Dlaczego islamscy konserwatyści niszczą zabytki na Bliskim Wschodzie?

Islamscy konserwatyści dążą do zniszczenia wszystkich obiektów religijnych, które są lub były przedmiotem czci. Nie oszczędzają nawet zabytków muzułmańskich.

“Piramidy i wielki sfinks muszą zostać zniszczone” – oznajmił trzy lata temu szejk Morgan Salem al-Gohary, jeden z przywódców egipskich islamistów. „Bracia muzułmanie! Za mną stoją idole czczone przez ludzi, którzy wyznawali wiarę im, a nie jedynemu Allahowi. Prorok Mahomet wyrzucił idole z Mekki, każdy muzułmanin powinien naśladować Proroka” – mówił na nagranym w lutym wideo przedstawiciel Państwa Islamskiego w Iraku. Stał w sali muzeum w irackim Mosulu. Chwilę później jego ludzie kilofami i młotami pneumatycznymi rozbili liczące trzy tysiące lat rzeźby.

Znaleźliśmy wiele ksiąg i wszystkie spaliliśmy

Islamscy fanatycy to współczesna wersja chrześcijańskich obrazoburców, którzy w VIII w. niszczyli wizerunki Jezusa, Marii i świętych. Też działali z nakazu Boga, bo w Biblii napisano: „Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią”.

Czytaj więcej: PAŃSTWO ISLAMSKIE: GORSI OD AL-KAIDY

Osiem wieków później z tego samego powodu ogałacali świątynie z obrazów i rzeźb radykalni protestanci. Po odkryciu Ameryki chrześcijanie z równą gorliwością unicestwiali wszystko, co kojarzyło się im z obcymi bogami.  Biskup Diego de Landa w dziele opisującym kulturę i wierzenia Majów przyznał: „Znaleźliśmy wiele ksiąg (…), a że nie było w nich nic innego jeno przesądy i diabelskie łgarstwa, przeto wszystkie je spaliliśmy”. Na jego polecenie roztrzaskano 5000 posągów, 20 tys. malowideł  i 13 ołtarzy.

Od tych czasów minęło pół tysiąca lat i wydawać się mogło, że to wystarczająco długi okres, by zrozumieć, jaką stratą dla ludzkości jest niszczenie jej dziedzictwa. Tymczasem eksplozja bezmyślnego wandalizmu nastąpiła także w XX wieku.

Już nie tylko w imię „jedynej prawdziwej religii”, także walki z nią. Ale nawet najbardziej szaleni ideolodzy nie podnosili ręki na to, co przetrwało po najstarszych cywilizacjach w Mezopotamii, Egipcie, Syrii. Bo świadomość, że właśnie tam człowiek nauczył się uprawy roślin, udomowił zwierzęta, zbudował pierwsze miasta, wynalazł pismo, kazała szanować te miejsca. Zwłaszcza że religie Sumerów, Asyryjczyków, Babilończyków, Egipcjan dawno straciły wyznawców i nie stanowiły żadnego zagrożenia dla religii współczesnych. Zaklęta w kamiennych monumentach pamięć o przeszłości mogła więc bezpiecznie trwać. Do czasu, gdy stała się zadrą w oku muzułmańskich fanatyków.

Wandale XX wieku

Potępiając islamistów nie można zapominać, że równie niszczycielskie jak religie były w naszych czasach rozmaite ideologie.

Po przejęciu władzy w Rosji przez komunistów ludowy komisarz sprawiedliwości wydał dekret nakazujący zniszczenie wszystkich relikwii. Z rejestru zabytków wykreślono większość cerkwi, co umożliwiło ich bezkarne dewastowanie. Naczynia liturgiczne, kielichy, relikwiarze przetapiano, by – jak głosiło oficjalne wyjaśnienie – zdobyć środki na pomoc głodującym; w rzeczywistości wiele z nich rozkradziono. Z równą zawziętością niszczono kulturę żydowską. Synagogi zamieniano na magazyny, zwoje Tory wyrzucano na śmieci.

W Chinach podczas tzw. rewolucji kulturalnej wypowiedziano wojnę starym ideom, kulturze, zwyczajom i nawykom. Bojówki Czerwonej Gwardii wdzierały się nawet do domów prywatnych, by niszczyć zabytkowe meble, księgozbiory, tradycyjne ubrania. Tylko dzięki przebłyskom rozumu premiera Zhou Enlai, który wysłał wojsko do ochrony najcenniejszych zabytków, uchroniono Zakazane Miasto, buddyjskie malowidła w jaskiniach Magao czy monumenty na świętej górze taoizmu Tai Shan. Pełnego bilansu strat nie sporządzono do dziś. Michael Meyer w książce „The Last Days of Old Beijing” podaje, że tylko w chińskiej stolicy zniszczono 4922 zabytkowe obiekty (ponad 70 proc.). Na prowincji było gorzej.

 

Dumni ze zniszczeń

„Miliony muzułmanów podzielają moje poglądy” – opowiadał al-Gohary przed kamerami telewizji Al-Arabija. I wygłosił przemowę, która tłumaczy, dlaczego przywódcy fundamentalistów są tak niebezpieczni. To nie był bełkot nawiedzonego prostaczka, lecz logiczny, dobrze uargumentowany wywód.

Al-Gohary przypomniał, że faraonów uważa-no za bogów i oddawano im boską cześć. To było bałwochwalstwo, bo jedynym Bogiem – co Stwórca sam objawił i co zostało zapisane w Koranie – jest Allah. Piramidy jako pomniki i grobowce fałszywych bożków są idolami, które znieważają Boga. Dlatego trzeba je zniszczyć. „Mówicie, że przyciągają turystów, którzy pozwalają wam zarabiać pieniądze, ale to są brudne pieniądze. Bo za turystami idzie prostytucja, hazard, kabarety, alkohol, wszystko, czego islam zabrania”.

Już wyłącznie atrakcją turystyczną były wykute półtora tysiąca lat temu przez buddyjskich mnichów posągi w afgańskim Bamianie. Mimo to talibowie rozwalili je w 2001 roku za pomocą armat i min przeciwczołgowych. Bo kierowali się identycznym rozumowaniem jak nawiedzony Egipcjanin, który zresztą był wśród nich.

Umiarkowani islamscy teolodzy, m.in. ze słynnego kairskiego uniwersytetu Al-Azhar, wielokrotnie orzekali, że skoro pozostałości po wymarłych religiach nie mają już wyznawców, to nie są obiektem czci i nie trzeba ich niszczyć.

Ale fundamentaliści traktują liberałów jak zdrajców i podążają za własnymi przewodnikami duchowymi. Takimi jak szejk al-Gohary albo przywódca afgańskich talibów mułła Omar, który po wysadzeniu w powietrze posągów Buddy z Bamianu oświadczył: „Muzułmanie mogą być dumni ze zniszczenia idoli. Allah ich za to wynagrodzi”.

Kulturobójcy„W Iraku nastał czas Bamianu” – smętnie skonstatował prof. Charles E. Jones z Uniwersytetu stanu Pensylwania, jeden z autorów projektu ratowania irackich zabytków po obaleniu Saddama Husajna. Tak zareagował na pierwsze informacje z Mosulu. A był to dopiero początek ekscesów Państwa Islamskiego.

Po zdewastowaniu muzeum w Mosulu fundamentaliści spalili bibliotekę, puszczając z dymem co najmniej 10 tys. książek i kilkaset bezcennych manuskryptów. Potem wysadzili w powietrze wszystkie kościoły chrześcijańskie i zabrali się za obiekty… muzułmańskie. Dlaczego? Dlatego że według wyznawanej przez nich  ortodoksyjnej interpretacji islamu, nie-dopuszczalne jest oddawanie czci komukolwiek poza Allahem, także prorokom, wybitnym duchownym i świętym.

W Mosulu zniszczono pochodzący z XII w. meczet Khudr i młodszy o stulecie meczet imama Awn al-Dina, który jako jedna z niewielu budowli przetrwał nawet najazd Mongołów. Zrujnowano mauzolea proroków Daniela i Jonasza. Największym barbarzyństwem jest jednak niszczenie unikatowych pozostałości po cywilizacjach nieistniejących od tysięcy lat. Za pomocą ciężkiego sprzętu islamiści rozjechali zbudowane w XIII wieku p.n.e. Nimrud – stolicę imperium asyryjskiego. Burzą legendarną Niniwę, zrównują z ziemią Hatrę – najlepiej zachowane z miast założonych ponad 2 tys. lat temu przez wodzów armii Aleksandra Macedońskiego.

 

„Nie ma żadnego światowego dziedzictwa. To jest nasze dziedzictwo i niewiernym nic do tego” – poinformował reportera francuskiej agencji AFP Abu Dardar, przywódca ugrupo-wania Tel Nasri (Obrońcy Wiary), które działa w sercu Afryki. Zagnieździło się tam po obaleniu dyktatora Libii Muammara Kadafiego, gdy słu-żący w jego armii Tuaregowie (koczowniczy lud z Sahary) stracili pracę. Skazani na bezrobocie zabrali z koszar broń i ruszyli zaprowadzać nowe porządki wszędzie tam, gdzie miejscowym władzom brakowało sił, by ich poskromić.

Opanowali ponad połowę sąsiedniego Mali, niestety także legendarne Timbuktu, które w XVI w. wyrosło na jedno z największych centrów islamskiej kultury i nauki. Po epoce świetności pozostały monumentalne, choć zbudowane z gliny i drewna meczety oraz mauzolea muzułmańskich mistyków – sufich. Unikatowe, niespotykane w żadnym zakątku świata obiekty UNESCO wpisała na listę najcenniejszych skarbów ludzkości. „W Timbuktu nie pozostanie ani jedno mauzoleum. Allahowi się nie podobają” – oświadczył na zakończenie wywiadu Abu Dardar. W grudniu 2012 r. jego ludzie ruszyli z łomami i kilofami na mauzolea. Zaczęli od najbardziej czczonego w mieście mistyka Sidiego Amara. Dla fundamentalistów mistycy, którzy wprowadzali się w trans, by zbliżać się do Stwórcy, to heretycy. Bo człowiek nie może zanosić do Boga próśb ani korzystać z wstawiennictwa pośredników. Ma jedynie oddawać mu cześć, wyznawać wiarę i godzić się z jego wyrokami. Dlatego 16 bezcennych mauzoleów powinno zostać zrównane z ziemią. Obrońcy Wiary zdążyli zrujnować pięć, gdyż już miesiąc po ich zapowiedziach Francuzi przeprowadzili wojskową operację „Serwal” i przywrócili względny porządek. Wywieźli też w bezpieczniejsze miejsce ponad  20 tys. najcenniejszych ksiąg i manuskryptów. To jak dotąd jedyna udana interwencja w obronie niszczonych dóbr kultury. Ale fundamentaliści nie rezygnują. Przepędzeni z Mali ode-zwali się w Libii, gdzie w marcu br. rozjechali spychaczami mauzolea sufich pod Trypolisem.

Skok na muzeum

Największe doświadczenie w szmuglowaniu starożytności mają Irakijczycy. Zdobywali je po amerykańskiej interwencji w tym kraju (2003 r.), gdy splądrowali muzeum w Bagdadzie. Świat obiegły wówczas dramatyczne informacje o zniknięciu 170 tys. eksponatów! Telewizje pokazywały tłum dewastujący sale wystawowe. Dziś wiadomo, że była to zaplanowana akcja byłych wojskowych i agentów tajnych służb Saddama Husajna. Pracownicy muzeum wiedząc, co może się zdarzyć, ukryli najcenniejsze zbiory w podziemiach banku centralnego. Rabusie podpuścili więc hałastrę do „spontanicznego” szturmu ma gmach muzeum, by korzystając z zamieszania dobrać się do tego, co bezcenne.

Gdy po trzech tygodniach sytuacja się uspokoiła i można było otworzyć bankowe sejfy, okazało się, że brakuje dziewięciu skrzyń i 3 tys. przedmiotów, w tym 27 zabytków klasy 0. Zniknęły m.in. cegły z pismem klinowym, popiersie sumeryjskiego władcy Entemena sprzed 4 tys. lat, marmurowa maska bogini licząca 5 tys. lat, fragmenty rydwanu z tej epoki i płyty nagrobne wykonane tuż po śmierci Mahometa. Łup został wywieziony za granicę, udało się odnaleźć około jednej trzeciej zrabowanych przedmiotów. Na początku 2015 r. władze irackie ogłosiły, że Muzeum Bagdadzkie zostało ponownie otwarte.

Buldożery pod  domem Proroka

Lepiej się nie łudzić, że powstrzyma ich oburzenie świata czy jakakolwiek perswazja. Bo mają skąd czerpać wzorce. Arabia Saudyjska to państwo bardzo bogate i silne, strażniczka najświętszych miejsc islamu – Mekki i Medyny. Rządzą nią wahabici, wyznawcy najbardziej ortodoksyjnego, purytańskiego nurtu islamu. Takiego, jaki w Egipcie propaguje szejk al-Gohary, a we wszystkich zakątkach świata imamowie, często sponsorowani właśnie przez Saudyjczyków.

Znając wrażliwość muzułmanów na wszelkie przejawy lekceważenia  Mahometa, wydaje się niemożliwe, by przyzwolili na niszczenie tego, czego Prorok dotykał, po czym stąpał, gdzie głosił swoją naukę. Tymczasem, jak oszacował amerykański Gulf Institute, taki los spotkał już 95 proc. zabytków w Arabii Saudyjskiej.

Zburzono grób matki Proroka Aminy, dom żony Chadidży, kolumny, przy których nauczał, dom jego następcy Abu Bakra. W miejscu tych – nawet z punktu widzenia innowierców – bez-cennych zabytków buduje się takie obiekty jak gigantyczny kompleks Abraj Al Bait z najwyższym hotelem i największym zegarem na świecie. Nie oszczędzono nawet domu, w którym urodził się i mieszkał sam Mahomet. Ma zostać lub już został zburzony, a w jego miejscu stanie olbrzymi pałac królewski. Dziennik „The Independent” podał, że opracowano już plany zniszczenia… grobu Proroka.

I co? Gdy duńska gazeta opublikowała karykatury Mahometa, na ulice miast całego świata wyległy tłumy rozwścieczonych muzułmanów. Gdy Saudyjczycy zamiast strzec, obracają w ruinę ostatnie pamiątki po Proroku, nikt nie piśnie. Wszyscy pokornie łykają propagandowe opowieści, że to dla ich dobra.  Bo według władz Arabii Saudyjskiej w Mekce jest za ciasno i trzeba szukać przestrzeni dla coraz liczniejszych pielgrzymów. Wielki Meczet i jego dziedziniec mają po kolejnej przebudowie pomieścić trzy miliony ludzi. Ale by tak się stało, stara zabudowa musi zostać wyburzona.

 

Tych wyjaśnień nikt nie odważa się kwestionować, bo Saudyjczycy są najhojniejszymi sponsorami propagatorów radykalnego islamu i bez ich pieniędzy wielu imamów straciłoby dochody. Oni też decydują, kto dostanie wizę i dopełni jednego z pięciu obowiązków muzułmanina  – odbędzie pielgrzymkę do Mekki. Burzenie starej Mekki nie wróży więc światu nic dobrego. Jeśli fundamentaliści islamscy są w stanie zniszczyć nawet dom i grób Proroka, to znaczy, że mogą zniszczyć wszystko.

Lepiej sprzedać niż zniszczyć

Nawet jeśli te zabytki warte są miliardy, to co z tego” – mówi na nagraniu wideo jeden z wandali dewastujących muzeum w Mosulu. On zapewne tak myśli, ale jego mocodawcy nie są idiotami. Wiedzą, że wojna kosztuje i Państwo Islamskie musi zdobywać środki na jej prowadzenie. Na czarnym rynku antyków za pojedynczą tabliczkę z pismem klinowym można dostać od 500 do 30 tysięcy euro.

W wywiadzie dla tygodnika „Der Spiegel” archeolog i marszand Christoph Leon potwierdził, że do Europy dociera coraz więcej obiektów z obrabowanych muzeów i wykopalisk w Iraku, Egipcie i Syrii. Wśród dżihadystów nie brak wykształconych na Zachodzie fachowców, którzy wiedzą, jak pociąć płasko-rzeźby i mozaiki, by nie straciły na wartości. Zaopatrują je w sfałszowane świadectwa pochodzenia i za pomocą sieci pośredników przemycają do Europy, Ameryki, Japonii. Ten handel zapewnia Państwu Islamskiemu stały dopływ gotówki.

DLA GŁODNYCH WIEDZY: