Jak bić, by nie zabić?

Jedno uderzenie Ivana Drago z filmu „Rocky IV” to pewna śmierć – pewna na 160 proc.! Na szczęście taki cios jest fizycznie niemożliwy.

Walki na pięści wywołują wielkie emocje zarówno na ringu, jak i na ekranie kin. Jednak te drugie budzą u miłośników tych pierwszych wątpliwości. Czy to możliwe, by ktokolwiek potrafił zadać tak mocny cios jak filmowi zabijacy? I czy ktokolwiek byłby w stanie go przeżyć?

O odpowiedź postanowiłem spytać eksperta – dr. TJ Walilko z instytutu biomechaniki na amerykańskim Wayne State University. Badał on, co dzieje się z głową profesjonalnych fighterów – zarówno bokserów, jak i zawodników MMA (tzw. mieszanych sztuk walki) – gdy spada na nią grad ciosów przeciwnika. Efekty tych badań są dosłownie powalające.

Cztery tony w pięści

Zacznijmy od tego, jaka jest faktyczna siła ciosu zawodowego boksera. Weźmy chociażby takiego Mike’a Tysona… i rozczarujemy się. Żelazny Mike nigdy nie dał oficjalnie zmierzyć parametrów fizycznych swego uderzenia. Ale inni mistrzowie odwiedzili laboratorium, zakładając specjalną rękawicę i uderzając z całej siły manekin imitujący przeciwnika.

Analiza danych przeprowadzona przez dr. Walilko wykazała, że pięść zawodowca wywiera nacisk taki jak ciężar o wadze od 197 do 574 kg. Rekord należy do Franklina Roya „Franka” Bruno – brytyjskiego mistrza wagi ciężkiej WBC z 1995 r., który zwyciężył w 40 z 45 zawodowych walk.

Tyson prawdopodobnie nie przekroczył nigdy 533 kg. Oczywiście faktyczna siła uderzenia zależy od wielu czynników, m.in. od masy zawodnika, szybkości ciosu, a także od poziomu zaawansowania walczącego. Ale Ivan Drago miał, według twórców filmu „Rocky IV”, dysponować siłą uderzenia rzędu 3870 kg, a więc ośmiokrotnie większą niż Frank Bruno! Mało prawdopodobne, by taki człowiek kiedykolwiek istniał.

Bombardowanie mózgu

We wspomnianym filmie Drago potrzebował dwóch rund, by odebrać życie Apollo Creedowi, przyjacielowi Rocky’ego. Jest to zaskakująco zgodne z rzeczywistością, ponieważ śmierć na ringu to najczęściej skutek nie jednego, lecz wielu ciosów. Nasz mózg jest nieźle chroniony przed urazami przez otaczające go kości, opony i płyn mózgowo-rdzeniowy. Jednak przy silnym uderzeniu w głowę ten system zawodzi, a delikatny narząd zaczyna obijać się o czaszkę, niebezpiecznie się przy tym rozciągając i nadrywając odżywiające go naczynia krwionośne. Suma takich uszkodzeń, następujących jedno po drugim w krótkim czasie, może doprowadzić do obrzęku mózgu, często kończącego się śmiercią.

Czy jednak wystarczyłby do tego jeden silny cios? Zdaniem dr. Walilko nawet Frank Bruno nie byłby w stanie dokonać czegoś takiego. Naukowcy pracujący na Wayne State University opracowali tzw. krzywą tolerancji, na której można sprawdzić, jakiej siły potrzeba, by poważnie uszkodzić mózg. W tym przypadku używamy nie jednostek masy, lecz przyśpieszenia (podawanego najczęściej jako wielokrotność przyśpieszenia ziemskiego, oznaczanego literą g), bo to od niego zależy faktyczny rozmiar zniszczeń. Granicą dla poważnego urazu mózgu jest przyśpieszenie przekraczające 50 g i działające przez co najmniej 15 milisekund.

Frank Bruno ma na koncie 53 g, a dr Walilko twierdzi, że współcześni mistrzowie olimpijscy mogą osiągać nawet 58 g. Ale to nadal za mało, by wywołać nagłą śmierć. Z badań prowadzonych m.in. na małpach przez neurochirurga dr. Ayuba Ommayę wynika, że do tego potrzeba przyśpieszenia aż 200 g! Przy takim uderzeniu nie dochodzi już tylko do stłuczenia kory mózgowej, ale do rozerwania istoty białej, która kryje się w głębi naszego mózgu i zapewnia łączność między różnymi jego częściami. A to w najlepszym razie sprawia, że człowiek zapada w śpiączkę, a w najgorszym – że umiera na miejscu.

Wróćmy więc do Ivana Drago i jego atomowej pięści. Gdyby był w stanie nadać jej taką szybkość jak Frank Bruno, osiągnąłby przyśpieszenie ponad 320 g. A to oznacza, że jednym ciosem mógłby zabić przeciwnika na 160 proc.! I znów – pozostaje nam się cieszyć, że tacy ludzie nie istnieją naprawdę. Nie oznacza to oczywiście, że współczesny boks jest sportem bezpiecznym. Coraz częściej pojawiają się głosy, że powinno się bardziej dbać o zdrowie zawodników. „To sport, którego podstawowym celem jest uszkadzanie mózgu przeciwnika. Moim zdaniem powinien w ogóle zostać zakazany” – twierdzi prof. John Hardy, neurolog z University College London. Bo nawet jeśli bokser trafi na przeciwnika o umiarkowanej sile ciosu i zejdzie z ringu o własnych siłach, w jego głowie dzieją się rzeczy przerażające. Kluczową kwestią jest tu liczba uderzeń mających wpływ na mózg.

Agresywny zawodnik, taki jak Manny Pacquiao z Filipin, potrafi ich zadać 25 w ciągu jednej rundy. W jednej ze swych zwycięskich walk trafił swego przeciwnika w głowę łącznie aż 401 razy! Każdy z takich ciosów może spowodować mniejszy lub większy uraz tkanki nerwowej. Nie ma tu szczegółowych danych, bo zjawiska zachodzące podczas zetknięcia rozpędzonej rękawicy z ciałem są bardzo złożone. Ale wiadomo np., że ciosy proste są względnie bezpieczne, ponieważ głowa i szyja nieźle je amortyzują. Z kolei sierpowe, trafiające w bok głowy i nadające znajdującemu się w jej wnętrzu mózgowi ruch obrotowy, mogą wywołać o wiele więcej zniszczeń.

Choroby boskerskie

 

Takie urazy mogą zagoić się bez śladu, jeśli jest ich niewiele. Gdy pojawiają się dziesiątkami czy setkami, skutki są poważniejsze i kumulują się na przestrzeni lat. Muhammad Ali przypłacił swą skłonność do prowokowania przeciwników chorobą Parkinsona, Terry Marsh cierpi na padaczkę. Najczęstsza przypadłość zawodników to encefalopatia bokserska, zwana po łacinie dementia pugilistica. Objawy z grubsza przypominają chorobę Alzheimera: utrata pamięci i zdolności poznawczych, zaburzenia widzenia, mowy i koordynacji ruchowej… Może też dochodzić do zmian osobowości – część lekarzy uważa, że właśnie tak stało się w przypadku agresywnego, nierzadko wchodzącego w konflikt z prawem Mike’a Tysona czy sięgającego po narkotyki Franka Bruno.

U obu mistrzów ringu zdiagnozowano chorobę afektywną dwubiegunową (zwaną niegdyś depresją maniakalną). Możliwe też, że doszło u nich do uszkodzenia tzw. kory przedczołowej – części mózgu odpowiedzialnej m.in. za samokontrolę i zachowania społeczne. Co ciekawe, ryzyka zachorowania na encefalopatię wcale nie zwiększa liczba przeżytych nokautów! Utrata świadomości jest bowiem odruchem obronnym organizmu (który w ten sposób daje mózgowi czas na zregenerowanie się), a może ją wywołać nawet stosunkowo słabe uderzenie. Najgorzej więc cierpi ten zawodnik, który – mimo sypiącego się na niego gradu ciosów – wciąż nie chce zejść ringu, tak jak Apollo Creed w „Rocky IV”. Niestety, do głów wielu bokserów ta prosta prawda nie dociera.