Twarze zza ekranu

Czwartego września 2008 roku Sarah Palin została oficjalnym kandydatem republikanów na wiceprezydenta USA. Czterdziestoczteroletnia Palin – matka pięciorga dzieci i zagorzała przeciwniczka aborcji – w jednej sekundzie znalazła się na celowniku całej Ameryki. Nowa gubernator Alaski nie ma sobie nic do zarzucenia, jej dotychczasowy życiorys rodzinno-zawodowy wydaje się bez skazy. Czyżby? Polityczni przeciwnicy Palin szybko wyciągnęli na światło dzienne kilka szczegółów: to, że jako wicemiss Alaski paradowała przed podtatusiałymi biznesmenami w kostiumie kąpielowym, że kocha polować i jeść mięso sympatycznych łosi, że jej nieletnia córka jest w ciąży… To wszystko Amerykanie wybaczyli kandydatce. Nie wybaczyli jej tylko jednego – mądrzenia się na telewizyjnej antenie.

Oddają nam twarz, głos i osobowość. Zawsze są w centrum tego, co dla kibica najważniejsze. Są wielbieni, ale też mylą się na potęgę i robią z siebie idiotów. Dziś piszemy o pokrętnych losach sprawozdawców sportowych

W początkach zawodowej kariery Sarah Palin była komentatorką sportu w lokalnej stacji KTUU Anchorage. Na antenie wykazała się kompletnym brakiem wyczucia. Wytknęła lenistwo trenerowi Los Angeles Lakers! Może nawet miała wtedy rację, ale dwudziestoparoletnia dzierlatka musi uważać na słowa, kiedy zabiera głos w tak poważnej sprawie jak koszykówka.

ŻYWA LEGENDA

W USA komentatorów sportowych dzieli się na kilka kategorii. Najważniejsi są sprawozdawcy play-by-play, którzy na tyle orientują się w sporcie, że mogą komentować nie tylko to, co dzieje się na boisku, basenie czy tartanie, ale też przy okazji dokonują samodzielnych analiz, potrafią nawiązać do historii określonych dyscyplin itp. W USA poważni „play-by-playerzy” mają pomocników, których potocznie nazywa się color commentators: to żargonowe określenie jest zamorskim odpowiednikiem niemieckiego expertkommentator, hiszpańskiego commentarista lub brytyjskiego co-commentator.

Pani Szewińska nie jest już tak świeża w kroku jak dawniej.
– Bogdan Tomaszewski

W Polsce jest podobnie. „Dziennikarzy pracujących w Telewizji Polskiej też dzielimy na kilka grup” – mówi Marcin Karda, zastępca kierownika TVP Sport. „Pierwsza to komentatorzy (Dariusz Szpakowski, Włodzimierz Szaranowicz, Przemysław Babiarz, Piotr Sobczyński, Jacek Jońca, Sebastian Szczęsny, Bolesław Solecki i Michał Zawacki), których głównym zadaniem jest bezpośrednie komentowanie wydarzeń sportowych. Druga grupa to reporterzy, którzy przeprowadzają rozmowy podczas różnego rodzaju wydarzeń sportowych. Towarzyszą też sportowcom przed zawodami, starają się podglądać ich przygotowania i treningi, przygotowują reportaże. Takie zadania przy najważniejszych imprezach pełnią: Bartosz Heller, Maciej Kurzajewski, Jacek Kurowski oraz Maciej Jabłoński. Trzej ostatni wraz z Przemkiem Babiarzem i Piotrem Sobczyńskim należą też do tzw. twarzy jedynki; prowadzą sport po głównych wiadomościach”.

Alen Iverson to twarda małpa (o czarnoskórym koszykarzu)
– Billy Packer

Kim, biorąc pod uwagę całą tę litanię podziałów i definicji, jest Bogdan Tomaszewski? To sprawozdawca… legendarny, który powinien być wzorem dla każdego komentatora. Były tenisista (grał jeszcze przed II wojną światową) ma doskonałe maniery i zawsze, nawet w czasach najgłębszej komuny, zachowywał się i ubierał jak dżentelmen. Tomaszewski, który ma już 87 lat, nadal jest aktywny zawodowo – komentuje mecze tenisowe dla Polsatu. Nestor polskich komentatorów jest chodzącą encyklopedią wielu dyscyplin sportowych. Nic dziwnego: prowadził relacje z 12 olimpiad letnich i zimowych. Na koncie ma też kilka książek, scenariusze oraz role aktorskie. Tomaszewski napisał scenariusze do filmów „Czekam w Monte Carlo” i „Zaczarowany rower”, a siebie samego zagrał w „Motodramie” z Jackiem Fedorowiczem oraz w „Bokserze”. Warto wiedzieć, że Tomaszewski był powstańcem warszawskim (AK-owski pseudonim „Mały ”), a podczas stanu wojennego odmówił współpracy z Polskim Radiem.

DZIADEK FORMUŁY 1

Anglicy też mają swojego Tomaszewskiego! Graemme Murray Walker karierę też zaczynał od żołnierki. Przyszły gwiazdor telewizji BBC skończył najpierw prestiżową akademię w Sandhurst, a potem trafił na front i w bitwie pod Reichswald dowodził czołgiem Sherman. Wrócił z wojny w stopniu kapitana. W 1949 roku zaczął komentować wyścigi motocyklowe. Miał o tyle łatwiej, że jego ojciec – przed wojną kierowca wyścigowy w teamie fabrycznym Nortona i Rudge’a – sam zajmował się spikerką.

Teraz wszystko w rękach konia! – Jan Ciszewski

Z mikrofonem Murray pracował jednak tylko hobbystycznie. Na co dzień robił karierę w reklamie. Prawdziwy przełom nastąpił w roku 1978, kiedy 55-letniego Walkera zatrudniono do relacjonowania pełnego cyklu Formuły 1. Dzięki temu mister Walker został supergwiazdorem brytyjskiej telewizji BBC i do dziś pozostaje niepodrabialnym „głosem Formuły 1”.Anglikom Murray Walker bardzo przypadł do gustu, bo na ekranie nie krył emocji i nigdy nie był śmiertelnie poważny.Wypowiedzi Walkera pełne są językowych lapsusów. Na forach internetowych można znaleźć zdania w stylu „Proszę państwa, patrzę na stoper. Oto właśnie wystartowali” lub „Oj, kierowca Coulthard zaczął przyspieszać. Znowu jest to ten stary i dobrze nam znany David Coulthard”. Wyspiarzom ten styl (żartobliwie nazywany „murrayismem” lub „walkeryzmem”) bardzo odpowiada.

Jedną z zawodniczek w reprezentacji Afganistanu jest kobieta.
– Włodzimierz Szaranowicz

 

Murray utrzymał się na ekranie do roku 2001. Starzejący się spiker zaczął narzekać na słuch (przez wiele lat był wystawiony na bezpośredni atak decybeli silników aut wyścigowych) i nosi grube okulary krótkowidza, ale to nie znaczy, że wycofał się z życia publicznego. Nadal jest bardzo popularny i aktywny. Zagrał w reklamówce jednej z sieci fast food, miał też okazję przetestować legendarnego McLarena F1. Filmik nakręcony na wyścigowym torze łatwo odnaleźć w YouTube.com. To prawdziwy hit, który polecamy każdemu. Niewielu panów po osiemdziesiątce zdecydowało się na poprowadzenie kilkusetkonnego bolidu. Postać legendarnego komentatora zostanie wykorzystana w nowej fabularnej superprodukcji o Michaelu Schumacherze i Formule 1. Walkera zagra podobno sam Bruce Willis.

AGENT „CIS”?

Kto jest najsłynniejszym polskim spikerem sprawozdawcą sportowym? Chyba Jan Ciszewski. Wszyscy doskonale pamiętają jego pełne uczucia relacje z meczów piłkarskich, zwłaszcza te z pamiętnego spotkania reprezentacji biało-czerwonych z Anglią w 1973 roku. Niewielu Polaków jednak pamięta, że Ciszewski zaczynał od kariery sportowca – jako kilkunastoletni junior próbował sił w dyscyplinie na jego rodzinnym Śląsku niezwykle popularnej: w żużlu. Szans na medale Ciszewski nie miał. Jako nastolatek zaliczył groźny wypadek na motocyklu. Zgruchotał sobie wtedy kości. Niestety z kontuzji nigdy się do końca nie wyleczył. Przyplątała się gruźlica, po której został trwały ślad – prawa noga Ciszewskiego była krótsza o kilkanaście centymetrów. Przyszły spiker trenował przez dwa lata na specjalnie przygotowanym dla niego motocyklu, ale ostatecznie zrezygnował z żużla. Ciszewski uczył się beznadziejnie, z trudem skończył podstawówkę. Ale miał pasję – zawsze chętnie przyjeżdżał na stadion, żeby komentować zawody amatorów. Musiał to robić perfekcyjnie i ze szczególnym zaangażowaniem, bo w roku 1951 młodzika przypadkowo usłyszanego na stadionie natychmiast przyjęto do radia. Dla utalentowanego „Cisa” stąd był tylko krok do megapopularności.

Zjechał oczywiście do boksu na wymianę koła. Mówię: oczywiście, bo go wcale nie widzę. – Walker Murray

Ciszewski był równiachą i całkowitym przeciwieństwem dystyngowanego Bogdana Tomaszewskiego. Jego relacje przepełniały tajone emocje. Były też językowe błędy, ale sepleniącego Ciszewskiego kochały tłumy. Przychylnym okiem patrzyli na niego również partyjni włodarze. Właśnie dlatego komentatorowi na sucho uszła wypowiedź z Wembley, kiedy Polacy wygrali z Anglikami i awansowali do finałów Mistrzostw Świata. „Boże, co ja mam państwu powiedzieć”. Wspominanie Boga w PRL nie było przecież na miejscu. Czy to oznacza, że Ciszewskiemu wszystko uchodziło całkiem bezkarnie? Nie. Był kochany, ale też łatwy do kontrolowania, bo oficjele mieli go w ręku – Ciszewski, który miał wiele różnych grzeszków na sumieniu, został przyciśnięty przez Służbę Bezpieczeństwa i zgodził się na współpracę. Przyjął operacyjny pseudonim „Sprawozdawca” i donosił na innych dziennikarzy, ale SB nie była zadowolona z jakości tych meldunków. Współpracę przerwano jeszcze w latach 70. Czego mógł się obawiać ulubiony komentator Polaków? „Cis” lubił się napić, dobrze zjeść, a przy tym kochał hazard – nałogowo nawiedzał wyścigi konne i grał w pokera. Alkohol dla „Cisa” musiał być markowy, o czym świadczy anegdota cytowana przez Wojciecha Todura. Piłkarz Włodzimierz Smolarek spotkał kiedyś Ciszewskiego przed meczem. Młody zawodnik grzecznie się przedstawił, na co komentator miał odpalić: „Nie wiem, czy zapamiętam. Ale wiesz, na pamięć najlepiej mi robią gwiazdki” (na etykietce koniaku – przyp. redakcji). Smolarek pobiegł do sklepu i wrócił z odpowiednią butelką. Jan Ciszewski obejrzał prezent i na głos zaczął liczyć: „Jedna, druga, piąta, siódma. No tak, Włodek Smolarek”.

Zawsze chciałam mieć syna o imieniu Zamboni (marka maszyn do polerowania lodowisk). – Sarah Palin

Wódka i stresująca praca (Ciszewski zrelacjonował podobno 4 tysiące meczów) zniszczyły zdrowie komentatora – w 1982 roku „Cis” zmarł wskutek komplikacji po operacji wyrostka robaczkowego. Fakt, że był agentem, niczego nie zmienia – Ciszewski nadal uznawany jest za polskiego komentatora stulecia. Kto może być dobrym sprawozdawcą sportowym? W telegraficznym skrócie – ktoś, kto ma dobry głos, dykcję, a do tego zna i kocha sport. Liczy się również ogromna odporność psychiczna oraz zdolność pokonywania ciągłego stresu. „Od chwili powstania kanału TVP Sport, czyli od grudnia 2006 roku, mieliśmy trzy nabory do redakcji sportowej Telewizji Polskiej” – mówi Marcin Karda. „Odbywały się one pod kuratelą naszej Akademii Telewizyjnej. Decydowała wiedza o sporcie, aparycja, predyspozycje do pracy w zespole i – przede wszystkim – głos. Oczywiście, nad tym ostatnim można i trzeba sporo pracować pod okiem logopedów”.

Włodek Smolarek krąży jak elektron wokół jądra Zbyszka Bońka.
– Dariusz Szpakowski

Jak przezwyciężyć strach przed występowaniem? Tu z pomocą przychodzą doświadczeni koledzy. „Przed rozpoczęciem pracy w telewizji przeszliśmy cykl szkoleń. Najbardziej zapadły mi w pamięć spotkania z kolegami, którzy sami pracowali przed kamerą” – mówi Sylwia Marczuk, korespondentka w TVP Sport. „Nauczono nas, że jakość informacji zależy od wielu czynników, na przykład prawidłowej postawy. Przed kamerą stajemy wygodnie i pewnie, często z rękami w kieszeniach. Kamera nonszalancji „nie widzi”, ale za to my czujemy się bardziej komfortowo i rzadziej popełniamy błędy. Te oczywiście zdarzają się każdemu, bo dziennikarze, jak inni ludzie, nie są automatami. Ważne, żeby się na błędach nie skupiać i do nich nie wracać. Przepraszanie na antenie nie wchodzi w grę”.

JESZCZE TRZY RUCHY

 

Nawet najbardziej doświadczeni komentatorzy w ferworze walki z własnymi emocjami przekręcają słowa lub używają szalonych związków frezeologicznych, co doprowadza do łez widzów i internautów kolekcjonujących dziennikarskie lapsusy. Korespondenci „wchodzą w temat” na tyle głęboko, że sami zapominają, kim są. Na dowód znana gafa Dariusza Szpakowskiego, który relacjonując spotkanie na stadionie Wembley, wzruszył się do tego stopnia, że przedstawił się widzom jako Dariusz… Ciszewski. „Sprawozdanie sportowe to wielogodzinna wyczerpująca improwizacja, więc wpadki były, są i będą” – mówił Bogdan Tomaszewski w wywiadzie dla miesięcznika „Press”. „Każdemu zdarza się gorszy dzień. Zaczynają się zawody, a ja jestem pusty wewnątrz. Nic nie wychodzi, zdania są ciężkie, niezgrabne, ucieka rytm opowieści. Wtedy trzeba spokojnie, bez paniki dopłynąć do portu”.

Dlaczego głównie mężczyźni

Nie ma żadnej statystycznej czy naukowej reguły, jednak sprawozdawcami sportowymi są najczęściej mężczyźni. Panie na ekranie to u nas nadal rzadkość, ale za oceanem już w latach 30. XX wieku Harry Johnson pełniła rolę „color commentator”. Na dobre kobiety zaczęły komentować sport dopiero 30 lat później, ale pionierki Jane Chastain i Donna de Varona nie miały łatwego życia. Dlaczego? Cierpiały z powodu braku akceptacji… ekip. Dziś to się zmieniło, ale odsetek pań wśród komentatorów jest nadal bardzo mały. Czy to oznacza, że płeć piękna się do tego nie nadaje? Ależ skąd! Kobiety są twarde, wymagające i profesjonalne, tyle że sport najczęściej je nudzi. A komentator sam niezainteresowany widowiskiem nie jest w stanie zainteresować innych.

Komentatorzy muszą mieć żelazne nerwy, żeby tak łatwo przechodzić do porządku nad swoimi własnymi lapsusami. Bo jak tu się samemu nie zaśmiać, kiedy do mózgu dotrze sens komunikatu „Ciekawe co w Montpellier, bo zdaje się, że tam dzisiaj jakieś zamachy bombowe zapowiadali. Tak się składa, że gdy odbywają się Mistrzostwa Świata, to zawsze temu towarzyszą jakieś dodatkowe atrakcje” lub „Włodek Smolarek krąży jak elektron koło jądra Zbyszka Bońka” (cytaty przypisywane Dariuszowi Szpakowskiemu) czy wypowiedzi w stylu „Emocje zawodniczki, która pozwala dojść, są mniejsze niż zawodniczki, która dochodzi” (Tomasz Krzeszewski) lub „Jadą. Cały peleton, kierownica koło kierownicy, pedał koło pedała” (Edward Durda)? Z cytatów można byłoby ułożyć doskonały skecz. Naprawdę trudno opanować radość na wieść, że „Jeszcze trzy ruchy i Włoszka będzie szczęśliwa” (Artur Szulc o pewnej kajakarce) i że „Można to wyczytać z wyrazu twarzy konia, gdy jest zbliżenie” (Wojciech Mickunas).

Słowa wypowiadane na antenie mają ogromną moc. Przekonał się o tym sprawozdawca z Wielkiej Brytanii Chris Price, który relacjonował spotkanie drużyn piłkarskich Rochdale i Bradford dla BBC Radio Manchester. Użył sformułowania „Rochdale zrobili więcej dziur w defensywie Bradford, niż było w hiszpańskim samolocie”. Ta wpadka nikogo nie rozśmieszyła. W katastrofie lotniczej w Madrycie, do której Price się odwoływał, kilka dni wcześniej zginęło 150 pasażerów. Komentator wyleciał z pracy.