Metropia od 18 czerwca w kinach

Metropia to mroczna opowieść fantastyczno-naukowa, rozgrywająca się w Europie przyszłości, w której gigantyczna sieć metra łączy ze sobą najodleglejsze zakątki kontynentu. Ten „nowy wspaniały świat” skrywa jednak przerażającą tajemnicę…

Filozof Jeremy Bentham stworzył w 1785 roku nowy typ więzienia nazywany Panoptykonem. Miało konstrukcję tortu, ze strażnicą w centrum. Więzień mógł być monitorowany w każdej chwili, nie będąc tego świadomym, wobec czego zakładał, że jest obserwowany nieustannie. Efekt psychologiczny był taki, że osadzony zaczynał sam siebie pilnować. Strażnik przeniósł się ze strażnicy do głowy więźnia.

W 2024r. Panoptykon ma nową nazwę: Metropia.

„Metropia” opowiada o rozgrywającej się obecnie kulturalnej rewolucji – ciągłej obserwacji, podglądactwie i paranoi. „Metropia” to nie tylko film, lecz także sposób postrzegania rzeczywistości z nowej perspektywy. Tworzymy nowy punkt odniesienia.

Podrasowaliśmy wykończenia i tekstury w „Metropii”, by wzmocnić iluzję rzeczywistości – obraz jest ostrzejszy, a dźwięk lepszy. A jeśli udało mi się osiągnąć zamierzony efekt, wrażenie to nie opuści widzów jeszcze na długo po wyjściu z kina – tak opowiada o swoim filmie Tarik Saleh.

Choć wymyśliliśmy na potrzeby tego filmu nowy styl estetyczny i nową technikę animacji, to moim głównym celem zawsze było opowiedzenie historii Rogera – bohatera „Metropii”. Uważam, że jego opowieść niesie ze sobą bardzo silny przekaz: jeśli nie jesteś wolny we własnej głowie, to nigdzie nie będziesz.

„Metropia” została wykreowana dzięki nowatorskim efektom specjalnym łączącym aktorskie kreacje z animacją komputerową. Film miał swoją światową premierę na ubiegłorocznym festiwalu w Wenecji, gdzie otrzymał nagrodę za pionierskie efekty. Film Tarika Saleha, w którym bohaterom użyczyli głosów m.in. Vincent Gallo, Juliette Lewis i Udo Kier otwierał także Warszawski Festiwal Filmowy.  

WYWIAD Z REŻYSEREM

 


Czy możesz opowiedzieć nam o wykorzystanych przez siebie technikach animacyjnych? Zakładam, że to innowacyjne rozwiązania.

Mój ojciec jest animatorem poklatkowym, wychowałem się w jego studiu. Obiecałem sobie, że nigdy w życiu nie zajmę się animacją – to zawód dla szaleńców! Ale oczywiście los sprawił, że zacząłem bawić się programem After Effects, który świetnie nadaje się do tworzenia kompozytów, lecz do animacji już nieco gorzej. Zaczęliśmy pracować nad techniką, która, mówiąc w skrócie, wykorzystywała ten program do celów, do których nie był przeznaczony. To dlatego ten film wygląda tak wyjątkowo!

Pobawiliśmy się też trochę perspektywą – tło filmowaliśmy obiektywem 35mm, zaś bohaterów już przy użyciu kamery 70mm. Osiągnęliśmy dzięki temu specyficzną, oniryczną atmosferę. Wszystko wygląda znajomo, lecz ciągle masz wrażenie, że coś się nie zgadza.

W Metropii pojawiają się drobne ukłony w stronę innych filmów. Które z nich najbardziej cię zainspirowały?

Nie znam filmowca, który nie czerpałby inspiracji z Łowcy androidów – to obłędny film! Wplotłem też do Metropii trochę Hitchcocka. Uwielbiam konspiracje, a nikt na świecie nie potrafi snuć historii o nich tak dobrze, jak Hitchcock. Zawrót głowy to jeden z najlepszych filmów wszechczasów. Do dziś kocham się w Kim Novak.

Ale Metropia była inspirowana głównie Kafką, Orwellem i sztuką – zwłaszcza malarstwem holenderskim. Spodobał nam się pomysł umieszczenia źródła światła wewnątrz postaci, tak że w filmie wygląda to prawie, jakby miały w głowach żarówki. To bardzo mroczny świat, rozświetlany blaskiem bijącym z twarzy bohaterów.

A dlaczego zniekształciłeś ich rysy twarzy?

Bardzo mi zależało, by mieli wymowne oczy. W animacji gra aktorska zwykle jest przerysowana, każdy gest potwornie wyolbrzymiony. Jedną z ciekawszych cech ludzkich jest to, że oczy często zdradzają myśli i uczucia danej osoby – chciałem, by w moim filmie znalazły się takie niuanse.

Zebrałeś bardzo interesującą obsadę. W jaki sposób do twojego projektu dołączył Vincent Gallo?

Na początku bałem się w ogóle o nim wspominać mojemu producentowi, ze względu na jego reputację. W końcu powiedziałem, że chcę albo Adama Sandlera, albo Vincenta Gallo! Miałem wtedy w głowie dwie, diametralnie różne wizje Rogera. Chciałem obsadzić Vincenta, bo skłaniałem się do wersji Rogera jako człowieka wrażliwego, lecz podszytego mrokiem – kogoś, kto pod presją okoliczności mógłby zrobić coś, czego później będzie żałował. Wysłaliśmy więc Vincentowi kilka minut filmu i wyraził zgodę. Pięknie się z nim pracowało! Potraktował to wyzwanie nie jako podkładanie głosu do animacji, lecz jako rolę w zwykłym filmie fabularnym.

Chciałem też przy tej okazji wspomnieć o Udo Kierze, który był niesamowity. Co by nie robił – zawsze mnie przeraża. Choćby próbował być miłym, i tak człowiek siedzi jak na szpilkach!

To opowieść w zasadzie egzystencjalna – czy przyświecała ci jakaś idea, która posłużyła ci za punkt wyjścia, czy też miałeś z góry określoną wizję całej historii i wiedziałeś, jak się zakończy?

Znałem podstawowe założenie filmu, lecz z wielu powodów praca nad scenariuszem trwała bardzo długo. Sfinansowanie takiego projektu jest bardzo trudne, więc musieliśmy podejść finansistów, pisząc taką wersję scenariusza, która przypadłaby im do gustu. A potem nakręciliśmy wersję, która im się nie spodobała.

Jak zareagowali, gdy dowiedzieli się, że ich oszukaliście?

Na początku byli bardzo rozczarowani, ale gdy usłyszeli, że nasz film otwiera Tydzień Krytyków na festiwalu w Wenecji, powiedzieli: „Świetnie! Od początku w was wierzyliśmy!”. Przemysł filmowy jest bardzo oportunistyczny – gdy odnosisz sukces, ludzie cię kochają, zaś gdy wpadasz w kłopoty i masz gorszy okres… no, może cię nie nienawidzą, ale przestają odbierać twoje telefony.

Jak istotne jest środowisko festiwalowe w pozyskaniu publiczności dla tego typu filmu?

W każdym kraju działa przemysł filmowy promujący koncepcję, że jeśli miliony ludzi nie zobaczą twojego filmu, w ogóle nie ma sensu go produkować. Ci ludzie nie zdają sobie jednak sprawy z faktu, że twórcy tych hitów inspirowali się filmami, które zobaczyło bardzo niewielu ludzi. Przykładowo, niedawno obejrzałem Enter the Void, który absolutnie powalił mnie na kolana. Dziewięćdziesiąt pięć procent Szwedów nigdy go nie zobaczy, ale według mnie gdyby ten film nie powstał, świat byłby uboższy.

Wywiad przeprowadził: Paul O’Callaghan, London Film Festival

SYLWETKA REŻYSERA

Talik Sareh wyreżyserował kilka nagrodzonych filmów dokumentalnych, w tym „GITMO – Nowe prawa wojny” (2005), który zdobył nagrodę za najlepszy dokument na Festiwalu Filmowym w Seattle oraz specjalne wyróżnienie jury na FF w Miami, oraz „SACRAFICIO – Kto zdradził Che Guevarę?” (2001), zdobywcę pierwszej nagrody na międzynarodowych festiwalach na Kubie, w Portugalii i Brazylii, który zapoczątkował debatę na ten temat w całej Europie i Ameryce Łacińskiej.

Jest także jednym z założycieli Atmo Media Network i twórcą Atmo Animation, które to studio wyprodukowało ponad 30 krótkometrażowych animacji. Jest autorem scenariusza i producentem dwóch seriali telewizyjnych emitowanych w szwedzkiej telewizji SVT (A Different Class oraz Dream Team), założył legendarne szwedzkie czasopismo ATLAS i pracował jako dyrektor artystyczny egipskiego pisma ALIVE.