Na potencję diabelski gaz

Solfatara w Pozzuoli pod Neapolem to jeden z najsławniejszych wulkanów starożytności. Mieszkał tu bóg Wulkan, tędy wiodła brama do Hadesu, tędy zszedł w zaświaty Dante. W ostatnich tygodniach miejsce stało się głośne z powodu odkrycia zespołu neapolitańskich lekarzy, które może doprowadzić do produkcji leku będącego alternatywą dla viagry

Małgorzata Brączyk rozmawia z prof. Giuseppe Cirino, dyrektorem Wydziału Farmacji Uniwersytetu „Federico II” w Neapolu, szefem międzynarodowego zespołu naukowego zajmującego się badaniami nad rolą siarczku wodoru w procesie erekcji

Świat nauki jest zgodny, że największym osiągnięciem biologicznym ubiegłego stulecia było odkrycie wpływu tlenku azotu na ludzki organizm. W 1992 roku NO został obwołany cząsteczką roku, a sześć lat później prowadzący badania nad rolą tlenku azotu w procesie rozszerzania naczyń krwionośnych – Robert Furch-gott, Ferid Murad i Louis Ignarro – otrzymali Nagrodę Nobla. Wygląda na to, że za sprawą waszych badań siarczek wodoru (H2S) zaczyna robić podobną karierę. Dlaczego związek chemiczny o zapachu zepsutych jaj jest dla ludzi tak ważny?

– W naszym organizmie istnieją tzw. mediatory gazowe. Najsłynniejszy to oczywiście tlenek azotu, prawdziwa gwiazda, ale są też dwa inne: tlenek węgla i siarczek wodoru, czyli siarkowodór. Siarkowodór jest biologicznie aktywny w naszym organizmie – możemy mierzyć jego poziom plazmatyczny. W ostatnich trzech, czterech latach stwierdzono, że obniża ciśnienie tętnicze, hamuje też  kurczliwość mięśnia sercowego. Gaz ten powstaje w ludzkim organizmie dzięki dwóm enzymom: CBS i CSE. Nasza ekipa badawcza wykazała, że narządy zbudowane z tkanek jamistych, a więc męski penis, zawierają oba te enzymy i że posiadają zdolność „produkcji” H2S. Przeprowadziliśmy wiele doświadczeń, z których wynika, że jeśli na naczynie tkanki jamistej oddziałujemy substancją zawierającą H2S, tkanka ulega rozluźnieniu – ponieważ w przypadku penisa oznacza to erekcję, wykazaliśmy, że siarkowodór powoduje erekcję.

To wyjaśnia, dlaczego w ostatnich tygodniach okolice parku, w którym znajduje się wulkan Solfatara o siarkowodorowych wyziewach, przeżywa prawdziwe oblężenie…

– Rzeczywiście, słyszałem, że szeroki odzew, z jakim spotkało się w mediach nasze odkrycie, przyczynił się do zwiększonego zainteresowania tym parkiem krajobrazowym. Świetnie, bo to malownicze miejsce. Nie możemy sobie jednak przypisać sławy, która nam się nie należy. Tym bardziej że zawsze wierzono tu w zbawienny wpływ wyziewów tego wulkanu, tak jak od niepamiętnych czasów radzono małżonkom niemogącym doczekać się potomka, aby wybrali się na przechadzkę pomiędzy dymiącymi fumarolami i błotnistymi gejzerami. Prawdziwe legendy krążą o jurności sędziwego strażnika pilnującego głównego krateru, który ma 18 dzieci z trzema żonami. Ponieważ nasze odkrycie, dotyczące wpływu siarkowodoru na potencję, w pewien sposób potwierdza te opowieści, uznaliśmy, że w Neapolu o wiele bardziej przemówi do wyobraźni wulkan Solfatara aniżeli zapach zepsutych jaj – a w gruncie rzeczy jedno i drugie to nic innego jak siarkowodór.

Czyli diabelski gaz wspomaga potencję! I co by na to powiedzieli nieszczęśni Achilles, Parys, Tristan i wszyscy inni, których Dante, przeprawiwszy się przez wrota Hadesu, spotkał w drugim kręgu piekła przeznaczonym dla lubieżników? Ale wróćmy na ziemię. Czy wyziewy, gazy, pary, wody siarkowe, rzeczywiście mogą mieć leczniczy wpływ na impotencję?

– To prawda, że istnieją wody mineralne zawierające spory poziom siarki, istnieją miejsca, w których uwalnia się siarka, są także pokarmy, które zawierają siarkowodór, jak chociażby jajka, mięso, niektóre zboża… Jeśli inhalacje rozszerzają naczynia, to siłą rzeczy muszą mieć jakiś wpływ na erekcję, choć ciężko to niestety potwierdzić naukowo. Nie możemy zapominać  o efekcie placebo – wiele środków farmakologicznych na tym bazuje. U wielu osób połknięcie pigułki wywołuje spodziewaną reakcję, ale nie zawsze jest to reakcja organiczna.

Jak długa, pańskim zdaniem, może być droga od waszego odkrycia do produkcji leku?

– Tak naprawdę nie wiadomo, kiedy taki lek może się pojawić – tlenek azotu w organizmie ludzkim odkryto na początku lat 80., a viagra pojawiła się w sprzedaży w 1998 roku i na dodatek jest dzieckiem przypadku, bo przecież był to lek na chorobę wieńcową. Dopiero później okazało się, że działa na zaburzenia erekcji. Przykład viagry doskonale obrazuje, że układ sercowo-naczyniowy jest ściśle związany z funkcjonowaniem ciał jamistych prącia. Nie bez powodu choroby, takie jak cukrzyca czy nadciśnienie, będące typowymi schorzeniami kardiologicznymi, są przyczyną kłopotów z erekcją. Nasze badania tylko to potwierdziły. I nie tylko nasze. Dwa miesiące przed nami inni naukowcy opublikowali na stronach pisma „Science” wyniki badań, z których wynika, że enzymy CSE i CBS są bardzo ważne dla utrzymania równowagi ciśnienia. My wykazaliśmy, że enzym CSE jest obecny w ciałach jamistych prącia w większej dawce aniżeli CBS, przeprowadziliśmy też serię doświadczeń na tkankach ciał jamistych, w wyniku których stwierdziliśmy ponad wszelką wątpliwość, że jeśli pozbawimy ciała siarczku wodoru, to osłabia się reakcja na stymulację seksualną.

Waszymi badaniami jest zainteresowany ojciec viagry, laureat Nagrody Nobla, Louis Ignarro…

– Nie tylko jest zainteresowany, ale czynnie w nich uczestniczy, przy czym chciałbym dodać, że niezależnie od międzynarodowego składu ekipy badawczej, wszystkie eksperymenty zostały przeprowadzone we Włoszech, w Neapolu.

Wiem, że prowadziliście doświadczenia na penisach, skąd wzięliście „materiał badawczy”?

– Uczestnikiem badań jest prof. Vincenzo Mirone, znany urolog, specjalizujący się w zmianie płci. We Włoszech rocznie ponad 400 mężczyzn staje się kobietami, wiele z tych zabiegów przeprowadza właśnie on, stąd bez większych problemów mógł zapewnić „materiał badawczy”. Oczywiście, wszystko odbyło się zgodnie z prawem. Za zgodą pacjentów prowadziliśmy eksperymenty na kilkunastu penisach, które przestały być im potrzebne. Dzięki temu udało się nam wykazać, w których miejscach ciał jamistych prącia znajduje się enzym CBS, a w których CSE.

Skąd tak duże zainteresowanie badaniami, dotyczącymi seksualnej dziedziny życia? W gruncie rzeczy nie wchodzą w grę leki ratujące życie…

– Chodzi o jakość życia, o przedłużenie aktywności seksualnej poza barierę problemów o charakterze fizjologicznym, z których najbardziej podstawowym jest starzenie się. Środki, jakie ludzie są gotowi wydać na ten cel, nie mają porównania z niczym…

A dla farmaceutycznych kolosów liczą się przede wszystkim pieniądze…

– Tam, gdzie jest podaż, musi być popyt. Jeśli zajrzymy do przeciętnej apteki, to zobaczymy na półkach mnóstwo środków, o których nie możemy powiedzieć, że są to leki ratujące życie. Czego tam nie ma! Modne integratory, specyfiki ziołowe, cały dział kosmetyczny, preparaty odchudzające – środki te nie leczą przecież ciężkich schorzeń, ale mają pozytywny wpływ na zdrowie, na urodę, na dobre samopoczucie. Ludzie chcą żyć w zdrowiu – leki, o których dyskutujemy, są częścią tego gigantycznego rynku. Pomyślmy tylko, że kiedy weszła do sprzedaży viagra, prognozy rynkowe mówiły o sprzedaży 11 milionów pigułek rocznie, a dziś, takie przynajmniej są dane szacunkowe, co 11 sekund ktoś na świecie kupuje ten lek. Nawet jeśli wziąć pod uwagę, że 30–40 proc. mężczyzn nie odnotowuje korzyści z połknięcia niebieskiej tabletki, to i tak liczbę osób potencjalnie zyskujących na jej zażyciu należy pomnożyć przez dwa, bo przecież seks uprawia się we dwoje. Nie mówiąc o tym, że wynalezienie viagry uratowało nosorożce. Nie żartuję. Zwierzęta te narażone były na wyginięcie, bo sproszkowany róg uważano za potężny afrodyzjak, tak jak jądra wielu zwierząt. Zresztą, czegóż nie używano! Aptekarze sprzedawali po kryjomu jakieś dziwne substancje… Viagra, przynajmniej w krajach rozwiniętych, zlikwidowała cały ten szarlatański rynek.

No i praktycznie wyszedł z użycia termin impotencja, obecnie mówi się o zaburzeniach erekcji.

– Dziś sytuacje, w których nie można pacjentowi w żaden sposób pomóc, są o wiele rzadsze. Poza tym leki, nie tylko viagra, ale levitra i im podobne sprawiły, że mężczyźni stali się bardziej świadomi swojej seksualności. Wcześniej za jakiekolwiek trudności, zaburzenia, kłopoty winili kobiety – teraz wiadomo, że tak nie jest. Mężczyźni coraz częściej odwiedzają urologa, zaczynają mówić o problemach ze swoją seksualnością i to jest ogromny plus. Czasem taka wizyta może uratować życie, nierzadko bowiem pacjenci, mający problemy z potencją, są odsyłani do kardiologa. Zaburzenia erekcji to pierwszy sygnał problemów z krążeniem, z ciśnieniem itp.

O ile, przynajmniej w krajach rozwiniętych, młode kobiety tuż po pierwszej miesiączce decydują się na pierwszą wizytę u ginekologa, z reguły wybierają się tam z matkami, o tyle w przypadku mężczyzn nie ma takiego zwyczaju. Wcześniej, gdy istniała obowiązkowa służba wojskowa, męskie ciało jako całość podlegało lekarskiemu oglądowi, był to często pierwszy i jedyny taki moment w życiu mężczyzn.

Nie jestem zwolennikiem powszechnego poboru, ale dzięki temu wielu chłopców, mających często nieskomplikowane schorzenia czy wadliwą budowę prącia, zostało skierowanych na leczenie. Z chwilą gdy  w większości krajów przestała istnieć obowiązkowa służba wojskowa, męski narząd wymknął się, że tak powiem, spod medycznej kontroli.

Wracając do waszego odkrycia: tak duże zainteresowanie lekami na zaburzenia erekcji zwiększa szanse na to, że ktoś zapuka do drzwi, mówiąc, iż chce zainwestować w badania. A może już zapukał?

– Nie, nikt nie zapukał. Na razie najbardziej zainteresowane są różnego rodzaju periodyki naukowe, medyczne i, zważywszy na temat, również prasa i telewizja. Badania są drogie, a we Włoszech, gdzie nauka jest niedoceniana, niełatwo znaleźć na nie pieniądze. Dlaczego Ameryka zajmuje pierwsze miejsce pod względem odkryć naukowych? To proste! Cała Europa nie wydaje tylu środków na badania, co jeden amerykański instytut badawczy. Wystarczy tylko porównać, ile jest firm farmaceutycznych w USA, a ile na Starym Kontynencie.

Oczywiście, żeby wyprodukować lek, potrzebne jest zainteresowanie przemysłu farmaceutycznego – badania kliniczne wymagają pieniędzy, w USA wszystko jest prostsze – masz pomysł, więc szukasz producenta. To jest biznes. W Europie jest inaczej – nasz zespół odkrył pewien mechanizm dotyczący farmakologii molekularnej, którego nie można nawet opatentować, na tym etapie każdy może całkowicie bezpłatnie wykorzystać nasze badania, są własnością wszystkich.

Powiedział pan wcześniej, że jedynie 60–70 proc. użytkowników viagry doświadcza jej korzystnych efektów. Oznacza to, że w przypadku 30–40 proc. osób lek nie skutkuje… Wybiegnijmy w przyszłość – jest szansa, że lek bazujący na siarczku wodoru mógłby im pomóc?

– Na obecnym etapie badań, żeby odpowiedzieć na to pytanie, musiałbym być jasnowidzem. Jako farmakolog mogę jedynie stwierdzić, że cały nasz zespół ma taką nadzieję. Nie ulega bowiem wątpliwości, że istnieje luka na rynku farmaceutycznym, którą należałoby wypełnić. Chciałbym podkreślić, że nie należy odbierać naszych badań jako wyłącznie związanych z erotyzmem. To, oczywiście, ważna sfera ludzkiego życia, ale mówimy o funkcjonowaniu narządu, bez którego nasz gatunek skazany byłby na wymarcie. Ponieważ jest to organ kluczowy, szokuje fakt, że właściwie badania nad funkcjonowaniem prącia zaczęły się zaledwie 20 lat temu. Przed viagrą nie było żadnego środka farmakologicznego, to dzięki temu lekowi w podręcznikach pojawił się rozdział dotyczący zaburzeń erekcji.

Nie zapominajmy, że człowiek jest jedynym ssakiem, który spółkuje nie tylko dla rozrodu, ale przede wszystkim dla przyjemności…

– Z pewnymi, jedynie potwierdzającymi regułę wyjątkami, dotyczącymi niektórych małp. Generalnie zwierzęta parzą się, żeby podtrzymać rasę, i robią to w okresie największej witalności, gdy są młode i silne. Człowiek na odwrót, chce uprawiać seks, ale nie ma ochoty się rozmnażać, więc jest to fakt ludyczny, a nie reprodukcyjny, i to bardzo komplikuje życie seksualne człowieka.

Coraz więcej par decyduje się na potomstwo dopiero w okolicach czterdziestki.

– Technologicznie jesteśmy bardzo wspomagani przez naukę. W rzeczywistości teraz, nawet jeśli urodzi się dziecko w szóstym miesiącu, ma szanse na przeżycie; jeśli kobieta pięćdziesięcioletnia chce zostać matką, medycyna może jej w tym pomóc…

To dobrze czy źle?

– Jeszcze niedawno mężczyzna mający 65 lat uważany był za starca, obecnie to człowiek w pełni sił. Nic dziwnego, że chce mieć satysfakcjonujące życie seksualne. Punktem wyjścia w badaniach dotyczących seksualności jest chęć przedłużenia okresu, w którym człowiek cieszy się zdrowiem i dobrym samopoczuciem. Co jest podstawą zadowolenia znakomitej większości ludzi? Udany związek. Żyjemy w czasach, gdy przed trzydziestką trudno znaleźć satysfakcjonującą pracę, natomiast gdy zys-kujemy bezpieczeństwo ekonomiczne, 80 procent osób jest w wieku, kiedy ciało nie jest już w swoim apogeum. Najlepszy okres rozrodczy dla kobiety to 20–24 lata, trzydziestolatka, dziś uważana za dziewczynę, dla Balzaka oznaczała poważną matronę; wówczas kobieta mająca 40 lat była stara, teraz coraz więcej pań rodzi w tym wieku pierwsze dziecko.

Oczywiście, nie zawsze jest to proste, często wymaga zachodu, monitorowania owulacji, ale jest możliwe. Wiele rzeczy, które 10 lat temu były nie do pomyślenia, w tej chwili są normalne, za kilka lat wybór koloru oczu przyszłego dziecka będzie na porządku dziennym. Taka jest kolej rzeczy. Kiedy ja byłem nastolatkiem, nie było telefonów komórkowych, więc moja matka nie mogła kontrolować moich ruchów, ale nie wpadała z tego powodu w panikę, tak jak robi to moja żona, kiedy nie może skontaktować się z naszym synem, bo jest poza zasięgiem. Wcześniej nie było możliwości uprawiania seksu czy urodzenia dziecka po przekroczeniu pewnej granicy wieku – teraz taka możliwość istnieje. Można stwierdzić, że w ostatnich kilku dekadach przesiedliśmy się z małego fiata do ferrari. Czy to gorzej, czy lepiej? Szybkość konsumuje naszą energię i potrzebujemy pomocy medycznej. Dzięki badaniom naukowym osoba, powiedzmy, 70-letnia o szczupłej figurze, ciesząca się dobrą kondycją, uprawiająca sport, wspomagając się lekami, może mieć całkiem normalne życie seksualne. Nawet najwięksi sceptycy nie mogą powiedzieć, że to coś złego.

Co to znaczy: normalne życie seksualne?

– Ba! Tego nikt nie wie! Jeden akt seksualny na tydzień jest normalny, tak jak normalny jest jeden na miesiąc, jeden na dzień. Są ludzie, którzy życie seksualne rozumieją jako życie w parze, są ci, którzy adresują je do szerszego odbiorcy, ale i w tym przypadku dla jednego normą jest zmiana partnera co dwa miesiące, dla innego co dwa tygodnie, i każdy inny standard jest nienormalny. Według mnie normalne jest, jeśli żyjemy seksualnie zgodnie z naszym rytmem i potrzebami. Ważna jest normalność osobista, a nie w oczach innych.