Wielka kiełbasa pluje ogniem

Zeppeliny nad Warszawą

Kariera sterowców była krótka, ale burzliwa. To dzięki nim w wojskowych encyklopediach pojawiło się pojęcie bombardowania strategicznego. Takiego, jakie dotknęło Londyn

Co czuli londyńczycy, gdy 31 maja 1915 r. po raz pierwszy nad swoimi głowami zobaczyli stalowoszary cień niemieckiego sterowca LZ 38, a w chwilę potem usłyszeli odgłos spadających bomb? To był ten sam szok, jaki przeżyli nowojorczycy, gdy waliły się wieże WTC. Dowódca sterowca LZ 38 hauptmann Erich Linnarz, oficer Luftschiffwaffe des Herres (broni powietrznej armii), który na zdjęciach pojawia się z binoklem i modnie przystrzyżonym wąsikiem, na liście niemieckich asów powietrznych zajmuje odległe miejsce. Gdzie mu tam do „Czerwonego barona” Manfreda von Richthofena (80 zwycięstw) czy nawet Hermanna Göringa (22 wygrane). Jak więc Linnarz – o którym trudno nawet powiedzieć, że był pilotem – przeszedł do historii sił powietrznych? Odpowiedź jest prosta: był pierwszym wojskowym, który przeprowadził strategiczny atak bombowy na stolicę innego państwa.

TO ODRAŻAJĄCE ZABIJAĆ STARUSZKI

W pierwszych dniach 1915 r. niemieckie dowództwo postanowiło uderzyć na Anglię w sposób spektakularny. Za przygotowaniami stał kontradmirał Paul Behncke. Już w sierpniu 1914 r. pisał do swojego przełożonego admirała Hugona von Pohla: „Możemy się spodziewać, że jeśli Londyn albo jego okolice zostaną zbombardowane, może to spowodować panikę wśród ludności, która wpłynie na jej chęć kontynuowania wojny”. Behncke nie poprzestał na agitowaniu admirała. W styczniu 1915 r. przedłożył mu pismo z dokładną listą potencjalnych celów. Znalazły się na niej m.in. instalacje wojskowe, ale też Bank Anglii, Londyńska Giełda Papierów Wartościowych, budynek Centralnego Telegrafu, dworce kolejowe, stacje gazowe i elektryczne. Szczególną uwagę Behncke poświęcił „strefie zagrożenia”, czyli obszarowi w sercu londyńskiego City. Admirał Alfred von Tirpitz uznał pomysł Behnckego za wart rozważenia. Dzień po świętach Bożego Narodzenia 1914 r. odpisał: „To odrażające strzelać i zabijać staruszki, ale efekt podłożenia ognia w 30 miejscach Londynu spowoduje, że cała odraza zostanie zatarta przez ogrom tego zdarzenia. Miara sukcesu leżeć będzie więc nie tylko w stratach, jakie zadamy wrogowi, ale w zmniejszeniu jego determinacji do prowadzenia wojny”. Sprawę uznano za na tyle ważną, że przedstawiono ją cesarzowi. Wilhelm II zwlekał. Ale wojskowi nie chcieli czekać. Ruszyli do akcji.

We wrześniu 1915 r. – zanim niemieckie sterowce zaatakowały Londyn – przeprowadziły atak na Warszawę! Tyle że wtedy nie była ona stolicą państwa. W nocy z 24 na 25 września niemiecki zeppelin Z IV, stacjonujący w Królewcu, zaatakował maszerujące przez miasto oddziały rosyjskiego generała Rennekampfa. Według relacji warszawskich dziennikarzy „nalot był straszliwy”, zaś straty w mieście „wielkie”. Pod bombami „całkowicie zniszczone zostało okno sklepu braci Pakulskich na rogu Marszałkowskiej i Chmielnej, a kilkanaście osób zostało przytem ciężko przestraszonych”.

 

Great Yarmouth to leżąca 30 kilometrów na wschód od Norwich niewielka nadmorska miejscowość uzdrowiskowa, znana każdemu miłośnikowi książki „David Copperfield” Dickensa. Również każdy turysta zwiedzający dziś to miejsce, jeśli zapędzi się w okolice ulicy St. Peter’s Plain, zobaczy pod numerem 25 tabliczkę z napisem: „Pierwszy dom w Wielkiej Brytanii zniszczony podczas rajdu Zeppelinów”. Kilka metrów dalej – obok Drake’s Buildings – ta nowa i przerażająca broń zabiła 72-letnią Marthę Taylor, miejscową starą pannę, oraz 53-letniego szewca Sama Smitha.

Jak pisał w miejscowej gazecie Steve Snelling, „jeśli wojna totalna XX w. miała jakieś miejsce urodzenia to z pewnością Yarmouth może ubiegać się o ten wątpliwy zaszczyt”. Akcja zeppelinów, która zakończyła się zniszczeniem okolic St. Peter’s Plain, miała zacząć się 13 stycznia 1915 r. Z baz w północnych Niemczech wystartowały cztery sterowce, ale pogoda na wybrzeżu zmusiła je do szybkiego powrotu. 6 dni później warunki były sprzyjające. Trzy maszyny wystartowały o świcie. Jednak już kilka godzin później misja zeppelinów zaczęła niebezpiecznie przypominać poprzedni lot. Sterowcem L6 nagle zakołysał silny wstrząs. Pękł wał korbowy w jednym z trzech silników. Do angielskiego wybrzeża było jeszcze wiele mil. Gdyby na pokryciu statku osiadł marznący deszcz, to pozostałe dwa silniki mogłyby nie uciągnąć ważącej ponad 9 tys. kilogramów maszyny. „Dlatego z ciężkim sercem zdecydowałem – pisał fregattenkapitan Peter Strasser, dowodzący flotą sterowców marynarki wojennej – w porozumieniu z dowódcą L6 zawrócić maszynę do bazy”. Pozostałe statki leciały bez przeszkód. Co prawda dowodzący sterowcem L3 kapitanleutnant Hans Fritz musiał zrzucić prawie trzecią część balastu, zanim osiągnął zalecaną wysokość ponad 1000 m, ale na szczęście trafił na południowo-zachodni wiatr, który poniósł go w stronę Norfolk. O 20.50 pierwszy niemiecki sterowiec minął linię angielskiego wybrzeża. Jego pojawienie się na niebie wywołało wśród Anglików zamieszanie. Donoszono o kluczu samolotów, ale były problemy z ich identyfikacją; błędnie oceniano liczbę maszyn. Problemy mieli też Niemcy. Nie orientowali się, gdzie dokładnie są. Jednak kilka minut po dziewiątej Fritz zobaczył latarnię morską w Haisbrough i skierował L3 w stronę Yarmouth. Dokładnie o 21.25 niemieccy lotnicy wyrzucili za burtę zeppelina flarę świetlną, która rozjaśniła okolicę. Potem jeszcze jedną. Reporter „Timesa” tak relacjonował tę noc: „Pierwsza flara spadła na tereny rekreacyjne i nikt nie ucierpiał. Druga poleciała do ogrodu przy skwerze Norfolk i zgodnie z opowieścią kaprala, który widział to zdarzenie, wzbiła kolumnę płomieni. Kapral przybył na miejsce, gdy ogień już dogasał i natychmiast odnalazł dziurę w ziemi, z której dobywały się opary siarki i benzyny. Statek zrzucił kilka bomb jedna po drugiej i przeleciał nad centrum miasta (…)”.

CESARZ KRĘCI NOSEM

Następnego dnia kontradmirał Behncke opublikował komunikat, informujący o sukcesie nalotu na Anglię. Wywołał on w całych Niemczech niespotykaną falę entuzjazmu. Szczęśliwy dziennikarz „Kölnische Zeitung” napisał w redakcyjnym wstępniaku: „Najnowocześniejsza broń powietrzna, triumf niemieckiej myśli technicznej, broń będąca w wyłącznym posiadaniu niemieckiego wojska pokazała, że jest zdolna przekroczyć morza i przenieść wojnę na rodzinną ziemię starej Anglii!”.W Berlinie ocena ataku nie była już tak jednoznaczna. Cesarz Wilhelm II cały czas upierał się, że bombardowane mają być tylko instalacje militarne. Wojskowi wiedzieli zaś, że identyfikacja celów z powietrza jest niezmiernie trudna. W efekcie tych przepychanek 12 lutego 1915 r. ukazał się tajny rozkaz cesarski: 1. Jego Wysokość Cesarz wyraża swoją wielką nadzieję, że wojna powietrzna przeciw Anglii będzie prowadzona z większą energią. 2. Jego Wysokość wyznacza następujące cele ataku: materiały wojenne wszelkiego rodzaju, oficjele wojskowi, koszary oraz zbiorniki paliwowe i olejowe, a także londyńskie doki. Nie zezwala się na ataki w mieszkaniowej części Londynu, a przede wszystkim na królewskie pałace.

Fortepian w gondoli

Sterowce służyły nie tylko do celów militarnych, ale i lotów pasażerskich (np. z Europy do Ameryki Południowej). Unieść gondolę z kilkudziesięcioma pasażerami były w stanie największe sterowce – choćby LZ 127 Graf Zeppelin (237 m dł.) oraz LZ 129 Hindendurg (245 m dł.). Sterowce były bardzo komfortowe – miały sypialnie i salon wyposażony w eleganckie meble. Załoga dbała o program artystyczny: na pokładzie znajdował się fortepian firmy Bechstein, na którym grano recitale. Dziś może się to wydawać szaleństwem, jednak urządzono tam także… palarnię. Wprawdzie sterowiec był wypełniony łatwopalnym gazem, ale pomieszczenie, w którym delektowano się cygarami, zbudowano z materiałów ogniotrwałych. Niestety, rozwój lotnictwa cywilnego w latach 30. i trudności w eksploatacji sterowców sprawiły, że era podniebnych cygar się skończyła. Gwoździem do ich trumny była katastrofa LZ 129 w 1937 r.

W Berlinie ruszyły przygotowania do ataku na Londyn. Do przeprowadzenia nalotu wyznaczono Linnarza. 31 maja 1915 r. ambitny dowódca sterowca LZ 38 zabrał paliwa na 30 godzin lotu i ruszył w misję życia. Był późny wieczór, kiedy jego statek pojawił się nad miastem. Gdy na domy zaczęły spadać pierwsze bomby, na ulicach pojawili się policjanci, którzy gwizdkami ostrzegali mieszkańców przed zbliżającym się niebezpieczeństwem. Z otaczających miasto lotnisk wystartowało kilka samolotów Royal Flying Corps, ale żaden z nich nie odnalazł maszyny Linnarza. W tym okresie piloci potrzebowali 45 minut, by wejść na pułap, po którym poruszały się sterowce. Co więcej, dwa aeroplany rozbiły się przy lądowaniu. W trakcie krótkiego ataku LZ 38 zrzucił na Londyn 19 bomb, zabijając 7 osób, raniąc 35, lecz efekt ataku przekraczał jego militarne znaczenie. Płk Rawlinson, który odpowiadał za rozwój obrony przeciwlotniczej Londynu, pisał w swoich pamiętnikach: „Nie było oczywiście oznak powszechnej paniki, ale panował nastrój głębokiego i ogólnego niezadowolenia, gdy zdano sobie sprawę, że nie dysponujemy adekwatnym systemem obrony i nasze domy wystawione są na łaskę wroga”.

Dokładnie tydzień po rajdzie hauptmanna Linnarza czterech brytyjskich pilotów ruszyło w odwetowy nalot na hangary sterowców rozmieszczone w okupowanej Belgii. Startujące z Dunkierki dwupłatowce typu Henri Ferman dotarły nad niemiecką bazę późno w nocy. Wydarzenia tego dnia opisał John Frayn Turner w swej książce „Wielkie loty w dziejach świata”: „Porucznik Wilson dotarł do Evere o godzinie 2.05 w nocy. (…) O 2.20 wreszcie zobaczył cel wyraźnie. Pchnął drążek, zszedł lotem nurkowym na wysokość 600 metrów i zwolnił z zamków trzy 65-funtowe bomby. Jedna z nich trafiła w sam środek hali i wznieciła słup czarnego dymu, ale płomieni nie było. Wilson nie czekał, aby zobaczyć skutki, ponieważ całe niebo cięły już serie działek przeciwlotniczych. Dziesięć minut później o 2.30 dotarł tam podporucznik Mills (…). Kiedy bomby poleciały w dół między tonące w głębokim mroku budynki, budził się dopiero zadymiony świt. Nagle cała okolica belgijskiej wsi rozbłysnęła jaskrawym światłem, bomby trafiły w cel i LZ 38, pierwszy z najeźdźców na Londyn, smażył się w okrutnym ogniu. Było to pierwsze zwycięstwo nad zeppelinami”.