach wsi odtwarza ją grupa zapaleńców z kilku bractw rycerskich. Bitwy pod Chojnicami i pod Świecinem miały znaczący wpływ na przebieg wojny między Polską a Krzyżakami. Pierwsza wydłużyła ją na kolejne lata, druga zaś przechyliła szalę zwycięstwa na stronę Polski. W 1466 r. zawarto pokój, dzięki któremu odzyskaliśmy Pomorze Gdańskie i ziemię chełmińską, zaś wielki mistrz krzyżacki stał się lennikiem króla Polski.

Krzyżacy próbowali zmienić te ciężkie dla nich warunki. Początkowo stawiali bierny opór, a w końcu uciekli się do buntu. Wielki mistrz Albrecht Hohenzollern odmówił złożenia hołdu lennego i w 1519 r. wojska polskie wkroczyły do Prus. Krzyżacy nie potrafili się im przeciwstawić. Wydawało się, że nadejście wielkiej armii z Niemiec może zmienić sytuację. Zebrała się we wrześniu 1520 r. we Frankfurcie nad Odrą i rozpoczęła marsz na wschód. Gdy wkroczyła na ziemie Pomorza Gdańskiego, bez walki skapitulowały Chojnice, Starogard Gdański i Tczew, ale próby pokonania Wisły nawet nie podjęto, bo przeciwległy brzeg rzeki był dobrze strzeżony przez Polaków. Zaciężna armia krzyżacka dotarła do Gdańska i stanęła obozem na Biskupiej Górce na południowy zachód od Głównego Miasta.

Dowódcy krzyżaccy – Wolf von Schönburg i Wilhelm von Isenburg – przede wszystkim żądali i straszyli. Namawiali miasto do powrotu pod władzę zakonu, obiecując przywileje znacznie skromniejsze niż te, które Gdańsk dostał od króla Polski, nic więc dziwnego, że Rada Miejska odmówiła. Wtedy Krzyżacy zagrozili, że zrównają Gdańsk z ziemią i Rada wysłała swych przedstawicieli na rokowania do obozu na Biskupiej Górce. Rozmowy zakończyły się fiaskiem, więc Krzyżacy rozpoczęli ostrzał miasta z wszystkich posiadanych przez siebie dział. Odpowiedź artylerii gdańskiej okazała się jednak skuteczniejsza. Gdy nazajutrz sytuacja się powtórzyła, „wielka armia” odeszła do Oliwy, po czym żołnierze zaciężni zaczęli się rozchodzić. Losy zakonu były więc przesądzone.

Biskupia Górka leży dzisiaj w obrębie Gdańska. Po buncie gdańszczan przeciw Stefanowi Batoremu w 1577 r. i ostrzelaniu stąd miasta przez wojska polskie władze miejskie postanowiły Biskupią Górkę ufortyfikować. Kilka ze wzniesionych w XVII w. bastionów – Zbawiciel, Pośredni, Ostroróg i Vigillance – częściowo zachowało się do dzisiaj.

NIEOCZEKIWANA ZMIANA MIEJSC

 

W 1525 r. państwo krzyżackie w Prusach przestało istnieć. Zakon został tutaj rozwiązany, a jego państwo przemienione w świeckie księstwo. Co do Krzyżaków, to przetrwali oni jedynie w Niemczech. Stali się bractwem duchownym, a tytuł wielkiego mistrza przypadał zawsze komuś z rodu Habsburgów. W styczniu 1741 roku, podczas tzw. pierwszej wojny śląskiej, pod mury zamku w Namysłowie na Śląsku podeszła armia króla pruskiego Fryderyka II Wielkiego. Ironii dziejów zawdzięczać należy fakt, że wywodził się on z rodu Hohenzollernów, do którego należał też ostatni wielki mistrz zakonu krzyżackiego w Prusach Albrecht Hohenzollern. W tym samym czasie Namysłowa broniły co prawda wojska cesarskie, ale należał on do zakonu krzyżackiego i był zarządzany przez ich prokuratora. Obrońcy bronili zamku przez trzy dni. Poddali się, gdy ostrzelane artylerią przeciwnika zabudowania zaczęły płonąć. Prusacy zajęli zamek, po czym wydali go na łup żołnierzy i mieszczan, którzy wynieśli stamtąd wszystko, co się dało, łącznie z drzwiami i oknami.

Zamek w Namysłowie przetrwał do dziś. Po wyjściu z dworca PKP należy skręcić w ulicę Podwale i iść wzdłuż miejskich murów obronnych. Po kilkuset metrach widać już zamek.

Więcej:Krzyżacy