Wszyscy mężczyźni naszych wojowniczek [FELIETON]

Chciałabym rzucić snop światła na mężczyzn, którzy również stają za nami murem, dmuchają w nasze skrzydła, stanowią ramiona, w których możemy wzrastać. Chodzi o mężczyzn, którzy są ojcami, braćmi, mężami, partnerami, kolegami i przyjaciółmi tych mądrych, silnych, walecznych sercem i umysłem kobiet.

Oglądałam niedawno wywiad z Ruth Ginsberg, legendą sądownictwa w USA, przeprowadzony na Columbia University. 85 letnia sędzina sądu najwyższego ze znanym sobie spokojem i elegancją odpowiadała na pytania Poppy Harlow (dziennikarki CNN) dotyczące jej kariery, poglądów oraz życia prywatnego. W pewnym momencie Poppy poprosiła Ginsberg o odniesienie się do stwierdzenia „Women can’t have it all” (ang. kobiety nie mogą mieć wszystkiego). Ginsberg wzięła wdech i spokojnie odpowiedziała, że patrząc wstecz na swoje życie zawodowe i prywatne nie zgadza się z tym przekonaniem.

Jej zdaniem kobieta może mieć wszystko ale… pewnie nie wszystko w jednym czasie. Dodała potem, że w rozwoju jej kariery zawodowej i balansowania tego z życiem prywatnym, nieocenione było wsparcie jej męża, Martina Ginsberga. To zdanie stało się punktem wyjścia do moich rozważań w kontekście tego, co dzieje się aktualnie w naszym kraju. Mówimy dużo o ruchu kobiecym, o sile kobiet, o samostanowieniu, o wolności wyboru, o równouprawnieniu. Mówimy też dużo o wzajemnym wsparciu kobiet i o dmuchaniu nawzajem w nasze skrzydła, o pomaganiu sobie, szczególnie teraz. Chciałoby się wykrzyczeć: nareszcie!

I jest jeszcze jedna rzecz, którą chciałabym przy tym wszystkim wykrzyczeć. Zainspirowana wspomnianym wywiadem ale też i własnym życiem chciałabym rzucić snop światła na mężczyzn, którzy również stają za nami murem, dmuchają w nasze skrzydła, stanowią ramiona, w których możemy wzrastać. Chodzi o mężczyzn, którzy są ojcami, braćmi, mężami, partnerami, kolegami i przyjaciółmi tych mądrych, silnych, walecznych sercem i umysłem kobiet. 

Chciałabym podziękować tym mądrym ojcom za umiejętne towarzyszenie wzrostowi małych dziewczynek. Za pielęgnowanie w nich poczucia własnej wartości. Za zagrzewanie do walki o cokolwiek chciałyby walczyć. Za całowanie do snu i mówieniu „kocham cię”. Za opowiadanie bajek, w których kobieta nie była tylko księżniczką ratowaną przez odważnego rycerza, ale Meridą Waleczną, albo wyruszającą w podróż Vaianą. Za to, jak traktują kobiety wokół siebie. Za mądrość, serce i czas, które dają swoim córkom. Za to, jak traktują swoje matki. Za to, że wprost albo nie wprost mówią córkom, że odwaga i siła nie są przypisane do płci. 

Chciałabym podziękować tzw. figurom zastępczym, czyli tym mężczyznom, którzy w miejsce ojców zadających rany, wkroczyli po latach z mocą uzdrawiania. Dziękuje tym mężczyznom, którzy są dowodem na istnienie tego, w co te kobiety miały prawo zwątpić – w zaufanie mężczyznom, w oparcie, w miłość, w szacunek. Dziękuję tym męskim figurom zastępczym, które wzmacniały wiarę i siłę w nas kobietach. Dziękuję tym, którzy uwierzyli w nasze możliwości i robili przestrzeń na nasz wzrost pokazując szacunek, miłość i czułość. 

Chciałabym podziękować braciom, kolegom, przyjaciołom, znajomym, którzy wychowani w duchu równości, nigdy nie dali nam odczuć gorszości, odmienności, ułomności w jakimkolwiek zakresie. Dziękuję tym wszystkim facetom, z których ust nigdy nie padło: „Chyba masz okres, co nie?”, „Jesteś zbyt emocjonalna”, „Co ty możesz wiedzieć?”, albo cytując niejakiego Ziemkiewicza nazywającego protestujące „wulgarnymi kurewkami”, nigdy nie sięgnęli po tak żałosny słownik. Dziękuję wszystkim tym mężczyznom, którym takie zdanie nie przeszłoby przez gardło, a co dopiero przez serce. 

Chciałabym podziękować tym mężom i partnerom, przy których kobiety musiały odkryć w sobie siłę, żeby odejść, żeby zawalczyć, żeby siebie i innych bronić. To dzięki wam uczyły się korzystać ze swoich skrzydeł, czasem prosić o pomoc i równie często ją przyjmować.

Chciałabym podziękować mężom i partnerom, którzy traktują kobiety z szacunkiem, miłością i po partnersku. Partnerom i mężom, którzy wiedzą, że bycie razem to taniec przypływów i odpływów. Jak w zgranej drużynie. Raz ja robię miejsce tobie, a raz ty mnie. Raz moje potrzeby na górze, raz twoje. Raz ja się usunę w cień, a raz ty. Raz wolniej, raz szybciej. Raz ty robisz krok a raz robię go ja. 

Chciałabym wreszcie podziękować mojemu partnerowi za to, że:

– kiedy mówię o tym, co chcę robić dla świata, nie przewraca oczami tylko tuli i mówi, kocham to, że tak ci zależy
– kiedy odnoszę mierzone różną miarą sukcesy na arenie zawodowej, świętuje ze mną i duma rozświetla mu oczy
– kiedy się sprzeczamy, bo widzimy coś inaczej, chce zrozumieć, potrafi przeprosić i poprosić

 

– kiedy choruje mój Tata, przejeżdża pół Polski, żeby ze mną być
– kiedy potrzebuję przestrzeni, robi na nią miejsce wiedząc, że jego wartość nie zależy od tego, ile mi daje
– kiedy chcę sięgać dalej ale brakuje mi rąk, podaje swoje
– kiedy pokazuje swojej córce świat, w którym słucha się kobiet, ich potrzeb, wspiera je i dopinguje w realizacji marzeń
– kiedy tłumaczy jej świat wyjaśniając cierpliwie zależności i złożoności, nie ścinając zdaniem „dzieci i ryby głosu nie mają”
– kiedy wieczorami czyta jej bajki i rozwija wyobraźnię, żeby mogła kreować życie jakie tylko sobie zamarzy
– kiedy każdego dnia traktując mnie i traktując ją, daje przykład tego, jak można kochać kobiety

Dziękuję wam wszyscy mężczyźni naszych wojowniczek.