Laski robią się na bóstwo

W świecie zwierząt to samce stroją się w barwne pióra, obnoszą swe imponujące rogi i śpiewają uwodzicielskie pieśni. Ale są od tej reguły wyjątki! Niektóre samice noszą się i śpiewają o wiele piękniej niż partnerzy, a naukowcy dopiero zaczynają odkrywać, dlaczego tak jest

W lasach tropikalnych Oceanii mieszkają ptaki, które rzucają wyzwanie jednemu z największych autorytetów naukowych świata – Karolowi Darwinowi. Papugi barwnice „ubierają się” całkowicie niezgodnie z jego teorią ewolucji, według której samce walczące o względy partnerek muszą – by zwrócić na siebie uwagę i udowodnić jakość genów – silić się na ekstrawagancję, a samice nie. Nawet nie powinny się silić, bo jaskrawe kolory, wielkie rogi, głośne śpiewy czy powiewające treny tylko niepotrzebnie zwracałyby uwagę drapieżników. A matka nie ma się podobać, tylko wychować bezpiecznie dzieci.

Tymczasem w związku barwnic jaskrawym przepychem epatuje czerwona żeńska połówka, dbająca o pisklęta, podczas gdy zielony samiec z łatwością wtapia się w liście koron drzew, mimo że to on walczy o względy partnerki. Z drugiej strony – na nagim szarym pniu figowca, gdzie znajduje się papuzia dziupla, męska barwnica rzuca się w oczy równie mocno jak żeńska. Obie płcie są więc piękne, ale każda w zupełnie inny sposób. Natura popuściła wodze fantazji i na ciałach mierzących od czubka dzioba do końca ogona 40 cm, a więc sięgających niemal kobiecych kolan, popróbowała różnych odcieni palety.

W szacie męskiej barwnicy, owszem, dominuje szmaragdowa zieleń, ale ogon jest brązowy, zakończony żółtym paskiem, dziób pomarańczowoczerwony, tęczówka oka czerwona, skrzydła zaś obrzeżone niebiesko, a pod nimi – niespodzianka! – karmazynowa plama. Z kolei w żeńskiej kreacji czerwień rubinu przełamana jest okrywającym pierś i grzbiet fioletowogranatowym szerokim pasem w identycznym odcieniu jak oprawa oczu o żółtych tęczówkach. Brzegi skrzydeł, podobnie jak u partnera, podkreśla błękitny pasek, same skrzydła i ogon są zaś kasztanowe.

Jeden z najgenialniejszych biologów ewolucyjnych XX wieku Bill Hamilton z University of Oxford zwykł w czasie wykładów poświęconych doborowi płciowemu pokazywać małżeński portret barwnic, mówiąc: „Kiedy zrozumiem, dlaczego w tym związku jedna płeć jest zielona, a druga czerwona, będę mógł umrzeć”. To wyznanie wiele mówi o randze problemu. Przecież Hamiltonowi udało się logicznie, z matematyczną precyzją wytłumaczyć znacznie trudniejsze zjawiska z życia zwierząt i ludzi: altruizm, współpracę, wzajemne przysługi. Wyjaśnił, dlaczego zwykle na świat przychodzi tyle samo córek, co synów, i jak działają społeczeństwa mrówek, pszczół i os. Czemu więc układ kolorystyczny pary papug pozostawał dla niego zagadką? Bo jej rozszyfrowanie wiązało się z nie lada trudnościami logistycznymi.

Nie dość bowiem, że barwnice mieszkają w koronach drzew, na wysokości 20–30 m, to jeszcze w niedostępnych lasach deszczowych na wyspach rozrzuconych po oceanie od Moluków na zachodzie, poprzez Nową Gwineę, po Archipelag Bismarcka i Wyspy Salomona na wschodzie oraz na samym czubku półwyspu York w Australii. Tam właśnie, w Parku Narodowym Iron Range, młody biolog Rob Heinsohn zaczął badać niezwykłe ptaki. W 1997 r. zebrał zespół szaleńców i założył obóz badawczy. Od pierwszych obserwacji, pomiarów i zapisków do znalezienia wyjaśnienia tej i innych zagadek barwnic musiała minąć dekada.

PIĘKNE, PŁODNE, DŁUGOWIECZNE

 

W tym czasie naukowcy z coraz większym zainteresowaniem przyglądali się innym samicom, które – na przekór Darwinowi – pozwalają sobie na ekstrawagancję. Odkryli, że – podobnie jak wśród samców – niezwykła uroda i rozmiary mają związek z walką o względy partnerów. Np. samica kolcogwany, jaszczurki z Arizony, na co dzień ma dwie niewielkie niebieskie plamki po obu stronach podgardla, podobnie jak samiec. Na czas pory godowej tylko u niej wokół niebieskich łusek pojawia się uwodzicielski pomarańcz. Najbardziej pociągające panie produkują taką ilość barwnika, że niebieski zupełnie znika w zalewie ognistego koloru. Taka piękność skutecznie przyciąga amantów. Najbarwniejszym wybrankom poświęcają najwięcej czasu i zalecają się do nich najbardziej energicznie. I nic dziwnego. Z obserwacji Stacey Weiss z amerykańskiego Duke University wynika, że są one w najlepszej kondycji: nęka je najmniej pasożytów i składają najwięcej jaj.

Badania innych zwierząt – ryb: igliczni, babki włoskiej i czarnoplamki, ptaków: podróżniczki, sowy płomykówki i wróbla żółtogardłego, ssaków: pawianów, szympansów, makaków – potwierdzają tę samą regułę: barwne ornamenty na damskim ciele to nie czcze błyskotki, ale miernik jakości partnerki. Najlepsza jest ta, która urodzi ciężkie, odporne dziecko lub złoży dużo jaj.

O tym zaś, że uroda idzie w parze z imponującym tempem rozmnażania, przekonali się francuscy naukowcy badający modraszki – sikory o żółtych brzuszkach i niebieskich czapeczkach. To rekordzistki wśród ptaków lęgnących się w dziuplach. Składają średnio 11 jaj, choć najsilniejsze samice mogą mieć nawet 19. Żeby sprawdzić, czy jakość modraszek można ocenić po krzykliwych piórkach, badacze zmusili je do zbudowania kolejnego gniazda i złożenia drugiej porcji jaj, zabierając im pierwsze. Potem porównali liczbę nowych jaj z wyglądem matki. Okazuje się, że im bardziej żółte piórka ma sikorka, tym więcej jaj w powtórzonym lęgu. Najmniej jaskrawe matki złożyły ich sześć, najbardziej – nawet 12! Lepiej też poradziły sobie z wychowaniem piskląt.

Niebieskie piórka czapeczki świadczyły natomiast o długowieczności. Im ładniejsze, tym większe szanse, że sikora przeżyje zimę. Kolor żółty wiąże się z karotenami pochodzącymi z ciał upolowanych gąsienic, a więc świadczy o zdolności samicy do zdobywania pożywienia. Niebieski jest tzw. kolorem strukturalnym, zależy od genów. O tym zaś, które cechy będą przekazywane następnym pokoleniom, decydują samce, wybierając partnerki.

TE WŁOCHATE, TE WYSOKIE…

Muszki z gatunku Rhamphomyia tarsata odbywają zbiorowe randki w czasie lotu godowego. Samice czarują przyszłych partnerów, seksownie owijając wokół tułowia jedną z trzech par nóg pokrytych bujnie szczecinami przypominającymi pióra. Samce – pozbawione tej ozdoby – dokonują wyboru, a potem ofiarowują partnerkom martwego owada, by przed konsumpcją związku mogły się dobrze najeść. W tej sytuacji w interesie samicy jest jak największa liczba zbliżeń, bo im bardziej jest najedzona, tym więcej jajeczek złoży. Jakie muszki cieszą się największym wzięciem? Oczywiście te z najbardziej pierzastymi nogami. Ta cecha jest wzmacniana i przekazywana kolejnym pokoleniom zalotnych owadów.

Z kolei wśród koników morskich liczy się wielkość. Samice tych ryb trudy inkubacji jaj w torbie lęgowej na brzuchu powierzają partnerom. A ponieważ pań jest więcej niż panów, przyszli ojcowie mogą wybrzydzać – od kogo przyjąć jaja, a czyje odrzucić. Dokładne badania genetyczne i pomiary wykazały, że pławikoniki z gatunku Hippocampus subelongatus, które same od czubka nosa do ogona mierzą ok. 33 mm, wolą duże uwodzicielki. To sprawia, że samice są o 2 mm dłuższe od samców i potężniejszej budowy.

DZIEWICA CZY MATRONA?

Jak się okazuje, w naturze panowie nierzadko odmawiają spotkań z samicami, które się im nie podobają. I czasem ważniejsze od wyglądu są wiek, dobre wychowanie czy doświadczenie seksualne partnerki. Owady i szczury najwyżej cenią dziewice. Topi, antylopy ze wschodnioafrykańskich sawann, przepędzają samice, które się im zbyt agresywnie narzucają. I to mimo że panowie sami walczą na arenach o centralne miejsce, do którego przybędzie najwięcej pań chętnych do zbliżenia. Problem polega na tym, że żeńskie antylopy są płodne przez zaledwie jeden dzień w cyklu rozrodczym i w tym jednym dniu chcą zebrać zapasy nasienia od jak największej liczby samców – średnio czterech. Oczywiście zależy im na najbardziej walecznych topi, a więc tych z centrum areny. Zdarza się więc, że na wymarzonym terytorium bierze się za łby grupka samic, utrudniając zaloty dzielnego samca. Nie pozostaje mu nic innego, jak pogonić baby wszczynające burdy i kontynuować umizgi wobec łagodniejszych.

Z kolei naszych najbliższych kuzynów, szympansy, pociągają starsze panie (odwrotnie niż samców z gatunku Homo sapiens). Naukowcy tłumaczą to tym, że choć męskie szympansy nie inwestują w rozwój dzieci, to oczywiście zależy im na tym, by dobrze rosły. Z obserwacji wiedzą, że bardziej doświadczone partnerki mają większe szanse wychować zdrowego malucha i uchronić go przed przedwczesną śmiercią.

Dla kacyków pąsogłowych, żółto-czarnych ptaków z Ameryki Łacińskiej, liczy się natomiast głos. Inaczej niż inne ptasie samice, które raczej są ciche, te – jak zbadali amerykańscy naukowcy – w czasie sezonu lęgowego śpiewają czterokrotnie częściej niż partnerzy, a poza nim aż sześciokrotnie częściej. Dlaczego tak robią – jeszcze nie ustalono. Być może wcale nie chodzi o to, by zrobić wrażenie na partnerze, lecz o przegonienie konkurentki z terytorium.

ZBIERAJ SIĘ, MAŁA, BO INACZEJ…

W pojawieniu się ekstrawaganckich cech samic – dużych rozmiarów czy poroża – chęć zrobienia wrażenia na innych samicach może mieć nawet większe znaczenie niż uwodzenie partnera. W twierdzeniu, że kobieta maluje się i ubiera dla innych kobiet, a niekoniecznie mężczyzn, może być wiele prawdy. Dowodzą tego m.in. badania surykatek i owiec.

Surykatki żyją w koloniach składających się z dwóch lub trzech grup rodzinnych, mieszkających w norach – w sumie około 30 zwierzaków. W każdej z rodzin rozmnaża się tylko jedna samica, reszta członków stada wymienia się obowiązkami: kiedy jedne bawią się z dzieciakami i uczą je polować, drugie stróżują w charakterystycznej pozie, stojąc słupka. Oczywiście każda z samic chciałaby się rozmnażać i o ten zaszczyt toczy się bezwzględna walka. Wygrywa największa osobniczka, w której krwi krąży najwięcej testosteronu – hormonu zagrzewającego do walki. Samce zaś tylko czekają na wynik.

Z kolei rogi owiec domowych, a pewno także innych uzbrojonych samic, powstały jako narzędzie do walki o najsmaczniejszą trawę – szczególnie w okresie, kiedy rodzą młode i muszą dobrze jeść, by mieć dużo mleka.

185 owiec, które biolodzy obserwowali na szkockiej wyspie Hirta, miało rogi rozwinięte w różnym stopniu. Te najsilniej uzbrojone z łatwością przepędzały konkurentki. Rogi są uczciwym sygnałem, czy w ogóle warto podejmować ryzyko i wchodzić innej owcy w drogę. Ekstrawagancka cecha może więc wyewoluować jako reklama gotowości do walki o coś cennego.

GORĄCY RYNEK NIERUCHOMOŚCI

 

Spojrzawszy na to z tej strony, zespół Roba Heinsohna ujrzał w zupełnie innym świetle feerię barw, jaką epatuje tajemnicza papuga z lasów Oceanii. O co biją się panie barwnice? O dziuplę!

Naukowcy zauważyli, że ptaki wybierają miejsce na gniazdo w najpotężniejszych drzewach, wyrastających ponad przeciętny poziom koron stanowiących sklepienie tropikalnego lasu. Na obszarze setek kilometrów kwadratowych badacze zaleźli zalewie kilkaset takich „nieruchomości”. Nie dość, że są one rzadkie, to jeszcze jakość powstających w nich dziupli różni się znacznie. Wiele w czasie deszczu nabiera wody, a wtedy pisklęta toną. Dobra sucha dziupla okazuje się towarem cenniejszym niż penthouse z widokiem na warszawską Starówkę. Walkę o najlepsze lokale wygrywają najsilniejsze samice, które natychmiast się wprowadzają i wystawiają czerwoną głowę niczym znak „stop, zajęte!”. Jaskrawości barwnicy nie powstały więc, by zachwycać partnerów, ale by zniechęcać konkurentki.

Zbadawszy zaś dokładniej samce z użyciem spektrometru (urządzenia służącego do pomiaru intensywności barw), Heinsohn stwierdził, że wcale nie są one mniej jaskrawe. Owszem, ludzkie oko widzi głównie zielone pióra, ale ptasie dostrzega również ultrafiolet, jeden z najbardziej jarzeniowych kolorów. Co więcej, okazało się, że barwnica nie ma jednego, ale wielu partnerów zajmujących się karmieniem jej przez wiele miesięcy. Zespół Heinsohna zaobserwował nawet 11 przy jednej dziupli, choć zwykle jest ich pięciu. Samica zaś składa zaledwie dwa jaja. I to jest powód, dla którego konkurencja między panami jest tak silna. Tylko najpiękniejszy i najbardziej energiczny zostanie ojcem.

Ostatecznie wiedzę o barwnicach australijscy badacze podsumowali zaledwie kilka miesięcy temu. Jednak już na początku 2001 r. opublikowali wstępne dane, zaznaczając, że potrzebne są jeszcze długoletnie badania. Tymczasem Bill Hamilton wyjechał do Afryki badać pochodzenie wirusa AIDS, zaraził się malarią i zmarł w marcu 2000 r. Zabrakło kilku miesięcy, by zrozumiał niedającą mu spokoju zagadkę natury…