W to mi graj. Gry w służbie rozwoju osobistego

Kto powiedział, że sesje coachingowe muszą być śmiertelnie poważne? Grając w gry, możemy nie tylko dobrze się bawić, ale też bezboleśnie uczyć się na błędach.

Przez chwilę zastanawiam się, czy to na pewno sesja coachingowa, czy może stawianie tarota? Mamy rozmawiać o mojej prokrastynacji, czyli patologicznej skłonności do przekładania wszystkiego i działania na ostatnią chwilę. Ale zamiast zacząć klasyczną rozmowę, pani coach rozkłada płócienny kawałek materiału, na którym narysowanych jest sześć kwadratów, a nad nimi pytania pomocnicze do rozważanego problemu: Co sprawia, że tak się dzieje? Co przez to tracę? Co zyskuję? Co mnie powstrzymuje przed zrobieniem tego? Jaką mam cechę, która pomogłaby mi poradzić sobie? Czego potrzebuję, żeby zacząć?

Smak świadomości

Moim zadaniem jest wylosowanie kilku z 65 kart i położenie ich pod pytaniami. Karta ma mnie zainspirować do odpowiedzi na zadane pytania i skłonić do spojrzenia na moją prokrastynację z nowej strony. To o tyle trudne, że umieszczone na kartach zdjęcia są z punktu widzenia problemu, z którym przyszłam, mało oczywiste. Gdy dochodzimy do tego, co mnie powstrzymuje przed uwolnieniem się od prokrastynacji, głupieję zupełnie. Bo jak tu zinterpretować zdjęcie soczystego arbuza i hasło „Świadomość”? Pani coach za każdym razem zadaje mi serię pomocniczych pytań. Jedne rzeczywiście ułatwiają sprawę, ale są takie, przy których muszę mocno się napocić ze skojarzeniami, które przychodzą mi do głowy. Ale gdy w końcu przychodzi do zapisania ich w notesie, nie mogę się nadziwić, jak bardzo mi pomogły. Bo dzięki zdjęciom i hasłom, które na pierwszy rzut oka nie trzymały się kupy, otworzyły mi się oczy na aspekty sprawy, o których dotychczas nie myślałam – na przykład zdjęcie twarzy zasłoniętej kapturem z podpisem „Poczucie winy” kazało mi się zastanowić, czy poczucie winy, jakie pojawia się przy prokrastynacji, jest tylko jej skutkiem, czy może także przyczyną.

„I o to chodziło. Flirtowanie z różnymi punktami widzenia to jedna z najbardziej skutecznych metod rozwoju” – mówi mi potem Joanna Chmura, coach z Pracowni Gier Szkoleniowych, która sprowadziła na polski rynek „The Coaching Game”. „To narzędzie może być wykorzystywane nie tylko w tradycyjnych sesjach coachingowych i terapeutycznych czy na warsztatach z zarządzania ludźmi, ale także wtedy, gdy musimy przeprowadzić rozmowę wychowawczą z dziećmi lub pomóc młodzieży w wyborze kierunku studiów” – przekonuje Chmura. Ale idea jest szersza: powrót do czasów dzieciństwa, niekonwencjonalne myślenie i poczucie, że sprawy nawet najbardziej serio można rozwiązywać za pomocą gier.

O tym, że to nie żart, świadczy chociażby fakt, iż nawet prezydent USA ma w Białym Domu doradcę do spraw gier, z którym obmyśla, jak wykorzystać ich potencjał do zaangażowania obywateli w sprawy państwa. To się sprawdza, co potwierdzają badania przeprowadzone wśród graczy popularnej w internecie gry „Świat bez ropy” (WorldWithoutOil.org). Wielu z nich pod jej  wpływem zaczęło oszczędniej wydatkować energię, a niektórzy wręcz przerzucili się na biopaliwo. Podobnie było z grą „Darfur umiera”, po której w pomoc głodującej Afryce zaangażowało się około 50 tys. ludzi.

Gryfikacja (zwana też grywalizacją), czyli wykorzystanie gier w nieoczywistych sytuacjach, głównie w marketingu, jest znana od lat. Teraz jednak ten trend opanowuje także coaching, rynek sprzedaży czy zarządzanie personelem. Pracownia Gier Szkoleniowych, która oprócz standardowej oferty projektuje także gry na zamówienie klientów (na przykład działów personalnych wielkich firm), za każdym razem dostosowuje je do oczekiwań firmy czy nawet celów szkolenia. Choć zdarzają się takie jak „The Coaching Game”, w które można grać nawet samemu, większość dopasowana jest do zajęć w grupach.

 

Są więc na przykład wielkie drewniane puzzle, stosowane przeważnie w pierwszych fazach warsztatów, gdy zespół dopiero się tworzy, ucząc się wspólnego działania i wypracowywania reguł. W „Sile założeń” trzeba wspólnie ustalić, czy puzzle można układać od tyłu. Podobnie jest z grą „Obrazy organizacji”, w której spośród kilkunastu obrazków uczestnicy, na przykład pracownicy jednego działu, mają za zadanie wybrać te, które odzwierciedlają stosunki panujące w ich zespole i ich osobiste miejsce w grupie. „Kiedyś zdarzyło się, że szef działu wybrał kartę z grającą orkiestrą, żaląc się, że teraz w ich dziale jest tak, że każdy gra, jak mu pasuje, ze swoich nut, podczas gdy jemu marzy się sytuacja jak na karcie z wielką lokomotywą ciągnącą pociąg” – wspomina Joanna Chmura. „W sali zrobiło się cicho, bo okazało się, że zarówno pracownik, jak i szef wybrali tę samą kartę, ale z zupełnie innego powodu. Uzasadnienie pracownika nie było zarzutem, ale pochwałą działania zespołowego, gdzie każdy człowiek wie, co ma robić, a ich wspólne działania są jak koncert dobrze zgranej orkiestry. Sporo czasu spędziliśmy potem na uwspólnianiu tych wizji, oczekiwań, a w konsekwencji ustaleniu celów, które wspólną pracą chcemy osiągnąć” – uśmiecha się trenerka.

„Siła założeń”, „Obrazy organizacji” – nazwy gier to jeden z ich słabszych punktów. Inny to ich cena: 550 zł za „Obrazy organizacji”, 1705 zł za „Symbole”. „The Coaching Game” kosztuje 599 zł, a puzzle 970 zł. To wszystko ceny „klubowe”.

Przykład Gatesa

Jedną z popularniejszych gier stosowanych podczas warsztatów szkoleniowych są „Symbole”. Grupę dzieli się na graczy i ich doradców, którzy mają za zadanie obserwować działania swoich „klientów” i w kolejnej fazie sugerować im nie konkretne rozwiązania, ale na przykład styl pracy w grupie. Zadanie polega na wspólnym odpowiednim ułożeniu na planszy kart, które przypominają skomplikowane domino. Problem jest jednak taki, że choć każdy ma do dyspozycji kilka kartoników, nie może pokazać ich reszcie grupy, może tylko opowiedzieć o tym, co ma. Na samo ułożenie jest około 30 sekund, ale dużo dłuższa – choć też pod presją czasu – jest faza przygotowawcza. Gracze mają bowiem ustalić między sobą strategię logicznego ułożenia kartoników, co na początku wydaje się niemożliwością, tym bardziej że lidera brak, a przeforsowanie konkretnych pomysłów często bardziej niż od siły argumentów zależy od umiejętności komunikacyjnych gracza. Bo co z tego, że ma świetne pomysły, skoro nijak nie mogą się przebić przez szum i ogólne zaaferowanie grupy. W „Symbole” grają głównie działający w zespołach projektowych, bo to świetne laboratorium dla grupy, w której jest problem z komunikacją czy motywacją.

To wszystko ma szansę się udać tylko pod jednym warunkiem: klienci muszą chcieć się bawić, ale też tę zabawę potraktować serio. Dlatego trenerka Joanna Średnicka na początku każdego spotkania opowiada anegdotę o Billu Gatesie, który – poproszony o wywiad na temat tajemnicy sukcesu – zgodził się odpowiedzieć na trzy krótkie pytania, dotyczące istoty rzeczy. Wywiad wyglądał mniej więcej tak: – Jak osiągnąć sukces? – Podejmując trafne decyzje. – Jak nauczyć się podejmować trafne decyzje? – Przez doświadczenie. – Jak można zdobyć to doświadczenie? – Przez złe decyzje. „A jak najlepiej bezboleśnie nauczyć się na błędach?  – to już dopowiada Joanna Chmura. – Tak jak w dzieciństwie. Przez grę i zabawę”.