Trwa wyścig motoryzacyjnych zbrojeń. Koncerny chcą zarobić wielkie pieniądze na małym samochodzie, który – jak kiedyś volkswagen garbus – byłby mocny, tani i bardzo popularny
Wózek z supermarketu
Pierwszy z inicjatywą wyszedł indyjski koncern Tata. Zaprezentowany przed kilkoma miesiącami samochód Tata Nano ma zdobyć rynki ubogich krajów Dalekiego Wschodu – Indii, Bangladeszu, Wietnamu. Cena Tata Nano nie powinna przekroczyć 2,5 tysiąca dolarów. W tej cenie kierowcy w turbanach i kapeluszach ze słomy dostaną auto 5-drzwiowe, napędzane silnikiem o mocy 33 koni i rozwijające maksymalną prędkość 70 km/godz. Czteroosobowy Nano ma być kolorowy, bezpieczny i oszczędny. Podobny samochód przygotowuje też konkurencja: Nissan i Renault. Japończycy wespół z Francuzami zamierzają za dwa lata uruchomić produkcję auta, które nazwano ULC (Ultra Low Cost – superniski koszt). Jeśli powiedzie się mariaż zachodniej technologii z możliwościami wytwórczymi indyjskiego Bajaja, który ULC ma na swoich liniach produkować na skalę masową, nowe auto ma szansę znaleźć się w Księdze rekordów Guinnessa. Dlaczego? Według szacunków, Bajaj ULC będzie kosztować 1600 euro, a więc – w przeliczeniu, bez cła i akcyzy – nieco ponad 5,4 tysiąca złotych. Szczegóły techniczne Bajaja ULC nie są jeszcze znane. Wiadomo, że samochód będzie pięciodrzwiowy i bardzo podobny do Tata Nano.29.09.2008·Przeczytasz w 1 minutę