Głód zysku

Pół biedy, jeśli chodzi tylko o zawartość mleka w mleku. Włoscy producenci także „trują społeczeństwo”, jak pisze dziennikarz tygodnika „L’Espresso” Emiliano Fittipaldi w książce pt. „Tak nas zabijają”. Przed groźną dla zdrowia żywnością nie chronią nas nawet znajdujące się na etykietkach certyfikaty kontrolne najwyższej jakości. Na liście grzechów jest handel mięsem koni karmionych viagrą, curry barwione rakotwórczymi substancjami oraz zastępowanie włoskich bawolic tańszymi, sprowadzanymi nielegalnie z Rumunii. Zdecydowanie ostrzej do fałszerstw podchodzą Chińczycy. Dwa wyroki śmierci, trzy dożywocia i długoletnie więzienie dla pozostałych. Tak w zeszłym roku władze chińskie rozliczyły „aferę z melaminą”. Zhang Yujun (producent i dystrybutor melaminy) i Geng Jinping (szef lokalnej firmy mleczarskiej) zostali straceni za to, że w 2008 roku w Chinach w wyniku zatrucia melaminą dodaną do mleka w proszku zmarło co najmniej sześcioro dzieci, a 50 tys. niemowląt trafiło do szpitali. Melamina, półprodukt w wytwarzaniu tworzyw sztucznych (stosowany np. jako wykończenia mebli) pozwala oszukać laboratoryjne testy na zawartość białka, wykorzystywane do oceny wartości odżywczej produktu. W niewielkich dawkach jest nietoksyczna, w większych – uszkadza nerki i jest rakotwórcza.

Fałszowanie jedzenia może przynieść wielkie zyski, czasem jest jedyną szansą na przetrwanie firmy. Zdrowie i życie konsumentów schodzą na dalszy plan

Jak co roku na początku października lasy w okolicach piemonckiego miasteczka Alba zaroiły się „trifulau”. Zawodowi zbieracze trufli, w towarzystwie psów i świń tropiących, szukają tu uważanej za najlepszą na świecie białej trufli. Jednak w zeszłym roku media, zamiast elektryzować się horrendalnymi cenami, jakie osiąga ów rzadki grzyb (w 2007 roku za 100 gramów płacono 750 euro), donoszą o zalewających rynek „podróbkach” włoskich specjałów. Prezes stowarzyszenia poszukiwaczy i sprzedawców białych trufli z okolic Sieny Gianfranco Berni alarmuje, że Chiny opuszcza obecnie 800 ton trufli rocznie, ale podróbki płyną też z Maroka i Turcji. „Choć pięknie wyglądają, nie mają aromatu prawdziwych” – ostrzega. Truflowe fałszerstwa to nie jedyny problem, z jakim borykają się Włosi. Na potęgę fałszuje się tutejsze sery, oliwę, wędliny i wino. Włoski związek rolników ocenia, że dwie trzecie produktów sprzedawanych jako oryginalnie włoskie to podróbki z Australii, USA i Chin, a wartość tego rynku szacuje na ok. 50 mld euro. Ale sami Włosi nie są święci. W styczniu tego roku kontrola ujawniła, że co czwarta sprzedawana w sklepach mozzarella (oryginalnie produkowana z bawolego mleka) jest fałszowana w 30 proc. mlekiem krowim.

„Tak nas zabijają”

Okazało się, że trującą substancję dodawano też do innych produktów mlecznych, przeznaczonych na eksport. W sprawę zamieszana była chińska firma Samlu, ale kłopoty mieli też giganci, jak Nestle. W świat poszły skażone produkty. W Niemczech sprzedawano chińskie cukierki „White Rabbit”, w Polsce melaminę wykryto w proszku do pieczenia. W USA zagrożone były zwierzęta domowe. Wiele firm produkujących karmę dla zwierząt kupowało bowiem skażone chińskie białko ryżowe, jak np. firma Menu Foods, dostarczająca psie jedzenie takim firmom jak Wal-Mart czy Procter&Gamble. Niektóre szacunki mówią, że ofiarą melaminy padło 10 tys. psów i kotów. Nie wiadomo, czy zagrożenie już minęło, bo pod koniec zeszłego roku, już po egzekucjach, wykryto w Chinach 5 ton skażonego mleka, w lipcu kolejne 64 tony. W Polsce ostatnio tak poważnych zagrożeń jak skażenie melaminą nie było – uspokaja dr Jarosław Naze, zastępca Głównego Lekarza Weterynarii.

Unikalna herbata batumska

Fałszowanie żywności nie jest niczym nowym. Już w starożytności rozwadniano wino, w średniowieczu – mleko. „Chleb, który jadłem w Londynie to szkodliwa masa, zmieszana z kredą, ałunem,mączką kostną. Biedni ludzie, nieświadomi oszustwa wolą go, bo jest bielszy niż zwykły pszeniczny” – pisał w 1771 r. w książce „Wyprawa Humphreya Clinkera” Tobias Smollet. Wbrew temu, co powtarzają nasze babcie, że „kiedyś to było prawdziwe jedzenie”, żywność w XIX i na początku XX wieku fałszowano w sposób bardziej niekontrolowany i zagrażający życiu niż dziś. Dokonująca się rewolucja naukowo-techniczna dostarczyła fałszerzom nowych środków: powszechnie używano, zakazane później w wielu krajach i uważanej za rakotwórczą sacharyny (tę zresztą też fałszowano glukozą, kwasem bornym i sacharozą). Dodawano też szkodliwe barwniki anilinowe i aromatyzowano produkty estrami. W 1820 roku niemiecki chemik Frederic Accum prowadząc badania jedzenia, znalazł w nim masę toksycznych barwników.

Pod koniec XIX wieku polska prasa donosiła o fałszowaniu masła (utartymi ziemniakami), śmietany (kredą), a nawet herbaty. 100 lat temu nawet 1/5 wagi herbaty stanowiły „piórka, odłamki zapałek, karaluchów, skórek od kiełbasy”. Handlarze skupowali też już raz użytą herbatę. Zebrane z sitek w zlewach restauracji fusy suszono, dodawano łupiny orzechów i pestek. Na koniec aromatyzowano produkt i sprzedawano pod nazwą herbaty kaukaskiej o „unikalnym aromacie”. Faktycznie – należało go unikać.

Pasztet Zająca

 

Obecnie wartość zafałszowanej żywności na polskim rynku szacuje się na 50 mld złotych rocznie. Prof. Stanisław Kowalczyk, Główny Inspektor Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych, zauważa: „Trudno oszacować rzeczywistą wartość rynku. W trakcie naszych kontroli mamy zastrzeżenia do 15 proc. kontrolowanych partii pod kątem parametrów fizykochemicznych oraz do 30–35 proc. w zakresie znakowania wyrobów, ale są przecież mniejsze i większe partie towaru”. Dla porównania w Wielkiej Brytanii fałszuje się 10 proc. produktów spożywczych – wynika z badań Food Standards Agency. Najczęściej fałszuje się wędliny (szynki nastrzykuje się mieszanką soli, azotanów i azotynów i uzupełnia preparatami z soi, parówki cielęce zawierają jedynie domieszkę tego mięsa). Mrożone ryby i krewetki glazuruje się na potęgę (pokrywa warstwą lodu), co zwiększa ich wagę. „W Polsce drastycznych przypadków fałszerstw nie stwierdziliśmy” – uspokaja prof. Kowalczyk. Znaleziono co prawda roztocza, larwy owadów i odchody gryzoni w bułce tartej czy niejadalne skorupiaki w konserwach rybnych. Reporterzy programu TVN Uwaga nagłośnili też sprawę 26-letniego mięsa sprowadzonego ze Szwecji.

Pomysłowość producentów nie ma granic. Gdy inspekcja zakwestionowała „pasztet z zająca” (z powodu braku w składzie mięsa zająca) producent znalazł technologa żywności o nazwisku Zając, który opracował recepturę produktu i przechrzcił produkt na „pasztet Zająca”. Duże zyski przynosi też podrabianie trunków – produkuje się chociażby wódkę z odkażonego spirytusu przemysłowego, a do whisky dolewa się wody. W zeszłym policjanci z Olsztyna i Białegostoku zlikwidowali też rozlewnię fałszywej coca-coli. „Dla polskiego konsumenta wciąż liczy się przede wszystkim cena. Fałszowanie markowych produktów żywnościowych na dużą skalę czeka nas za kilka lat” – uważa prof. Kowalczyk. Odstraszać miało zaostrzenie przepisów, od 2008 roku kary za fałszowanie mogą stanowić do 10 proc. przychodów firmy z poprzedniego roku. „Zeszłoroczne kontrole wykazały jednak więcej nieprawidłowości niż te z 2008 roku. To po części wynik kryzysu, który zwiększył popyt na tańsze artykuły, a obniżanie ceny wymaga oszczędności przy produkcji” – dodaje Kowalczyk.

Więcej:cywilizacje