Człowiek odrzutowiec

Yves Rossy jest od lat pilotem odrzutowców. Od lat też marzył, aby założyć sobie na plecy skrzydło z silnikami odrzutowymi i samemu stać się odrzutowcem. Przez cały ten czas ludzie słysząc o tych marzeniach pukali się w głowę. Teraz śmieje się Rossy, który z odrzutowym skrzydłem na plecach kręci pętle nad Alpami.

Kiedyś latał myśliwcm. Potem przesiadł się na Jumbo Jety. 48-letni Szwajcar Yves Rossy marzył jednak o tym, aby samemu stać się czymś w rodzaju odrzutowca. Jak pomyślał, tak zrobił . Próby jego unikatowego wynalazku – napędzanego przez silniki odrzutowe, składanego skrzydła zakładanego na plecy – trwały pięć lat i kosztowały ni mniej ni więcej tylko 300 tysięcy dolarów.
Efekt jest jednak piorunujący. Na czym polega wynalazek Szwajcara? Jego wehikuł, to składane skrzydło z tworzyw sztucznych, prawie takie, jak samolotowe, które wdziewa się na plecy. Robi się to zazwyczaj na wysokości ponad dwóch kilometrów nad ziemią, aby było wystarczająco dużo miejsca na rozruch. To bowiem ze skrzydłem o rozpiętości niemal trzech metrów na plecach skacze się z pokładu. Tu kończą się podobieństwa do skakania ze spadochronem. Po dłuższej chwili, gdy Rossy leci już na łeb na szyję w kierunku gleby, Szwajcar rozkłada skrzydło, a następnie naciska zapłon i odpala silniki. Już po chwili leci z prędkością trzystu kilometrów na godzinę i zaczyna wykręcać niesamowite figury. A to beczki, a to ósemki, a to nurkowanie. Wszystko to dzieje się nad Alpami. Lot trwa zazwyczaj kilka minut. Po wyczerpaniu paliwa pilot schodzi niżej nad ziemię, wyłącza silniki i otwiera spadochron. Ląduje już bez sensacji.
Szwajcar lata w kombinezonie chroniącym przed gorącem z silników. Steruje ciałem, jak twierdzi, latanie ze skrzydłem jest proste jak jazda na motorze. Być może jeszcze prostsze, bo steruje się ruchami ciała. h.k.