Internauci nie chcą czytać o ISIS. To dobrze? Naukowiec doradza czujność

Od 2016 r. zainteresowanie internautów nowymi materiałami propagandowymi tzw. Państwa Islamskiego spada – diagnozuje dr hab. Miron Lakomy z Uniwersytetu Śląskiego. Największą popularność w sieci „cyberdżihadystom” udało się osiągnąć w latach 2014-2015.

Naukowiec ostrzega, że wraz ze spadkiem zainteresowania w internecie dotychczasowymi materiałami związanymi z terroryzmem, poszukiwane mogą być nowe możliwości dotarcia do użytkowników, np. poprzez gry komputerowe czy technologię wirtualnej rzeczywistości.

Wnioski Lakomego, zawarte m.in. w artykule „Cracks in the Online +Caliphate+: How the Islamic State is Losing Ground in the Battle for Cyberspace”, który opublikowało czasopismo naukowe „Perspectives on Terrorism”, opracowało biuro prasowe Uniwersytetu Śląskiego.

Pracujący w Instytucie Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu Śląskiego ekspert, który zjawisko „cyberdżihadyzmu” bada od pięciu lat wskazuje, że paradoksalnie narodziło się ono w Stanach Zjednoczonych. W połowie lat 90. ub. wieku grupa wyznających islam studentów amerykańskich uczelni uznała, że internet może być dobrym medium dla rozpowszechniania treści popularyzujących ich religię.

Na początku ich działalność nie miała kontekstu dżihadystycznego. Ale szybko, idea wykorzystania internetu dla celów propagandowych stała się modna wśród członków organizacji terrorystycznych, takich jak: Al’Kaida, Hamas, Hezbollah czy czeczeńska grupa Szamila Basajewa.

„Jedne z pierwszych filmów propagandowych przedstawiających śmierć jeńców nagrywali Czeczeni. Były to egzekucje wykonywane na rosyjskich żołnierzach z okresu wojny czeczeńskiej w II połowie lat 90. ub. wieku” – wskazał Lakomy.

Członkowie Al-Ka’idy zaczęli intensywniej wykorzystywać internet od 2003 r., gdy wojska amerykańskie przeprowadziły atak zbrojny na Irak. Wówczas internauci mogli zobaczyć egzekucje jeńców, np. amerykańskiego zakładnika Nicolasa Berga, ale też zagrać w propagandowe gry komputerowe czy usłyszeć nasheedy (nagrania muzyczne o tematyce religijnej). Były to jednak materiały wykonywane przy użyciu prymitywnych technik, dostępne głównie w języku arabskim, nieatrakcyjne z punktu widzenia zachodniego odbiorcy.

„Kolejny przełom nastąpił w 2014 r., do czego przyczyniła się działalność tzw. Państwa Islamskiego w cyberprzestrzeni. Materiały propagandowe tej organizacji zaczęto tłumaczyć na kilkadziesiąt języków, a za ich przygotowanie odpowiedzialni byli doświadczeni specjaliści, wykształceni często na zachodnich uczelniach” – wskazał naukowiec.

W tworzenie materiałów propagandowych zaangażowali się m.in. muzycy, jak niemiecki b. raper Denis Cuspert (znany jako Deso Dogg), odpowiedzialny za produkcję nasheedów. Materiały te powstawały w jakości HD przy zastosowaniu zaawansowanych technik postprodukcji, w tym efektów specjalnych, grafiki komputerowej i profesjonalnej reżyserii.

W efekcie na przełomie 2014 i 2015 r. zanotowano gwałtowny wzrost zainteresowania materiałami propagandowymi publikowanymi przez organizacje terrorystyczne. W statystykach przodowało tzw. Państwo Islamskie. Publikowane wówczas materiały, dystrybuowane też przez masowe media, docierały do milionów internautów na całym świecie. Za popularność tych materiałów odpowiadała nie tylko brutalność prezentowanych scen czy śmierci jeńców, lecz też sposób prezentacji treści.

„Zło, jeśli jest dobrze +opakowane+, przyciąga nieporównanie skuteczniej” – podkreślił Lakomy akcentując, że jednym z tragicznych efektów owej popularności stała się rosnąca liczba zamachów terrorystycznych w różnych miejscach na świecie – inspirowanych dostępnymi nagraniami. Narodziło się też zjawisko nazywane foreign fighters, czyli podróże ochotników na Bliski Wschód chcących bezpośrednio wziąć udział w dżihadzie.

W swoich badaniach Lakomy dowodzi jednak, że począwszy od 2016 r. zainteresowanie materiałami publikowanymi przez członków tzw. Państwa Islamskiego znacząco spadło. „Są to wyraźne oznaki kryzysu potwierdzające, że coś w tej machinie propagandowej zaczęło się psuć” – zaznaczył naukowiec.

Wśród czynników wpływających na spadek globalnego zainteresowania działaniami tzw. Państwa Islamskiego w internecie wymienia przede wszystkim działania samych internautów, którzy skutecznie tropią publikowane treści terrorystyczne i zgłaszają je administratorom stron internetowych czy portali społecznościowych.

Internauci zaczęli tworzyć też materiały ośmieszające idee dżihadyzmu: parodie popularnych filmów propagandowych czy memy. Równolegle wzmogła się działalność służb specjalnych współpracujących na poziomie międzynarodowym, które zajmują się wyszukiwaniem i zamykaniem stron internetowych czy kont członków i sympatyków tej organizacji terrorystycznej na portalach społecznościowych.

„Specyfika nowych mediów poprawia skuteczność podejmowanych działań. Użytkownicy, których konta zostały zablokowane, mogą oczywiście zakładać następne, niezwykle trudno jest jednak odzyskać gromadzoną często przez lata liczbę fanów na Facebooku czy osób obserwujących na Instagramie lub Twitterze. To samo dotyczy stron internetowych, które stają się coraz trudniej dostępne” – zaznaczył Lakomy.

Zwalczanie treści terrorystycznych odbywa się też w przestrzeni pozawirtualnej. Prowadzone są działania skierowane m.in. bezpośrednio wobec specjalistów działających na rzecz tzw. Państwa Islamskiego. W ten sposób uszczuplone zostają zespoły pracujące nad jakością udostępnianych materiałów propagandowych.

„Omawiany przeze mnie kryzys popularności tych materiałów nie oznacza jednak końca działań propagandowych podejmowanych przez tzw. Państwo Islamskie. Poszukiwane będą nowe możliwości dotarcia do użytkowników, takie jak gry komputerowe czy technologia wirtualnej rzeczywistości. Także nowe formy przekazu w mediach i rozwiązania technologiczne nadal będą inspirować członków tego lub innych ugrupowań do tworzenia materiałów propagandowych promujących ideologię dżihadu” – przestrzegł Lakomy.

Uniwersytet Śląski wskazuje, że wyniki badań dr. hab. Mirona Lakomego były publikowane m.in. w mediach niemieckich, francuskich, arabskich czy amerykańskich, w tym na stronach portalu informacyjnego „The Huffington Post”.