Kuchnia Konefki, czyli jak weganizm podbił Mordor

Pracownicy firm w warszawskim centrum biurowym, zwanym Mordorem, ustawiają się do niej w kolejkach – niezależnie czy są weganami, czy też nie.
Kuchnia Konefki, czyli jak weganizm podbił Mordor

Czwórka dzieci, dom i pies – to już naprawdę wiele obowiązków. Jak tu jeszcze znaleźć czas na pracę? Ewa Mroczek wpadła na prosty z pozoru pomysł, który przerodził się w dobrze działający biznes. Przy okazji ma okazję zarażać innych swoją pasją, jaką jest dieta wegańska.

Nazwa “Kuchnia Konefki” powstała od prostej ewolucji ksywki: Ewa – Konewka. Przygoda z gotowaniem dla innych rozpoczęła się kilka lat temu, gdy pani Ewa pracowała jeszcze w jednej z warszawskich firm. 

– Przynosiłam jedzenie do pracy, jeden z kolegów zaproponował bym przynosiła jedzenie dla innych – opowiada. Jednak jeszcze wtedy czuła się zbyt zakłopotana taką propozycją i nie miała odwagi spróbować. Decyzję podjęła podczas opiekowania się trzecim dzieckiem.

– Macierzyński zaraz się skończy, do pracy na pełen etat nie chcę wracać, bo to 8 godzin plus dojazd, w ogóle się dzieci nie widzi – zastanawiała się szukając pomysłu na pracę. 

Za radą męża postanowiła zacząć od obiadów. Gotuje dla innych to co sama je. Przez dwa i pół roku liczba chętnych urosła do kilku firm. 

– To samo co jemy w domu,  robię dla innych – tłumaczy – Odżywiamy się zdrowo i mamy produkty od rolników. Nie wszyscy w domu są weganami, dzieci mogą wybrać, mąż je mięso, jednak większość potraw na stole jest wegańskich. Ja nie przygotowuję mięsa, to zadanie męża lub starszych dzieci, jeśli mają na to ochotę. 

Wegańskie potrawy Konefki chwyciły praktycznie od razu, kupują je także mięsożercy. Ci, którzy kupują pierwszy raz czasem zapytają “kiedy będzie coś z mięsem”, ale ostatecznie wracają po kolejne wegańskie dania. 

– Weganizm związany jest z empatią, los zwierząt był mi zawsze bliski – opowiada pani Ewa, która od najmłodszych lat starała się unikać mięsa w diecie.

Jak znaleźć siłę i motywację na prowadzenie własnej firmy przy czwórce dzieci? Pani Ewa odpowiada, że starsze dzieci opiekują się młodszymi, cała logistyka domu jest podporządkowana rytmem dzieci i wszystko udaje się zmieścić.

– Każdy z nas kto nie ma dzieci mówi “nie mam czasu”, jak pojawiają się dzieci to paradoksalnie jakoś wszystko udaje się wpleść “pomiędzy”. Robi się to intuicyjnie. Wstaję rano z dziećmi, pracuje do wczesnego popołudnia i potem mam czas dla rodziny – opowiada. 

Mąż pani Ewy ma swoją pracę, czasem pomaga w logistyce i pakowaniu. Malutka firma stała się bardzo poważnym przedsięwzięciem Obecnie Kuchnia Konefki to około 80% przychodu w domowym budżecie – a dom składa się z sześciorga ludzi i dużego psa.