Załóż na siebie komputer, czyli Hi-tec do majtek

Zwykłe ubrania zamieniają się w komputery. Inteligentna odzież i elektroniczna biżuteria reagują na temperaturę otoczenia, przesyłają wiadomości, ładują telefon, a nocami – świecą!

Co założyć na pierwszą randkę? Dżinsy? Na pewno tak, bo dżinsy nigdy nie wyjdą z mody. Sęk w tym, że chcę zabłysnąć i to dosłownie, przymierzam więc najnowszy nabytek – top wyposażony w ledowe światełka. Mamy przecież 2018 rok i naszpikowane elektroniką ubrania są już na rynku od kilku lat.

Szaty 3.0

Moją bluzkę ozdabiają delikatnie świecące diody. Technologia sprzężona z tradycyjnym krawiectwem haute couture daje nieograniczone możliwości, dlatego kolor diod będzie można łatwo dobrać do wieczorowego makijażu. Projektanci mody zaczęli współpracę z inżynierami już na początku XXI wieku, ale najciekawsze kreacje zaczęły się pojawiać dopiero kilka lat temu. W 2012 r. Despina Papadopoulos zaprojektowała sukienkę mini na baterie słoneczne. W świetle dziennym baterie się ładują, a w nocy ubranie świeci, ale nie tylko. Z zamontowanych w nim 448 modułów energię mogą też czerpać urządzenia mobilne, które mamy akurat przy sobie. Dzięki najnowszej technologii nie trzeba też odwiedzać krawca.

O „wearable technology” (technologii, którą można nosić na sobie) zrobiło się głośno kilka lat temu. Jednak jej początki sięgają nawet XIII w. – już wtedy noszono przecież… okulary!

Ubrania na miarę zapewnia drukarka. Już w 2013 roku na wrześniowym New York Fashion Week pojawiły się kreacje Francisa Bitontiego, wydrukowane na drukarce 3D ze specjalnie w tym celu opracowanego elastycznego włókna. Ażurowa struktura z drukarki pokazuje jednak zbyt wiele jak na pierwszą randkę. Na szczęście wybór jest ogromny. Dzisiejsze kolekcje, choć nie mają już nic wspólnego z lnem czy z bawełną, są superpraktyczne. Takie e-tekstylia, bo żyjemy w epoce inteligentnych tkanin, reagują np. na zmianę temperatury otoczenia i dopasowują fakturę do pory roku. Wyczuwają też stężenie alergenów w powietrzu i ostrzegają właściciela cierpiącego na uczulenie. Współczesne stroje reagują również na inne bodźce.

Do klasyki mody 3.0 należy wczesna kolekcja projektantki Ying Gao. Jej sukienkę z białego delikatnego materiału ozdabiają krawieckie szpilki, które podnoszą się i opadają w zależności od natężenia dźwięku. Ale w damskim krawiectwie chodzi raczej o wywołanie emocji, dlatego przełomem w technologicznej modzie stała się kreacja Intimacy (z ang. intymność) zaprojektowana w 2010 roku. Specjalna folia – materiał, z którego została uszyta – reaguje na ciepło wytwarzane przez ludzką skórę. Jeśli nosząca ją osoba jest podekscytowana, ubranie robi się prawie zupełnie przezroczyste!

Gdyby to nie była pierwsza randka, w dodatku w ciemno, mogłabym sięgnąć nie tylko po Intimacy, ale i po loveJacket – kurtkę zaprojektowaną przez nowojorskie Studio 5050. Jest wyposażona w nadajnik i odbiornik. Taką samą powinna założyć nasza druga połowa. Już w odległości kilku metrów obie kurtki się rozpoznają, zaczynają świecić i wydawać charakterystyczny dźwięk cykad, nawet w środku mroźnej zimy.

 

EKG zamiast odcisków palców

Odkąd zaczęła się moda na elektroniczną odzież i galanterię, największą uwagę projektantów przyciąga nadgarstek. W sprzedaży znajduje się cała gama bransoletek, monitorujących naszą aktywność w ciągu dnia i jakość snu w nocy. Trudno zresztą odpuścić sobie przez nie np. codzienny trening. Sprzężone z domowym serwerem i urządzeniami mobilnymi pilnują, abyśmy wyrobili swoją tygodniową fitnessową normę. W przeciwnym razie zablokują np. telewizor i uniemożliwią nam obejrzenie ulubionego serialu.

14 milionów gadżetów typu „wearable technology” sprzedano w 2011 roku. Do 2016 r. ta liczba wzrośnie nawet do 171 milionów sztuk.

Technologia zaczęła nami rządzić na dobre w 2013 r., kiedy noszenie elektronicznych bransoletek monitorujących wysiłek fizyczny stało się modne. Ludzie oszaleli na punkcie ćwiczeń, śledzenia swoich wyników i dzielenia się nimi ze znajomymi. Pierwsze bransoletki, takie jak FitBit Flex, Nike+ FuelBand i Jawbone UP, monitorowały naszą aktywność w ciągu dnia. Zapaleńcy uzależnieni od informacji o swoim ciele mogli do tego zestawu dołączyć inteligentną wagę czy buty mierzące wysokość wyskoku w czasie ćwiczeń. Na rynek weszły również inteligentne zegarki, które robiły dokładnie to samo, a przy okazji pozwalały na wysyłanie wiadomości i prowadzenie rozmów telefonicznych. Te niepozorne wydawałoby się gadżety stały się niezbędne od momentu, kiedy zastąpiły inne urządzenia identyfikujące użytkownika. Dzięki biometrycznej bransoletce Nymi, wyprodukowanej przez kanadyjską firmę Bionym, można się było pożegnać z niemożliwymi do zapamiętania hasłami i kodami dostępu. Nymi rozpoznaje właściciela na podstawie elektrokardiogramu, czyli EKG, który jest dla każdego z nas unikatowy. Wpływają nań takie czynniki jak budowa mięśnia sercowego, jego pozycja i rozmiar.

Do najbardziej dyskretnego rodzaju elektronicznej biżuterii należą e-pierścionki. Ich oczka, czyli w rzeczywistości diody, świecą w momencie, kiedy na jedno z naszych urządzeń mobilnych przychodzi nowa wiadomość. Odpowiedni czujnik umieszczony w pierścieniu mierzy również temperaturę ciała, liczbę przebytych kroków w ciągu dnia, a podłączona do pierścionka aplikacja szacuje, ile spalamy kalorii. Po przebudzeniu przykładam palec do czytnika w pierścionku i identyfikuję się za pomocą rytmu serca. Urządzenie rozpoznaje, że ja to ja, i przekazuje tę informację innym sprzętom mobilnym. Za pomocą tego samego pierścionka otwieram również mieszkanie, samochód i płacę – zbliżając go do czytnika w sklepie.

Elektroniczna biżuteria to kwintesencja tego, co już kilka lat temu nazywaliśmy „wearable technology”, czyli technologią, którą można na siebie włożyć. Zakładalna technologia na dobre zmieniła tradycyjną rolę odzieży: ubrania nie tylko nas upiększają, ale umożliwiają nieograniczony dostęp do sieci. Nasze ciało stało się interfejsem.

Bateria w kaloszach

Czy ta cała elektroniczna galanteria nie zjada czasem za dużo prądu? Już nie musimy się tym martwić. Przełomem w technologicznej modzie było opracowanie metody pozwalającej na ciągłe ładowanie urządzeń, które nosimy na sobie. Bo choć nadal od czasu do czasu można podłączyć telefon do prądu, nie trzeba się już przejmować tym, że bateria wysiądzie w ciągu dnia. Wystarczy włożyć telefon do tylnej kieszeni spodni. Kieszeń „Power Pocket”, po raz pierwszy zastosowana latem 2013 roku przez firmę Vodafone, ładuje telefon za pomocą energii wytwarzanej przez ludzkie ciało. Termoelektryczny materiał jest tak cienki, że bez problemu może zostać wszyty w kieszeń. Dzięki różnicy temperatur pomiędzy ciałem a środowiskiem zewnętrznym i powstającemu napięciu materiał produkuje prąd. Technologia, choć wymyślona całkiem niedawno, jest oparta na zjawisku termoelektrycznym Seebecka, odkrytym przez niemieckiego naukowca już na początku XIX wieku.

Zanim jednak na rynek weszła energetyczna kieszeń, inny operator sieci komórkowej, Orange, wyprodukował ładujące się samoistnie kalosze. Pomysł wziął się stąd, że na festiwalach muzycznych w deszczowej Wielkiej Brytanii nie ma gdzie ładować telefonów. Okazało się, że 12 godzin chodzenia po błocie w kaloszach (znów to zjawisko termoelektryczne Seebecka!) może być źródłem energii, która starcza na używanie telefonu przez godzinę. Jednak byli tacy, którzy kręcili nosem na prąd z pary spoconych stóp. Konkurencyjną metodą stało się więc pozyskiwanie energii kinetycznej. Amerykański start-up SolePower wyprodukował buty, które gromadzą energię wytwarzaną podczas chodzenia. Mechanizm jest ukryty w wodoodpornej wkładce, którą można umieścić w każdym rodzaju obuwia Tak wygenerowana energia jest transportowana za pomocą kablo-sznurówki do zewnętrznej baterii, przyczepionej do kostki. Kiedy przychodzi czas na podładowanie telefonu, wystarczy odczepić baterię i podłączyć ją do sprzętu za pomocą wtyczki USB.

 

Elektroniczna przyzwoitka

Technologia, którą nosimy blisko ciała, bywa też pomocna w życiu towarzyskim. W e-okularach (do masowego użytku weszły w 2014 roku) można np. zainstalować aplikację „Pierwsza randka”. Sprawia, że na spotkaniach, na których szczególnie nam zależy, nie popełnimy gafy. Wystarczy podyktować okularom słowa i tematy, których pod żadnym pozorem nie powinniśmy poruszać. Jeśli któreś z nich jednak się wymknie, przed oczami okularnika zapala się czerwone światło. Trzeba przyznać, że inżynierowie zainteresowali się też rejonami naszego ciała mniej dostępnymi dla ciekawskich oczu.

Kilka lat temu inżynier Yaroslav Faybishenko zastanawiał się, gdzie przewinąć córeczkę. Przyszło mu wtedy do głowy, że jego dziecko nie siedzi tylko w mokrym pampersie, ale w pieluszce pełnej danych. Tak powstała inteligentna pieluszka Faybishenki (niewiele droższa od zwykłego pampersa), która „rozpoznaje” infekcję dróg moczowych, problemy z nerkami i odwodnienie dziecka. Składająca się na nią technologia jest dość prosta – to połączenie chemii z aparatem fotograficznym w telefonie.

Pieluszkę wyposaża się w warstwę złożoną z kolorowych kwadracików. Każdy z nich to inny odczynnik, który mierzy np. stężenie elektrolitów, poziom pH, wchodzi w interakcję z leukocytami lub produktami ubocznymi metabolizmu bakterii. Kiedy pieluszka jest pełna, rodzic robi jej zdjęcie, a aplikacja informuje, czy wszystkie parametry są w normie. Jeśli nie, technologia już nie wystarczy – należy udać się do pediatry.

Gradowa chmura

W tym miejscu muszę się do czegoś przyznać. Cała ta opisana galanteria odzieżowa i biżuteryjna już istnieje, choć to raczej prototypy niż poszukiwane przez klientki powszechnie dostępne modele. W rzeczywistości mamy przecież rok 2013 i technologie, które będziemy na sobie nosić, wciąż znajdują się w powijakach i budzą sporo kontrowersji.

Najwięcej wątpliwości dotyczy wykorzystywania danych gromadzonych o nas przez elektroniczną garderobę, które przesłane na serwery i przeanalizowane tworzą szczegółowy obraz użytkownika. Według badań przeprowadzonych niedawno przez firmę Rackspace, jedna na pięć osób w Wielkiej Brytanii i USA uważa, że używanie np. Google Glass, czyli okularów, którymi można m.in. robić nieznajomym zdjęcia i identyfikować ich twarze, powinno być zabronione.

– Toczą się dyskusje na temat tego, kto jest właścicielem tych wszystkich danych i jakie powinno być ich zastosowanie – przyznaje dr Chris Brauer, dyrektor Centre for Creative and Social Technologies (CAST) w Londynie. – Technologia sama w sobie nie zawiera żadnego systemu wartości; nie jest ani dobra, ani zła. Wszystko zależy od tego, do jakich celów się ją wykorzystuje – mówi. Zdaniem Brauera, dyskusja na temat regulacji prawnych dotyczących „zakładalnych” urządzeń podłączonych do sieci dopiero się rozpoczyna.

 

WARTO WIEDZIEĆ: 

  • XIII wiek – Okulary. Pierwsze okulary zostały zrobione z kryształu, a nie ze szkła. Oprawiało się je w kość, skórę bądź metal.
  • XVII wiek – Pierścień liczydło. Za czasów dynastii Qing powstało w Chinach liczydło na srebrnym pierścieniu. 
  • 1762 rok – John Harrison wynalazł kieszonkowy zegarek.
  • 1907 rok – Na zlecenie Alberta Santos-Dumonta zaprojektowano zegarki na rękę.
  • 1977 rok – Firma HP produkuje zegarki z wmontowanym kalkulatorem w cenie 650 dol. za sztukę – dowodzą zasobności portfela i stają się symbolem technologicznego boomu.
  • 1987 rok – Komputer w bucie. Pomagał graczowi w kasynie liczyć karty podczas gry w Blackjacka, zwiększając szanse na wygraną.
  • 1994 rok – Kamera na głowę. Steve Mann opracowuje przenośną analogową kamerę montowaną na głowie. Przekazywała obrazy do stacji bazowej za pośrednictwem amatorskich częstotliwości telewizyjnych.
  • 1993 rok – Pathfinder (z ang. poszukiwacz). Prototyp nawigacji GPS wyposażony (z niejasnych powodów) także w wykrywacz promieniowania.
  • 2009 rok – Kolczyki Bluetooth. Illy Fridman zmodyfikowała nieco słuchawki i zaprojektowała specjalne kolczyki, które są też znane jako „Ripple headset” (słuchawki tętniące muzyką).
  • 2010 rok – Bransoletki Nike’a. Opaski na nadgarstek porozumiewają się z czujnikiem umieszczonym w obuwiu sportowym i przekazują informacje np. o porannym biegu.