Zwierzaki na tacierzyńskim

Matkom niektórych zwierząt udało się skłonić ojców do samodzielnego zajmowania się dziećmi. Może się to jednak zemścić, bo samce w takiej roli potrafią być agresywne wobec samic

„Znam taką samicę, której udało się wrobić aż cztery samce!” – dr Beata Czyż z Uniwersytetu Wrocławskiego nie kryje emocji, gdy opowiada o  remizie – ptaszku słynącym z dużych, misternie utkanych gniazd. Od lat obserwuje jego zwyczaje rozrodcze w rezerwacie Stawy Milickie na Dolnym Śląsku. „Samiec buduje gniazdo do momentu, gdy da się w nim złożyć jaja. Potem wabi samicę. Jeśli mu się uda, para razem kontynuuje budowę, a samica składa jaja” – mówi dr Czyż. 

Na tym jednak kończy się romantyczny związek, a zaczyna rywalizacja. Czasem samiec ucieka od swej partnerki i buduje drugie gniazdo. Tam ściąga nową wybrankę, a poprzednią zostawia, by samotnie wysiadywała i wychowywała ich wspólne dzieci. Czasem ona ma tego dość, odlatuje w siną dal, a pozbawione opieki jaja marnieją. Niekiedy wreszcie to samica pierwsza opuszcza gniazdo. Samiec staje wówczas przed poważnym dylematem: zostawić jaja czy zdecydować się na samotne ojcostwo? „Dla niego to trudna decyzja” – przyznaje dr Czyż. A jednak nierzadko pan remiz podejmuje to wyzwanie.

Z punktu widzenia biologii ewolucyjnej to prawdziwy fenomen. Samotne ojcostwo jest bowiem najrzadszą formą opieki rodzicielskiej w świecie zwierząt. Praprzyczyną tego jest – jak uważa dr Douglas Tallamy z University of Delaware – nierówna wielkość komórek rozrodczych każdej płci. Samice produkują niewiele dość dużych komórek jajowych. Sporo w nie zainwestowały, więc mniej chętnie zostawiają je na pastwę losu. Samce zaś zwykle wytwarzają mnóstwo drobnych i „tanich” plemników. Nie troszczą się zbytnio o to, co się z nimi stanie, bo przecież mogą wyprodukować kolejne miliony. I tak mają spore szanse na to, że któryś z potomków osiągnie dojrzałość i przekaże dalej geny swego ojca. Zamiast więc poświęcać swój czas na opiekę nad dziećmi, wolą zużyć go na poszukiwanie kolejnych partnerek. A mimo to samicom udaje się czasem przekonać tych lekkoduchów, by zajęli się dziećmi.

Kochanie, urodziłem nasze dziecko

Najwięcej takich przypadków zaobserwowano wśród ryb. „U nich najczęściej żadne z rodziców nie zajmuje się potomstwem. Jakaś forma opieki występuje tylko u 30 proc. rodzin. Wśród nich jednak w większości to właśnie samiec opiekuje się dziećmi” – wyjaśnia dr Beata Czyż. Przykładem jest choćby pospolity w polskich wodach ciernik. U samców tej drobnej rybki w porze godów brzuch przybiera dobrze widoczną czerwoną barwę. Jednocześnie panowie z kawałków roślin i patyczków budują na dnie niewielkie gniazdo. Do niego zapraszają panie. Gdy któraś się skusi, wpłynie do gniazdka i złoży tam jaja, samiec zaraz zajmuje jej miejsce i wypuszcza na ikrę nasienie. Potem odgania partnerkę i szuka kolejnej chętnej. Jeśli w gnieździe zbierze się dość jaj, samiec zapewnia dopływ czystej wody i pilnuje, by nie zasypał ich muł, piasek, lub nie dopadł drapieżnik.

Jeszcze mocniej w  opiekę nad potomstwem angażują się samce koników morskich. Te z gatunku Hippocampus wheitei mają na ciele kieszeń, do której samice składają jaja. Tam też następuje zapłodnienie. Następnie ojciec dostarcza swemu potomstwu tlen i  pożywienie przez parę tygodni. Gdy dzieci są już gotowe do samodzielnego życia, wypuszcza je pojedynczo na wolność. Mięśnie wokół kieszeni kurczą się wówczas w takim rytmie, że przypomina to poród u ssaków. Jakim cudem samice „przekonały” samców do tak wielkich poświęceń dla potomstwa? Przez wiele lat sądzono, że kluczem jest tu zapłodnienie zewnętrzne. Dzięki temu samica może zapewnić samca, że jaja połączyły się z  jego plemnikami, a nie sąsiada. W końcu przecież sam to widzi i dba, by polać ikrę spermą w odpowiednim momencie.

Nowe dane jednak trochę zmieniły spojrzenie na ten problem – dowodzą Sigal Balshine z McMaster University w Kanadzie oraz Katherine Sloman z University of the West of Scotland. Piszą, że nawet u ryb samiec może mieć wątpliwości co do ojcostwa. U wielu gatunków część panów stosuje bowiem taktykę złodziejaszka („sneaker”). Takie samce są często mniejsze od innych, mają stonowane barwy, nie budują gniazd, nie dbają o potomstwo i nie walczą o samice. Po prostu podpływają cichaczem do samicy i  wypuszczają do wody lub wprost na jaja całą masę nasienia. Prawowity małżonek nie jest w stanie pozbyć się obcych plemników wystarczająco szybko, więc część z nich zapewne zapłodni pilnowaną przez niego ikrę. Dlatego, jak piszą Balshine i Sloman, zjawisko ojcowskiej opieki nad potomstwem u ryb lepiej wyjaśnić tym, że ich samce zajmują terytoria rozrodcze i bronią ich przed napastnikami. Samica zyskuje tym samym poważny argument na rzecz porzucenia dzieci: jest przecież „bezdomna” i  nie potrafi zapewnić potomstwu dobrej opieki. Lepiej niech ojciec weźmie to na swe barki, skoro i tak broni terytorium. Jemu jest po prostu łatwiej.

Masz tu jaja i spadaj

 

Argumentów samic ryb niestety nie mogą wykorzystać matki z  innych grup zwierzęcych. Głównie dlatego, że u ssaków, ptaków, owadów, pająków czy wijów samiec musi umieścić swe plemniki wewnątrz ciała partnerki. Samicy trudno go więc przekonać, że to on jest ojcem. W końcu mogła ona kopulować z kimś wcześniej (albo będzie kopulować za chwilę). Co gorsza, od stosunku do narodzin mija trochę czasu. Nawet więc argument o „bezdomności” odpada, bo przecież samica nosi jaja – a czasem i rozwijające się potomstwo – w swoim własnym brzuchu. Przypadki, że uda się jej „wrobić” ojca w opiekę nad dziećmi, są więc rzadkie. Ale zdarzają się. „U ptaków samotne samce zajmują się potomstwem u 1–2 proc. gatunków” – mówi dr Beata Czyż. A wśród setek tysięcy stawonogów samotne ojcostwo rozwinęło się tylko w 13 liniach. U tropikalnych pluskwiaków z grupy Belostomatidae wygląda to tak, jakby samica zmuszała swego partnera do zajęcia się potomstwem. Te drapieżne owady żyją w wodzie. Są tak duże, że polują nawet na żaby, jaszczurki i  drobne ryby – wbijają w  nie swoje narządy gębowe i wysysają. W porze godów samce przyzywają partnerki serią drobnych fal na powierzchni wody. U części gatunków samica zaraz po kopulacji wychodzi na brzeg, składa duże jaja i ucieka. To ojciec musi teraz zadbać, by nie wyschły i doczekały wylęgu. U innych przedstawicieli Belostomatidae samice są jeszcze bardziej stanowcze.

„W odróżnieniu od większości owadów samica nie udaje się po kopulacji w swoją stronę, tylko niezwłocznie przystępuje do składania jaj na grzbiecie swego partnera” – pisze prof. Marlene Zuk w książce „Seks na sześciu nogach”. Potem matka się oddala, samiec zaś rusza na poszukiwanie kolejnych chętnych do rozmnażania. „Kilka samic może składać jaja na danym samcu, toteż bywa, że zaczyna trochę brakować miejsca. Noszenie tych jaj to nie przelewki. Ich ciężar może dwukrotnie przewyższać masę ciała ojca” – dodaje prof. Zuk.

Podobnie postępują duże ptaki nielotne. U nandu szarego samice podrzucają jaja do gniazda wybranego samca. Jak dobrze pójdzie, to u jednego ojca znajdzie się ich kilkadziesiąt. Potem on je samotnie wysiaduje i wodzi pisklęta po wykluciu. „Ale ich nie karmi” – zaznacza dr Czyż. Nandu jest zagniazdownikiem i jego młode muszą sobie same szukać pożywienia, tyle że pod nadzorem rodzica. To samo dotyczy i innych ptaków, jak emu czy kazuary, u których to samiec wysiaduje jaja. Niektóre z nich tak się przejmują rolą, że zaczynają być agresywne wobec samic. 

Panie biją się o panów

Ta skłonność może się jeszcze dalej rozwinąć, zapewne wbrew planom samic. Tak stało się choćby u drobnych owadów z grupy przylżeńców (Thysanoptera). U gatunku Hoplothrips karnyi najsilniejsze samce zajmują wśród ich kolonii najlepsze miejsca i wabią samice, które składają jaja na ich terytorium. Partnerki ciągną do nich z takim zapałem, że panom w pewnym momencie brakuje spermy. Stają się więc wybredni. Zanim rozpoczną kopulację, obejmują samice przednimi odnóżami – mierzą szerokość ich odwłoku. Jeśli jest duża, to znaczy, że partnerka spuchła od jaj. Na taką więc warto poświęcić trochę nasienia. Chude zaś są przez samca odrzucane. U Zygopachylus albomarginis – drobnego pajęczaka z Panamy – doszło wręcz do tego, że to samice walczą o samce. Najpierw panowie muszą zbudować gniazdo z błota. Czyszczą je, a podłogę dekorują kawałkami kory i innymi resztkami roślin. Do dobrze wykonanych gniazd samice garną się tłumnie, wręcz bijąc się o dostęp do niego. A jego strażnik, dumny samiec, kopuluje z wybrankami, a dopiero potem zezwala im na wejście do środka i złożenie jaj. Samice, które nie uległy właścicielowi, są wyrzucane z jego terytorium. 

Ale to i tak nic w porównaniu z płatkonogami. U tych ptaków role płciowe odwróciły się niemal całkowicie. To samice są bardziej kolorowe i to one zlatują się na tokowiska. W czasie godów biją skrzydłami ze świstem, zawodzą miękkimi głosami i popisują się lotem tuż nad powierzchnią wody. Rywalizują między sobą o dostęp do samców, które – ciche i skromnie ubarwione – siedzą obok i  obserwują wygibasy przyszłych partnerek. Gdy zdecydują się na związek, pozwalają, by samica złożyła w gnieździe cztery jaja i zniknęła na zawsze. Ojciec potem już samotnie zajmuje się potomstwem, a matka szuka kolejnego partnera. „Ona w  ten sposób zwiększa swój sukces rozrodczy. A samce może dały się wrobić, bo samice im wcześniej uciekały?” – zastanawia się dr Czyż.

Jeśli to prawda, być może zadziałał tu podobny mechanizm jak u remizów, które wrocławska badaczka obserwuje co wiosnę. „U nich samiec buduje duże gniazdo. Jego inwestycja może więc być podobna do samicy składającej jaja. Jeśli go porzuci, to może mu się bardziej opłacać wysiedzieć jaja niż zaczynać nową budowę” – wyjaśnia ornitolog. Kobiety, które chcą przekonać swoich partnerów do zajęcia się dziećmi, mogą więc wziąć przykład z samic remizów. Jeśli mężczyzna włożył dużo wysiłku w zdobycie partnerki i  budowę domu, to szukanie przygód może mu się po prostu nie opłacać, więc zajmie się dziećmi. Ale jest i ryzyko, bo do takiego supersamca mogą zlecieć się inne samice i nawet walczyć o jego względy… Lepiej więc to dobrze przemyśleć, drogie panie.