Jak naprawić wspomnienia? “Zmień narrację, która ci szkodzi”

Warto uporządkować wspomnienia w taki sposób, by procentowały w przyszłości. Z Renatą Mazurowską, psychoterapeutką, trenerką umiejętności osobistych, rozmawia Aleksandra Boćkowska.
kobieta, odpoczynek, lenistwo
kobieta, odpoczynek, lenistwo

ALEKSANDRA BOĆKOWSKA: Przed naszą rozmową tablet powiadomił mnie, że ma nową funkcję: „poprawianie wspomnień”. Można poprawić wspomnienia?

RENATA MAZUROWSKA: Na to pytanie trochę odpowiada psychoterapia narracyjna, zgodnie z którą każdy z nas ma swoją opowieść. Te opowieści mogą różnić się w obrębie kilku osób przeżywających te same zdarzenia. Na inne szczegóły zwracamy uwagę, co innego budzi w nas emocje.

Można więc powiedzieć, że zapamiętujemy lepiej to, co nas jakoś dotknęło, czego głębiej doświadczyliśmy, co emocjonalnie przeżyliśmy. Ale też do pewnego stopnia – bo niektórych zdarzeń pamiętać nie chcemy i wypieramy je do nieświadomości. Zdarzenie jest ukryte, ale my i tak działamy w jakimś związku z nim, tyle że nieświadomie, czyli np. doszukujemy się negatywnych komunikatów na swój temat (tylko je wyłapujemy) albo unikamy bliskości i nie potrafimy stworzyć długiej i satysfakcjonującej relacji.

Na szczęście można nieco zmienić narrację dotyczącą przeszłości. Wspomnienia to tak zwana pamięć emocjonalna, czyli ta, w której przechowujemy pamięć o zdarzeniach wraz z towarzyszącymi im emocjami – obojętnie pozytywnymi czy negatywnymi. Tam są proustowskie magdalenki, czyli smaki i zapachy z dzieciństwa, szarlotki babci i naleśniki mamy, pierwszy pocałunek czy pierwsza podróż pociągiem, ale też przykrości, których doświadczyliśmy dotychczas, słowem – to, co głęboko przeżyliśmy. Wiele zależy od tego, do pamięci jakich zdarzeń mamy większą skłonność, negatywnych czy pozytywnych. Niektórzy wszystko interpretują na swoją korzyść albo przynajmniej bagatelizują przykre doświadczenia, nie chcą się z nimi konfrontować ani utożsamiać, a inni wybiorą narrację ofiary i tak będą kształtować swoją pamięć biograficzną.

Podczas sesji w terapii narracyjnej pracuje się m.in. nad tym, żeby zmienić narrację, która nam szkodzi. Na przykład poprzez szukanie wyjątków. Kiedy ktoś mówi: „zawsze kiepsko radziłam sobie z tym”, to zachęcamy do przypomnienia, kiedy jednak ta osoba poradziła sobie lepiej. I okazuje się, że słowo „zawsze” nie jest już adekwatne. Możemy wpływać na treść narracji, kładąc nacisk na te wspomnienia, które nas budują, wspierają, ale też inspirować się narracjami innych ludzi, których śladem moglibyśmy lub chcielibyśmy pójść.

Dlaczego tak właśnie układamy sobie wspomnienia?

– Składa się na to wiele czynników. Istotna jest oczywiście nasza osobowość, nasza wrażliwość, ale kluczowy wydaje się przekaz, który dostaliśmy w dzieciństwie. Jeśli ktoś jest wychowany w narracji: „Jesteś beznadziejny, nic ci się nie udaje, zawsze wszystko spaprzesz, zaczynasz, a nie kończysz”, to rośnie z zaniżonym poczuciem własnej wartości i przekonaniem, że rzeczywiście jest do niczego.

 

W rezultacie obserwuje swoje życie w zawężonej perspektywie – wyłapuje potwierdzenia wdrukowanego przekazu i skupia uwagę na tym, co się nie udało i z tego buduje wspomnienia. Z kolei ktoś wychowany w poczuciu, że jest wspaniały i nikt mu nie dorówna, zawęża w przyszłości perspektywę do swojej wspaniałości i np. nie radzi sobie z porażkami albo nie przyjmuje do wiadomości, że ma wady – to inni je mają. To też jest fałszywa narracja. Najlepiej oczywiście zachować balans – mieć w sobie zgodę na jasną i ciemną stronę – zarówno siebie, jak i życia. To jest jak z księżycem. Widzimy tylko jasną część,
a przecież ta zasłonięta też istnieje.

A jak pamięć o przeszłości wpływa na teraźniejszość?

– To zależy oczywiście od tego, czy mamy skłonność do idealizacji, czy pozostawania w poczuciu krzywdy. Uczestniczyłam niedawno w spotkaniu towarzyskim, na którym jedna z osób, choć już znacznie dojrzała, ciągle jest kilkunastoletnią dziewczynką sprzed 50 lat, która nieustannie, w poczuciu krzywdy, wydobywa starą historię, kiedy spotkała ją przykrość. Ta niezałatwiona przez pół wieku pretensja sprawia, że ona cały czas postrzega innych jako krzywdzicieli, a siebie jako ofiarę. Czy taka narracja jej służy? Nie sądzę. Mogłaby być szczęśliwsza, gdyby oprócz krzywdzącej historii pamiętała jeszcze te szczęśliwe, które też przecież były jej udziałem.

Pielęgnowanie wspomnień niewątpliwie determinuje teraźniejszość. Jeśli są one złe, może to być destrukcyjne. Zarazem jest to wygodna postawa: przyjmujemy, że jesteśmy ofiarą, my – tacy szlachetni wobec innych, takich złych.  Ale z tego uporczywego cierpienia czerpiemy tak zwane zyski wtórne: pozostajemy w centrum uwagi, a inni mają nam współczuć. Trwanie w roli ofiary zwalnia nas, w naszym odczuciu, z działania.

Przeczytałam kiedyś w powieści włoskiego pisarza Giancarla Carofiglia takie zdanie: „Przywiązujemysię również do cierpienia, nawet do rozpaczy. Kiedy bardzo cierpieliśmy z powodu jakiejś osoby, jesteśmy przerażeni, kiedy ból mija. Ponieważ sądzimy, iż znaczy to, że wszystko naprawdę się kończy”.

– Tak bywa. Zdarza się czasem, że ludzie rozczarowani w miłości nie wchodzą w następne związki, bo latami karmią się poczuciem, że ten nieudany był taki wyjątkowy. Inni robią wszystko, by zapomnieć. Tymczasem warto rozróżnić „pamiętać” od „rozpamiętywać”. Pamięć ma w tym wypadku zbawienną właściwość – chroni nas nieraz przed popełnieniem podobnych błędów. Choć to oczywiście nie jest reguła. Często, skrzywdzeni przez trudnego partnera, następnym razem wybieramy „bezpiecznego”, kosztem być może temperatury uczuć. Najlepiej jest oczywiście ani nie pielęgnować straty, ani nie udawać, że nic się nie zdarzyło, tylko świadomie przeżyć to, co się stało. To pozwala następny związek oprzeć na bardziej realnych przesłankach niż tylko uczucie.

Bardzo ważne w radzeniu sobie z przeszłością jest dopuszczenie do siebie, że my też mieliśmy swój udział w tym, jak potoczyło się życie. To pozwala wyzwolić się z roli ofiary i w przyszłości postępować bardziej świadomie. Rzecz jest w autorefleksji – przemyśleniu dawnych zdarzeń w taki sposób, by zrozumieć, że był to fragment naszego życia, w jakimś stopniu nieudany, ale jednocześnie przecież zdarzyły się inne rzeczy. To nie wyszło, ale inne rzeczy – tak. Jeśli spróbujemy tak myśleć, pogodzimy się, że życie nie przebiega linearnie, tylko składa się ze wzlotów i upadków i wszystkie one są chwilowe, przeminą, to będzie nam łatwiej pójść do przodu. A jeśli nawet zbłądzimy, będziemy potrafili wyciągnąć wnioski.

 

Wyciąganie wniosków z przeszłości – to chyba kluczowe. Co powinniśmy zrobić, by zamiast pielęgnować ustalone role, żyć lepiej w przyszłości?

– Nawet najtrudniejszym życiowym doświadczeniom możemy nadać głęboki wymiar i wykorzystać z pożytkiem dla siebie a nawet dla innych. Podam przykłady prosto z życia, większości nam znane. Urszula Jaworska – pierwsza pacjentka, której w Polsce przeszczepiono szpik od niespokrewnionego dawcy. Gdy jako młoda żona i mama zachorowała na białaczkę, miała kilka procent szans na przeżycie, ponieważ wówczas, 20 lat temu, w Polsce nie funkcjonowały rejestry dawców szpiku. Poruszyła niebo i ziemię, by dostać szpik z zagranicy. Przeżyła, wyzdrowiała, a potem nie tylko założyła fundację, która pomaga innym chorym znaleźć dawcę, ale i zapoczątkowała poprzez swój upór nowy rozdział w polskiej transplantologii.

Janek Mela, chłopak, który w wyniku porażenia prądem stracił rękę i nogę, najpierw z Markiem Kamińskim przeszedł Arktykę i Antarktydę – zdobył obydwa bieguny. Dziś prowadzi fundację, która ułatwia ludziom bez kończyn uzyskać protezy i zajmuje się – to bardzo ważne – pomocą psychologiczną. Ewa Foley, trenerka rozwoju osobistego, straciła syna. Zginął w wypadku motocyklowym. Swoje cierpienie przełożyła m.in. na wspieranie innych matek, którym przyszło zmierzyć się z najgorszą ze strat. Te historie pokazują, że nawet najgorsze wspomnienia można przekuć w coś wartościowego. Nawet jeśli pomaganie innym służy także próbie poradzenia sobie z własną traumą, przy okazji ma wielkie znaczenie sensotwórcze.

A w takim zwyczajnym życiu? Kiedy wciąż pamiętamy, że ktoś 15 lat temu zachował się wobec nas fatalnie albo powiedział coś nieprzyjemnego? Można to przekuć na korzyść?

– W tym bardzo pomaga upływ czasu. Z wiekiem przeważnie dystansujemy się od wielu rzeczy, tracą znaczenie kąśliwe uwagi koleżanki sprzed lat. Starzejąc się wreszcie rozumiemy, że nie mamy wpływu na to, co siedzi w głowach innych ludzi, że nie zadowolimy ich wszystkich i przestaje nam na tym zależeć. Bardziej cenimy sobie własny świat, mniej się przejmujemy innymi, zwłaszcza tymi, którzy nie są szczególnie ważni w naszym życiu. Godzimy się z tym, że ani my nie musimy wszystkich lubić, ani wszyscy nie muszą lubić nas. Zawężona przez doświadczenia z dzieciństwa perspektywa, z wiekiem poszerza się. Uczymy się nadawać rangę otaczającym nas osobom – być może wciąż nas bolą uwagi od tych najbliższych, ale ci dalsi przestają być ważni.

 

Czyli do wspomnień trzeba dorosnąć?

– Z tym też bywa różnie, bo daleką przeszłość lubimy idealizować. Sama idyllicznie pamiętam wakacje u babci, gdzie wszystko było wspaniałe – sielska wieś, cudowna babcia i gorące lato. To wystarcza, bym marzyła o przeprowadzce na wieś. W tych marzeniach nie myślę jednak o odśnieżaniu dachu i drogi do domu, tylko o tym, że w lecie miło można rozwiesić hamak w sadzie…

Idealizujemy zresztą też przyszłość. Wyobrażamy sobie, że gdybyśmy związali się z innym partnerem albo znaleźli inną pracę, to byłoby dużo lepiej niż jest. A najzdrowiej jest być tu i teraz, łapać chwilę, która jest.

A wcześniej opowiedzieć sobie swoją historię w miarę uczciwie?

– Proponuję czasem uczestnikom moich warsztatów, żeby zrobili sobie „zdjęcie”, czyli napisali, jak wyglądają, jakie mają samopoczucie, o czym myślą, w którym miejscu są w życiu właśnie teraz. Za jakiś czas powtarzamy „zdjęcie”. To ćwiczenie pomaga uzmysłowić sobie, jak zmienia się perspektywa w czasie i pokazuje, że to my decydujemy o tym, jak wygląda nasze życie i to, co robimy teraz, za kilka lat będzie naszym wspomnieniem. I od nas wiele zależy, czy ono będzie dobre czy złe. Podobnie jest z dawniejszymi wspomnieniami. Jeśli zdamy sobie sprawę, że przeważnie dużo zależało także od nas, że mieliśmy udział w tym, jak wyglądało nasze życie, będzie nam łatwiej uporządkować wspomnienia w taki sposób, by procentowały w przyszłości. Ale do tego potrzebna jest nasza świadoma decyzja.