Utyłeś? Schudnij! Czemu teraz to chudzielce są intruzami? Felieton Marioli Bojarskiej-Ferenc

Kiedy byłam małą dziewczynką i uczęszczałam do szkoły podstawowej, w mojej klasie była tylko jedna osoba z nadwagą. Był to chłopczyk, który czuł się w klasie jak intruz, bo koledzy i koleżanki wytykali go palcami i wyzywali od grubasów. Przyznaję, to było okrutne ze strony dzieci. I wcale tego nie pochwalam. W dzisiejszych czasach to chudzielce są intruzami w klasach, a co trzecia młoda osoba ma problem z nadmiernymi kilogramami.

W tym roku spędzałam wakacje na włoskich, francuskich i polskich plażach. Ponieważ ludzkie ciało to moja pasja, zawsze obserwuję, jaką muskulaturą (czasami trzeba to ująć w cudzysłów) dysponują plażowicze. Wiem, kto spędza godziny na siłowni, a kto te godziny przeznacza na wizyty w fast foodach. Prawda jest naga… I czasami bolesna. Oczywiście, nie wszędzie – są kraje, których obywatele dbają o to, w co wyposażyła ich natura. We Włoszech i Francji z przyjemnością podziwiałam wysportowane ciała kobiet – nie tylko młodych, ale i dojrzałych – które bez dwóch zdań ciężko zapracowały na taki rezultat.

W Polsce, niestety, ta świadomość nie jest jeszcze na takim poziomie, jak bym chciała. Owszem, na naszych plażach także zdarzają się rodzynki, ale większość urlopowiczów cierpi na nadwagę – widać to także po sposobie poruszania się. Rzecz w tym, że panie, które raczej powinny to i owo przysłaniać, chętnie wskakują w skąpe stroje plażowe, eksponując defekty poszczególnych części ciała.

Mimo że przemysł fitnessowy w Polsce przeżywa swoisty boom i wydaje się, że ludzie powinni mieć coraz większą świadomość zdrowego odżywiania, nie wiadomo dlaczego nadwaga i otyłość rośnie z dnia na dzień. 60 procent rodaków cierpi z powodu nadwagi, a około 20 proc. z powodu otyłości. Z tego wynika, że tylko 20 procent nie ma z tym problemów. To przerażające!

Kiedy byłam małą dziewczynką i uczęszczałam do szkoły podstawowej, w mojej klasie była tylko jedna osoba z nadwagą. Był to chłopczyk, który czuł się w klasie jak intruz, bo koledzy i koleżanki wytykali go palcami i wyzywali od grubasów. Przyznaję, to było okrutne ze strony dzieci. I wcale tego nie pochwalam.

W dzisiejszych czasach to chudzielce są intruzami w klasach, a co trzecia młoda osoba ma problem z nadmiernymi kilogramami. Nic dziwnego. Kiedyś nasza żywność była naturalna, bez konserwantów. Za słodyczami trzeba było stać w olbrzymich kolejkach, a nauczyciele od WF-u nie mieli problemu ze zwolnieniami dzieci z ćwiczeń.

Pamiętam swoją mamę, która 4–5 godzin spędzała w kolejce w Wedlu, by kupić kilogram mieszanki i kawałek chałwy, a my z siostrą skrupulatnie dzieliłyśmy cukierki, aby starczyło ich jak najdłużej. Dzisiejsze reklamy produktów spożywczych aż krzyczą: „kup mnie, zjedz mnie!”, a my automatycznie dajemy się ponieść emocjom, nie zdając sobie sprawy, że jedząc batonika czy wypijając butelkę słodkiego gazowanego napoju wrzucamy do organizmu setki zwykłych śmieci. Zrzucenie tych przyjemności powinno się skończyć trzy-godzinnym treningiem w siłowni. Zwykle tak nie jest, więc nadmiar kalorii lokuje się w postaci tłuszczu na brzuchu, udach, plecach, itp.

 

Będę więc trąbić, jak zdarta płyta, że otyli żyją krócej. Mało tego! Na taki sam los skazują swoje dzieci! Badania wykazują, że otyłe matki dziesięciokrotnie częściej niż te bez takiego problemu mają otyłe córki, a synowie otyłych mężczyzn są narażeni na otyłość sześciokrotnie częściej. Nie ma cudownej tabletki, która zapobiegnie kłopotom zdrowotnym, jeśli my sami w porę o siebie nie zadbamy. Naukowcy twierdzą, że otyłość dzieci jest związana ze złymi wzorcami żywieniowymi i niezdrowym stylem życia, które często potomstwo przejmuje od rodziców. W swojej książce „Sztuka dobrego życia” cytuję aktora Jacka Borkowskiego, który jako młody chłopak ważył ponad 100 kg, do czego doprowadziła go kochająca babcia, podtykając mu pod nos przeróżne smakołyki, aby dziecko dobrze wyglądało.

Kiedy dostał pierwszego kosza od dziewczyny, sam zrozumiał, że musi zawalczyć o siebie. Dziś jest przystojnym dojrzałym mężczyzną bez nadwagi i do zdrowego stylu życia przekonuje własne dzieci. Warto też wspomnieć historię polityka Janusza Piechocińskiego, którego do walki z tuszą przekonała w sprytny sposób jego córka Marta. Z rozbrajającą szczerością wyznała mu, że nie może już na niego – grubasa patrzeć w telewizji i wręczyła mu kartkę z telefonem do sprawdzonego dietetyka. Podziałało! Polityk przeszedł na dietę metaboliczną poprzedzoną testem krwi, a w jego menu pojawiły się nieprzetworzone produkty, warzywa i owoce. Do tego doszło regularne uprawianie sportu i efekt był niewiarygodny.

Jeśli masz problem z nadwagą lub otyłością, najlepiej skonsultuj się ze specjalistą – nie przypadkowym, ale takim, który ma doświadczenie w tej dziedzinie (internetowi pseudoeksperci to prawdziwa plaga). Przede wszystkim z dietetykiem klinicznym, internistą, endokrynologiem, kardiologiem i gastrologiem, aby ustalić przyczynę tycia i skontrolować stan zdrowia. Dietetyk na podstawie dokładnego wywiadu i podstawowych badań przygotuje dla ciebie odpowiednią dietę i zestaw ćwiczeń, które po-mogą pozbyć się niechcianych kilogramów. Na dowód, że to prawda, przychodzi mi do głowy John, mój znajomy ze Stanów Zjednoczonych, który walczy z otyłością brzuszną na własną rękę i słucha podpowiedzi tzw. pseudo-znawców. W efekcie, jednego roku zmniejsza wszystkie swoje garnitury o trzy rozmiary, a następnego kupuje o trzy rozmiary większe! Odchudzać się trzeba mądrze.