Wielki kanclerz, szalony Konrad

Nazywał je czule „swoimi tajemnymi skarbami”. Kolekcję własnych wniosków patentowych miał na oku nawet wtedy, gdy opuszczał gabinet kanclerski w 1963 roku – po 14 latach rządów. Niemiecki kanclerz Konrad Adenauer był nie tylko politykiem, ale i wynalazcą

Jego pieczołowicie przechowywane skarby to rysunki, opinie specjalistów, opisy i uzasadnienia dla wynalazków, które trafiały do urzędów patentowych na całym świecie. Po locie amerykańskiej sondy na Księżyc w 1964 r. Adenauer półżartem powiedział sekretarce: „Właściwie to ja wynalazłem napęd rakietowy. Panowie w urzędzie patentowym w Berlinie byli jednak zbyt głupi, by to dostrzec”. Pierwsze zapiski, dotyczące racjonalizacji mechanicznych, Adenauer poczynił w 1903 r. Ostatnie – prawdopodobnie w 1942 r. Dotyczyły one poprawy efektywności ruchu cylindrów parowych w lokomotywach. Jednak urzędnicy uparcie twierdzili, że teoria wnioskodawcy zaprzecza podstawowym prawom mechaniki.

Wynalazki – choć niedoceniane – wiele mówiły o zmyśle praktycznym Adenauera. Doktor prawa, pierwszy kanclerz RFN, rozpoczynał karierę jeszcze w czasach cesarstwa. Urodził się w 1876 r. w Kolonii. Dorastał w dobie intensywnego rozwoju techniki, w niezamożnej rodzinie mieszczańskiej (do siedemnastego roku życia dzielił łóżko z bratem, a podczas nauki dorabiał). Był świadkiem pojawienia się pierwszych automobili według patentu Karla Benza, silnika Daimlera i konstrukcji grafa Zeppelina. Przełom technologiczny, który dokonywał się na jego oczach, sprzyjał wynalazczości. Z drugiej strony wieloletnia działalność Adenauera racjonalizatora nie uczyniła go ani bogatym, ani sławnym. Pokazuje jednak jego wytrwałość, wiarę w swoje możliwości, a nawet wyczucie zagrożeń, jakie niosła technika.

CIĘGIEŁKA I CIĄGOTY

Pierwszy wniosek patentowy Konrada Adenauera pochodził z 1904 r. Ostatni zgłosił 39 lat później. Jako urzędnik w Kolonii nad Renem, drobiazgowy i dokładny, do każdego wniosku innowacyjnego dołączał skomplikowane opisy. Jego korespondencja z urzędem patentowym w Berlinie kończyła się – poza jednym wyjątkiem – odmowami i zwrotem kompletu materiałów. Zachowały się rachunki specjalisty od patentów oraz opłaty za konstrukcje i materiały do prototypów. Na przykład 12,50 marki dla fabryki W. Suppe za przygotowanie pędzla według projektu Adenauera.

Swoje obserwacje, dotyczące sprzętów wymagających poprawek, Adenauer zapisywał gotyckim ręcznym pismem lub wystukiwał na maszynie firmy Adler. Stukot jej klawiszy go drażnił. Być może byłoby inaczej, gdyby pewien pomysł Adenauera znalazł uznanie w oczach urzędników. Otóż praktyczny umysł przyszłego kanclerza odkrył alternatywę dla uderzeń w klawiaturę – jego zdaniem nienaturalnych dla anatomicznej budowy ludzkiej ręki i palców. Zaproponował mianowicie cięgiełka dla każdego znaku, chwytane w dwa palce. Kto wie, co by się stało, gdyby urząd patentowy zgodził się z rewolucyjnym rozwiązaniem wynalazcy, a fabryka Adler wyprodukowała Adenauerowską „maszynę do ciągania”? Może i ten tekst pisany byłby z użyciem cięgiełek do komputera?

Pogoń za wynalazkami nie przeszkadzała Adenauerowi w karierze politycznej. Po trzydziestce został wiceburmistrzem Kolonii, a w wieku 41 lat – nadburmistrzem. I to najmłodszym w kraju. Był najpierw politykiem katolickiej partii Centrum, potem przewodniczącym nowo powstałej CDU i wreszcie – kanclerzem RFN. W chwili swego największego politycznego sukcesu Adenauer zaistniał także jako wynalazca ogrodnik. Gdy w 1949 r. przewagą jednego głosu wybrano go na urząd kanclerski, specjaliści od PR-u dwoili się i troili, by w „godny” sposób pokazać jego domowe zajęcia. Oficjalnie zatem Adenauer pasjonował się hodowlą róż. W rzeczywistości był na to – jak sam przyznawał – zbyt niecierpliwy. Jego prawdziwa pasja odkryta została przed światem wiele lat później. Adenauer – wynalazca i racjonalizator – prywatnie wolał podlewać kwiaty konewką własnej konstrukcji z „główką prysznicową” lub wężem ogrodowym z końcówką pozwalającą regulować strumień wody. Miał też wymyślone przez siebie grabie ze sprytnym rozbijaczem grud, umocowanym na szczycie. Szkodniki z roślin wymiatał własnego pomysłu szczotką z prądem elektrycznym. Musiał długo ją poprawiać, po wielokrotnych eksperymentach na owadach, które zadziwiały go żywotnością.

CHLEB WOJENNY GRAUPENAUERA

 

Pomimo swych zajęć i pasji Adenauer przez całe życie dbał o właściwe menu oraz odpoczynek po posiłku. Regularnie spacerował i wyjeżdżał w góry. Wstawał około 5–6 rano i dla poprawienia krążenia wchodził do wanny z zimną wodą. Wyznawał teorię Martina Fassbendera, że styl życia jest źródłem zdrowia. Śledząc przemianę rodzinnej Kolonii w uprzemysłowione miasto, powtarzał, że oddalenie od natury prowadzi do degeneracji. Jako ojciec 8-osobowej rodziny dbał o oszczędności. Był okres, gdy swoich trzech synów prowadzał co cztery tygodnie do pewnego urzędnika, który kiedyś miał zakład fryzjerski. Ten golił ojca i synów na łyso: „Tak jest higienicznie i tanio”, uważał Adenauer.

Tanie utrzymanie domu oznaczało też domowe wypieki. Ta umiejętność przydała się szczególnie podczas głodu w okresie I wojny światowej. Jako zastępca nadburmistrza Kolonii był odpowiedzialny m.in. za zaopatrzenie. Od początku wojny starał się ulżyć mieszkańcom. Za kredyty ściągał ze wsi zapasy kaszy, warzyw, soli i tłuszczu. Mięso i kiełbasę brał z Holandii. Niemowlaki mogły być spokojne o mleko, bo Adenauer zakupił mleczne krowy, a w hali wystawienniczej polecił hodować 1000 cielaków. Na poły z wdzięczności, na poły ironicznie, mieszkańcy nadali mu przydomek „Kaszauer” („Graupenauer”).

Dzięki Adenauerowi powstał specjalny chleb „wojenny”. Miał sycić, smak był sprawą drugorzędną. Wspólnie z braćmi Oebelami – właścicielami Reńskiej Fabryki Chleba – opracował metodę produkcji czarnego chlebopodobnego wypieku ze śruty. W pierwszym akapicie wniosku do urzędu patentowego twórca podkreślał właściwości smakowe produktu, jego wartości odżywcze i długi okres zdatności do spożycia. W warunkach kryzysu podstawowym jego składnikiem stała się kukurydza. Jak zwykle, Adenauer szczegółowo opisał m.in. temperaturę i czas suszenia ziaren oraz odpowiednią zawartość mieszanki. „W praktyce ten zestaw to 40 części wagowych kukurydzy, 35 jęczmienia, po 10 ryżu i otrębów, 5 dekstryny i zwykłych przypraw” – wyjaśniał. Niestety i ten wynalazek nie znalazł uznania. Urząd bowiem podważył wysokość temperatury podgrzewania mąki kukurydzianej. Wprawdzie uczynił to na podstawie danych dla ryżu, ale był to doskonały pretekst, by spławić starego znajomego. Uparty Adenauer-piekarz za pośrednictwem prawnika udowodnił, że z kukurydzą jest inaczej. Urzędnicy w końcu ulegli. Przyznali „Metodzie produkcji reńskiego żytniego czarnego chleba, przypominającego chleb ze śruty” patent nr 296648 z 2 maja 1915 r. Opiewał on na nazwisko braci Oebel i Konrada Adenauera. Z tantiem z patentu przyszły kanclerz zrezygnował. Za to z nieskrywaną radością obserwował codziennie produkcję ponad 10 tys. „kolońskich chlebów”.

KIEŁBASA Z SOJOWEJ BREI

„Chleb wojenny” był jedynym niemieckim patentem Konrada Adenauera. Ale nie jedynym kulinarnym pomysłem. Gdy w 1917 r. został wybrany nadburmistrzem Kolonii, wziął się za walkę z głodem ze zdwojoną energią. Na rezultaty nie trzeba było długo czekać. Opracował kolejny „zastępczy” produkt – kiełbasę. Zaangażował chemika z Berlina, doktora Juliusa Ephraima. Chciał zastąpić deficytowe białko zwierzęce tanim, pochodzenia roślinnego. Podstawą nowych kiełbas – aż w 40 proc. składu – miała być mąka sojowa. Adenauer przekonywał Ephraima, że „ani w smaku, ani w zwartości nie będą się różnić od kiełbas wykonanych w całości z mięsa”. Ten ostrzegał, że powstała już kiełbasa z grochu. Nie zraziło to jednak polityka. Na dodatek, na przekór ciężkim czasom, nazwał ją kiełbasą „o smaku z czasów pokoju”. Zaprzyjaźniona klinika podawała ją pacjentom. Prof. Stockhaus dostrzegł walor wysokiej zawartości białka, a chorzy chętnie ją jedli. Wróżyło to kiełbasie sukces rynkowy. Berlińscy urzędnicy i tym razem jednak pozostali niewzruszeni. Uznali, że wynalazek kiełbasy sojowej jest jedynie „ulepszeniem smaku mąki” i tradycyjnie nie przyznali patentu.

A jednak Adenauer odniósł sukces. Na kiełbasę „o smaku z czasów pokoju” przyszły patenty najpierw z Węgier, potem z Austrii i Belgii. Na chleb – z Węgier. Kiedy nadszedł patent z W. Brytanii, sygnowany imieniem króla Jerzego V, Adenauer odczuł szczególną satysfakcję. Na patenty brytyjskie powoływał się bowiem berliński urząd, odmawiając wynalezionej kiełbasie elementu nowatorstwa. Kiełbasa Adenauera triumfowała też w USA. Zaś 20 lat później koncern IG Farben przygotował kompletne menu sojowe na czas nadchodzącej kolejnej wojny. Dziś zaś za sojowe przysmaki mogą być wdzięczni Adenauerowi wszyscy jarosze. Co innego sądził jednak o nim wegetarianin Adolf Hitler. Kiedy przybył do Kolonii, Adenauer nakazał m.in. zdjęcie z mostu flag ze swastyką. Jako przedstawiciel znienawidzonej przez nazistów Republiki Weimarskiej musiał w 1933 r. odejść ze stanowiska.

W DOMU I ZAGRODZIE

Wewnętrzną emigrację częściowo przeczekał w celi klasztoru Maria Laach. Nie uniknął jednak spotkania z gestapo. Był kilkakrotnie więziony, ale dzięki pomocy kapo i lekarza uniknął wywózki do obozu. Nie uchronił się jednak przed depresją i myślami samobójczymi. Być może i ciągły niepokój „poprawiacza świata” pomógł Adenauerowi wrócić do równowagi. Zresztą, mieszkańców Nadrenii nie na darmo nazywa się „rheinisches Schlitzohr”. Żaden „nadreński spryciarz” łatwo się nie poddaje.

Kiedy dzieci Adenauera porządkowały po śmierci ojca zbudowany w 1937 r. dom w Rhoendorf, trafiły na coś ciekawego. Na „poprawione” sprzęty domowe, które przeleżały tam od czasu III Rzeszy. Dzieci odnalazły w kuchni dowody, że to Adenauer wymyślił bezprzewodowy czajnik, działający dzięki metalowej rurze, utrzymującej temperaturę wody. Z kolei by uchronić liczną rodzinę przed przypaleniem pieczywa w tosterze, ojciec rodu zaproponował wbudowanie w środek urządzenia żarówki. Sprzęt uzupełnił o okienka, dające obraz aktualnego stanu przypieczonego chleba. „Toster model Adenauer” – jak pisze Peter Koch w swojej książce o wynalazkach kanclerza – mógł być też uzupełniony o lustro, które pokazuje drugą stronę kromki. By uchronić zapasy od szkodników, przyszły kanclerz testował miedziane zgrzebła na prąd do przeczesywania mąki. Insektom fundowały śmiertelne elektrowstrząsy.

Niestrudzony innowator pochylił się również nad problemem szybkiego zużywania się szczotek do sprzątania. Doświadczony w długiej korespondencji z urzędem patentowym i tym razem sporządził poważny i drobiazgowy opis. Wszystko w trosce o elastyczność oraz trwałość krzywiącego się i łamliwego włosia. W ten sposób, pozostając na uboczu tragicznych wydarzeń II wojny światowej, przyszły kanclerz Niemiec zaproponował gospodyniom domowym udoskonalone szczotki. W ich włosie wprowadził elementy, które stawiały opór i przywracały włosiu pionową pozycję. Jednak i tym razem urzędnicy z Berlina zignorowali pomysłodawcę.

Wynalazca nie zapominał też o pani Adenauerowej. Augusta, jego druga żona, narzekała, jak trudno jest jej upiąć włosy. Z koka, mozolnie konstruowanego każdego ranka, często wysuwały się szpilki. Jeszcze jako nadburmistrz Kolonii zaprojektował jej nowe, wygięte tak, aby nie wypadały, a fryzura trzymała się przez cały dzień. Szpilki były ponoć nie do zgubienia. Pamiętając o trudach matki przy cerowaniu, opracował też grzybek do cerowania pończoch. Również to urządzenie chciał opatentować. Tym razem za pośrednictwem firmy AEG. Nowością było podświetlenie grzybka od środka, co oszczędzało wzrok. Produkt uznano za wtórny, choć po latach AEG wypuścił na rynek podobne urządzonko.

Kolejny wynalazek Adenauera związany był z jego inną pasją – namiętnym czytaniem kryminałów Agathy Christie; często zasypiał z książką w ręku. Sam również cierpiał z tego powodu, bo martwił się marnotrawieniem prądu. Na podstawie rysunku Adenauera miejscowy elektryk założył automatyczny wyłącznik światła, na bazie czasomierza do gotowania jajek. Po półgodzinie światło wyłączało się samo. Jeśli Adenauer jeszcze nie spał, nakręcał czasomierz na kolejną porcję lektury.

MERCEDES ADENAUERA

 

Samochody fascynowały Konrada Adenauera od młodości. Także w nich chciał poprawić to i owo. Nigdy nie zrobił prawa jazdy, ale jeździł autami od 1906 r. Służbowymi – jako burmistrz i kanclerz. Po wypadku samochodowym miał pewien uraz do tramwajów. 20 marca 1917 r., kilka miesięcy przed objęciem urzędu nadburmistrza Kolonii, jego pojazd, jadąc z pełną szybkością, zderzył się z szynowym wozem. Pokaleczona twarz, złamane kości twarzy i nosa zmieniły wygląd Adenauera. Po operacji pozostały mu nieco skośne oczy i wyciągnięty kształt czaszki. Specjalna komisja ustalała zresztą, czy po wypadku stan zdrowia pozwala mu na sprawowanie urzędu. Według Hansa-Petera Schwarza, biografa Adenauera, życzliwi mówili mu, że wygląda jak Indianin. Złośliwi: że ma mongoidalną czaszkę. Syn dr Max Adenauer stwierdził, że mimo tytułu honorowego członka plemion Ameryki Północnej (przyznanego w 1956 r. w Milwaukee), w żyłach jego ojca nie płynęła ani indiańska, ani mongolska krew. Wystające kości policzkowe odziedziczył po matce z Turyngii.

To po tym wypadku samochodowym biuro patentowe AEG otrzymało od Konrada Adenauera propozycję wprowadzenia zabezpieczeń w tramwajach, których „produkcja może być bardzo lukratywna”. Urządzenia miały chronić pasażerów przed wciągnięciem pod koła pojazdu dzięki zastosowaniu specjalnych walcowatych konstrukcji.

Choć lubił szybką jazdę, Adenauer uważał, że samochody nie mogą zawładnąć miastem. Jego szczególną troskę wzbudzały oślepiające światła. Były one groźne zarówno dla kierowców, jak i pieszych. Niczym Leonardo da Vinci studiował grę świateł, skrupulatnie opisując i szkicując zjawisko. Swój nowy pomysł opisał Urzędowi Patentowemu Rzeszy jako „urządzenie do ochrony przed oślepieniem przez światła nadjeżdżających pojazdów”. Do ochrony miał służyć ekran, nakładany przed oczy, albo specjalne „okulary”. Nazwa ta została nadana trochę na wyrost. Gruba listwa z rodzajem wypustek łączyła dwie półkoliste szybki. Urządzenie miało szczelnie chronić oczy, również przed atakiem świateł z boku („prawe oko przed światłem z lewej, lewe oko przed światłem z prawej strony”). Tę dziwaczną konstrukcję dźwigała na nosie małżonka Adenauera, testując ją podczas wieczornych spacerów po ulicach Rhoendorfu. Wynalazek przyszłego kanclerza okazał się również skutecznym środkiem na uciążliwe nocne owady, które ginęły w zderzeniu z ekranikami. Adenauer traktował i ten projekt jak najbardziej poważnie. Monstrualne okulary wzbudzały – ku jego zadowoleniu – zainteresowanie kierowców. Niestety najczęściej zatrzymywali się oni, oferując „biednym niewidomym” pomoc w przejściu na drugą stronę. I tym razem Berlin powiedział projektowi „nie”.

Niemiecki kanclerz ma jednak swój pomnik jako wynalazca – Mercedesa 300, nazywanego często „mercedesem Adenauera”. Pod koniec życia nobliwy pan zasiadał na tylnej kanapie samochodu zadowolony nie tylko ze swoich osiągnięć politycznych, ale i z wynalazków. Daimler-Benz zainstalował bowiem w aucie specjalne okna z owiewkami właśnie według pomysłu niemieckiego przywódcy. Osłaniały one pasażera przed prądem powietrza, wpadającym wprost z okna.

Mercedes Adenauera żegnał swego długoletniego pasażera 25 kwietnia 1967 r. W kolumnie za trumną, z bukietem róż na siedzeniu, które zwykle zajmował niemiecki kanclerz. Adenauer zmarł w wieku 91 lat. Pozostawił Niemcy Zachodnie suwerenne i tworzące Europejską Wspólnotę Gospodarczą – podwaliny przyszłej Unii Europejskiej. Po niezbyt udanej przygodzie z poprawianiem świata w jego codziennym wymiarze mógłby stwierdzić, jak zresztą często robił: „Po cóż mam się martwić moim wczorajszym gadaniem?”. Dzisiaj znalazłby pewnie jeszcze więcej do poprawki.

Dziękuję za pomoc red. M. Herde z Radia Bremen i D. Proks z Opola