Ewolucja pod psem

Przez 14 tys. lat udało nam się zmienić wilka w domowego pupila. A jednak wystarczy kilkanaście dekad bezdomności, by pies zaczął zmieniać się nie do poznania.

Pies domowy właściwie wciąż oficjalnie jest jedynie podgatunkiem wilka – odzwierciedla to nawet jego nazwa łacińska Canis lupus familiaris. Ale „na oko” trudno to stwierdzić. W wyniku selekcji, jaką prowadził człowiek, powstało ponad 400 ras. By zbadać ich różnorodność, naukowcy porównali 50 cech czaszek rozmaitych psów. Tak samo zmierzyli również głowy kotów, niedźwiedzi, łasic, fok i morsów, które wraz z wilkiem i psem należą do rzędu ssaków drapieżnych.

Czytaj więcej: 10 ciekawostek na temat psów

W styczniu 2010 r. na łamach „The American Naturalist” ogłosili, że zróżnicowanie czaszek psów jest równie duże, jak wśród wszystkich pozostałych ssaków drapieżnych razem wziętych. Ba – pod tym względem collie więcej dzieli od pekińczyka niż kota od morsa! To zróżnicowanie zwiększa się jeszcze bardziej, gdy uwzględnimy umaszczenie, wielkość ciała, zachowanie czy fizjologię. „Co ciekawe, za tak dużą różnorodność psów odpowiada zadziwiająco mało genów” – mówił prof. Robert K. Wayne z University of California w Los Angeles podczas Letniej Szkoły Ekologii i Bioróżnorodności w Białowieży. Np. ogromną rozmaitość psiej sierści kodują zaledwie trzy geny, a za zróżnicowanie wielkości ciała odpowiada nie więcej niż pięć.

Czy jednak pies domowy może znów upodobnić się do wilka? Najlepiej widać to na przykładzie tych zwierzaków, które są wyrzucane na bruk. Ich ewolucję śledził Andriej Pojarkow z rosyjskiego Instytutu Ekologii i Ewolucji im. Siewiercowa. Biolog twierdzi, że w Moskwie szansę na potomstwo ma zaledwie 3 proc. spośród psów pozostawionych samopas. Te, które przetrwają, najczęściej nie wracają do stylu życia i zachowań typowo wilczych. Populację ok. 30–35 tys. bezpańskich psów wałęsających się po Moskwie Pojarkow podzielił na cztery typy. Różnią się one charakterem, sposobem zdobywania pożywienia oraz stosunkiem do ludzi. Najbardziej przyjazne człowiekowi psy biolog określił mianem „ochroniarskich”. Zamieszkują rejony wokół garaży, magazynów czy szpitali i nawiązują dobre układy z ochroniarzami. To od nich dostają jedzenie i ich traktują jak swoich panów. 

Druga grupa też ma dobre kontakty z ludźmi, ale raczej ze społeczeństwem niż z konkretnymi osobami. Pojarkow nazywa je „żebrakami” i twierdzi, że są to doskonali psycholodzy. Wydaje się bowiem, że drzemią, ale natychmiast wyczuwają, gdy pojawi się ktoś, kto może ich nakarmić. Często są to drobne starsze panie, na których widok psy podnoszą się, „uśmiechają” i przyjaźnie machają ogonem. Trzecia grupa nie unika kontaktów z ludźmi, ale więcej uwagi poświęca przedstawicielom własnego gatunku. Żywi się głównie odpadkami zbieranymi na ulicach oraz wyciąganymi z otwartych pojemników na śmieci. Czwarta traktuje człowieka jak zagrożenie. To psy dzikie, które przeszły na całkowicie nocny i drapieżny tryb życia. Polują na myszy, szczury i koty. Wędrują głównie po parkach lub wokół dużych kompleksów przemysłowych. I – w odróżnieniu od zwykłych kundli – przestały np. merdać ogonem czy szczekać.

Ale zdziczenie nie zawsze oznacza agresję. Dowodzi tego najmniejsza i najdziwniejsza społeczność moskiewskich psów – mieszkańcy metra. Jest ich około 500, z czego 20 weszło na najwyższy poziom rozwoju: nauczyły się jeździć podziemnymi pociągami. Wsiadają do wagonu, a potem – po zapachu, odległości, czasie jazdy oraz puszczanych w pociągu nagraniach z nazwami – rozpoznają stację, na której chcą wysiąść. I nie jeżdżą tak bez powodu, bo w metrze najłatwiej jest wyżebrać jakiś smakowity kąsek. Żyją w stadach, którym przewodzi nie najsilniejszy, ale najsprytniejszy osobnik. A to oznacza, że „brutalna” uliczna ewolucja może też z powodzeniem promować inteligencję.