Co stało się ze stolicą piratów z Karaibów?

Port Royal było gniazdem wszelkiego grzechu. W okresie swej krótkiej świetności miasto nazywano „Sodomą Nowego Świata”. Karierę Port Royal zakończyła jednak gwałtowna katastrofa.
Co stało się ze stolicą piratów z Karaibów?

Zaczęło się od miejscowości, założonej przez Hiszpanów w 1518 r. na południowym wschodzie Jamajki. W miejscu wyjątkowo dogodnym, w którym pas ziemi łączący ląd z przybrzeżną wyspą skutecznie chronił zatokę przed wzburzonym morzem. Lecz dopiero po zdobyciu przez Anglików w 1655 r. port zaczął szybko się rozwijać. Wtedy też zmienił nazwę na Port Royal i stał się siedzibą bukanierów – piratów w służbie korony brytyjskiej. Ludzie ci, za królewskim przyzwoleniem, bogacili się kosztem Hiszpanii, rabując nie tyle statki, co miasta Nowego Świata. 

Henry Morgan, czyli król piratów, który został gubernatorem

Człowiekiem, którego historia jest nierozerwanie związana z Port Royal, był najsłynniejszy korsarz w dziejach – Henry Morgan nazywany „królem piratów”. Pod jego dowództwem z bazy wypadowej na Jamajce bukanierzy napadli m.in. na Portobelo, Cartagena de Indias czy Maracaibo. Jednak najśmielszym czynem Morgana było zdobycie i ograbienie Panamy 28 stycznia 1671 r. Zdobył olbrzymie łupy, nie miał jednak szczęścia. Atak na miasto naruszył kruchy rozejm między Hiszpanią i Anglią. Pirat stanął przed sądem w Londynie i został wtrącony do więzienia. 

Lecz pokój między dwiema potęgami morskimi był krótkotrwały i zaledwie po dwóch latach Morgan… otrzymał tytuł szlachecki i wrócił na Jamajkę jako gubernator. Rządził z Port Royal twardą ręką, krwawo tłumiąc wszelkie przejawy piractwa. Umarł w 1688 r., a jego szczątki zostały złożone na cmentarzu miejskim.

Karaibska apokalipsa

Niestety nie jest dane nam dziś odwiedzić grób Henry’ego Morgana, bo Port Royal był największym i najbogatszym miastem na Karaibach tylko do środy 7 czerwca 1692 r. Tego dnia tuż przed południem nastąpiło potężne trzęsienie ziemi. Tsunami rzuciło stojące w porcie statki na miasto, którego połowa osunęła się na dno zatoki wraz z mieszkańcami i całym ich dobytkiem. 

Pierwsze próby wydobycia zatopionych przedmiotów zostały podjęte bardzo szybko. Naoczny świadek tych wydarzeń kapitana Crocket pisał: „Ziemia wciąż jeszcze trzęsła się pod stopami, wydając dźwięki podobne do grzmotów (…) A jednak nie wywierało to na tutejszych większego wrażenia. Jeszcze tej samej nocy zajęli się plądrowaniem i okradaniem swoich sąsiadów, nie przestając nawet w czasie ponownych wstrząsów”. 

Cienie dawnej świetności

Nad Port Royal jakby zawisło fatum. Początek XVIII w. to pasmo kolejnych trzęsień ziemi, pożarów i huraganów. W końcu zrezygnowani mieszkańcy przenieśli się do wioski na drugim brzegu zatoki. Dziś to miejsce znamy jako Kingston. Zatopione Port Royal stało się natomiast „kapsułą czasu” skrywającą pod wodą informacje o życiu XVII-wiecznego gniazda piratów. Dlatego dziś „Sodoma Nowego Świata” częściej jest nazywana „Pompejami Karaibów”.

Po całym mieście, które liczyło w chwili świetności siedem tysięcy mieszkańców, pozostał Fort Charles. Z czasem odnowiony, stał się atrakcją turystyczną dla odwiedzających Jamajkę. Chętnych do robienia zdjęć przy stanowiskach armat, wycelowanych kiedyś we wrogie okręty, nie brakuje. Legenda Port Royal wciąż żyje, podobnie jak innych miejsc związanych z piratami, np. karaibskiej wyspy Tortuga leżącej niedaleko Haiti. 

Więcej o piratach – od Karaibów po Chiny, od Bałtyku po Ocean Indyjski  przeczytasz w nowym Focusie Historia Ekstra nr 4/21.