W poszukiwaniu najwyższej harmonii: Tai Chi a samorozwój

„Tai Chi pozwala stanąć w pozycji obserwatora, który dystansuje się na chwilę od świata i przestaje być popychany przez czynniki zewnętrzne”. Z Markiem Balińskim – mistrzem Tai Chi, rozmawia Mikołaj Szwarc.

Mikołaj Szwarc: Zastanawiam się nad tym, w jaki sposób Tai Chi może korespondować z procesem samorozwoju.

Marek Baliński: Tai Chi jest systemem holistycznym – pracując z ciałem rozwijamy samoświadomość. Praktykując Tai Chi odczuwamy związek między pracą ciała, przepływem energii i stanami umysłu. Jednym z głównych celów praktyki jest wewnętrzna harmonia, zintegrowanie i zrównoważenie wszystkich naszych aspektów, które pozwalają nam na działanie w stanie, w którym nasze ciało, wola, umysł, tworzą jedność.

Nie forsujemy ciała, emocji, zgadzamy się na poziomie mentalnym z tym, co robimy. Kiedy uda nam się osiągnąć stan zjednoczenia i zrównoważenia, dysponujemy ogromną ilością bardzo pozytywnej siły, radości i energii. Kiedy tak kreatywna i twórcza energia zaczyna płynąć swobodnie i intensywnie, możemy dokonać wyjątkowych rzeczy. Czujemy się szczęśliwi. Można to porównać do stanu, który osiągają wybitne osoby na różnych polach swoich aktywności, np. w muzyce.

Aby doświadczyć tego stanu potrzeba praktyki, dzięki której trenujemy technikę z udziałem ciała, wytrwałości umysłu i woli osiągnięcia konkretnego celu. W tym procesie powinny być szanowane wszystkie nasze aspekty. Niestety w naszej kulturze mamy tendencję do stawiania intelektu na pierwszym miejscu, przez co zamiast czuć, obserwować i słuchać wymyślamy koncepcje oderwane od rzeczywistości. Nie daje nam to szczęścia. Dualizm, oddzielenie umysłu i duszy od ciała pokutuje w naszej podświadomości. Jest powodem wielu nieszczęść, zaburzeń psychicznych i dysharmonii.

MSZ: Sądzi Pan, że można odnaleźć jakiś związek Tai Chi z procesem psychoterapeutycznym?

MB: Jak wspomniałem, jesteśmy jednością. Nasz aspekty fizyczny, jest połączony z psychicznym, energetycznym, emocjonalnym. Jeżeli pociągamy za jeden sznurek, pozostałe elementy silnie rezonują. Podczas praktyki Tai Chi pogłębiamy świadomość swojego ciała i umysłu, odczuwamy silne związki między napięciami ciała a naszym zdrowiem i stanami umysłu. Dążymy do harmonii wewnętrznej, ale również do harmonii z otoczeniem – innymi ludźmi oraz z przyrodą. W związku z tym możemy wpływać psychoterapeutycznie na siebie.

To też jest wpływ na zasadzie sprzężeń zwrotnych, tzn. jeżeli pracujemy nad ciałem i nad napięciami, które powstały na skutek różnych negatywnych przeżyć i emocji w przeszłości i świadomie je rozpuszczamy, to mamy wpływ na traumy i stres, który się w nas odłożył. Jeśli nam się to uda, to pewne problemy natury psychicznej, które w nas tkwiły mają możliwość uwolnienia się. Nie zawsze jest to proste i przyjemne. Procesy tego typu mają miejsce zwłaszcza podczas praktyki medytacji, na którą w naszym przekazie kładziemy duży nacisk. Przy uświadomieniu sobie większego problemu samo Tai Chi nie wystarcza i namawiam na psychoterapię. Podobnie w przypadku innych dolegliwości zalecam uczniom wybranie się do specjalistów. Popularność psychoterapii nie wynika tylko z mody, ale tak naprawdę z potrzeby. Ważnym elementem terapeutyczny może mieć praca z partnerem poprzez ćwiczenia, które zostały opracowane przez twórcę naszego systemu.

Już na podstawowym poziomie ćwiczenia te uczą właściwej relacji z drugim człowiekiem, czyli bycia w równowadze między „biernym” – podążam za ruchem partnera i „aktywnym” – wykonuję ruch w jego stronę. Podobnie jak w prawidłowej relacji prowadząc rozmowę, kiedy słuchamy i staramy się zrozumieć, gdy ktoś do nas mówi i na odwrót. Ta koncepcja odróżnia Tai Chi jako sztukę walki od pozostałych, w których przeciwnicy zazwyczaj przeciwstawiają siłę – sile, czyli tak, jakby gadali w tym samym momencie nie słuchając się nawzajem. W Tai Chi nie ma agresji i to stawia tę sztukę w miejscu, w którym przeciętny człowiek chcący nauczyć się bić, nie widzi nic interesującego.

MSZ: Dlaczego właściwie mówi się o „sztuce” walki?

MB: Słowo “sztuka” jest bardzo nieprzypadkowe. To połączenie umiejętności walki ze sztuką. Większość wybitnych mistrzów jest jednocześnie artystami, nie tylko w walce. Dla przykładu, mój mistrz Grand Master Chen Xiaowang jest uważany za wybitnego mistrza kaligrafii, co jest dowodem jego wrażliwości i subtelności.

Warto wspomnieć także o innym aspekcie, jak wiadomo użycie broni straciło swoje praktyczne zastosowanie i stało się sztuką dla sztuki. Obserwowanie człowieka operującego na poziomie mistrzowskim mieczem, halabardą czy inną bronią jest pięknym, wręcz wzruszającym, doświadczeniem. W swej płynności, harmonii w ruchach, stabilności, równowadze i precyzji, jest czymś idealnym. To jakby zobaczyć w ciele człowieka smoka, czy tygrysa. To sztuka w najczystszej postaci.

Dodam, że na pewnym etapie studiów na ASP zainteresowała mnie rzeźba konceptualna, którą dzisiaj wyrażam w Tai Chi, również w pracy z ludźmi. Praca ze swoim ciałem i ciałem studentów jest dla mnie formą rzeźby w czasie i przestrzeni.
 

MSZ: Mam wrażenie, że Tai Chi przyciąga ludzi wrażliwych.

MB: Tak, a z pewnością tę wrażliwość rozwija. Chociaż nie brakuje osób, które trenują Tai Chi wyłącznie dla zdrowia. Badania potwierdzają, że jest najlepszym sportem prozdrowotnym. Na Zachodzie nierzadko treningi bywają dofinansowane z pieniędzy budżetowych (np. w Niemczech). Spora część osób jest zainteresowana bojowym aspekt tej sztuki. W Chinach wśród ekspertów Wushu panuje przekonanie, że dopiero praktyka Tai Chi umożliwia rozwinięcie najwyższego stopnia zaawansowania. Tak więc to nie jest tak, że tylko wrażliwcy trenują tai chi.

MSZ: Jednak z punktu widzenia laika Tai Chi nie przypomina walki, a raczej łagodną formę
gimnastyki.

MB: Tai Chi pierwotnie było stricte bojową sztuką walki. Z upływem lat, przekazy rozmywały się, wskutek czego style był upraszczane i nabierały innego charakteru. W etapach początkowych treningu kładziemy nacisk na równoważenie samego siebie, stąd łagodne formy. Powodem złagodnienia pierwotnej sztuki walki mogło być także wynalezienie broni palnej, które w dużym stopniu zredukowało potrzebę nauki żołnierzy w sztukach walki, przez co przekazy skupiły się głównie na kwestiach zdrowotnych, wzmacnianiu struktury psychicznej i fizycznej, integracji itd. Część sztuk walki ewoluowała właśnie w tym kierunku. Wbrew powszechnemu przekonaniu, jakoby Tai Chi było miękkie i składało się wyłącznie z medytacji w ruchu, trzeba powiedzieć, że pierwotny – niezmieniony styl Chen składa się także z elementów twardych i szybkich. Po opanowaniu ruchu w wolnym tempie uczymy się go przyspieszać, tak aby zgodnie z ideą harmonii, równoważyły miękką stronę stylu. Paradoksalnie dzięki specyfice treningu, który kładzie ogromny nacisk na rozwinięcie mięśni szkieletowych wzrasta realna siła i szybkość. Tajemnica tkwi w fakcie, że mięśnie głębokie mogą się rozwinąć prawie wyłącznie w ćwiczeniach statycznych i w wolnym tempie. Z czasem, gdy nasze ciało jest na to gotowe wykonujemy formy szybkie i gwałtowne i skupiamy się także na bojowym zastosowaniu ruchów oraz treningu z bronią.

MSZ: Reprezentowany przez Pana styl Chen jest stylem najbardziej źródłowym.

MB: Moja dociekliwa natura skłoniła mnie do poszukiwania źródeł historycznych Tai Chi, najstarszych przekazów, które mają ciągłość do dnia dzisiejszego. Przekonałem się, że taka ciągłość ma największą wartość, ponieważ doświadczenie wielu pokoleń mistrzów kumuluje się. W ciągu jednego życia nie stworzymy tak skutecznego i wszechstronnego stylu z powodu czasu i własnych ograniczeń. W wielopokoleniowych przekazach są rozwijane metody dużo skuteczniejsze. Rodzinie Chen, dzięki odwadze i silnemu poczuciu więzi z własną tradycją, stanowiącą ogromną ich wartość, udało się obronić przed Rewolucją Kulturalną odcinającą się od korzeni kultury chińskiej i zachować historyczna ciągłość.

MSZ: Co Panu daje Tai Chi?

MB: Wypełnia mnie i daje mi głębokie poczucie sensu i szczęścia. Jedną z wartości jakie niesie Tai Chi to umiejętność zatrzymania się w pędzie i przyjrzenia się sobie i otaczającemu nas światu. Pozwala stanąć w pozycji obserwatora, który dystansuje się na chwilę od świata i przestaje być popychany przez czynniki zewnętrzne, co pozwala poczuć nam większą kontrolę nad naszą rzeczywistością.

Zatem możemy powiedzieć, że Tai Chi pozwala przywrócić stan równowagi i harmonii w życiu. Trudno jest nam się zatrzymać i Tai Chi w tym pomaga. Później uczy tego zatrzymania wewnątrz aktywnego ruchu. Będąc w dynamicznych zmianach, czy zjawiskach uczy zachowania kontaktu z sobą samym, poczucia kontaktu z własnym centrum, spokoju i równowagi w sytuacjach dynamicznych. Wszystko to może mieć olbrzymi wpływ na nasze codzienne życie. Nie spotkałem innego systemu ćwiczeń, który wpływałby na mnie i uspakajał tak skutecznie.

MSZ: Kładzie Pan szczególny nacisk na harmonię i równowagę. Stanowi to centralny element
koncepcji Tai Chi?

MB: Jak najbardziej. Mistrz Chen Wangting – historyczny twórca Tai Chi połączył rodzinną sztukę walki z koncepcją meridianów i krążenia energii w ciele, ćwiczeniami Daoyin (formą qigong, ćwiczeń zdrowotnych). Oparł swój system na starożytnej chińskiej filozofii równowagi przeciwstawnych pierwiastków yin i yang, która była podstawą późniejszego Taoizmu. Symbolem graficznym tej koncepcji filozoficznej jest koło yin-yang nazywane kołem Tai Chi, które oznacza najwyższą harmonię.

W praktyce Tai Chi nacisk kładziono na równoważenie człowieka na wszelkich możliwych poziomach życia. Pierwszym etapem było zadbanie o równowagę jednostki, w myśl zasady, że aby być dobrym wojownikiem, najpierw trzeba być silnym, zdrowym i zrównoważonym człowiekiem. Wpływ filozofii równowagi zaważył na całej kulturze chińskiej. Dążenie do równowagi przez wieki było ich celem nadrzędnym, przenikało wiele dziedzin, takich jak sztukę, medycynę, kuchnię, budownictwo, politykę i wiele, wiele innych. W procesie uczenia Tai Chi dbamy o to, żeby zachować balans między koncentracją na procesie uczenia się a byciem rozluźnionym i naturalnym. Sprzyja temu otwartość umysłu.

 

Medytacja w Tai Chi, podobnie jak medytacja w innych nurtach, nie tylko sztukach walki, dąży do stanu świadomej uważności, bycia tu i teraz, nie zaś do tzw. odlotu jak się powszechnie uważa. Służy także dążeniu do wspominanej już harmonii, zjednoczenia się z ciałem i światem zarazem.

Badania przeprowadzone w Polsce na temat pracy mózgu kilku czołowych chińskich mistrzów z dwóch pokoleń dały ponadprzeciętne wyniki. Okazuje się, w czasie medytacji Tai Chi możliwe jest osiąganie najbardziej pożądanego stanu dla regeneracji, relaksacji i procesów samouzdrawiania dzięki pracy w zakresie głębokich fal alfa. Zarazem mistrzowie są w kontakcie z rzeczywistością odbierając bodźce wszystkimi zmysłami, które nie wpływają na podniesienie stresu ani nie zaburzają ich stanu spokoju. Badania wykazały, że stan mózgu mistrzów ze starszego pokolenia (w granicach 70 lat) odpowiadał stanowi mózgów osób o połowę młodszych (ok. 35-letnich). Co więcej badania wszystkich mistrzów wykazały umiejętność wchodzenia w głęboki “stan alfa” mózgu niemalże natychmiast i jest on bardzo trwały.
 

MSZ: Jak to możliwe?

MB: Jest to zdeterminowane faktem, że praktykujący medytację w Tai Chi praktykuje sztukę walki. Nie ma czasu na leniwe przechodzenie w stan relaksu. Regeneracja powinna być szybka, głęboka i skuteczna. Takiego efektu nie można osiągnąć praktykując „cywilne” metody medytacji, które nie są zdeterminowane byciem „w kontakcie z otaczającą rzeczywistością” i jednoczesną potrzebą regeneracji, spokoju i rozluźnienia.
 

MSZ: Wspomniał Pan, że jego największym autorytetem Tai Chi jest Grand Master Chen
Xiaowang, jaki on jest na co dzień?

MB: Jest człowiekiem, w którym nie ma przerwy między zastanowieniem się a działaniem. W momencie kiedy wyciąga rękę do powitania, mówi, je, czy wykonuje jakąkolwiek inną czynność, nie ma w nim żadnych, jakby to powiedzieć, “mikrozachwiań”, które my posiadamy. Mówię o momentach niepewności, wybiciach z rytmu, bycia poza równowagą, poza kontaktem, zamyśleniem się, zawieszeniem się. Wszystko, co wykonuje, tak jak forma Tai Chi, jest tu i teraz, nie ma przerwy między tym co się pojawia w głowie, a tym co się dzieje. Ludzie mają często wewnętrzne dylematy i wątpliwości, czy to co robimy, jest dobrze odbierane przez otoczenie, próbujemy oceniać siebie. W działaniu mistrza tego nie ma.
 

MSZ: Rozumiem zatem, że Tai Chi może być odpowiedzią na bolączki współczesnego,
pędzącego świata?

MB: Jest jedną z wielu dróg, które możemy wybrać i zastosować. Oczywiście osiągnięcie pożądanego stanu wymaga wytrenowania. Dla wielu osób może to być jednak bardzo fajna metoda, bo poza skutecznością, sam trening jest po prostu bardzo przyjemny. Mój mistrz Grand Master Chen Xiaowang poświęcił 20 lat na propagowanie Tai Chi na Zachodzie.
 

MSZ: Nie przeraziło go tempo życia na Zachodzie?

MB: On jest wojownikiem, a wojownik nie przeraża się, tylko dostosowuje do warunków i stara zachować w nich równowagę. Powtarzał, że praktyka Tai Chi daje mu szczęście i chce się tym szczęściem dzielić.
 

MSZ: Czy praktyka Tai Chi ma dla Pana także wymiar duchowy, religijny?

MB: To jest bardzo duży temat i nie wiem, czy potrafię prosto go ująć. W mojej opinii jest pewna różnica między duchowością a religijnością. Uważam, że duchowość jest w naturze człowieka i jest niezbędna do zachowania równowagi i zdrowia. Religijność jest dla mnie wtórna i według mnie wynika z zachwianego poczucia bezpieczeństwa. U pewnych ludzi istnieje duża potrzeba zawierzenia czemuś zewnętrznemu, co nada ich życiu sens. Kiedyś sam przechodziłem przez okres zapotrzebowania na religię, ale dziś uważam ją za zbędną, często wręcz szkodliwą, bo zdejmuje z nas pewną odpowiedzialność, oddając ją czemuś zewnętrznemu. Dopóki religijność jest oparta na lęku, jest szkodliwa. Dla mnie Tai Chi nie ma aspektu religijnego w ogóle. Duchowy natomiast tak, podobnie jak dla mnie duchowym przeżyciem jest chodzenie po górach w obliczu ich majestatu lub dzikich zwierząt.

MB: Dlaczego ludzie Zachodu sięgają po doświadczenia Dalekiego Wschodu?

MSZ: Być może z potrzeby szukania skuteczniejszych rozwiązań na nasze problemy. Spuścizna wiedzy, nauki całej ludzkości powinna być dla nas ważna. Jeżeli nie znajduję w swoim otoczeniu odpowiedzi i rozwiązań pewnych kwestii, to szukam dalej, a bywa, że czasem wyruszam bardzo daleko.

Metody pracy ze świadomością, które rozwinął człowiek w kulturach Dalekiego Wschodu są dla mnie dużo skuteczniejsze, dużo pełniejsze do osiągania równowagi i integracji. Świat Zachodu skupił się na osiąganiu szczęścia poprzez atrybuty zewnętrzne, technologiczne. Nie dały nam jednak upragnionego szczęścia, mało tego – chyba jeszcze bardziej nas od tego oddaliły. Na Wschodzie już dawno stwierdzono, że ten kierunek nie daje szczęścia.

Jak wiadomo cywilizacyjnie Chiny były dużo lepiej rozwinięte już parę tysięcy lat temu. Także kultura wyższa, która umożliwiała pracę nad dobrostanem i samopoczuciem człowieka została dużo wcześniej wymyślona, a przez wszystkie te lata osiągnięto biegłość w tych dziedzinach. Już jako młody chłopak miałem wiele zasadniczych pytań, na które autorytety lokalnej religii i filozofii satysfakcjonujących odpowiedzi udzielić mi nie potrafiły, dlatego szukałem gdzie indziej i otrzymałem je z nawiązką.

Nie widzę w takim procesie nic złego. Kiedy dyskutuję z orędownikami lokalnych wierzeń i przekonań, wyczuwam ich niechęć przed obcym i słyszę uwagi, że nie jesteśmy w stanie zrozumieć czegoś, co pochodzi z innego kręgu kulturowego. Tak nie uważam. Dziś mamy wszystko na wyciągnięcie ręki. Jeśli chcemy szukać, to łatwiej niż, kiedykolwiek możemy sięgać po wiedzę i doświadczenia innych kultur. Jedynym oporem jesteśmy my sami, kluczowe jest czy chcemy tej zmiany, czy mamy odwagę na to, żeby przyjmować zmianę i ją akceptować. Tego większość z nas się boi, bo nie rozumie, że zmiana jest jedyną stałością w tej rzeczywistości.
 

MSZ: Udało się Panu dotrzeć do źródła?

MB: Tak. Szukałem przez wiele lat, nierzadko tracąc na to wiele czasu. Obecnie trudność jaka napotykam w tej kwestii to korzystanie z tego źródła, czyli praktyka w życiu codziennym. Ćwiczenie siebie, doskonalenie, próba realizowania tych wszystkich zasad nad którymi pracujemy w Tai Chi. To, że się znajdzie jakiś skarb, wcale nie rozwiązuje kwestii. To, co się z nim zrobi, jest kolejnym wyzwaniem.

Nie mam już wątpliwości w kwestii źródła, z którego czerpię wiedzę, natomiast tradycyjnie jedyną przeszkodą jestem tutaj ja sam. Opory, które odruchowo generuję z powodu różnych przekonań, braku wiary w siebie, swoje możliwości; różne przeszkody, które sam tworzę, aby nie wychodzić ze sfery komfortu, ze stanu stałości. Cały czas uczę się odnajdywać równowagę w sobie, w momencie zmian, w pracy z własnymi lękami. To praca, która tak naprawdę nigdy się nie kończy.